Alexandre Pato i AC Milan – dlaczego nie wyszło?

Czas czytania: 8 m.
5
(2)

Carlo Ancelotti zaprowadził go na klubową stołówkę i oznajmił głośno: „Oto nasz nowy napastnik”. Wszyscy w jednym momencie wstali ze swoich krzeseł i zaczęli się z nim witać. Kaka, Pirlo, Seedorf, Maldini. Cała plejada gwiazd światowego futbolu. Sami topowi piłkarze. Chwilę temu wygrali razem Ligę Mistrzów, a teraz on stoi przed nimi. Dla niego to pierwszy dzień w Mediolanie. Alexandre Pato wówczas zrozumiał, że gra wideo stała się rzeczywistością. Zderzeniem, na które nie był gotowy.

Bohater tekstu okrzyknięty został jednym z największych talentów, jaki obrodziła ziemia w Kraju Kawy. Kiedy jesteś Brazylijczykiem, takie słowa naprawdę ważą. Widziano w nim potencjał, który w przyszłości pozwoli mu zostać najlepszym piłkarzem na świecie, a wygranie Złotej Piłki będzie tylko naturalną konsekwencją doskonałej gry. Obecnie już wiadomo, że to wszystko pozostało jedynie w sferze marzeń. Alexandre Pato jednak nie czuje się zawiedziony. Jak sam mówi, cieszy się dobrym zdrowiem, ma rodzinę i nie żałuje absolutnie niczego. Nie spełnił oczekiwań, ale przecież oczekiwania innych ludzi nie powinny nas szczególnie obchodzić. Ważne, aby być szczęśliwym. 32-letni dziś Pato to człowiek szczęśliwy.

Najważniejsza wygrana

Zanim trafił do młodzieżowych drużyn Internacionalu, mając 10 lat, przewrócił się na parkingu zahaczając o leżący tam łańcuch. Pech chciał, że doznał poważnego złamania lewego ramienia, przez co w jednym z turniejów grał w temblaku. Gdy doszedł do pełnej sprawności, po raz kolejny upadł na lewe ramię, tym razem podczas zabawy ze znajomymi. Powtórka z rozrywki, prześwietlenie i złamana kość. To wtedy nie było najpoważniejszym problemem. Okazało się, że badanie wykazało także patologiczne zmiany w tkankach. Młodziutki Alexandre zmagał się z nowotworem.

Od utraty ręki dzieliły go 24 godziny. Lekarze pilnie komunikowali, że operacja musi odbyć się wręcz natychmiast. Oczywiście wiązało się to z dużymi kosztami, na które jego rodzinę nie było stać. Ojciec młokosa, Geraldo, zabrał szybko wszelkie nagrania, na jakich uwiecznił grę swojego syna, wziął je ze sobą do lekarza i postawił sprawę jasno. Po prostu muszą ratować rękę Alexandre, aby jego talent się nie zmarnował. Happy end naszedł dzięki wyjątkowej postawie jednego z doktorów.

Nie wiem, jak do tego doszło. Może ten lekarz pomyślał, że jestem bardzo dobry. Może usłyszał głos Boga. Powiedział wtedy do taty: „Nie martw się, operacja będzie na mój koszt”. Mówię ci, to był cud. Nigdy nie zapomnę, jak się nazywał. Paulo Roberto Mussi. Dał mi nowe życie. Powrót do zdrowia okazał się tak cholernie bolesny. Nie posiadano odpowiednich kości, które musieli wszczepić w ramię, więc pobrali kawałek z mojego biodra. Musiałem też co sześć miesięcy wracać do szpitala w Pato Branco na badania kontrolne.

