Jay-Jay Okocha – czarodziej z Nigerii

Czas czytania: 9 m.
5
(2)

So good they named him twice” – tak śpiewali o nim kibice Boltonu Wanderers, gdy kolejnym zagraniem rodem z podwórka ogrywał przeciwnika na boisku. Uważa się go za mentora Ronaldinho, z którym spotkał się w Paris Saint-Germain. Jest symbolem najlepszego okresu nigeryjskiego futbolu. Oto Jay-Jay Okocha i jego historia!

Jay-Jay Okocha – biogram

  • Pełne imię i nazwisko: Augustine Azuka Okocha
  • Data i miejsce urodzenia: 14 sierpnia 1973 w Enugu
  • Wzrost: 173 cm
  • Pozycja: pomocnik

Kluby i reprezentacja:

  • Borussia Neunkirchen (1990-1992) – 35 występów, 7 bramek
  • Eintracht Frankfurt nad Menem (1992-1996) – 90 występów, 16 bramek
  • Fenerbahce SK Stambuł (1996-1998) – 63 występy, 30 bramek
  • Paris Saint-Germain (1998-2002) – 84 występy, 12 bramek
  • Bolton Wanderers (2002-2006) – 124 występy, 14 bramek
  • Qatar SC Doha (2006-2007) – 41 występów, 6 bramek
  • Hull City (2007-2008) – 18 występów
  • Nigeria (1993-2006) – 73 występy, 14 bramek

Gdy dziś w rozmowach o współczesnej piłce ze łzami wraca się do czasów, kiedy głównymi ośrodkami szkoleniowymi były podwórka, to nostalgiczne wspomnienia dotyczą właśnie takich piłkarzy, jak bohater tego tekstu.

Jay-Jay Okocha na boisku sprawiał wrażenie, jakby nigdy nie opuścił ulic swojego rodzinnego miasta. Niekończący się repertuar zwodów i trików dzisiaj uznany mógłby być za przejaw braku szacunku dla rywala, bo wielu z nich schodziło z murawy upokorzonych.

Jego gra jest najlepszą definicją dla pojęcia joga bonito. To właśnie z tego powodu jest on tak dobrze wspominany przez kibiców i piłkarskich ekspertów, mimo że jego kariera nie powala na kolana. W historii Okochy nie chodzi jednak o puchary i liczbę zdobytych goli.

Pocztówka z wakacji

Augustine Azuka „Jay-Jay” Okocha przyszedł na świat 14 sierpnia 1973 roku w mieście Enugu, stolicy stanu o takiej samej nazwie, zlokalizowanego w południowej części Nigerii.

Urodził się w piłkarskiej rodzinie, ponieważ nie tylko jego ojciec ganiał za futbolówką, lecz także jego dwóch starszych braci. Przydomek Jay-Jay otrzymał właśnie po jednym z nich, który miał na imię James. Na drugiego, Emmanuela, wołano Emma Jay-jay, ale ostatecznie to ich młodszy brat dał się poznać jako Jay-Jay Okocha. Tak jak za kilkanaście lat zaczną śpiewać o nim fani Boltonu Wanderers – był tak dobry, że nazwali go podwójnie.

Pierwsze piłkarskie szlify zbierał oczywiście na ulicy, gdzie wraz z kolegami grał wszystkim, co w jakiś sposób przypominało piłkę. Jak dobry musiał w tym widać najlepiej po tym, co później robił z obrońcami o międzynarodowej renomie. Dziś, w dobie portali społecznościowych, ktoś na pewno wpadłby na pomysł, by poświęcić Nigeryjczykowi stronę zatytułowaną „Out of Contex Okocha”. Materiału starczyłoby na wiele publikacji.

W 1990 roku wstąpił do lokalnego klubu, Enugu Rangers. W lecie tego samego roku udał się na wakacje do Niemiec Zachodnich, gdzie na trzecim poziomie rozgrywkowym występował jego kolega, Binebi Numa. Reprezentował on barwy drużyny Borussia Neunkirchen.

