Bezlitosne dzieci z Manchesteru

Czas czytania: 4 m.
0
(0)

Już dziś rozpoczyna się rywalizacja par ćwierćfinałowych Ligi Europy. Los skrzyżował drogi Manchesteru United i Anderlechtu. Nie będzie to pierwsze starcie tych dwóch drużyn, a każdy z do tej pory rozgrywanych dwumeczów kończył się wysokimi rezultatami. Dziś cofniemy się do czasów, gdy United debiutowało w europejskich rozgrywkach, a pierwszym rywalem na drodze Manchesteru był właśnie Anderlecht. S

Historia legendarnego dwumeczu była możliwa za sprawą ambicji Matta Busby’ego, który na przekór angielskiej federacji piłkarskiej postanowił, że Manchester United weźmie udział w raczkujących rozgrywkach Pucharu Europy. Był to dopiero drugi sezon spotkań w tej formule i pierwszy z udziałem przedstawiciela angielskiej ligi. Rok wcześniej Chelsea, zgodnie z zaleceniami władz Football Association, odmówiła udziału w starciach z innymi europejskimi drużynami.  Matt Busby chciał się przekonać czy jego „dzieci” są w stanie rywalizować przeciwko najlepszym drużynom całej Europy, a także poznać w praktyce poziom nowych rozgrywek.

Zanim Manchester United otrzymał szansę wystąpienia przed europejskimi kibicami, Matt Busby stworzył zespół, który zaskoczył całą piłkarską Anglię. Historia ta ma swój początek na przełomie lat 50’, kiedy to Szkot zaczął sprzedawać doświadczonych członków drużyny i zastępować ich młodymi piłkarzami wywodzącymi się z akademii. Sam termin „Busby Babes” narodził się w listopadzie 1951 roku, kiedy to 18 letni Jackie Blanchflower i 22 letni Roger Byrne zadebiutowali w pierwszej drużynie przeciwko Liverpoolowi. Wraz z kolejnymi sezonami Matt Busby włączał do swojego zespołu coraz więcej zawodników, którzy nie przekraczali 21 roku życia. Na efekty trzeba było czekać do 1955 roku i tytułu mistrzowskiego z rekordową przewagą 11 punktów nad drugim klubem w tabeli. Warto dodać, że średnia wieku w zespole wynosiła zaledwie 22 lata.

Mały krok dla United, wielki dla Pucharu Europy

Jak wspomniano wcześniej udział, Manchesteru United w Pucharze Mistrzów był nie na rękę angielskiej federacji. Mimo to nie mogła ona zabronić ekipie z Manchesteru prawa do rywalizacji. Tym samym 12 września 1956 roku angielscy piłkarze postawili swoje stopy na belgijskiej ziemi, a konkretniej na murawie stadionu Park Astrid w Brukseli. Na tym obiekcie swoje mecze rozgrywał Anderlecht. Warto wspomnieć o często popełnianym błędzie – Anderlecht nie jest klubem z Brukseli, a z pobliskiego miasta o nazwie takiej samej jak klub. Spotkanie zgromadziło blisko 35 tysięcy kibiców, ciekawych nie tylko meczu, ale również postawy debiutantów rozgrywek.

1 1
Dzieciaki z Manchesteru

Pomimo braku doświadczenia w europejskich pucharach piłkarze United sprawiali wrażenie bardzo pewnych siebie. Niesprawiedliwym mogłoby być określenie tego meczu mianem spaceru dla „Dzieci Busby’ego”, jednakże ich dominacja była wyraźna. Anglicy nie przerazili się silnego składu drużyny przeciwnej, którą tworzyło wielu członków kadry narodowej, włączając w to jej kapitana – Jeffa Mermansa. Świeżość i odwaga Manchesteru United była aż nadto widoczna, a jej efektem było objęcie prowadzenia już w 20 minucie spotkania. Początek drugiej połowy wlał trochę nadziei w serca kibiców drużyny gospodarzy, jednak ta szybko prysła, gdy rzutu karnego nie wykorzystał Martin Lippens. Piłka uderzona przez zawodnika trafiła w słupek, a następnie wróciła w pole. Od tego momentu Manchester United znów kontrolował przebiegu meczu, czego następstwem była druga bramka, strzelona pod koniec meczu.

Rywalizacja w Pucharze Europy była nowością nie tylko dla piłkarzy, ale również dla kibiców. Na publikację wyniku pierwszego spotkania trzeba było czekać jeszcze długo po jego zakończeniu. Rozgrywki nie były transmitowane w rozwijającej się telewizji, a depesze docierały z opóźnieniem. Dodatkowo nazwy drużyn i ich siła były dla kibiców niewiadomą. W tych okolicznościach wygrana 2:0 w pierwszym meczu wyjazdowym była dla obserwatorów Manchesteru United powodem do ogromnej radości, nawet pomimo wielkiego entuzjazmu, jaki towarzyszył ekipie Matta Busby’ego. Ta zaliczka była szczególnie ważna, gdyż spotkanie rewanżowe nie było rozgrywane na Old Trafford, a na stadionie Manchesteru City – Maine Road. Było to spowodowane brakiem oświetlenia na świeżo odbudowanym obiekcie United.