Lekcja od Kaladze

Milan sprowadził go w sierpniu 2007 roku za niebagatelną jak na tamte czasy kwotę 24 milionów euro. W Internacionalu zdołał rozegrać ledwie 18 spotkań, ale to wystarczyło, by wzbudzić zainteresowanie czołowych klubów świata. Pół roku przed wyjazdem wygrał ze swoim macierzystym zespołem Klubowe Mistrzostwo Świata. Internacional w finale pokonał Barcelonę 1:0, a Pato rozegrał 61 minut. Przed meczem zapytał się Ronaldinho, czy ten da mu koszulkę. Rodak, z którym przecież później zetknął się w Mediolanie, dotrzymał słowa, mimo iż po końcowym gwizdku rzuciło się stado chętnych na jego trykot.

Początki we Włoszech okazały się dla Pato niezwykle trudne, lecz brazylijska kompania w składzie: Ronaldo, Cafu, Emerson, Dida i Kaka wzięła go w swoje szeregi i bardzo mu pomagała. Świetne relacje utrzymywał z dużo starszym Cafu, który dał się poznać jako naprawdę przemiły facet. Pewnego dnia dostał srogą lekcję od Kaladze, środkowego obrońcy, słynącego z twardej gry.

Brazylijczycy wspierali mnie nawet podczas treningu. Był taki facet, Kakha Kaladze. Kapitan Gruzji, gigant. Pewnego dnia mocno potraktował mnie na treningu. Użalałem się nad sobą, ale kumple z Brazylii motywowali mnie, mówili, że muszę pozostać nieugięty. Jeżeli coś by się działo, oni mi pomogą. Więc gdy następnym razem Kaladze dostał podanie, ja wpakowałem się w niego bez pardonu. Wstał, podszedł do mnie i wtedy myślałem, że dostanę w twarz. On jednak podniósł kciuk i powiedział po włosku „dobra robota”. Takiego nastawienia oczekiwali w Mediolanie. Ja nie byłem na to przygotowany.

Niezłe początki i więź z Ancelottim

Pato na debiut musiał czekać aż do stycznia. Tak wskazywały przepisy – w momencie dopinania transferu ciągle nie skończył 18 lat. W lidze brazylijskiej niepełnoletni nie mogli zmieniać klubu. W wyczekiwanym debiucie z Napoli zdobył bramkę, a kilkanaście dni później dwukrotnie ukąsił ekipę Genui. Pierwszy sezon skończył z bilansem 20 meczów, dziewięciu goli i dwóch asyst we wszystkich rozgrywkach. W Lidze Mistrzów premierowe spotkanie przyszło mu zagrać w 1/8 finału przeciwko Arsenalowi.

Wyjątkową relację nawiązał z Carlo Ancelottim. Trener „Rossonerich” prowadził Pato przez dwa lata i w tym czasie zdążył zauroczyć się talentem nieopierzonego środkowego napastnika. Włoski szkoleniowiec zawsze w niego wierzył, co Brazylijczyk szczególnie doceniał.

Ancelotti stał się dla mnie jak ojciec. Nawet swojego psa nazwał Pato. Widzieliście to zdjęcie podczas świętowania w Madrycie, na którym miał okulary przeciwsłoneczne i cygaro? Cóż, w Mediolanie na trening przyleciał kiedyś helikopterem. Mieszkał w Parmie, a jego żona umiała latać. Wyszedł z niego jak James Bond. Emanował wielką klasą.

W kolejnych dwóch sezonach Alexandre strzelił kolejno 18 i 14 bramek na wszystkich frontach, więc był to wynik bardzo przyzwoity. Wydawało się, że rozwój przebiega odpowiednio, a prawdziwa eksplozja talentu to już tylko kwestia czasu. Wszelkie plany samego piłkarza, jak i milionów kibiców na świecie, którzy życzyli mu dobrze, pokrzyżowało kruche ciało. Gabinety lekarskie stały się jego drugim domem. Kariera zaczynała się pieprzyć.

