Lisbon Lions – wielki Celtic 1967

Czas czytania: 12 m.
0
(0)

Dzisiaj drużyny walczące o triumf w Lidze Mistrzów to zbiory najlepszych piłkarzy z całego świata. Był jednak piękny czas, kiedy to grupa kolegów z osiedla potrafiła pokonać wszystkich. W 1967 r. Puchar Europejskich Mistrzów Klubowych wywalczył Celtic Glasgow, a wszyscy ówcześni zawodnicy „The Bhoys” urodzili się w promieniu 30 mil od Glasgow. Tę wspaniałą drużynę trenował Jock Stein i przeszła ona do historii jako „Lwy z Lizbony” (Lisbon Lions), ponieważ właśnie w słonecznej Portugalii Celtic FC pokonał w finale Pucharu Mistrzów Inter Mediolan.

Każdego wieczora tuż przed snem, klęcząc przed figurką Matki Boskiej, razem z bratem modliłem się o zdrowie dla mamy i taty, dla Grana McKenny oraz dla Grana McCabe’a, a także dla wszystkich naszych ciotek i wujków. „Módlcie się także za Jocka Steina” – przypominał nam ojciec. Kilka lat później było u nas kilku wujków i ksiądz, który tłumaczył, dlaczego Jock Stein powinien zostać świętym. Co prawda nie był katolikiem, ale w 1967 r. za jego sprawą stał się cud – pisał rok temu w „The Guardian” szkocki dziennikarz Kevin McKenna.

„Lwy z Lizbony” (Lisbon Lions) to zwycięzcy finału Pucharu Europejskich Mistrzów Klubowych, który odbył się na Stadionie Narodowym w Lizbonie 25 maja 1967 r. Celtic Glasgow pokonał tego dnia Inter Mediolan 2:1, zdobywając jako pierwszy klub z północy kontynentu najcenniejsze klubowe trofeum. Było to zwieńczenie najlepszego sezonu w 130-letniej historii „The Bhoys”. Celtic FC w sezonie 1966/1967 zdobył mistrzostwo, Puchar Szkocji, Puchar Ligi Szkockiej, no i przede wszystkim Puchar Europy. Dokonała tego drużyna będąca mieszanką rutyny z młodością, prowadzona przez legendę szkockiej piłki Jocka Steina. Jego „Lwy z Lizbony” już kilka lat przed erą Ajaxu Amsterdam i genialnego Rinusa Michelsa prezentowały futbol totalny.

To niemożliwe, nikt tak nie gra, w zespole szkockim jest ośmiu napastników! – krzyczał szwajcarski komentator w drugiej połowie finałowego meczu z Interem.

Jednocześnie był to zespół złożony z chłopaków niemal z jednego osiedla, wszyscy poza Bobbym Lennoxem urodzili się w promieniu 10 mil od stadionu Celtic Park. Zresztą nawet i sam Lennox pochodził z miasteczka Saltcoasts, leżącego zaledwie 30 mil od największego szkockiego miasta (jako jedyny nie-glasgowczyk określał sam siebie mianem outsidera). Historia „Lwów z Lizbony” to coś niemożliwego w erze modern football, dlatego ma w sobie tyle romantyzmu. Zwłaszcza że była to naprawdę świetna drużyna.

Klub irlandzkich katolików

Celtic Football Club został oficjalnie założony 6 listopada 1887 r. przez irlandzkich imigrantów w Glasgow. Celem miała być walka z biedą wśród miejscowych Irlandczyków, a zaczęło się to wszystko w sali katolickiego kościoła św. Marii (katolicyzm od samego początku był jednym z symboli „The Bhoys”). Na klubowym herbie widnieje jednak rok 1888, ponieważ dokładnie 28 maja tego roku „Celtowie” zagrali pierwszy oficjalny mecz. Ich rywalem – a to niespodzianka! – byli Glasgow Rangers. Pierwsze Old Firm Derby zakończyły się zwycięstwem Celticu 5:2. Już w 1889 r. „The Bhoys” dotarli do finału Pucharu Szkocji, w 1892 r. zdobyli to trofeum, a po roku dorzucili do tego pierwszy tytuł mistrza Szkocji. Wystarczyło więc zaledwie kilka lat istnienia, aby Celtic stał się czołowym klubem w kraju.