Pewnego dnia Jay-Jay Okocha odwiedził znajomego na treningu, a następnie, będąc pewnym swoich umiejętności, poprosił trenera miejscowych o możliwość dołączenia do zajęć. Młody Nigeryjczyk zrobił spore wrażenie na szkoleniowcu, który zaprosił go na trening ponownie, zanim podpisał z nim kontrakt. Rok później grał już w 2. Bundeslidze dla 1. FC Saarbrücken, ale po zaledwie kilku miesiącach został zwerbowany przez pierwszoligowy Eintracht Frankfurt.

Kierunek: Turcja

Jest rok 1993. W spotkaniu Bundesligi Frankfurt mierzy się z Karlsruhe. W pewnym momencie rywalizacji na boisku z ławki rezerwowych pojawia się dwudziestoletni Jay-Jay Okocha.

Kilkanaście minut później Nigeryjczyk otrzymuje piłkę w polu karnym gości. Parę metrów przed nim wyrasta bramkarz, obok którego wspierają obrońcy, w tym jeden stojący na linii bramkowej. Trudno to pojąć, ale od momentu przyjęcia futbolówki, do ostatecznej finalizacji akcji, mija dobre osiem sekund, podczas których Okocha tańczy na przestrzeni kilku metrów z rywalami, posyłając ich po kolei na ziemię, aby w końcu mocnym strzałem umieścić piłkę w siatce obok upokorzonego golkipera. Między słupkami stał wówczas niejaki Oliver Kahn.

Parę miesięcy później Jay-Jay otrzymał kilka nagród za gola sezonu. Ta bramka chyba najlepiej definiuje jego styl gry. W barwach Eintrachtu jego gwiazda rozbłysła na dobre, a wpływ na to miała również obecność w składzie napastnika z Ghany, Tony’ego Yeboah.

Ich rozstanie z klubem nie było jednak tak kolorowe – podobnie jak Maurizio Gaudino, weszli w konflikt z ówczesnym trenerem, Juppem Heynckesem, zarzucającym im lenistwo w czasie treningów. Yeboah i Gaudino odeszli do Anglii, natomiast Nigeryjczyk pozostał w klubie do końca sezonu, który zwieńczony był jednak spadkiem do 2. Bundesligi.

Około miliona funtów postanowili wyłożyć działacze Fenerbahce, aby sprowadzić Okochę do Stambułu. Być może nie był to oczywisty kierunek, ale Jay-Jay ostatecznie wylądował w Turcji przed startem sezonu 1996/97. Już pierwsze spotkania w barwach nowego klubu pokazały, że to będzie udany związek. Nigeryjczyk przywitał się z kibicami paroma spektakularnymi bramkami, a w czasie pobytu w Fenerbahce uderzenia z rzutów wolnych stały się jego znakiem firmowym.

Szerszej publiczności zaprezentował się w pewien październikowy wieczór 1996 roku, gdy odegrał jedną z głównych ról w sensacyjnym zwycięstwie Turków na Old Trafford w starciu z Manchesterem United. Dla Czerwonych Diabłów była to pierwsza domowa porażka w europejskich rozgrywkach od… czterdziestu lat.

Jeśli chodzi o zmagania ligowe, to debiutancki sezon Okochy przebiegał pod znakiem zaciętej walki o mistrzostwo kraju między „wielką czwórką” – Fenerbahce, Besiktasem, Trabzonsporem oraz Galatasaray. Podczas pobytu w Turcji, Nigeryjczyk upodobał sobie strzelanie goli głównie w derbowych starciach z tymi ostatnimi.

Jay-Jay błyszczał na boisku co tydzień, ale jego drużyna nie była w stanie sięgnąć po tytuł. Indywidualnie jednak jego premierowy rok musiał robić wrażenie – zdobył szesnaście goli i zanotował dwanaście asyst, co czyniło go najgroźniejszym zawodnikiem w barwach Fener.

Kolejny sezon okazał się ponownie wielkim drużynowym rozczarowaniem. Fenerbahce musiało znów uznać wyższość rywali w wyścigu o tytuł najlepszej drużyny Turcji. Okocha dalej zachwycał fanów – zarówno swojej drużyny, jak i przeciwników – i swoją grą sprawiał, że klub ze Stambułu zaczynał robić się dla niego za mały.

