Ricardo bez rękawic, Eusebio we łzach

Czas czytania: 6 m.
0
(0)

Sezon 2003/2004 w europejskim futbolu obfitował w liczne niespodzianki i sensacyjne rozstrzygnięcia. W  finale Ligi Mistrzów spotkały się AS Monaco i FC Porto, a w rozgrywanych w Portugalii Mistrzostwach Europy triumfowała Grecja. Zanim jednak gracze rodem z Hellady podnieśli do góry Puchar Henriego Delaunaya, w ćwierćfinale imprezy kibice obejrzeli jeden z najbardziej emocjonujących meczów w historii turnieju.

Duże oczekiwania

Z jednej strony Portugalczycy — gospodarze turnieju, pragnący okazać się godnymi dziedzicami Eusebio. Dla złotego pokolenia graczy z Półwyspu Iberyjskiego (Luis Figo, Rui Costa, Fernando Couto) była to jedna z ostatnich szans na duży sukces z reprezentacją. Za ich sterami stał wówczas Luis Felipe Scolari — dwa lata wcześniej mistrz świata z Brazylią.

W przeciwnym narożniku (uciekając się do terminologii bokserskiej) – Anglicy – wiecznie niespełnieni, wiecznie oczekujący triumfu na miarę mistrzostwa świata w 1966 roku, wiecznie liczący na to, że to właśnie teraz jest ich czas. W 2004 roku mieli wszelkie podstawy, żeby uważać się za faworytów turnieju. Obrona z twardymi jak skała Johnem Terrym i Solem Campbellem, kosmiczna linia pomocy z Beckhamem, Scholesem, Lampardem i Gerrardem (wszyscy wówczas w sile wieku) i atak składający się ze wciąż młodego Michaela Owena i rewelacyjnego nastolatka Wayne Rooneya.

Już przed spotkanie kibice i dziennikarze ostrzyli sobie zęby na ten pojedynek, ale to co zdarzyło się 24 czerwca 2004 na lizbońskich Estádio da Luz przerosło oczekiwania wszystkich.

Eksplozja talentu Rooneya

Obie reprezentacje rozpoczęły turniej w nie najlepszym stylu. Gospodarze przegrali w meczu otwarcia z Grecją (jak się miało okazać nie po raz ostatni na tym turnieju). Anglicy natomiast długo prowadzili z obrońcą tytułu Francją 1:0, mieli nawet okazję, żeby podwyższyć wynik, ale Beckham nie wykorzystał rzutu karnego.

W końcówce meczu dwa gole dla „Les blues” zdobył Zidane — najpierw z rzutu wolnego, później z karnego, podyktowanego po błędzie Gerrarda. Zarówno Portugalia, jak i Anglia zostały zatem szybko postawione pod ścianą. Wyspiarze bez większych problemów najpierw rozbili Szwajcarię 3:0, a później Chorwację 4:2. W każdym z tych meczów, po dwie bramki zdobył Rooney. Młody zawodnik Evertonu po wakacjach przeniósł się do Manchesteru United za 27 milionów funtów – najwyższą wówczas kwotę zapłaconą kiedykolwiek za nastolatka.

„Nie pamiętam, żeby ktokolwiek wywierał taki wpływ na piłkę nożną od czasu Pelego na Mistrzostwach Świata w 1958 roku … Rooney jest absolutnie fantastyczny, nie tylko, gdy strzela gole, ale gdy po prostu gra w piłkę nożną — jest kompletnym piłkarzem”. – powiedział Sven-Goran Eriksson w wywiadzie dla „The Guardian”

Trzon z FC Porto

Wracając do EURO 2004 – Portugalia uporała się z Rosją i w prestiżowym meczu – z Hiszpanią. Główną rolę w portugalskiej ekipie odgrywali nie tylko wspomniani już wcześniej weterani, ale także gracze opromienionego triumfem w Champions League FC Porto – Ricardo Carvalho, Costinha, Deco, Nuno Valente czy Maniche. Coraz więcej drużynie dawał także rówieśnik Rooneya,  grający z numerem 17 (siódemka była zarezerwowana dla Luisa Figo) – Cristiano Ronaldo.

