Ebi Smolarek i jego najważniejsze mecze

Czas czytania: 5 m.
0
(0)

To w nim pokładaliśmy największe nadzieje na spektakularne odrodzenie polskiej piłki, zanim na scenę wkroczył Robert Lewandowski. Dzięki mistrzowskim genom ojca oraz nauce piłkarskiego rzemiosła w słynącej z wyszkolenia technicznego Holandii, Euzebiusz Smolarek był uosobieniem naszych pragnień i marzeń o polskim piłkarzu, który zrobi naprawdę dużą karierę na zachodzie. Czy spełnił pokładane w nim nadzieje? Raczej nie, co nie zmienia faktu, że Ebi miał swoje 5 minut.

Czekali 49 lat? To poczekają jeszcze trochę – Ebi bohaterem Revierderby

Po historycznych sukcesach w końcówce lat dziewięćdziesiątych, początek XXI wieku to dla Borussii walka o przetrwanie – głównie z powodu koszmarnej polityki transferowej klub z czarno-żółtej części Zagłębia Ruhry był bliski bankructwa. W takich realiach – życiu z mocno zaciśniętym pasem – do klubu dołączył Euzebiusz Smolarek. Syn wybitnego reprezentanta Polski swoją przygodę z futbolem rozpoczął w Holandii, debiutując w Eredivisie w barwach Feyenoordu. W sezonie 2003/04 „Ebi” strzelił 7 goli, co było trzecim wynikiem w zespole – więcej bramek zdobyli jedynie Dirk Kuyt (22) oraz Thomas Buffel (17). Po tym sezonie do BVB odszedł trener Bert van Marwijk, a kilka miesięcy później – z inicjatywy tegoż szkoleniowca – także Smolarek junior.

12 maja 2007 roku na Westfalenstadion przyjechało Schalke 04. Emocje przed derbami sięgały zenitu – podopieczni Mirko Slomki zmierzali po pierwszy od 1958 roku tytuł mistrza Niemiec, a w przypadku potknięcia VfB w Bochum mogliby świętować mistrzostwo na boisku odwiecznego rywala na kolejkę przed końcem sezonu. Ich plany pokrzyżował jednak polsko-szwajcarski duet napastników Schwarz-Gelben. W pierwszej połowie dośrodkowanie Christopha Metzeldera wykończył Alexander Frei, a w drugiej połowie zwycięstwo soczystym uderzeniem przypieczętował „Ebi”, z miejsca zapisując się w historii derbowej rywalizacji. Zwycięstwo Schalke w ostatniej kolejce nic im nie dało – po porażce z BVB die Koenigsblauen zostali zepchnięci z fotela lidera przez drużynę ze Stuttgartu, która wywalczyła piąte mistrzostwo w historii.

Łącznie w barwach BVB „Ebi” Smolarek rozegrał 81 meczów, w których zdobył 25 goli i zaliczył 15 asyst.

„Ebi Smolarek, jak dwadzieścia lat temu jego ojciec!”

Mówisz Ebi Smolarek – myślisz: Portugalia, Chorzów. Przeciwko świeżo upieczonej czwartej drużynie świata, piłkarzom Evertonu, Sportingu, Atletico, Valencii, Benfiki, Chelsea, Manchesteru United i Barcelony wybiegła defensywa składająca się z graczy moskiewskiego Spartaka, Austrii Wiedeń, katarskiego Al-Rayyan, Legii Warszawa i Korony Kielce. Podopieczni Leo Beenhakkera dopiero co skompromitowali się z Finlandią na starcie eliminacji do Euro 2008, a pierwsze zwycięstwo w drodze do austriacko-szwajcarskich mistrzostw wywalczyli po mękach w Kazachstanie. Jakby nie patrzeć, to nie miało prawa się udać.

Z Portugalią taktyka była prosta. Zaatakować ich od pierwszej minuty, biegać blisko siebie, walczyć i nie odpuszczać. Wszystko układało się jak w bajce, oni byli w szoku i nie wiedzieli co robić – wspominał w czerwcu Smolarek junior na łamach „Sportowych Faktów”.

11 października 2006 roku reprezentacja Polski rozegrała jeden z najlepszych, jeśli nie najlepszy mecz w dwudziestym pierwszym stuleciu, a pierwsze skrzypce zagrał Euzebiusz Smolarek. Ebi najpierw dobił mocny strzał zza pola karnego oddany przez Mariusza Lewandowskiego, a kilka minut później otrzymał idealne podanie od Grzegorza Rasiaka i w sytuacji sam na sam z Ricardo zerwał pajęczynę w bramce Portugalczyka.

