Mistrzostwa Europy: 10 zaskoczeń

Czas czytania: 7 m.
0
(0)

Wielkie turnieje, zarówno reprezentacyjne, jak i te klubowe nierzadko rodzą niespodzianki, czy też sensacje. Do takowych oczywiście dochodziło również na mistrzostwach Europy. Poniżej opisujemy dziesięć najbardziej niespodziewanych rozstrzygnięć na Euro. Znajdą się wśród nich zarówno te najsłynniejsze, jak i te, o których pamięć zdążyła już nieco przygasnąć. Nie zabraknie również polskiego akcentu.

10. Belgia 1980

„Czerwone Diabły” po tym, jak w eliminacjach nie potrafiły pokonać Austrii (1:1 w Brukseli, w Wiedniu bez bramek) do końca walczyły o awans do turnieju. Przepustkę do włoskiego czempionatu Belgom dało dopiero wyjazdowe zwycięstwo ze Szkotami 3:1. Nie dziwi więc fakt, że podopieczni Guya Thysa przez większość znawców i postronnych kibiców skazywani byli na porażkę w konfrontacjach z Hiszpanią, Anglią, a przede wszystkim Włochami. W meczu otwierającym dla Belgów grę we Włoszech podzielili się oni punktami z przybyszami z Wysp Brytyjskich. Gola dla kadry z Beneluksu strzelił Jan Ceulemans, wyrównując wynik spotkania. Drugi mecz Belgowie rozegrali przeciwko, jak się później okazało najsłabszym w grupie, Hiszpanom. Po pierwszej połowie zanosiło się na remis. Na gola Geretsa odpowiedział bowiem Quini. Gdy zawodnicy obu ekip wyszli na boisko po przerwie, Belgowie zrobili swoje i zwyciężyli po trafieniu Coolsa na 2:1. Wyniki te sprawiały, że do Belgom do wygrania grupy niezbędny był remis w trzecim meczu przeciwko Włochom. Było to wówczas szczególnie ważne, gdyż zwycięzcy grup wchodzili do finału, a drużyny z drugich miejsc grały automatycznie o brąz. Przemyślana przez szkoleniowca strategia z wykorzystaniem przepisu o spalonym, pozwoliła zachować czyste konto Jean-Marie Pfaffowi. Drugi na tym turnieju remis graczy z Beneluksu wystarczył do awansu. Owe rezultaty nie dość, że zapewniły finał „De Rode Duivels” to były ostrzeżeniem dla czekających w decydującej potyczce Niemców z Zachodu. „Die Mannschaft” dostrzegł to, co zignorowali Włosi i wygrał z Belgami 2:1.

9. Luksemburg 1964

Tak, drogi czytelniku, wzrok Cię nie myli. To maleńkie księstwo wciśnięte pomiędzy Francję, Belgię i Holandię spłatało ponad pół wieku temu figla na europejskiej arenie. Pierwszą rundę zawodnicy Roberta Heinza żwawo przeskoczyli, nie wychodząc nawet na boisko. UEFA przyznała im bowiem wolny los, ze względu na pucharowy system kwalifikacji i nieparzystą liczbę drużyn. Na kolejnym etapie na kopciuszków czekali sąsiedzi z Holandii.”Oranje” zostali zaskoczeni przez lekceważonych Luksemburczyków. Co ciekawe obydwa mecze, rozegrano w „Kraju Tulipanów”: odpowiednio w Amsterdamie i Rotterdamie, co było efektem uzgodnień pomiędzy obiema federacjami. Pomimo, że w jedenastce „Pomarańczowych” wyszli tacy uznani piłkarze jak Sjaak Swart, Piet Keizer czy Coen Moulijn, to piłkę w ich bramce umieścili Paul May w pierwszym spotkaniu, w którym padł remis, oraz w rewanżu, który zakończony 2:1 oznaczał awans Luksemburczyków. Ojcem zwycięstwa stał się Camille Dimmer, który upolował dublet. Outsiderzy okazali się nie lada rywalami również dla ekipy Duńczyków w ostatniej rundzie kwalifikacji. Czerwono-białym niezbędny był po dwóch remisach (3:3 w Luksemburgu i 2:2 na Parken) dodatkowy mecz na neutralnym terenie. W latach 60. nie brano pod uwagę zasady goli strzelonych na wyjeździe. Na Stadionie Olimpijskim w stolicy Holandii bramka Ole Madsena na trzy minuty przed przerwą,odarła ze złudzeń piłkarzy z Księstwa.

