Dania i piłkarska baśń na EURO 1992

Czas czytania: 6 m.
5
(1)

Hans Christian Andersen. Wybitny pisarz i człowiek, na którego baśniach wychowało się wiele pokoleń. Postać jednoznacznie kojarząca się z Danią i stanowiąca jej swoisty symbol. Wydawać by się mogło, że w tworzeniu bajkowych scenariuszy niedościgniony… ale do czasu. W XX wieku grupa pewnych ludzi odważyła się rzucić mu jednak wyzwanie, pisząc baśń równie fascynującą, co by się mogło wydawać – niemożliwą do spełnienia. Co więcej, postanowili oni przekuć ten scenariusz w rzeczywistość, gwarantując sobie, jak i historii tego zespołu status legendy.

Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta?

Szwecja, rok 1992. Ostatnie ośmiozespołowe mistrzostwa Europy, rozgrywane w archaicznej formie, nijak mającej się do potrzeb rozwijającego się futbolu i transmisji medialnych, mających już zasięg globalny. Gospodarze na przygotowania do imprezy mieli zaledwie trzy lata, przed mistrzostwami panował dość duży chaos, a uregulowaniu kwestii organizacyjnych nie pomagała sytuacja polityczna i zamieszanie związane z rozbiciem ZSRR.

Prawdziwą bombą był jednak wybuch konfliktu w Bośni, którego jedną stroną (de facto agresorem) była wówczas Jugosławia – zespół, który dzięki kwalifikacjom uzyskał awans do EURO 1992. W kwietniu wojska jugosłowiańskie przekroczyły granicę, co siłą rzeczy musiało spowodować nałożenie na kraj międzynarodowych sankcji, w skład których wchodził m.in. zakaz uczestnictwa Jugosławii we wszelkiego rodzaju wydarzeniach sportowych i kulturalnych o randze międzynarodowej.

Czytaj: Jugosławia vs ZSRR czy Tito kontra Stalin? Moralne zwycięstwo jugosłowiańskiej drogi do socjalizmu

UEFA, jak ognia unikająca mieszania się polityki w futbol, musiała się podporządkować wytycznym Organizacji Narodów Zjednoczonych i wydalić Jugosławię z turnieju. O ile co do słuszności samej decyzji można mieć wątpliwości, wszak o występie w danych rozgrywkach w pierwszej kolejności powinien decydować wynik sportowy, o tyle wydarzenia te otworzyły furtkę dla powstania jednej z najbardziej romantycznych historii w piłce nożnej…

Duńczycy przed EURO 1992

Regulamin UEFA był dość przejrzysty i miejsce Jugosławii zająć miał drugi zespół z grupy eliminacyjnej. Tą drużyną byli Duńczycy, którzy awans do Euro przegrali zaledwie jednym punktem i siłą rzeczy nikt nie mógł narzekać, że na turniej przyjeżdża zespół na papierze o wiele słabszy. Sami piłkarze i trenerzy w dosyć zagadkowy sposób wypowiadali się o okresie przed mistrzostwami. Z jednej strony mieliśmy wypowiedzi trenera reprezentacji – Richarda Moellera Nielsena, który mówił po zwycięstwie nad Niemcami :

Przed turniejem miałem zająć się remontem kuchni, ale nagle dostaliśmy informację o Jugosławii i o tym, że gramy w Szwecji.

Wypowiedź ta wskazywała na zaskoczenie i szok, z jakim musieli się zmierzyć duńscy piłkarze na wieść o ich występie w Szwecji. Wywnioskować też można by było, że drużyna była kompletnie na to nieprzygotowana, a legendy o ściąganiu piłkarzy z wakacji i leżaków, nabrałyby realnych kształtów.

Z drugiej jednak strony, lwia część reprezentacji znajdowała się wtedy na zgrupowaniu w Kopenhadze, piłkarze zachowywali rytm meczowy, mając przed sobą szereg spotkań towarzyskich, a wypowiedzi samych piłkarzy zadają kłam tezie o ich kompletnym nieprzygotowaniu do turnieju.

Spójrzmy chociażby na zdanie Kima Vilforta, który dwadzieścia lat po tych wydarzeniach, w czerwcu 2012 roku mówił: Byli tacy, którzy nie wierzyli w ten scenariusz. My byliśmy jednak tego świadomi, że w Szwecji ostatecznie zagrać możemy. Czyżby Duńczycy byli na bieżąco z zakulisowymi rozmowami i mimo oficjalnej wersji o szeregu towarzyskich spotkań, tak naprawdę traktowali to jako przygotowania do imprezy? Trudno jednoznacznie określić, a takie domniemywanie przenosi nas raczej w sferę spekulacji, niż faktów. A te są dosyć jednoznaczne – oficjalna decyzja nadeszła dziesięć dni przed meczem otwarcia. Przyznacie – relatywnie mało czasu na przygotowanie drużyny na turniej mistrzowski.