W lecie 1998 roku, niedługo po rozczarowującym w wykonaniu Nigerii mundialu, został kupiony przez Paris Saint-Germain, które zdecydowało się wydać na niego czternaście milionów funtów, czyniąc z niego najdroższego gracza z Afryki w historii.

Przy okazji tego transferu Okocha mógł na własnej skórze przekonać się, jak szaleni potrafią być tureccy kibice – ich protesty, mające na celu zablokowanie jego odejścia do Paryża, w pewnym momencie stały się tak zaciekłe, że piłkarz zaczął martwić się o własne życie.

Złota generacja

Jay-Jay, zanim przeprowadził się do Francji, był już kluczowym elementem reprezentacji Nigerii. Zadebiutował w niej w przegranym spotkaniu z Wybrzeżem Kości Słoniowej, rozgrywanym w ramach eliminacji do Mistrzostw Świata 1994.

Szybko zaskarbił sobie miłość rodaków, gdy zdobył efektowną bramkę z rzutu wolnego w starciu z Algierią. Był to drugi mecz kwalifikacji i Superorły musiały wygrać go za wszelką cenę. Trafienie Okochy doprowadziło wówczas do remisu, a niedługo potem jego koledzy dołożyli kolejne gole.

Nigeryjczycy, dzięki następnym pozytywnym wynikom, po raz pierwszy w historii awansowali na mundial. Turniej, w 1994 roku rozgrywany w Stanach Zjednoczonych, mogą uznać za udany, patrząc z perspektywy absolutnego debiutanta.

Dwa zwycięstwa i jedna porażka zapewniły im wyjście z grupy D z pierwszego miejsca – trzy drużyny zdobyły w niej po sześć punktów, ale to właśnie Superorły osiągnęły najlepszy bilans w małej tabeli. Okocha wystąpił tylko w dwóch spotkaniach, wchodząc dwukrotnie na boisko z ławki rezerwowych.

Pierwsza runda pucharowa była dla niego szansą na pokazanie swoich umiejętności. Wyszedł w pierwszym składzie na starcie z Włochami. Afrykańczycy objęli prowadzenie po kwadransie meczu i gdy wydawało się, że odniosą niespodziewane zwycięstwo, na murawie objawił się boski talent Roberto Baggio.

Najpierw doprowadził do wyrównania przed upływem regulaminowego czasu gry, aby następnie dać prowadzenie swojej drużynie na samym początku dogrywki. Superorły pożegnały się z turniejem, a Włosi dotarli do finału, gdzie jednak los odebrał Baggio to, co sam zabrał Nigeryjczykom – Brazylia wygrała złoto, pokonując rywali w rzutach karnych.

Rok 1994 był bez wątpienia najpiękniejszym w historii nigeryjskiego futbolu. Do debiutu na mistrzostwach świata, Okocha i spółka dołożyli jeszcze triumf w Pucharze Afryki.

Turniej rozgrywany był na przełomie marca i kwietnia, a bohater tekstu odegrał w nim bardziej znaczącą rolę, niż parę miesięcy później w USA. Superorły w drodze do finału pokonały m.in. Gabon, Zair oraz Wybrzeże Kości Słoniowej. W starciu o złoty medal wygrały z Zambią, choć to goście objęli prowadzenie niedługo po pierwszym gwizdku. Okocha zszedł z boiska kwadrans przed końcem, ale wówczas jego drużyna prowadziła już 2:1 i nie dała sobie już wyszarpać zwycięstwa.

Jay-Jay został później wybrany do najlepszej „jedenastki” turnieju, razem ze swoimi trzema kolegami z reprezentacji. Dla Nigerii był to wówczas dopiero drugi złoty medal na Pucharze Afryki – wcześniej zdobyli go w 1980 roku. Dziś mają na swoim koncie trzy triumfy, a ostatni dołożyli siedem lat temu.