8. Awans Słowenii 2000

Ten zespół to przede wszystkim dwa nazwiska: Milenko Acimović i Zlatko Zahović, a także szkoleniowiec Srecko Katanec. Imię trenera oznacza w języku słoweńskim… szczęściarz. Owa, wydawałoby się przypadkowa, zbieżność znalazła potwierdzenie w jego pracy z kadrą. Sprzyjało ono  Słoweńcom już w losowaniu eliminacji, kiedy uniknęli oni  konfrontacji z wielkimi europejskiego futbolu, a ich przeciwnikami zostali Norwegowie, Grecy, Łotysze i Gruzini. Niezbyt mocna grupa nie oznaczała jednak łatwego zadania dla Słoweńców. Acimović, Zahović i spółka nie poradzili sobie z Norwegią przegrywając dwukrotnie, zaś punkty zgubili również w Grecji i Gruzji. Mimo to awans do baraży zapewnili sobie na kolejkę przed końcem rywalizacji w grupie, dzięki czemu wystawili rezerwowy skład przeciwko Grecji w Mariborze i przegrali 0:3. 8 z 12 goli przeciwko rywalom w tej fazie zdobył Zlatko Zahović. Wyprzedzenie przez Norwegów Słoweńcy, zmuszeni byli przebijać się przez barażowy dwumecz przeciwko silnej, zwłaszcza w ataku, Ukrainie. Niemniej to eksportowy duet z Bałkanów brylował. Obaj już wymienieni napastnicy zdobyli po golu w Ljubljanie, dając Słowenii zwycięstwo 2:1, gdyż wcześniej trafił Szewczenko. Na kijowskim Stadionie Olimpijskim nadzieję gospodarzom dał po ponad godzinie gry Rebrow, lecz dziesięć minut później wyrównał Miran Pavlin. Remis utrzymał się do ostatniego gwizdka, wywołując radość Słoweńców z historycznego awansu na wielki turniej.

7. Awans Łotwy 2004

Wydarzenia z eliminacji portugalskiego czempionatu pamiętane są po dziś dzień, również w naszym kraju. To bowiem mecz na Stadionie Wojska Polskiego z października 2002, mimo że niemal rozpoczynał eliminacje dla obu kadr, de facto zadecydował o wyprzedzeniu naszej drużyny przez Łotyszy. Polacy, prowadzeni przez Zbigniewa Bońka, którego umiejętności trenerskie mocno odbiegają od tych piłkarskich, przypłacili porażkę brakiem awansu, gdyż zostali wyprzedzeni dokładnie o trzy punkty przez zespół Aleksandrsa Starkovsa. Łotysze zaś, by zagrać w Portugalii musieli wykazać swoją wyższość w barażach. Ich rywalem była trzecia drużyna świata – Turcja. W Rydze gol Verpakovskisa dał zaliczkę gospodarzom. Udało się ją obronić, choć po początkowych trudnościach w Stambule. Kiedy Turkowie prowadzili 2:0 za sprawą Mansiza i Sukura, przyjezdni obudzili się i udało się doprowadzić do remisu. Zabłysnęli bowiem kat Polaków Laizans i strzelec gola z Rygi – Verpakovskis. Niestety w Portugalii Łotysze nie osiągnęli zbyt wiele. Jedyne czym mogą się dziś pochwalić to czyste konto przeciwko Niemcom, dające bezbrankowy remis. Strzelili też jedną bramkę, Verpakovskis nastraszył Czechów, którzy jednak zdołali wyjść na prowadzenie i wygrać 2:1. Z meczu przeciwko Holandii, pożegnalnego dla byłej republiki radzieckiej z boiskami na Półwyspie Iberyjskim wynieśli tylko balast trzech goli.

6. Brak awansu RFN 1968

Odpadnięcie wicemistrzów świata wywołało szok za polską zachodnią granicą. Dwa lata po dość pechowej porażce z Anglikami na Wembley, ponieśli jeszcze bardziej sromotną klęskę. Przed ostatnim meczem w grupie, do awansu wystarczał wyjazdowy triumf ze słabą Albanią. Golkiper Koço Dinella okazał się zaporą niemożliwą do sforsowania przez (przyszłe) gwiazdy światowego formatu jak Netzer, Horst-Dieter Höttges, a także Wolfgang Overath. Dzięki szczelnej defensywie tegoroczni debiutanci na wielkim turnieju, utrzymali bezbramkowy remis i zdobyli jedyny punkt w grupie kwalifikacyjnej. Tak, jak Polska ma swój „zwycięski remis” na Wembley, tak Niemcy pamiętają o plamie, jaką „Die Mahnschaft” dał w Tiranie. Kadrę udało się jednak szybko odbudować w najlepszy możliwy sposób, gdyż początek lat 70. należał do ekipy zza Odry: mistrzostwo Europy na kolejnym Euro i świata dwa lata później do dziś powodują dumę niemieckich kibiców.

