Bordowo-granatowe wojny gabinetowe

Czas czytania: 5 m.
0
(0)

FC Barcelona od dziesięcioleci firmuje się mottem „Mes que un Club” („Więcej niż klub”). Tymczasem także przez długi już czas jej włodarze zdają się sukcesywnie popadać w coraz to większy konflikt z ową zasadą.

Za czasów generała Francisco Franco zespół ze stolicy nadmorskiego regionu stał się dla Katalończyków ostoją państwowości, a stadion miejscem, gdzie walczący z reżimem republikanie manifestowali swą odrębność. Pamiętne słowa „El Barca es mes que un club” wypowiedział prezydent Dumy Katalonii Narcis de Carreras w 1968 roku. Blaugrana zapracowała sobie na to miano między innymi dzięki działalności jego poprzedników z ofiarą reżimu frankistowskiego – Josepem Sunyolem na czele. Kolejni szefowie klubu od Josepa Lluisa Nuneza, przez Sandro Rosella do obecnie panującego Josepa Marii Bartomeu zniszczyli to dziedzictwo. Dawali i dają do zrozumienia, że Barca w ich rękach zmierza w kierunku bycia tylko maszynką do zarabiania pieniędzy.

Podchody

Kiedy Nunez wyraził chęć ubiegania się o najważniejszy stołek w klubie przed wyborami w 1978 roku, jego przeciwnicy wiedzieli, z kim mają do czynienia. Znany był już wówczas, jako magnat budowlany, z dążenia po trupach do celu, za który objął sobie sukcesywne poszerzanie swej władzy i wzbogacanie się. Kiedy rozpoczął swoje gierki, groźny konkurent, Victor Sagi podjął chyba najmniej logiczną decyzję z możliwych – wycofał się z wyborów. Przedsiębiorca zdyskredytował również Fernando Arino, posądzając go o skłonności komunistyczne, co w świetle sytuacji politycznej stało się nadzwyczaj szkodliwą łatką. Dalszą część kampanii Nuneza stanowiły typowe populistyczne slogany odnoszące się do przyszłości Barcy pod jego sterami. W wyborach z maja 1978 triumfował, o niecały tysiąc głosów wyprzedzając „komunistę” Arino.

I zaczęły się ponad dwudziestoletnie, kontrowersyjne rządy Nuneza. Co rusz napotykał on głosy sprzeciwu, a do pierwszej głośnej akcji protestacyjnej doszło już niecały rok od objęcia urzędu. Kiedy po triumfie Dumy Katalonii w Pucharze Zdobywców Pucharu nad Fortuną Duesseldorf, samolot z Bazylei wylądował na El-Prat, Josepa Lluisa przywitały niespodziewane okrzyki „Neeskens si, Nunez no”. Był to wyraźny znak, że same tytuły nie zamażą obrazu prezydenta w oczach cules.

W celu poprawienia nastrojów społecznych rozpoczął negocjowanie ściągnięcia na Camp Nou Diego Maradony. Celu dopiął po trzech latach, ale przyniosło to efekt zgoła odmienny od zamierzonego. Maradona popadł w konflikt z prezydentem, któremu nie podobał się beztroski tryb życia „Boskiego Diego”. Wtedy to Argentyńczyk pierwszy raz zażył kokainę, kłótnią z Javierem Clemente trenującym baskijski Athletic pogorszył wizerunek klubu i decyzją Nuneza musiał odejść do Napoli.

Bunt w Hesperii

Mimo niemałego grona antagonistów Nunez utrzymał się na stanowisku przez lata bez większych ekscesów. Aż do słynnego Motin del Hesperia – „Buntu w Hesperii”. W kwietniu 1988 w hotelu Hesperia zebrali się niemal wszyscy piłkarze FC Barcelona, by zaprotestować przeciwko obarczeniu ich odpowiedzialnością za oszustwa klubu przy okazji kontraktów. Malwersacjami zainteresował się fiskus, zarząd obciążył karami graczy. Po stronie podopiecznych stanął Luis Aragones. W hotelu zabarykadowała się wraz z trenerem niemal cała kadra Barcy. Wyjątkami byli Gary Lineker (powołany do reprezentacji), kontuzjowany Sergi Lopez i Bernd Schuster. Porozumienie osiągnięto dopiero, gdy Aragonesa zastąpił Johan Cruyff, który przeprowadził rewolucję po odejściu kilkunastu zawodników. Afera zniechęciła cules do przychodzenia na stadion, ale dziś wiemy, że jej konsekwencje zaprowadziły Blaugranę na szczyty światowego futbolu.