W 1964 r. klub po raz pierwszy pokazał się na arenie międzynarodowej, docierając do półfinału Pucharu Zdobywców Pucharów (zlikwidowany w 1999 r.). Po imponującym zwycięstwie u siebie z MTK Budapeszt 3:0, na wyjeździe „Celtowie” roztrwonili przewagę i przegrali aż 0:4. Była to jednak zapowiedź złotej ery Celticu, która miała się zacząć wraz z przyjściem trenera Jocka Steina. Oficjalnie został on ogłoszony menedżerem Celticu 31 stycznia 1965 r. Umówił się jednak z władzami klubu, że pozostanie w Hibernanie, dopóki nie znajdą tam jego następcy. Ostatecznie więc zawitał na dobrze sobie znany Celtic Park w marcu, zastępując pracującego tam od 20 lat Jimmy’ego McGrory’ego (ten w uznaniu zasług otrzymał posadę dyrektora PR).

Najlepszy trener w historii

Jock Stein urodził się 5 października 1922 r. w Hamilton oddalonym o 12 mil od Glasgow i był zawodnikiem Celtic FC w latach 1951-1956. Przychodził z walijskiego Llanelli AFC raczej jako uzupełnienie, ale udało mu się wywalczyć stałe miejsce na środku obrony, z czasem zasłużył nawet na opaskę kapitana. Karierę musiał zakończyć w wieku 34 lat z powodu uciążliwej kontuzji kostki. Przydzielono mu do trenowania drużyny juniorskie oraz rezerwy. Po nieco ponad trzech latach takiej pracy postanowił rozpocząć działalność na własną rękę i przeszedł do Dunfermline Athletic. W momencie rozpoczęcia pracy (14 marca 1960 r.) miał zaledwie dwa punkty przewagi nad ostatnią drużyną w tabeli. Utrzymał zespół w najwyższej klasie rozgrywkowej, a już w następnym sezonie wywalczył Puchar Szkocji. Dało to prawo gry w Pucharze Zdobywców Pucharów, gdzie w sezonie 1961/1962 Dunfermline dotarł do ćwierćfinału.

Te osiągnięcia poskutkowały ofertą z Hibernianu Edynburg, do którego Jock Stein przeniósł się w marcu 1964 r. (to był ulubiony przez Steina miesiąc do zmian miejsca pracy). Przez rok pobytu w stolicy Szkocji zdołał wygrać Summer Cup czy pokonać w meczu towarzyskim Real Madryt. To wystarczyło, aby dostać ofertę z Celticu i w marcu 1965 r. Jock Stein rozpoczął swoją najpiękniejszą życiową przygodę. Jego następcą w Hibernianie został Bob Shankly, starszy brat legendarnego Billa. Do dzisiaj Stein pozostaje najlepszym menedżerem Hibernianiu w historii, w ciągu roku jego pracy współczynnik zwycięstw drużyny wynosił 62%.

Zatrudnienie Jocka Steina na stanowisku pierwszego trenera Celtic FC było przełamaniem swego rodzaju tabu, ponieważ był on pierwszym protestanckim menedżerem w historii klubu. Zastał drużyną przygotowującą się do rozegrania półfinałów Pucharu Szkocji. Udzielił swoim nowym podopiecznym wskazówek taktycznych na poziomie, z jakim wcześniej nie mieli do czynienia. Rozprawili się w półfinale z Motherwell, a w finale pokonali Dunfermline. Po dwóch miesiącach pracy na Celtic Park Jock Stein miał już swój pierwszy „skalp” – „The Bhoys” wygrali Puchar po raz pierwszy od jedenastu lat.