Dania na EURO 1992 – niezagojona rana w sercu Michaela Laudrupa

Oni jednak postanowili zadać kłam logice. Nie ukrywajmy, mieli przy tym też dużo przysłowiowego farta. W grupie uniknęli najmocniejszych w tamtym czasie Niemców i Holendrów, a za rywali mieli chimeryczną Anglię, solidną Szwecję i będącą w budowie – reprezentację Francji.

Nie była to też znowu banda przypadkowych kolesi, którzy zebrali się przed EURO 1992 i postanowili, że wspólne wakacje spędzą na graniu w piłkę i stanowieniu tła dla wirtuozów znad Loary,  Tamizy i słynnych szwedzkich jezior. Peter Schmeichel, Brian Laudrup, Kim Vilfort czy też Bent Christensen to byli piłkarze o solidnej marce w Europie, i których trudno uznać za zawodników z pierwszej łapanki.

Docelowo tą wesołą kapelą dyrygować miał on – Michael Laudrup, alfa i omega duńskiej piłki, prawdziwa wyrocznia i piłkarz, na którym kręgosłup swojej drużyny opierały największe wówczas kluby Europy – z Juventusem, Barceloną i Realem Madryt na czele. Piłkarz o tyle utalentowany, co strasznie niesforny. Już w eliminacjach, wraz ze swoim bratem – Brianem, obrazili się na trenera Nielsena po domowej porażce z Jugosławią (0:2), zarzucając mu tchórzostwo i zbyt defensywną taktykę i rezygnując z gry dla reprezentacji. Brian, wówczas piłkarz Bayernu, wykazał się większy rezonem i wrócił do kadry na mistrzostwa.

Czytaj: 100 (nie)zapomnianych piłkarzy

Michael, w swoim stylu, pokazał kadrze plecy (albo środkowy palec) i uznając, że wyjazd do Szwecji będzie miał charakter wybitnie turystyczny, wybrał południowy klimat i nie zrezygnował ze swoich wakacji na rzecz reprezentacji. Ależ on musiał żałować później tej swojej decyzji! Zapewne już kilka minut po półfinałowym zwycięstwie nad Holendrami, korzystał namiętnie z opcji all-inclusive w jednym z pięciogwiazdkowych hoteli w którym się zatrzymał…

To pytanie wraca do mnie często. Czy żałuję, że nie brałem w tym udziału? Zawsze odpowiadam – pewnie, że tak. To byłoby wspaniałe uczucie, podnieść ten puchar – wspomina Laudrup.

A czy sami Duńczycy żałują nieobecności swojego wielkiego gwiazdora? Jan Kjeldtoft, duński dziennikarz sportowy, jest w tej kwestii sceptyczny i uważa, że z Laudrupem zespół nie odniósłby tak wielkiego sukcesu.

Bez niego drużyna grała w inny sposób. Skupiała się na defensywie i zabójczo kontratakowała. Z nim w pierwszym składzie, zespół straciłby dużo walorów obronnych. Jest to o tyle dziwne, że możesz mieć najlepszego piłkarza na świecie i najlepszą drużynę… bez niego – przekonuje Kjeldtoft.

„Duńczycy? Wiemy jak wyglądają ich stroje…”

Ostatecznie zespół pojechał na mistrzostwa bez swojej największej gwiazdy. Turniej rozpoczęli od remisu z Anglikami i porażki ze Szwecją. Drużyna była blisko odpadnięcia z turnieju, a jej udział w nim uznano by za kompletnie anonimowy – czyli taki, jaki zakładano.

Żadnych wymagań, żadnych rozczarowań – ot, kolejny średniak, który zaliczy pusty przelot na turnieju tej rangi. W meczu o życie, Duńczycy ograli jednak świetnych Francuzów z Papinem, Deschampsem i Cantoną w składzie, czym wprawili w osłupienie całą Europę z własnym, duńskim narodem na czele.

Czytaj: Didier Deschamps – symbol francuskiego futbolu

Rinus Michels, trener Holendrów, którzy mieli się zmierzyć z Duńczykami w półfinale był tak zaskoczony ich zwycięstwem, że na pytanie dziennikarzy na temat swoich przeciwników, odpowiedział:

Wiemy, jak wyglądają ich stroje. Preferują grę z kontrataku i nie jest to styl łatwy do zaakceptowania zwłaszcza, gdy nie jesteś w pełni skoncentrowany.

Jak się później miało okazać, to właśnie koncentracji zabrakło Holandii najbardziej. Po pięciu minutach Duńczycy wygrywali już 1:0 i mimo wyrównania za sprawą Bergkampa, znów wyszli na prowadzenie dzięki drugiej bramce Henrika Larsena.