Problem pierwszy: kontuzje

W okolicach 2010 roku kontuzje zaczęły nękać go w stopniu niebywałym. Trudno według danych z Internetu zliczyć ile gier opuścił z powodów zdrowotnych podczas ponad pięcioletniego pobytu w Milanie, lecz według luźnych obliczeń, wychodzi więcej niż 70. To praktycznie dwa pełne opuszczone sezony. Jego przekleństwem okazały się przede wszystkim urazy mięśniowe.

Zaczęło być tak, że co chwila doznawałem kontuzji. Straciłem zaufanie do własnego ciała. Przestraszyłem się tego, co ludzie o mnie powiedzą. Zacząłem trenować z myślą, żeby nic sobie nie zrobić. Kiedy coś mnie bolało, nie mówiłem o tym nikomu. Dochodziłem do siebie po problemach z mięśniami, a potem skręciłem kostkę i grałem dalej. Spuchła jak piłka, ale nie mogłem zawieść drużyny. Chciałem zadowolić wszystkich. To stanowiło jedną z moich wad.

Pato czuł się osamotniony. W Internacionalu chuchali i dmuchali na niego, a w Milanie sytuacja wyglądała inaczej. Tam trzeba było walczyć. Dziś każdy gracz ma wokół siebie specjalistów. Lekarza, fizjoterapeutów, trenera fitnessu. Wtedy w Mediolanie posiadał go tylko Ronaldo. Wokół Pato nie przebywali bliscy, a jego agent nie zajmował się wszystkim tak, jak robią to teraz agenci. Jasne, Milan dysponował lekarzami i personelem, ale musieli opiekować się 25 czy 30 zawodnikami. Nie mogli skupiać się tylko na nim.

Podróżowałem po świecie. Odwiedziłem każdego lekarza, którego warto odwiedzić i jeszcze kilku innych. Facet w Atlancie kazał mi wisieć do góry nogami, podczas gdy on mnie kręcił. Diagnoza? Mój refleks nie jest zsynchronizowany z moimi mięśniami. Lekarz w Niemczech wstrzyknął mi jakiś płyn w plecy – następnego dnia spacerowałem po lotnisku w Monachium, skulony z bólu. Jeden doktor każdego ranka i wieczorem wbijał mi 20 igieł. Mógłbym wymieniać tak wiecznie. Byłem u lekarza numer sześć, siedem, osiem… każdy z nich mówił coś innego. Pomyślałem sobie „co jest do cholery ze mną”. Płakałem, ciągle płakałem. Bałem się, że już nigdy nie zagram w piłkę.

Zaczęto z niego drwić. Prasa na Półwyspie Apenińskim kazała mu uważać przy otwieraniu lodówki, bo może się przeziębić. W Brazylii z kolei obwiniali Milan. Tamtejsi specjaliści uważali, iż na San Siro zbyt szybko pozwalają mu wracać do gry, przez co pojawiają się kolejne komplikacje. Klubowy lekarz włoskiego giganta Jean-Pierre Meerssman bezradnie rozkładał ręce, odrzucając oskarżenia. Czytając wypowiedzi samego zainteresowanego, trudno nie mieć wrażenia, że on sam swoją ambicją przyczynił się do takiego stanu rzeczy.

Problem drugi: mentalność

W pewnym czasie częściej niż o boiskowych popisach pisano i rozmawiano o jego związku z córką właściciela Milanu, słynnego Silvio Berlusconiego. Zarzucano mu, że za dużo imprezuje i nie wystarczająco ciężko pracuje. Gdy chciał coś zdementować, szybko karcono go, iż ma skupić się na futbolu. Nie miał wystarczającej siły przebicia, nie zdawał sobie sprawy, jak ważną rolę w piłce odgrywa odpowiednia medialność i dobry PR.