W przerwie letniej ściągnął najlepszego strzelca Motherwell Joe McBride’a. W pierwszym pełnym sezonie pod wodzą Steina (1965/1966) „The Bhoys” zdobyli Puchar Ligi Szkockiej i dotarli do półfinału Pucharu Zdobywców Pucharów. Byli bardzo bliscy historycznego występu w finale europejskich rozgrywek – przegrali w dwumeczu z Liverpoolem 1:2, a w meczu na Anfield sędzia nie uznał dającej „Celtom” awans bramki Bobby’ego Lennoxa (wątpliwy spalony). Co się jednak odwlecze… Potem Celtic przegrał w finale Pucharu Szkocji z Rangersami, ale powetował to sobie w lidze, zdobywając pierwsze od dwunastu latu mistrzostwo Szkocji. Imponujące pasmo sukcesów w ciągu zaledwie dwóch lat, ale najlepsze dopiero się zbliżało.

Możemy wygrać wszystko”

Przed startem sezonu 1966/1967 Jock Stein właśnie tak powiedział do swoich piłkarzy. Faktycznie, był to najbardziej magiczny, cudowny i niezapomniany sezon w historii klubu z katolickiej części Glasgow. Mistrzostwo, Puchar Szkocji, Puchar Ligi Szkockiej, Glasgow Cup i Puchar Europy – w drodze do tych trofeów „The Bhoys” strzelili łącznie 196 goli. Już letnie mecze towarzyskie zapowiadały coś wielkiego – Celtic pokonał m.in. Manchester United 4:1 (tzw. „dzieci Busby’ego”, które w 1968 r. zdobyły Puchar Europy) oraz 1:0 Real Madryt na Estadio Santiago Bernabéu. Ligę ekipa Jocka Steina rozpoczęła od fenomenalnej serii ośmiu kolejnych zwycięstw. Dopiero w dziewiątej kolejce rozpędzonych „Celtów” na ich boisku powstrzymała drużyna St Mirren, remisując 1:1 (5 listopada 1966 r.). W tym czasie Jock Stein i spółka mieli już na koncie pierwszy triumf – 29 października w finale Pucharu Ligi Szkockiej pokonali Glasgow Rangers 1:0 po golu Bobby’ego Lennoxa. Spotkanie na Hampden Park oglądało 94,5 tys. widzów.

Wpadkę z 5 listopada z St Mirren „The Bhoys” szybko sobie powetowali zwycięstwem w finale Pucharu Glasgow (7 listopada) nad Patrick Thistle FC 4:0 (znowu na Hampden Park, tym razem jednak „tylko” 31 tys. widzów – mniejsza ranga rozgrywek i rywala). Oprócz finalistów udział w Glasgow Cup brały jeszcze Queens Park FC oraz oczywiście Rangersi. Potem przyszła seria trzech kolejnych ligowych zwycięstw, bezbramkowy remis w Kilmarnock i znowu dwie wygrane. Jedynie w okresie świątecznym „Celtów” dopadła lekka zadyszka – w wigilię zremisowali z Aberdeen 1:1, a w sylwestra 1966 po raz pierwszy przegrali w lidze (2:3 na wyjeździe z Dundee United). Był to tylko wypadek przy pracy, ponieważ w 13 kolejnych meczach Celtic wygrał aż 12 razy, notując w międzyczasie jeden remis. Chłopcom Jocka Steina wyraźnie jednak nie leżały Aberdeen i Dundee United, ponieważ w rewanżach padły niemal identyczne wyniki – bezbramkowy remis z Aberdeen (19 kwietnia) i porażka 2:3 z Dundee na Celtic Park (3 maja). To sprawiło, że w przedostatniej kolejce (6 maja – Old Firm Derby) Rangersi wciąż mieli szansę na prześcignięcie rywala  z katolickiej części Glasgow. Padł jednak remis 2:2 i „Celtowie” mogli świętować kolejne mistrzostwo Szkocji. Tytuł przypieczętowany na Ibrox Park smakował szczególnie. Był to już czwarty „skalp” Jocka Steina i spółki, bo 29 kwietnia w finale Pucharu Szkocji pokonali Aberdeen 2:0 (z którym nie mogli sobie poradzić w lidze) po dwóch bramkach Williego Wallace’a.