Tak jak przewidywał Michels, oba gole padły po kontratakach, których Duńczycy w pierwszej połowie wyprowadzili niezliczoną ilość. Podopieczni Nielsena byli szybcy, wymieniali dużo podań na jeden kontakt i często korzystali ze swoich skrzydłowych, co wprawiało w nie lada zakłopotanie nawet takich boiskowych wyjadaczy jak Ronald Koeman.

Holendrom udało się jednak wyrównać i żadna ze stron nie przechyliła szali zwycięstwa na swoją korzyść. Nadszedł czas na konkurs rzutów karnych, a tam jako jedyny pomylił się ten, którego w tamtym czasie uznawano za największego – Marco Van Basten. Sensacja stała się faktem, Duńczycy mieli zagrać w finale, a tam czekał na nich najmocniejszy przeciwnik z możliwych – mistrzowie świata, Niemcy.

O ile w półfinale Dania grała jak równy z równym z holenderskim gwiazdozbiorem, o tyle w finale zauważalną przewagę mieli Niemcy. Próby Klinsmanna, Riedle, Hasslera i Effenberga były jednak tego wieczoru nadaremne – Peter Schmeichel rozgrywał w tym czasie swój własny mecz i kilkukrotnie ratował Duńczyków przed stratą bramki.

Ekipa Nielsena wyprowadziła w trakcie spotkania dwie niebezpieczne kontry… obie wykorzystując, wprawiając w osłupienie publiczność zgromadzoną na stadionie Ullevi w Goeteborgu, a także całą piłkarską Europę. Bramki Jensena i Vilforta zapewniły obu nieśmiertelność, a Danii miano największej piłkarskiej sensacji w mistrzostwach Europy (w 2004 roku mieli stracić to miano na rzecz Greków).

Czytaj także:

Symboliczne były zwłaszcza gesty Pele, który oglądając mecz z trybun. nie ukrywał swojej sympatii dla zespołu z Danii. Co więcej, jednym z najbardziej zapamiętanych momentów tego wieczoru był właśnie brazylijski gwiazdor, który wymownie pozdrawiał kibiców na stadionie, ciesząc się wraz z nimi ze zwycięstwa ekipy Nielsena.

Sensacja stała się faktem. Duńczycy, dzięki zwycięstwu na EURO 1992, wdrapali się na futbolowe Himalaje mimo, że wcześniej nie mieli nawet planu się na nie wspinać. To miało być dla nich spokojne lato, spędzone na jednej ze śródziemnomorskich plaż, w towarzystwie whisky z lodem i przyglądając się kolejnym zachodom słońca. Tymczasem przyszło im pisać historię futbolowej Europy, co na zawsze miało zmienić nie tylko ich mentalność, ale także całego narodu duńskiego.

Epilog

Sukces sportowy reprezentacji, przyćmił trochę osobisty dramat jednego z jej największych bohaterów. Kim Vilfort w trakcie turnieju w Szwecji zmagał się nie tylko z piłkarskimi rywalami, ale także z chorobą swojej 7-letniej córki, cierpiącej na białaczkę. Po dwóch grupowych spotkaniach wrócił on do szpitala, odpuszczając spotkanie z Francuzami i chcąc spędzić z nią trochę więcej czasu. Line Vilfort poprosiła jednak ojca, aby wrócił na turniej i pomógł reprezentacji osiągnąć na niej sukces. Napastnik pojechał więc do Szwecji i zagrał zarówno w spotkaniu z Holandią, jak i z Niemcami, będąc jednym z architektów sukcesu Duńczyków. Co więcej, w finale trafił do siatki na 12 minut przed końcem, przypieczętowując triumf zespołu. Niestety, była to radość przez łzy, gdyż krótko po turnieju córka Vilforta zmarła…

PIOTR JUNIK

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 5 / 5. Licznik głosów 1

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

spot_img
Piotr Junik
Piotr Junik
Sympatyk Realu Madryt i wszystkiego, co związane z hiszpańskim futbolem. Zafascynowany polityczno-społecznym aspektem piłki nożnej. Zawodowo projektuje i buduje najlepsze stoiska targowe w kraju.

Więcej tego autora

Najnowsze

Europejski triumf siatkarskiej Resovii – wizyta na finale Pucharu CEV

19 marca 2024 roku Retro Futbol było obecne na wyjątkowym wydarzeniu. Siatkarze Asseco Resovii podejmowali w hali na Podpromiu niemiecki SVG Luneburg w rewanżowym...

Jerzy Dudek – bohater stambulskiej nocy

Historia kariery jednego z najlepszych polskich bramkarzy ostatnich dziesięcioleci

Magazyn RetroFutbol #1 – Historia Mistrzostw Europy – Zapowiedź

Wybitni piłkarze, emocjonujące mecze, niezapomniane bramki, kolorowe miasta, monumentalne stadiony i radość kibiców na trybunach. Mistrzostwa Europy tworzą jedne z najlepszych piłkarskich historii. Postanowiliśmy...