Nie wiedziałem, jak działała ta branża. W Internacionalu nie przejmowałem się nawet negocjacjami kontraktu – po prostu chciałem szybko go przedłużyć i grać dalej. Polityka, rzeczy za kulisami… ja tego nie rozumiałem. Piłka nożna jest jak teatr, w którym grasz, aby dostać to, czego chcesz. Ja byłem przekonany, iż to prosta gra. Kiedy prasa pisała o mnie kłamstwa, nie miałem piarowca. Powinienem wszystko wyjaśnić, ale nigdy nie rozumiałem, jak ważna jest dobra komunikacja i budowanie relacji z prasą i ludźmi dookoła. Powiedziano mi, że liczą się tylko wyniki na boisku. To po prostu nieprawda.

Presja, jaką wrzucono zawodnikowi na barki, okazała się gigantyczna. Każdy myślał, że Pato stanie się wielkim. Złotą Piłkę wpychano mu już w ręce, mimo iż w rzeczywistości była tak odległa. Zaczął zbyt wiele marzyć, żył wyobrażeniami. W swoim umyśle widział siebie na szczycie świata. W 2009 roku otrzymał nagrodę „Golden Boy” dla najlepszego zawodnika do lat 21 grającego w Europie. Kiedy żył teraźniejszością, nie dało się go zatrzymać. Głowa utknęła jednak w przyszłości. Ludzie oczekiwali, że co sezon na jego koncie znajdzie po 30 goli. Radził sobie z faktem, że inni w niego przestają wierzyć. Haczyk tkwił w tym, że on sam przestawał wierzyć w siebie.

Na początku 2012 roku mógł trafić do Paris Saint-Germain, gdzie trenerem był jego ulubieniec, Carlo Ancelotti, który do stolicy Francji trafił po przygodzie w Chelsea. Milan wówczas robił zakusy pod transfer Carlosa Teveza, więc odejście Pato wydawało się logiczne. Berlusconi zażyczył sobie, żeby Brazylijczyk pozostał, a z tematu Teveza nic ostatecznie nie wyszło. Kibice i prasa zarzucili mu, iż woli zostać i dalej spędzać więcej czasu u lekarza niż na boisku, ale on naprawdę chciał odejść. Nie miał siły, by walczyć z niesprawiedliwymi zarzutami.

Przegapiłem Mistrzostwa Świata 2010. Historia z PSG pojawiła się w styczniu 2012 roku. Prawie w ogóle nie grałem. Mentalnie czułem się wrakiem. Byłem nieudanym transferem, dzieciakiem z dużą forsą. Gościem, którego nawet fani nie chcieli w klubie.

Najsłynniejszy gol

Wielu kibiców futbolu kojarzy go właśnie z tą akcją. Sezon 2011/2012, rozgrywano właśnie pierwszą kolejkę Ligi Mistrzów. AC Milan pojechał na Camp Nou do Barcelony. Skończyło się wynikiem 2:2, a najbardziej pamiętnym momentem tamtej potyczki jest niesamowita bramka Pato zdobyta już w 24 sekundzie.

Tak strzeliłem tego gola na Camp Nou. Byłem w środku, zauważyłem ogromną lukę, kopnąłem futbolówkę i pobiegłem. Gdy Valdes wyszedł z bramki, pomyślałem „o kurwa, co mam zrobić? Dryblować? Lobować?” Próbowałem strzelić po długim słupku, ale piłka przeszła między jego nogami. Fart. Myślę, że nawet Bóg chciał, żebym trafił. Stary… to czasy, kiedy myślałem, że dojdę na sam szczyt.

https://www.youtube.com/watch?v=artTKcYwRpg

W głębi duszy zastanawiał się, co myśli o nim Guardiola. Bardzo go podziwiał. Pep powiedział po meczu, że Usain Bolt nie mógłby dogonić tego chłopaka. Znów miał przed sobą wielkie perspektywy, lecz wtedy do głosu zaczęły dochodzić kontuzje i cały sezon poszedł na straty.