Droga do Lizbony

Sezon wspaniały, ale każde z tych czterech trofeów Celtic zdobywał już wielokrotnie. Jednak o wyjątkowości sezonu 1966/1967 stanowi Puchar Europejskich Mistrzów Klubowych. „The Bhoys” mogli wystartować w tych rozgrywkach dzięki pierwszemu od dwunastu lat tytułowi mistrza Szkocji, a stało się to już w pierwszym pełnym sezonie pracy Jocka Steina. Do Lizbony wiodła jednak dość długa droga.

W pierwszej rundzie Celtowie trafili na FC Zurich. 28 września 1966 r. zwyciężyli na Celtic Park 2:0 po golach Gemmella i McBride’a. W rewanżu 5 października (dzień 44. urodzin Jocka Steina) Gemell trafił dwa razy, jednego gola dołożył Stevie Chalmers i Celtic pewnie przeszedł do kolejnej rundy. Przejście Szwajcarów okazało się bułką z masłem, a w drugiej czekał zespół FC Nantes, mistrz Francji. Rywal był jednak słabszy niż sądzono i sprawa rozstrzygnęła się już praktycznie w pierwszym meczu, wygranym przez „Celtów” na wyjeździe 3:1. 30 listopada 1966 r. w Nantes bramki strzelali McBride, Lennox i Chalmers. Identycznym wynikiem zakończył się rewanż w Glasgow, rozegrany 7 grudnia (Johnstone, Chalmers, Lennox). Kolejne mecze odbyły się dopiero w marcu następnego roku. Tu zaczęły się schody, bo 1 marca 1967 r. w Nowym Sadzie Celtic przegrał z Vojvodiną 0:1.

Jock Stein bał się tego meczu. Rok wcześniej oglądał bowiem inny, w którym Partizan Belgrad grał z Manchesterem United na tyle skutecznie, by wyeliminować go z rozgrywek. Teraz Vojvodina była mistrzem i ona stanęła na drodze Szkotów. Jej podstawowym atutem miał okazać się bramkarz Ilija Pantelič. Ale nie tylko on. Zespół z Nowego Sadu wygrał 1:0 i miał prawo jechać na rewanż w niezłych nastrojach.

Serbowie w Glasgow musieli się jednak zmierzyć nie tylko z rywalem, ale także z 70-tysięcznią widownią na Celtic Park. 8 marca 1967 r. gospodarze wyrównali stan rywalizacji w 58. minucie po golu Steviego Chalmersa. Kiedy zanosiło się na dogrywkę, awans dał w ostatniej minucie meczu stoper Billy McNeill po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Charliego Gallaghera.

Na drodze do finału stała potem już tylko jedna drużyna – praska Dukla. Półfinał Pucharu Mistrzów był jednak przekleństwem Brytyjczyków. Do tej pory na tym szczeblu zespoły w Wysp grały aż osiem razy i nigdy nie dotarły do finału.