5. Rosja 2008

Jedyny sukces reprezentacji Rosji (nie licząc czasów Związku Radzieckiego). Po niejako „wliczonej w koszty” porażce na otwarcie turnieju z Hiszpanią 1:4, Rosjanie poprawili diametralnie grę w obronie. Akinfiejew bronił doskonale, co przyniosło zwycięstwa z Grekami (1:0) i Szwedami (2:0). Mówi się, że każda drużyna ma swój legendarny mecz. „Sbornej” przytrafił się ów w ćwierćfinale Euro przeciwko zdecydowanie faworyzowanej Holandii. Po pierwszej bezbramkowej połowie, to podopieczni Guusa Hiddinka objęli prowadzenie, a „Oranje” doprowadzili do remisu na chwilę przed końcem regulaminowego czasu gry. W dogrywce Rosja całkowicie stłamsiła Holendrów. Skutkiem dominacji były bramki Torbinskiego i Arszawina w drugiej połowie. Niestety dla przybyszy ze wschodu o awans do finału musieli oni znów walczyć z Hiszpanią – jedyną drużyną, z którą przegrali na austriacko-szwajcarskich mistrzostwach. Znów polegli trzema bramkami różnicy, ale do zera.

4. Czechosłowacja 1976

O sukcesie zjednoczonego wówczas państwa zza południowej granicy, Polski pamięta się świetnie jeszcze dziś. Ale wspomnienia te ograniczają się głównie do ostatniego, decydującego o triumfie karnego strzelanego przez Panenkę. O strzale pomocnika z Pragi napisano już wszystko w każdym zakątku świata. Antonin Panenka był tylko jednym z wielu trybów w maszynie Vaclava Ježka. Bramkę zamurował genialny Ivo Viktor, obroną dowodził kapitan Anton Ondruš, zaś popłoch w szeregach przeciwników siał Zdenek Nehoda. Pomijani w prognozach fachowców Czechosłowacy, rozegrali w Jugosławii dwa horrory, do rozstrzygnięcia których niezbędna była dogrywka. W półfinale ograli Holandię 3:1. Co ciekawe w owym spotkaniu żaden z piłkarzy „Oranje” nie pokonał Ivo Viktora. Zrobił to Anton Ondruš, wyrównując stan meczu. Defensor zaprzepaścił swój wcześniejszy wysiłek, kiedy to dał prowadzenie własnej ekipie. Mecz przebiegał wyjątkowo brutalnie, gdyż sędzia pokazał aż trzy czerwone kartki: Pollakowi oraz Neeskensowi i Wimowi van Hanegemowi.. W dogrywce o losy awansu rozstrzygnęli Nehoda i Vesely. W pamiętnym finale przeciwnikami podopiecznych Ježka byli Niemcy. Faworyci zostali zepchnięci do defensywy i skapitulowali dwukrotnie za sprawą Švehlíka i Dobiasa. Po drugim golu Niemcy przebudzili się i dogonili wynik. Viktor nie zdołał zatrzymać strzałów Dietera Muellera i Bernda Holzenbeina. Po bezbramkowej dogrywce doszło do osławionego konkursu jedenastek.

3. Czechy 1996

Na angielskich boiskach w pierwszym szesnastozespołowym Euro największe zdziwienie wywołała postawa Czechów. Następcy Panenki i spółki, sami w najśmielszych oczekiwaniach nie spodziewali się pozostania na Wyspach na dłużej, o czym świadczy wyznaczenie przez Vladimira Smicera daty ślubu na dzień przed finałem. Ceremonii nie musiał przekładać, gdyż za zgodą trenera wrócił na chwilę do kraju. Druga z ciekawych historii wiąże się z Pavlem Nedvedem. Pomocnik jeszcze przed Euro parafował umowę z FK Koszyce. Po meczu z Włochami, kiedy trafił do siatki, a Czesi zwyciężyli 2:1, co dało im awans, wzbudził zainteresowanie rzymskiego Lazio. Zawodnikiem „Blancocelesti” został niedługo po turnieju, gdy dopięto wszystkie formalności. Po Włochach zespół Dusana Uhrina po ciężkiej przeprawie z Portugalią i golu Poborsky’ego znalazł się w strefie medalowej. Do przejścia Francji nie wystarczyła nawet dogrywka. Dopiero rzuty karne wygrane przez Czechów 6:5 wyłoniły finalistę. Niestety dla naszych sąsiadów z południa 30 czerwca potwierdzenie znalazły słowa Gary’ego Linekera. Znów w piłce nożnej rządzili Niemcy i nawet wykorzystany karny Patrika Bergera nie pomógł w starciu z bezbłędnym Bierhoffem, który strzelił dwa gole.