Epilog

Alexandre Pato rozegrał sumarycznie okrągłe 150 meczów, w których 63 razy wpisywał się na listę strzelców. Do tego dorzucił 18 asyst. Do gabloty włożył jedno scudetto. To nie jest zły wynik. O takiej karierze marzy tak naprawdę większość piłkarzy. Rzadko komu udaje się dotknąć takich klubów, takich partnerów do gry, tak wysokiego poziomu. Mimo tego dzisiaj i tak wszyscy rozmawiają o Pato w kontekście zmarnowanego talentu. To obrazuje nieprawdopodobny potencjał, jakim dysponował.

Po przygodzie w Italii wrócił do ojczyzny. Grał w Sao Paulo oraz Corinthians, a następnie próbował ponownie swoich sił w Europie. Pobyty w Chelsea i Villarrealu okazały się jednak klapą. Obecnie swoje umiejętności prezentuje w amerykańskiej drużynie Orlando City, gdzie trafił zimą 2021 roku. Przyszła chwila, kiedy wydawało się, że uporał się z wszelkimi urazami, ale rok temu nabawił się kłopotów z kolanem, które wykluczyły go z treningów na kilka miesięcy.

W narodowych barwach doczekał się 27 meczów, w których upolował 10 goli. Zaliczył tylko jeden wielki turniej w kadrze – Copa America w 2011 roku. Był wtedy podstawowy wyborem selekcjonera Mano Menezesa. „Canarinhos” odpadli już w 1/4 finału, a Alexandre podczas całej imprezy zdobył dwie bramki. Ostatni raz w trykocie reprezentacji wystąpił w październiku 2013 roku.

Pato dojrzał, lecz za późno, by jeszcze zrobić oszałamiającą karierę. Zaczął pracować z terapeutą, zrozumiał, że futbol to dużo więcej niż to, co dzieje się na zielonej murawie. Do jego przemiany przyczyniła się religia. Według niego Biblia zawierała wszystkie odpowiedzi, których szukał.

Czy moja kariera mogła potoczyć się inaczej? Z pewnością. Łatwo jednak spojrzeć wstecz i powiedzieć, co powinienem był zrobić. Kiedy coś się dzieje, nie widzisz pełnego obrazu. Więc nie żałuję. Spójrz na tę dobrą stronę, człowieku. Jestem wysportowany. Moje zdrowie psychiczne ma się świetnie. Nadal kocham piłkę nożną. Mam niesamowite relacje z rodziną. Jestem ze sobą pogodzony. Kocham żonę, a ona kocha mnie. Z mojego punktu widzenia mam dużo Złotych Piłek na koncie. Jeśli życie jest grą, wygrałem.

Źródła:

https://www.theplayerstribune.com/posts/alexandre-pato-soccer-orlando-city-mls

https://www.dailymail.co.uk/sport/football/article-7452901/The-extraordinary-rise-fall-Brazilian-wonderkid-Alexandre-Pato.html

https://breakingthelines.com/opinion/the-rise-and-fall-of-alexandre-pato/

https://www.transfermarkt.de

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 5 / 5. Licznik głosów 2

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

spot_img

Więcej tego autora

Najnowsze

„Przewodnik Kibica MLS 2024” – recenzja

Przewodnik Kibica MLS już po raz czwarty ukazał się wersji drukowanej. Postanowiliśmy go dokładnie przeczytać i sprawdzić, czy warto po niego sięgnąć.

Mário Coluna – Święta Bestia

Mozambik dał światu nie tylko świetnego Eusébio. Z tego afrykańskiego kraju pochodzi też Mário Coluna, który przez lata był motorem napędowym Benfiki i razem ze swoim sławniejszym rodakiem decydował o obliczy drużyny w jej najlepszych czasach. Obaj zapisali też piękną kartę występami w reprezentacji.

Trypolis, Londyn, Perugia, Dubaj – Jehad Muntasser i jego wszystkie ścieżki

Co łączy Arsene’a Wengera, rodzinę Kaddafich i Luciano Gaucciego? Wszystkich na swojej piłkarskiej drodze spotkał Jehad Muntasser, pierwszy człowiek ze świata arabskiego, który zagrał w klubie Premier League. Poznajcie jego historię!