W pierwszym meczu w Glasgow (12 kwietnia) gospodarze zwyciężyli 3:1 po dwóch golach Williego Wallace’a i jednym Jimmy’ego Johnstone’a. W rewanżu 25 kwietnia mistrzowie Czechosłowacji wcale jednak nie stali na straconej pozycji, poczynaniami zespołu z Dukli kierował wciąż będący w wysokiej formie 36-letni wicemistrz świata z 1962 r. Josef Masopust. Bohaterem okazał się jednak starszy o cztery miesiące bramkarz „Celtów” Ronnie Simpson, który zachował czyste konto. Bezbramkowy remis w pełni satysfakcjonował Szkotów. To był w ogóle magiczny czas dla weterana, który pomiędzy dwoma meczami z Duklą zadebiutował w reprezentacji Szkocji. I co to był za debiut – Szkocja pokonała na Wembley aktualnych mistrzów świata 3:2! Skład Anglików w tym meczu (15 kwietnia 1967 r.) był niemal identyczny jak w finale MŚ z Niemcami Zachodnimi, jedynie Jimmy Greaves zastąpił Rogera Hunta.

Pod koniec kwietnia „The Boys” zapewnili sobie jeszcze Puchar Szkocji, na początku maja przypieczętowali mistrzostwo, więc całe swoje siły mogli skupić na finale Pucharu Mistrzów. O ile droga do finału była stosunkowo łatwa (raczej żaden z wyeliminowanych klubów nigdy nie należał do potentatów europejskiej piłki), o tyle w finale czekał wielki Inter Mediolan pod wodzą Helenio Herrery, triumfator PEMK z 1964 i 1965 roku.

Mistrzowie catenaccio

Jedenaście edycji rozgrywek o Puchar Mistrzów i tyleż zwycięstw drużyn z południa kontynentu! Posrebrzane trofeum nie opuszczało dwóch półwyspów i tylko trzech miast. Jak nie Półwysep Iberyjski, to Apeniński. Jak nie Madryt – to Lizbona. Jak nie Lizbona – to Mediolan. I tylko cztery kluby – sześciokrotnie Real, po dwa razy Benfica oraz Inter i raz Milan.

Drużyna z północnych Włoch miała też dużo trudniejszą drogę do finału w Lizbonie. Początek dość lekki, bo w pierwszej rundzie wyeliminowali Torpedo Moskwa. Było to klasyczne zwycięstwo w preferowanym przez Inter stylu catenaccio – 1:0 u siebie po samobójczej bramce Woronina i dające awans 0:0 na wyjeździe. Czyli zgodnie z podobną filozofią, wyznawaną wiele lat później np. przez José Mourinho – przede wszystkim nie stracić bramki, a z przodu zawsze coś wpadnie (choćby po samobójczym trafieniu rywala). Dużo bardziej przekonujące było zwycięstwo w 1/8 finału z Vasasem Budapeszt (2:1 w Mediolanie i 2:0 w stolicy Węgier).

Jednak w ćwierćfinale na podopiecznych Helenio Herrery czekała przeszkoda najtrudniejsza z możliwych. Real Madryt w 1966 r. wygrał PEMK po raz szósty i stawał do rozprawy z triumfatorem z dwóch poprzednich lat. Był to także rewanż za półfinał sprzed roku, kiedy to górą okazał się Real. W pierwszym meczu w Mediolanie Inter wygrał 1:0. Taktyka na rewanż była więc prosta: „zaryglować” bramkę, a z przodu może coś wpadnie. I tak też się stało – w 23. minucie trafił do siatki gospodarzy Renato Cappellini (strzelec gola także w pierwszym spotkaniu), a „Królewskich” pogrążył w 57. minucie ich własny obrońca Zoco, strzelając „samobója”. Była to dopiero druga porażka Realu na własnym stadionie w europejskich pucharach (wcześniej w 1962 r. wygrał tam 1:0 Juventus), ale pierwsza decydująca o odpadnięciu.