Sukcesy z pierwszym Pucharem Europy w dziejach Barcy zjednały Cruyffowi serca cules, ale nie względy Nuneza. Owa para dżentelmenów nieustannie okazywała sobie wzajemną niechęć. Do tego stanu rzeczy przyczynił się na pewno konfliktowy i bezkompromisowy charakter Holendra. Cruyff, chcąc zaprowadzić w klubie własne porządki, jak to miał w zwyczaju przez dziesięciolecia, naraził się Nunezowi, wkraczając w strefę wpływów prezydenta. Przypłacił to w 1996 roku, po dwóch latach bez trofeum, zwolnieniem. Warto dodać, że trener powiadomiony został przez wiceprezydenta – Joana Gasparta. To właśnie Joan Gaspart cztery lata później zastąpił zdymisjonowanego Nuneza. By los zemścił się na najdłużej panującym prezydencie w historii klubu, musiało minąć czternaście lat. W 2014 roku dosięgła go ręka wymiaru sprawiedliwości i wrzuciła na 22 miesiące do więzienia, gdzie wciąż odsiaduje wyrok za korupcję.

Kolejne plamy

Następca Nuneza kojarzony jest nie z aferami, a z kryzysem czysto finansowym oraz sportowym. W 2003 roku, po ledwie trzech latach kadencji Gasparta urząd objął Joan Laporta. Wspominany jest na Camp Nou pozytywnie, przez pryzmat sportowych sukcesów, ale cieniem na jego wizerunku kładzie się, chociażby skandal szpiegowski. Ówczesny sternik Dumy Katalonii miał być u schyłku rządów zamieszany w szpiegowanie przez agencję Metodo 3 kilku wiceprezydentów klubu oraz niektórych piłkarzy (w tym Gerarda Pique). Co do bezpośredniego zleceniodawcy procederu krążyły sprzeczne hipotezy. Jedna mówiła o Laporcie, inna jednym ze współpracowników Joana, kolejna skupiała uwagę na Pepie Guardioli.

Najgłośniejsze, bo najświeższe, są wpadki wizerunkowe i krętactwa duetu Sandro Rosell – Josep Maria Bartomeu. Brutalne zerwanie z ponad stuletnią tradycją rozpoczęło się w ich wykonaniu już po kilku miesiącach prezydentury pierwszego z wymienionych. W wyniku umowy sponsorskiej z Qatar Sport Investments bordowo-granatowe trykoty „splamiono” reklamą Qatar Foundation dla pokaźnego zastrzyku gotówki z kieszeni katarskich szejków. Odczucia cules pogorszyły się jeszcze bardziej, kiedy logo zamieniono po dwóch sezonach na emblemat Qatar Airways.

Wiadro dziegciu wylało się na Rosella za parafowanie paktu z mającą chuligański charakter grupą Boixos Nois, by zajęła się dopingiem na Camp Nou. Po fali krytyki wycofano się z projektu zwanego Grada d’Animacio.

Równanie legend z brukiem to również praktyka znana Rosellowi. Eric Abidal, Txema Corbella… Wyżej wymienionych potraktowano bez przysługującego im za wkład w sukcesy klubu szacunku.

Sprawa Abidala to demonstracja braku sentymentów ze strony Rosella i spółki. Francuz, będący ważnym ogniwem jedenastki Blaugrany, zachorował w marcu 2011 roku na raka wątroby. Po szybkim leczeniu już parę tygodni później zdawało się, że wszystko zakończy się szczęśliwie. Na Wembley dostał nawet opaskę kapitana od Carlesa Puyola, dzięki czemu mógł odebrać puchar Ligi Mistrzów. Zdążył minąć rok od tamtej diagnozy i reprezentantem Trójkolorowych oraz całym Barcelonismo wstrząsnęła wieść o nawrocie choroby. Trzynastomiesięczna rehabilitacja po operacji przeszczepu organu przyniosła oczekiwany skutek: Abi wrócił na boisko w końcówce sezonu 2012/13, kiedy to akurat kończył mu się kontrakt z klubem. Rosell zdążył złożyć obietnicę, że jeśli Francuz choćby na minutę wybiegnie na plac gry – jego umowa z Dumą Katalonii natychmiast zostanie prolongowana. Słów tych nie poparły działania i 33-latek opuścił miasto Gaudiego na rzecz swojej pierwszej drużyny – AS Monaco.