Nieprzypadkowo Okocha kojarzony jest z największymi sukcesami w historii reprezentacji – dwa lata później był czołowym zawodnikiem drużyny, która sięgnęła w Atlancie po złoty medal olimpijski. Nigeria była jedną z trzech afrykańskich drużyn, które wówczas pojawiły się
w Stanach Zjednoczonych – Ghana odpadła jednak w ćwierćfinale, a Tunezja już po fazie grupowej. Superorły, dzięki wygranym z Japonią i Węgrami, przeszły do kolejnej rundy, dając się wyprzedzić w tabeli tylko Brazylijczykom.

Zwycięstwo 2:0 nad Meksykiem dało szansę Nigerii na zrewanżowanie się w półfinale Kanarkom za minimalną porażkę w grupie. Odwet nie rozpoczął się jednak dla nich zbyt pomyślnie – po pierwszej połowie Brazylia wygrywała 3:1.

To, co wydarzyło się po zmianie stron trudno opisać słowami. Dwanaście minut przed końcem Victor Ikpeba zdobył bramkę wyrównującą, a chwilę przed końcowym gwizdkiem do wyrównania sprytnym zagraniem doprowadził Nwankwo Kanu. Ten sam zawodnik pięknym strzałem w czwartej minucie dogrywki dał prowadzenie swojej drużynie, a że obowiązywała wówczas zasada złotego gola – mecz zakończył w momencie, gdy piłka zatrzepotała w siatce. Nigeryjczycy wpadli w euforię, a Brazylia – z Didą, Bebeto, Robero Carlosem i Ronaldo w składzie – utonęła w łzach niedowierzania.

Gdyby tego było mało, to Superorły w finale spotkały się z kolejną piłkarską potęgą. Naprzeciwko dzielnej drużyny z Afryki stanęła Argentyna, barw, której bronili m.in. Roberto Ayala, Javier Zanetti, Ariel Ortega, Diego Simeone oraz Hernan Crespo.

Po raz kolejny koledzy Okochy dali się zaskoczyć na samym początku spotkania. Zaraz po przerwie musieli ponownie odrabiać straty, a do drugiego w tym meczu remisu doprowadzili kwadrans przed końcem. Gdy wszyscy szykowali się do dogrywki, Nigeria wykonywała rzut wolny z bocznej strefy pola karnego. Argentyńczycy założyli kompletnie nieudaną pułapkę ofsajdową, a ich nieporadność wykorzystał Emmanuel Amunike, który zachował przytomność przed bramką i dał swojej reprezentacji złoty medal olimpijski. Niedługo po tym turnieju krajowe media ogłosiły zwycięzców mianem „Dream Teamu”.

Wujek Sam

Nigeria zakwalifikowała się do kolejnego mundialu. Na mistrzostwa świata do Francji jechali z dużymi aspiracjami, ale udało im się zaledwie wyrównać wynik sprzed czterech lat. Mimo że wygrali grupę, to w ćwierćfinale zostali zmiażdżeni przez Duńczyków i musieli wracać do ojczyzny. Gra Okochy jednak na tyle przyciągała wzrok, że zapracował sobie na transfer do PSG.

W stolicy Francji Jay-Jay spędził cztery sezony. W pewnym momencie trafił na swojej drodze na młodziutkiego Ronaldinho, którego wielki świat dopiero poznawał w Paryżu. Nigeryjczyk stał się dla niego swego rodzaju mentorem, co widać po boiskowych wyczynach jednego i drugiego. Obaj z profesjonalnej gry w piłkę uczynili podwórkową zabawę.

W 2002 roku Jay-Jay Okocha po raz trzeci z rzędu pojechał ze swoją kadrą na mundial. Występ na mistrzostwach świata w Korei i Japonii uznać trzeba jednak za jedno wielkie rozczarowanie – Superorły odpadły z turnieju już po fazie grupowej, w której zdobyli zaledwie punkcik. Jay-Jay wystąpił we wszystkich trzech spotkaniach od pierwszej do ostatniej minuty, prowadząc swoich kolegów z opaską kapitana na ramieniu.