W półfinale Włosi musieli się zmierzyć z CSKA Sofia. Bułgarzy w 1/8 wyeliminowali mistrza Polski Górnika Zabrze (4:0 w Sofii i 0:3 w Zabrzu – Górnik prowadził już do przerwy 3:0, a po zmianie stron karnego nie wykorzystał Ernest Pohl), w ćwierćfinale byli górą w starciu z Linfield Belfast (2:2 w Irlandii Północnej i 1:0 w Sofii). Byli prawdziwą rewelacją tej edycji Pucharu Mistrzów i o mały włos nie dotarli do finału. Po remisie 1:1 w Mediolanie dokładnie taki sam wynik padł w Sofii. Dopiero w trzecim meczu na „neutralnym” stadionie w Bolonii (wybór tego miejsca nie był zbyt fortunny) Włosi zapewnili sobie awans do finału po bramce niezawodnego Renato Cappelliniego w 12. minucie. Potem zastawili słynny „rygiel” i udało się „dowieźć” 1:0 do końca meczu.

Finał

Krąży legenda, że paragwajski trener Juventusu Heriberto Herrera (zbieżność nazwisk z Helenio przypadkowa) przed finałem zaprosił do Turynu Jocka Steina, aby dokładnie wyjaśnić mu sposób gry Interu. Nawet i bez tego trener „Celtów” wiedział jednak, czego może się spodziewać. Mimo tego został zaskoczony. Pierwsze minuty meczu finałowego należały zdecydowanie do zawodników z Półwyspu Apenińskiego. Już w 7. minucie James Craig sfaulował w polu karnym Renato Cappelliniego, a legendarny Sandro Mazzola pewnie wykorzystał jedenastkę. Spotkanie ułożyło się więc dla Interu wyśmienicie i mógł on przyjąć ulubioną taktykę – „rygiel”, utrzymywanie piłki na własnej połowie i sporadyczne kontry. Wyszło jednak na to, że Inter objął prowadzenie zbyt wcześnie. Świetnie przygotowany fizycznie Celtic stosował – używając dzisiejszej terminologii – wysoki pressing, i z każdą minutą Szkoci coraz bardziej tłamsili rywala. Szybko też neutralna publiczność portugalska (Włochów i Szkotów było po ok. 12 tysięcy) opowiedziała się po stronie Wyspiarzy, ponieważ ich ofensywny styl był po prostu przyjemniejszy dla oka.

Inter dzielnie bronił się do 63 minuty. Wtedy Tommy Gemmel uderzył z linii pola karnego w „same widły”, a strzegący bramki Interu Giuliano Sarti nawet się nie ruszył. Napór Celticu rósł i druga bramka wisiała w powietrzu. Inter padł ostatecznie w 84. minucie – Stevie Chalmers zmienił kierunek lotu piłki wstrzelonej w pole karne i znalazła ona drogę do siatki. Pozostawało jeszcze sześć minut na odrobienie strat, ale Inter nie był już w stanie nic zrobić. Puchar trafił w ręce niesamowitych chłopaków z Glasgow.

Ponieważ rok wcześniej Real wywalczył puchar na własność, UEFA ufundowała nowy, nieco inny, ten sam, o który walczy się do dziś. I właśnie ten puchar odebrał z rąk prezydenta UEFA, Szwajcara Gustava Wiederkehra i prezydenta Portugalii America Thomaza – Billy McNeill, jako kapitan pierwszej zwycięskiej drużyny z Wysp Brytyjskich. Dwa tygodnie później Celtic zaproszony został przez Real Madryt do rozegrania na Estadio Bernabeu pokazowego meczu na cześć żegnającego się z boiskiem Alfreda di Stefana.