Dla naszej drużyny był to mecz przełomowy, to od niego zaczęły się tak naprawdę nasze marzenia o historycznym, bo pierwszym, awansie na Euro. Sam Smolarek, który tym spotkaniem zapewnił sobie nieśmiertelność, uważa się jednak za trybik w nieziemsko nakręconej tamtego dnia drużynie, o czym zapewnił w tej samej rozmowie z Mateuszem Święcickim:

Ale ja nie uważam, że był to najwybitniejszy występ w mojej karierze. Był niezły, a mógł być lepszy, bo miałem szansę na trzeciego gola. Oczywiście kibice kojarzą mnie głównie z dwiema bramkami z Portugalią. Nawet dziś, kiedy jestem rozpoznawany na ulicy, to większość ludzi wspomina Chorzów i ogranie czwartej drużyny świata. Był to wielki mecz całej drużyny, Smolarek postawił tylko kropkę nad i.

„Ebi, Ebi, Eeeebi! Tak jak Lubański z Anglią!”

Jeszcze nigdy w historii nie graliśmy w finałach Mistrzostw Europy. Ta sztuka nie udawała się kolejnym pokoleniom polskich piłkarzy i trenerów. W Chorzowie trzeba było wykonać ostatni krok – wystarczyło „tylko” pokonać Belgów. Presja wyraźnie plątała nogi naszym piłkarzom, mecz ewidentnie nie miał nic wspólnego z piękną victorią odniesioną nieco ponad rok wcześniej z Portugalią. Nie jestem zbyt zadowolony z gry – powiedział Leo Beenhakker TVP tuż po końcowym gwizdku, ale nie zdążył rozwinąć myśli – chwile później został porwany przez zawodników, którzy w euforii zaczęli podrzucać do góry swojego opiekuna. Jedyne, co łączy mecz z Belgią z tym przeciwko Portugalii to miejsce akcji oraz, oczywiście, dwa gole „Ebiego” Smolarka. Historyczne gole.

Były to odpowiednio 8 i 9 gole Smolarka w eliminacjach do austriacko-szwajcarskich mistrzostw – więcej zdobyli tylko David Healy z Irlandii Północnej (13) oraz Eduardo da Silva z Chorwacji (10). Przełożyło się to na gigantyczną bonifikatę za awans – ponad 180 tysięcy złotych, a także kolejne dziesiątki, czy nawet setki tysięcy złotych z reklam nakręconych przed Euro. Niestety, w trakcie samych mistrzostw, ponownie jak na mundialu dwa lata wcześniej, musieliśmy przełknąć gorycz porażki. Ebi, razem ze świeżo naturalizowanym Rogerem Guerreiro, kreowany był na bohatera, który przedłuży nasz występ przynajmniej o awans do ćwierćfinału. Smolarek ponownie jednak zakończył jednak turniej bez gola.

„Już spłaca swój kontrakt!” Pierwszy gol w Ekstraklasie

To, co jeszcze kilka sezonów wcześniej brzmiało jak kompletna abstrakcja i życzenia wszystkiego najgorszego, w lipcu 2010 roku stało się rzeczywistością – Euzebiusz Smolarek podpisał kontrakt z klubem polskiej Ekstraklasy – Polonią Warszawa. Po odejściu za ponad 4 miliony euro z Borussii do Racingu Santander Smolarkowi juniorowi wiodło się już tylko gorzej. W Primera Division debiutował w meczu przeciwko Barcelonie, zmieniając w 55 minucie Ivana Bolado. Nie minął nawet kwadrans, gdy Ebi był zmuszony opuścić boisko po tym, jak sędzia pokazał mu czerwoną kartkę za ostry faul na Ericu Abidalu w 67 minucie. Przygoda z Hiszpanią zakończyła się fiaskiem, jakim były ledwie 4 gole w lidze. Lepiej nie było również w angielskim Boltonie i greckiej Kavali i w ten sposób na horyzoncie pojawiła się perspektywa transferu do Polski. Czy brzmiało to jak żart?

Nie, bo jako pierwszy zadzwonił do mnie Paweł Janas, a dzięki grze w kadrze dobrze znam jego głos (śmiech). Od razu potraktowałem ofertę poważnie. Potem długo rozmawiałem z prezesem Wojciechowskim, który przekonał mnie, że warto tu przyjść – opowiadał Smolarek na łamach „SuperExpressu”.

Na podjęcie decyzji „Ebi” potrzebował dwóch godzin.