Koniec mundialu oznaczał dla Okochy kolejny transfer. Tym razem przeniósł się za darmo na Wyspy Brytyjskie, aby zasilić szeregi Boltonu Wanderers. Podobnie jak przed laty Stambuł, również ten angielski klub nie był wówczas najbardziej oczywistym kierunkiem.

Prowadzona przez Sama Allardyce’a drużyna w 2001 roku wywalczyła sobie awans do Premier League, aby w debiutanckim sezonie, na przekór wszystkim ekspertom, utrzymać się w niej, zajmując szesnaste miejsce w tabeli. Nie był to zespół wybitny, ale miał w swojej kadrze zawodników, których nazwiska od razu kojarzyć się będą z pierwszą dekadą nowego wieku – jak chociażby Kevin Nolan, Ricardo Gardner czy Jussi Jaskalainen. Jednak przede wszystkim w ataku biegał mistrz świata, Youri Djorkaeff, a w debiutanckim sezonie w Premier League wspierał go dodatkowo Fredi Bobić.

Okocha nie mógł trafić do trenera, którego wizja futbolu bardziej różniłaby się od jego. Allardyce, choć w kwestiach przygotowania motorycznego, diety i korzystania ze statystyk był w tamtym okresie prawdziwym innowatorem, to jego filozofia gry była mało skomplikowana. Bolton swoje ataki opierał na długich podaniach i zbieraniu tzw. drugich piłek, które zdaniem szkoleniowca gwarantowały sukces. Kłusaki nie były efektowne, ale za to były do bólu efektywne.

Z drugiej strony, Jay-Jay Okocha został sprowadzony na Reebok Stadium właśnie po to, aby dodać nieco polotu i finezji grze angielskiego zespołu. Podobnie jak w Stambule, Jay-Jay szybko zaaklimatyzował się w nowych warunkach i zachwycał kibiców swoimi niesamowitymi sztuczkami.

Nie od razu było kolorowo, bo w pierwszym sezonie Nigeryjczyka Bolton ledwo uniknął degradacji. Kolejne rozgrywki były już zaskakująco dobre – Kłusaki zajęły ósmą lokatę w lidze i dotarły aż do finału Carling Cup. To właśnie półfinałowy dwumecz z Aston Villą jest jednym z największych momentów Okochy w Anglii.

W pierwszym spotkaniu u siebie ekipa Allardyce’a wygrała aż 5:2, a dwoma pięknymi trafieniami z rzutów wolnych popisał się właśnie bohater tekstu. W rewanżu The Villans co prawda wygrali 2:0, ale to było za mało, by wyeliminować rywali. Finał co prawda wygrało Middlesbrough (2:1), lecz już samo dojście do tego etapu turnieju było ogromnym sukcesem dla Boltonu.

Następny sezon Kłusaki zakończyły na jeszcze lepszym, bo szóstym miejscu w Premier League. Ta lokata dała im prawo gry w europejskich boiskach w kolejnym roku. Podopieczni Allardyce’a zadebiutowali zatem w Pucharze UEFA. Wyszli w nim z grupy, aby odpaść w 1/16 finału po dwumeczu z Olympique Marsylią.

Wyniki osiągane przez tak niewielki klub musiały budzić respekt. Bolton w pewnym momencie stał się kolebką narodowości, a główne role odgrywali w nim doświadczeni zawodnicy, z Ivanem Campo, El Hadji Dioufem i Steliosem Giannakopoulosem na czele.

Na boisku najjaśniej świeciła jednak gwiazda Okochy, który został nawet klubowym kapitanem. Dostał od swojego trenera bardzo dużo wolności i chętnie z niej korzystał. Obserwując dziś mecze w Premier League trudno wskazać zawodnika, który w podobny sposób byłby w stanie zachwycić publiczność zwodami i nieszablonowymi zagraniami.