25 maja 1967, godz. 17.30, Estádio Nacional w Lizbonie
CELTIC FC GlasgowINTER Mediolan = 2:1 (0:1)

0:1 – Sandro Mazzola 7′ (karny)
1:1 – Tommy Gemmel 63′
2:1 – Stevie Chalmers 84′

Celtic: Ronnie Simpson – Tommy Gemmel, John Clark, Billy McNeill (k), Jim Craig – Bertie Auld, Bobby Murdoch – Bobby Lennox, Willie Wallace, Stevie Chalmers, Jimmy Johnstone.
Trener: Jock Stein

Inter: Giuliano Sarti – Armando Picchi (k) – Tarcisio Burgnich, Aristide Guarneri, Giacinto Facchetti – Angelo Domenghini, Sandro Mazzola, Gianfranco Bedin, Mauro Bicicli, Mario Corso – Renato Cappellini.
Trener: Helenio Herrera

Nieśmiertelni

Ówczesny trener Liverpoolu Bill Shankly (autor wielu słynnych cytatów), starszy o dziewięć lat od Jocka Steina, powiedział do niego po finale w Lizbonie: „Jock, teraz jesteś nieśmiertelny!”. W następnym sezonie Celtic wywalczył mistrzostwo i Puchar Ligi Szkockiej, potem znowu ugrał potrójną koronę. W 1970 r. „The Boys” jeszcze raz dotarli do finału Pucharu Europy, ale tym razem musieli uznać wyższość nowej jakości w europejskim futbolu – holenderskiego futbolu totalnego. Przegrali z Feyenoordem Rotterdam 1:2. Jock Stein prowadził „Celtów” do 1978 r. Następnie zaliczył krótki epizod w Leeds United i przejął obowiązki selekcjonera reprezentacji Szkocji, którą poprowadził w finałach MŚ w Hiszpanii w 1982 r. Umarł tak jak żył – 10 września 1985 r. dostał zawału serca podczas meczu wyjazdowego z Walią w eliminacjach MŚ. Na śmierć swojego mistrza patrzył bezradnie Alex Ferguson, zdolny szkocki trener młodszego pokolenia i ówczesny asystent Jocka Steina.

Celtic FC zdobył po 1967 r. wiele tytułów, w 2003 r. dotarł nawet do finału Pucharu UEFA, jednak żadna drużyna nie może się równać z „Lwami z Lizbony” Jocka Steina. Razem z nim na nieśmiertelność zasłużyła cała jedenastka, która 25 maja 1967 r. zdobyła najcenniejsze klubowe trofeum:

Ronnie Simpson (1930-2014; bramkarz) – w seniorskiej piłce debiutował w wieku 14 lat i 304 dni jako zawodnik Queen’s Park Glasgow, a działo się to na Hampden Park 11 sierpnia 1945 r. w meczu przeciwko Kilmarnock. Reprezentował Wielką Brytanię na igrzyskach olimpijskich 1948, a do Celticu przyszedł rok przed Jockiem Steinem i skończył tam karierę w wieku 40 lat. Mierzył zaledwie 175 cm wzrostu, ale nadrabiał to niesamowitą skocznością i szybkością.

Tommy Gemmel (1943-2017; lewy obrońca) – nazywany „Big Tam” bądź Danny Kaye ze względu na podobieństwo do tego hollywoodzkiego aktora. Był prototypem nowoczesnego ofensywnego bocznego obrońcy, o czym świadczy liczba strzelanych przez niego bramek.

Billy McNeill (1940; środkowy obrońca) – kapitan i największy autorytet w zespole, naturalne przedłużenie Jocka Steina na boisku, wysoki blondyn świetnie grający głową.

John Clark (1941; środkowy obrońca) – przyszedł do Celticu w 1961 r. na lewą pomoc, z czasem stał się jednak świetnym środkowym obrońcą. Tworzył parę z kapitanem Billym McNeillem, wspaniały jak na owe czasy „wymiatacz”, skąd wziął się jego pseudonim „Szczotka”. Jako młody chłopak przeżył tragedię, kiedy jego ojciec zginął w wypadku kolejowym.

Jim Craig (1943; prawy obrońca) – mieszkał tuż obok stadionu Rangersów Ibrox Park, podczas gry w Celticu skończył studia stomatologiczne i po zakończeniu kariery został klubowym dentystą.