Byliśmy podekscytowani przed meczem rewanżowym, ale równocześnie trochę niespokojni, w końcu nie mogliśmy grać na swoim boisku – Matt Busby

Manchester United wyszedł w składzie zbliżonym do pierwszego meczu. Jedyną różnicą było zastąpienie Blanchflowera przez Edwardsa. Z pewnością sympatycy „Dzieci Busby’ego” liczyli na zwycięstwo swoich idoli, jednak prawdopodobnie nikt nie spodziewał się jego skali. Jeszcze przed przerwą kibice byli świadkami 6 goli gospodarzy. Tomy Taylor i Dennis Viollet schodzili do szatni z hat-trikami i było już pewne, że to United zagra w kolejnej rundzie. To jednak nie było ostatnie słowo angielskiej ekipy. Młodzi piłkarze Manchesteru nie zwalniali tempa i dokładali kolejne bramki do i tak już kosmicznego rezultatu. W efekcie gospodarze skończyli z 10 trafieniami wobec braku chociażby honorowego gola drużyny gości.

Chłopcy wygrali 10-0! Niesamowity wynik, który może sugerować ludziom, że Anderlecht to słaba drużyna. Ale to nie jest mały zespół z Malty czy Islandii. Belgia jest bardzo silna piłkarsko, a Anderlecht jest jej mistrzem – Matt Busby

To był jasny sygnał dla reszty Europy – debiutant z Anglii nie może być lekceważony. „Dzieci Busby’ego” to nie tylko zbiór piłkarzy z niską średnią wieku, ale potężna maszyna oblężnicza, która nie zatrzyma się przed żadnym z rywali.  Starcie z mistrzem Belgii było obrazem dominacji i zabójczej skuteczności. Przechodzenie pomiędzy linią obrony i ataku odebrało Anderlechtowi jakiekolwiek argumenty do walki. Gra skrzydłami, płynna zmiana pozycji czy idealnie dokładne podania tylko demoralizowały przeciwnika, który nie spodziewał się takiej potęgi Manchesteru.

Muszę powiedzieć, że zagraliśmy cholernie dobrze. Nasi kibice są przyzwyczajeni do niezłej gry, ale ta noc była wyjątkowa. To był najlepszy pokaz gry zespołowej jaki mogłem zobaczyć, zarówno na poziomie klubowym jak i międzynarodowym – Matt Busby

Wygrana 10:0 na swoim terenie i 12:0 w dwumeczu jest po dziś dzień rekordem Manchesteru w europejskich pucharach. W kolejnej rundzie wyspiarze zdołali wyeliminować Borussię Dortmund, a następnie w ćwierćfinale hiszpański Athletic Bilbao. Piękna przygoda „Dzieci Busby’ego” zakończyła się dopiero w półfinale po emocjonującym dwumeczu z późniejszym tryumfatorem rozgrywek – obrońcą tytułu – Realem Madryt. Na osłodę dla angielskich kibiców królem strzelców rozgrywek został Dennis Violet.

Rok później Manchester United rozpoczął marsz po zwycięstwo w rozgrywkach. Kto wie, czy Anglicy nie osiągnęliby tego sukcesu, gdyby nie konieczność szybkiego powrotu z Belgradu do Manchesteru i międzylądowanie w Monachium…

Przeczytaj także: Duncan Edwards – piłkarski tytan, którego pokonała śmierć 

BARTŁOMIEJ MATULEWICZ

Zachęcamy do polubienia nas na FACEBOOKU, a także obserwacji na TWITTERZE , INSTAGRAMIE i YOUTUBE

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 0 / 5. Licznik głosów 0

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

spot_img
Bartłomiej Matulewicz
Bartłomiej Matulewicz
Od lat związany z publicystyką - kiedyś o Manchesterze United, dziś o historii futbolu. Anonimowy Korespondent. Strzelałem w Manchesterze, Mediolanie, Monako, Monachium, Marsylii, Liverpoolu, Londynie i wielu innych... fotki. Czasami złapiesz mnie na trybunach prasowych. Zawodowo zajmuję się doradztwem w marketingu wyszukiwarkowym.

Więcej tego autora

Najnowsze

„Przewodnik Kibica MLS 2024” – recenzja

Przewodnik Kibica MLS już po raz czwarty ukazał się wersji drukowanej. Postanowiliśmy go dokładnie przeczytać i sprawdzić, czy warto po niego sięgnąć.

Mário Coluna – Święta Bestia

Mozambik dał światu nie tylko świetnego Eusébio. Z tego afrykańskiego kraju pochodzi też Mário Coluna, który przez lata był motorem napędowym Benfiki i razem ze swoim sławniejszym rodakiem decydował o obliczy drużyny w jej najlepszych czasach. Obaj zapisali też piękną kartę występami w reprezentacji.

Trypolis, Londyn, Perugia, Dubaj – Jehad Muntasser i jego wszystkie ścieżki

Co łączy Arsene’a Wengera, rodzinę Kaddafich i Luciano Gaucciego? Wszystkich na swojej piłkarskiej drodze spotkał Jehad Muntasser, pierwszy człowiek ze świata arabskiego, który zagrał w klubie Premier League. Poznajcie jego historię!