W całej karierze Okochy zastanawiać może, dlaczego nigdy nie został kupiony przez naprawdę wielki klub, gdzie jego umiejętności mogłyby zostać wykorzystane jeszcze lepiej. W uznanej europejskiej marce były jednak pewnie uznawany za jednego z wielu, natomiast w sercach fanów Boltonu pozostanie na zawsze – bo był tak dobry, że nazwali go podwójnie. Przede wszystkim kojarzyć się będzie z najlepszym okresem tego klubu w historii. Swoje lata spędzone na Wyspach najlepiej podsumował sam:

Nie żałuję, że nigdy nie wygrałem Premier League. Żałowałbym mojego czasu spędzonego w Anglii, gdybym nie pozostawił po sobie takiego dziedzictwa.”

Żywa legenda

W październiku 2005 roku został pozbawiony opaski kapitana, co było dla niego sygnałem, że jego czas w klubie powoli dobiega końca. Na koniec tego samego sezonu odrzucił propozycję przedłużenia kontraktu i zdecydował się na przeprowadzkę do Kataru.

Niedługo później powrócił jeszcze do Anglii, aby zaliczyć krótki epizod w Hull City. Tygrysy co prawda awansowały po jego przybyciu do Premier League, ale Okocha nie odegrał w tym sukcesie zbyt wielkiej roli, występując w zaledwie osiemnastu ligowych spotkaniach. Powrót do najwyższej klasy rozgrywkowej sprawił, że Jay-Jay zmienił zdanie dotyczące przejścia na zaplanowaną emeryturę, ale wraz z końcem sezonu władze klubu postanowiły zwolnić go z kontraktu. Nigeryjczyk ostatecznie zawiesił buty na kołku w wieku 34 lat.

Okocha nieprzypadkowo jest uznawany za jednego z najlepszych piłkarzy w historii Afryki. Był nie tylko prawdziwym czarodziejem na boisku, lecz także częścią niemal legendarnych drużyn reprezentacji Nigerii. Aż siedmiokrotnie został wybierany na najlepszego zawodnika w swoim kraju.

Co ciekawe, ani razu nie zdobył podobnej statuetki w kategorii Afrykański Piłkarz Roku. W karierze Jay-Jaya jednak, jak już wspominano w tekście, nie chodziło o tytuły i nagrody. Gdyby w futbolu przyznawano punkty za wartości artystyczne, to byłby najbardziej pożądanym graczem swojego pokolenia. W końcu był tak dobry, że nazwali go dwa razy!

Sukcesy:

Fenerbahce SK Stambuł:

  • 1 x wicemistrzostwo Turcji (1998)

Paris Saint-Germain:

  • 1 x wicemistrzostwo Francji (2000)
  • 1 x finał Pucharu Ligi (2000)

Bolton Wanderers:

  • 1 x finał Pucharu Ligi (2004)

Nigeria:

  • 1 x Puchar Narodów Afryki (1994)
  • 1 x finał Pucharu Narodów Afryki (2000)
  • 1 x złoty medal olimpijski (1996)

KUBA GODLEWSKI

PRZECZYTAJ TAKŻE: KOLOROWE WARKOCZYKI, ZABOBONY I FAŁSZYWA METRYKA. HISTORIA TARIBO WESTA

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 5 / 5. Licznik głosów 2

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

spot_img
Kuba Godlewski
Kuba Godlewski
Licencjat filologii polskiej. Początkujący trener. Kibic Manchesteru United i cichy wielbiciel czarnych koszul Diego Simeone.

Więcej tego autora

Najnowsze

“Nie poddawaj się! Lukas Podolski. Dlaczego talent to zaledwie początek” – recenzja

Autobiografie piłkarzy, którzy jeszcze nie zakończyli jeszcze kariery, budzą kontrowersje. Nie można bowiem w takiej książce stworzyć pełnego obrazu danej osoby. Jednym z takich...

Resovia vs. Stal – reminiscencje po derbach Rzeszowa

12 kwietnia 2024 roku Retro Futbol gościło na wyjątkowym wydarzeniu. Były nim 92. derby Rzeszowa rozegrane w ramach 27. kolejki Fortuna 1. Ligi. Całe...

„Przewodnik Kibica MLS 2024” – recenzja

Przewodnik Kibica MLS już po raz czwarty ukazał się wersji drukowanej. Postanowiliśmy go dokładnie przeczytać i sprawdzić, czy warto po niego sięgnąć.