Już w drugiej kolejce sezonu 2010/11 „Czarne Koszule” podejmowały na własnym boisku rywala zza między – Legię. Piątek trzynastego okazał się szczęśliwy dla podopiecznych Jose Marii Bakero,  którzy na prowadzenie wyszli tuż po przerwie dzięki trafieniu Bruno. Smolarek na boisku pojawił w 71 minucie, a już 8 minut później fantastyczną główką pokonał Marijana Antolovicia, dzięki czemu mógł się cieszyć z pierwszego w karierze gola w polskiej lidze.

Łabędzi śpiew

Na koniec zaburzyliśmy trochę chronologię zdarzeń. Zanim „Ebi” zadebiutował w Ekstraklasie, skończyła się era Leo Beenhakkera za sterami naszej reprezentacji. Czas po Euro to kompromitująca porażka na Słowacji, podskakująca piłka w Belfaście i klęska w Słowenii, po której Grzegorz Lato zwolnił Holendra, ale pojawił się także pozytywny akcent. Pocieszeniem, choć trzeba przyznać, że marnym, jest rekordowe zwycięstwo odniesione w Kielcach z San Marino. Piękny gol Smolarka był niczym łabędzi śpiew tamtej drużyny.

Ostatni raz w reprezentacji Polski „Ebi” wystąpił 17 listopada 2010 roku przeciwko Wybrzeżu Kości Słoniowej. Ostatniego gola strzelił nieco wcześniej – 12 października w Montrealu, a rywalem był Ekwador.

Transfer do stołecznej Polonii również nie odwrócił równi pochyłej, na której znalazł się Smolarek. W swoim pierwszym, a jak się potem okazało – również ostatnim sezonie w Warszawie „Ebi” strzelił 7 goli. Kolejną jesień spędził zbierając na emeryturę w Katarze, wiosną ponownie zagrał w Holandii – tym razem w ADO Den Haag, by ponownie wrócić do Polski – tym razem do Jagiellonii. Po sezonie, w którym strzelił ledwie 4 gole nie zgodził się na drastyczne obniżenie pensji, wskutek czego musiał rozstać się z białostockim klubem.

Do 15 czerwca Jagiellonia miała czas, aby określić się, czy podpisujemy nową umowę. Czekałem w Holandii na ruch klubu, ale się nie doczekałem. Mój kontrakt obowiązuje jednak do 30 czerwca, więc 20 tego miesiąca stawiłem się na treningu. Wtedy dowiedziałem się, że nasze drogi muszą się rozejść. Bo nowej propozycji Jagiellonii zaakceptować nie mogłem. Zgodziłem się na obniżkę o 10 procent. Jagiellonia chciała mi jednak obciąć kontrakt o połowę – tłumaczył Smolarek w wywiadzie dla „SuperExpressu”.

Jak się później okazało, był to ostatni klub w karierze, mimo propozycji… z ligi maltańskiej. Choć miejsce piękne a klimat cudowny, poziom tamtejszego futbolu po prostu nie przystawał do powagi nazwiska, które „Ebi” sobie zdążył wyrobić, przez kilka chwil zbliżając się do legendy swojego ojca.

Tylko tego Ekwadoru żal.

 BARTŁOMIEJ KRAWCZYK

Zachęcamy do polubienia nas na FACEBOOKU, a także obserwacji na TWITTERZE , INSTAGRAMIE i YOUTUBE

Globisz Globi

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 0 / 5. Licznik głosów 0

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

spot_img
Redakcja
Redakcja
Jesteśmy niczym Corinthians — przesiąknięci romantycznym futbolem, który narodził się z czystej pasji i chęci rywalizacji, nie zysku. Kochamy piłkę nożną. To ona wypełnia nasze nozdrza, płuca i wszystkie komórki naszego ciała. To ona definiuje nas takimi, jakimi jesteśmy. Futbol nie jest naszym sposobem na życie. Jest jego częścią. Jeżeli myślisz podobnie, to już znaleźliśmy wspólny język. Istniejemy od 2014 roku.

Więcej tego autora

Najnowsze

„Manchester City Pepa Guardioli. Budowa superdrużyny” – recenzja

„Manchester City Pepa Guardioli. Budowa superdrużyny” to pozycja znana dzięki wydawnictwu SQN na polskim rynku od kilku lat. Okazją do wznowienia publikacji było zwycięstwo...

GKS Katowice – historia na 60-lecie klubu

10 marca 2024 roku Retro Futbol gościło na Stadionie Miejskim w Rzeszowie, gdzie w meczu 23. kolejki Fortuna 1. Ligi Resovia podejmowała GKS Katowice....

„Semiologia życia codziennego” – recenzja

Eseje związane jakkolwiek z piłką nożna to rzadkość. Dlatego "Semiologia życia codziennego" to niezwykle interesująca lektura. Tym bardziej, że jej autorem jest słynny humanista,...