Bobby Lennox (1943; lewoskrzydłowy) – do Celticu przyszedł w 1961 r. i na lata zajął miejsce na lewym skrzydle, obiekt docinków kolegów z powodu swych odstających uszu. Jako dziecko był tak nieśmiały, że wstydził się grać z innymi chłopakami.

Bobby Murdoch (1944-2001; środkowy pomocnik) – początkowo grał jako łącznik, potem został wycofany do środka pola. Zmarł jako pierwszy z „Lwów z Lizbony”.

Bertie Auld (1938; środkowy pomocnik) – w 1967 r. miał już 29 lat i był jednym z najstarszych zawodników w drużynie. Nie strzelał zbyt dużo bramek, ale koledzy wielokrotnie trafiali do siatki po jego podaniach.

Jimmy Johnstone (1944-2006; prawoskrzydłowy) – drobny rudowłosy pomocnik, wychowanek Celticu, grający w nim od trzynastego roku życia. Zyskał przydomek „Latająca Pchła” ze względu na swoją specyfikę gry.

Stevie Chalmers (1935; środkowy napastnik) – do Celticu przyszedł w 1959 r. i był lubiany przez niemal każdego. Urodził się w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia, co miało tłumaczyć jego wiecznie radosne usposobienie. Ojciec czwórki dzieci, który „nigdy się nie zatrzymywał”, strzelec zwycięskiego gola w finale z Interem. Jako nastolatek zachorował na gruźlicę układu pokarmowego, w pewnym momencie lekarze dawali mu tylko trzy tygodnie życia.

Willie Wallace (1940; środkowy napastnik) – strzelec wyborowy, który przyszedł do Celticu z Heart of Midlothian za 30 tys. funtów. Niezwykle cichy i spokojny, dzięki czemu zyskał ksywkę „Whispy”.

W finale z powodu kontuzji zabrakło Joe McBride’a, świetnego strzelca, którego jako pierwszego po swoim przyjściu ściągnął Jock Stein (za 22 tys. funtów z Motherwell). Rezerwowymi byli John Fallon (bramkarz), Willie O’Neill, John Hughes oraz Charlie Gallagher (jedyny, choć nietypowy obcokrajowiec w drużynie – urodził się i wychował w Glasgow, jednak jego ojciec pochodził z Irlandii i on też zaliczył dwa występy w reprezentacji tego kraju).

BARTOSZ BOLESŁAWSKI

Przy pracy nad tekstem korzystałem z następujących źródeł:

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 0 / 5. Licznik głosów 0

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

spot_img
Bartosz Bolesławski
Bartosz Bolesławski
Psychofan i zaoczny bramkarz KS Włókniarz Rakszawa. Miłośnik niesamowitych historii futbolowych, jak mistrzostwo Europy Greków w 2004 r. Zwolennik tezy, że piłka nożna to najpoważniejsza spośród tych niepoważnych rzeczy na świecie.

Więcej tego autora

Najnowsze

„Przewodnik Kibica MLS 2024” – recenzja

Przewodnik Kibica MLS już po raz czwarty ukazał się wersji drukowanej. Postanowiliśmy go dokładnie przeczytać i sprawdzić, czy warto po niego sięgnąć.

Mário Coluna – Święta Bestia

Mozambik dał światu nie tylko świetnego Eusébio. Z tego afrykańskiego kraju pochodzi też Mário Coluna, który przez lata był motorem napędowym Benfiki i razem ze swoim sławniejszym rodakiem decydował o obliczy drużyny w jej najlepszych czasach. Obaj zapisali też piękną kartę występami w reprezentacji.

Trypolis, Londyn, Perugia, Dubaj – Jehad Muntasser i jego wszystkie ścieżki

Co łączy Arsene’a Wengera, rodzinę Kaddafich i Luciano Gaucciego? Wszystkich na swojej piłkarskiej drodze spotkał Jehad Muntasser, pierwszy człowiek ze świata arabskiego, który zagrał w klubie Premier League. Poznajcie jego historię!