2. Dania 1992

Skandynawom udział w mistrzostwach, można by rzec, „trafił się” dosyć niespodziewanie. Ale Duńczycy wiedzieli, co się święci i do końca mieli nadzieję na grę w Szwecji. Na początku roku na Bałkanach rozgorzał konflikt zbrojny. Zrozumiałe więc, że połączone siły tamtejszych narodów nie mogły stanąć ramię w ramię. Mogłoby to zaognić wojnę. W trybie awaryjnym, 31 maja wezwano Duńczyków, którzy tym samym mieli ledwo półtora tygodnia na dopięcie wszelkich spraw organizacyjnych, zebranie się i stawienie w (na szczęście) pobliskiej Szwecji. Jakby mało było problemów, z wyjazdu zrezygnował gwiazdor Michael Laudrup. „Duński dynamit” wybuchł z opóźnieniem, co przypłacił porażką na otwarcie z gospodarzami i remisem z „Synami Albionu” w drugim meczu. Wszystko zagrało dopiero przeciw Francuzom i gracze Richarda Møllera-Nielsena sprostali „Trójkolorowym”, bijąc ich 2:1. Triumf nad „Les Bleus” premiował Duńczyków do kolejnej rundy.2

Przeczytaj także: „Dania i piłkarska baśń na EURO 1992

W potyczce o finał rywalami Skandynawów byli obrońcy tytułu – Holendrzy. 2:2 po dogrywce zmusiło obie jedenastki do konfrontacji w rzutach karnych. Z „wapna” skutecznością nie popisał się tylko wielki Marco van Basten. Pomyłka ta premiowała Duńczyków do finału, gdzie czekali już Niemcy. Na Ullevi znakomicie grał Kim Vilfort, który podwyższył prowadzenie Danii na 2:0. Dla pomocnika Broendby był to trudny czas, ze względu na białaczkę z jaką zmagała się jego córka. Mimo to, a być może właśnie dlatego, wykrzesał z siebie sto procent, i cieszył się z kolegami z mistrzostwa po triumfie nad Niemcami.

1. Grecja 2004

Kolejny z sensacyjnych triumfatorów mistrzostw Europy. Wzbudzili bodaj największą sensację. Oczekiwania w kraju stonowała jeszcze porażka z Polską w sparingu, na kilka dni przed startem mistrzostw, po samobójczym golu Michalisa Kapsisa. Sukces „Helleńczycy” zawdzięczają głównie niemieckiej myśli szkoleniowej w osobie Otto Rehhagela. Goście z południowej części Półwyspu Bałkańskiego hołdowali bardzo siermiężnemu i do bólu minimalistycznemu stylowi gry, który został przez Niemca dostosowany do potencjału ludzkiego, jakim Rehhagel dysponował. Podstawową bronią po wywalczeniu czterech „oczek” i zajęciu w fazie grupowej drugiego miejsca za gospodarzami, a przed Rosją i Hiszpanią, dwukrotnie sforsowali kolejne dwie przeszkody. Kadra „Galanolefki” wyeliminowała z turnieju Francuzów i Czechów (wygrane po 1:0). W taki sam sposób, drugi już raz w ciągu trzech tygodni spędzonych na Półwyspie Iberyjskim, Grecy rozprawili się Portugalczykami. Trzeciego gola w turnieju zdobył w 57. minucie Angelos Charisteas.

Przeczytaj także: „Grecka ballada o głowie Charisteasa”

Wymieniona dziesiątka jest subiektywna, ale też bardzo ruchoma. Kto wie, być może, powyższy ranking zmieni się za niecały miesiąc…

 

JAKUB BARANKIEWICZ

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 0 / 5. Licznik głosów 0

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

spot_img
Redakcja
Redakcja
Jesteśmy niczym Corinthians — przesiąknięci romantycznym futbolem, który narodził się z czystej pasji i chęci rywalizacji, nie zysku. Kochamy piłkę nożną. To ona wypełnia nasze nozdrza, płuca i wszystkie komórki naszego ciała. To ona definiuje nas takimi, jakimi jesteśmy. Futbol nie jest naszym sposobem na życie. Jest jego częścią. Jeżeli myślisz podobnie, to już znaleźliśmy wspólny język. Istniejemy od 2014 roku.

Więcej tego autora

Najnowsze

„Manchester City Pepa Guardioli. Budowa superdrużyny” – recenzja

„Manchester City Pepa Guardioli. Budowa superdrużyny” to pozycja znana dzięki wydawnictwu SQN na polskim rynku od kilku lat. Okazją do wznowienia publikacji było zwycięstwo...

GKS Katowice – historia na 60-lecie klubu

10 marca 2024 roku Retro Futbol gościło na Stadionie Miejskim w Rzeszowie, gdzie w meczu 23. kolejki Fortuna 1. Ligi Resovia podejmowała GKS Katowice....

„Semiologia życia codziennego” – recenzja

Eseje związane jakkolwiek z piłką nożna to rzadkość. Dlatego "Semiologia życia codziennego" to niezwykle interesująca lektura. Tym bardziej, że jej autorem jest słynny humanista,...