Neymargate

Txema Corbella to postać związana z szatnią Barcelony, w której odpowiedzialny był za sprzęt przez 35 lat. Zyskał sobie tak ogromny szacunek zawodników, że ochrzcili go „President”. Jego rola nie ograniczała się do pracy, utrzymywał przyjacielskie kontakty z każdym, kogo spotkał na swej drodze. W lipcu 2014 klub, kierowany wówczas – po styczniowej dymisji Sandro – przez dotychczasowego szefa Josepa Marię Bartomeu, zwolnił Corbellę znienacka bez podania powodu. Choć później doszło do porozumienia stron, dezaprobatę dla działań zarządu wyraził nawet Xavi.

Wspomniana zmiana prezydenta podyktowana była skutkami kolejnej afery – Neymargate. Sprowadzony do stolicy Katalonii w letnim okienku transferowym 2013 roku napastnik kosztował… No właśnie, tak naprawdę do dziś nie wiemy ile i możliwe, że nigdy nie będzie to na sto procent pewne. Niezliczona liczba zmiennych i przeróżnych klauzul, z oszustwem podatkowym i procesem sądowym w tle zmiotła ze stanowiska Rosella. Pieniędzmi z kasy Barcy wzbogaciła się firma należąca do Neymarów (ojca i samego zawodnika) i brazylijskie fundusze inwestycyjne. Atmosfera zgęstniała na tyle, że Rosellowi podobno grożono, nie oszczędzając przy tym rodziny, co podał jako bezpośrednią przyczynę decyzji. Nie tak dawno parafowano „pakt wstydu” zwalniający Josepa Marię i Sandro z odpowiedzialności karnej, a pełnię winy przyznający klubowi. Dodatkowo budżet Blaugrany uszczuplał o 5,5 miliona w europejskiej walucie.

W niniejszy sposób kilku szemranych osobników wspieranych przez swą świtę zaprzepaściło tradycję, ideały oraz wyrzuciło do śmieci kartkę z napisanym na niej cytatem opisującym FC Barcelona przed 1978 rokiem. Czy do tego da się powrócić? Perspektywa rysuje się marnie, ale nadzieja umiera ostatnia.

JAKUB BARANKIEWICZ

Zachęcamy do polubienia nas na FACEBOOKU, a także obserwacji na TWITTERZE , INSTAGRAMIE i YOUTUBE

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 0 / 5. Licznik głosów 0

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

spot_img
Redakcja
Redakcja
Jesteśmy niczym Corinthians — przesiąknięci romantycznym futbolem, który narodził się z czystej pasji i chęci rywalizacji, nie zysku. Kochamy piłkę nożną. To ona wypełnia nasze nozdrza, płuca i wszystkie komórki naszego ciała. To ona definiuje nas takimi, jakimi jesteśmy. Futbol nie jest naszym sposobem na życie. Jest jego częścią. Jeżeli myślisz podobnie, to już znaleźliśmy wspólny język. Istniejemy od 2014 roku.

Więcej tego autora

Najnowsze

„Przewodnik Kibica MLS 2024” – recenzja

Przewodnik Kibica MLS już po raz czwarty ukazał się wersji drukowanej. Postanowiliśmy go dokładnie przeczytać i sprawdzić, czy warto po niego sięgnąć.

Mário Coluna – Święta Bestia

Mozambik dał światu nie tylko świetnego Eusébio. Z tego afrykańskiego kraju pochodzi też Mário Coluna, który przez lata był motorem napędowym Benfiki i razem ze swoim sławniejszym rodakiem decydował o obliczy drużyny w jej najlepszych czasach. Obaj zapisali też piękną kartę występami w reprezentacji.

Trypolis, Londyn, Perugia, Dubaj – Jehad Muntasser i jego wszystkie ścieżki

Co łączy Arsene’a Wengera, rodzinę Kaddafich i Luciano Gaucciego? Wszystkich na swojej piłkarskiej drodze spotkał Jehad Muntasser, pierwszy człowiek ze świata arabskiego, który zagrał w klubie Premier League. Poznajcie jego historię!