„To trudna grupa z Hiszpanią i Rosją, ale wierzę, że uda nam się z niej wyjść razem  z Hiszpanią”. – typował jeszcze przed rozpoczęciem zmagań grupowych Eusebio

Nikt chyba nie przewidywał, że obok gospodarzy z grupy wyjdą także Grecy.

Spryt Owena, kontuzja Rooneya

Mecz nie mógł zacząć się lepiej dla piłkarzy z trzema lwami w herbie. Michael Owen wykorzystał długie wybicie Davida Jamesa i błąd Costinhy i sprytnym strzałem pokonał Ricardo. Od tego momentu rozpoczęła się przewaga Portugalczyków, który wszelkimi sposobami próbowali doprowadzić do wyrównania.

W 27. minucie miało miejsce z pozoru nie aż tak ważne wydarzenie. Wielka nadzieja Anglików — Wayne Rooney, doznał kontuzji, a jego miejsce zajął Darius Vassell. Wychowanek Aston Villi nie tylko nie okazał godnym zastępcą nastolatka z Evertonu, ale też był jednym z pechowych wykonawców rzutów karnych. Zanim jednak do tego doszło, stadion Benfiki obejrzał tego wieczora wiele niesamowitych zwrotów akcji.

Główka Postigi i czas na dogrywkę

Druga połowa to desperackie próby Portugalczyków doprowadzenia do dogrywki. „Big Phil” wprowadził na boisko niemal wszystkich ofensywnych piłkarzy, których miał na ławce. Simão, Hélder Postiga i Rui Costa mieli pomóc przedłużyć nadzieje tysięcy kibiców gospodarzy. Nawiasem mówiąc, portugalscy fani niekoniecznie stanowili większość na trybunach tego wieczora.

Szacuje się, że na EURO 2004 pojechało około 50 tysięcy brytyjskich fanów. Oczywiście nie wszyscy byli na meczu w Lizbonie, ale liczba angielskich flag na trybunach była imponująca. Jednak ani flagi, ani doping przybyszy z Wysp Brytyjskich nie uchronił synów Albionu przed utratą bramki. W 83. minucie Simão zakręcił Beckhamem i dośrodkował wprost na głowę Heldera Postigi. Terry i Campbell jedynie stali i przyglądali się, jak piłka wpada do bramki.

Stoper Arsenalu jeszcze w 90. minucie trafił do siatki rywali po dobitce własnego strzału. Sędzia dopatrzył się jednak faulu na Ricardo i gola nie uznał. Konieczność rozegrania dogrywki stała się nieunikniona.

Bomba Rui Costy

Już w trakcie regulaminowych 90 minut obie drużyny wykorzystały limit zmian. O ile jednak gospodarze turnieju (chcąc gonić wynik) desygnowali do gry zawodników ofensywnych, to Anglicy  za Scholesa i Gerrarda wprowadzili Phila Neville’a i Hargreavesa – obrońcę i defensywnego pomocnika.

Nie pozostawało to bez wpływu na obraz gry. To Portugalczycy starali się atakować i rozstrzygnąć mecz przed serią rzutów karnych. W 110. minucie Rui Costa przejął piłkę na 45 metrze od bramki strzeżonej przez Davida Jamesa. Przebiegł z futbolówką przy nodze ponad 20 metrów, nic nie robiąc sobie z próbujących odebrać mu futbolówkę angielskich obrońców. Wreszcie uderzył jakby od niechcenia, ale jednak z ogromną siłą. Piłka odbiła się od poprzeczki i wpadła do bramki. Wszyscy obecni na stadionie mogli, mówiąc potocznie, zbierać szczęki z podłogi. Gol z gatunku tych, które Anglicy określają mianem „sensational”.

Dziesięć lat później bramka Rui Costy znalazła się na liście 60 najwspanialszych goli w historii rozgrywek pod egidą UEFA. Wracając do Lizbony i czerwca 2004 roku – po ciosie zadanym przez pomocnika AC Milan Anglicy mogli się już nie podnieść.

Lampard daje nadzieję

Mogli, ale jednak się pozbierali. Minęło ledwie 5 minut od genialnego trafienia Rui Costy, Scolari i jego sztab nie zdążyli jeszcze ochłonąć po radosnych podskokach, jakie wykonywali po tym golu, a Anglicy przeprowadzili akcję, która przedłużyła ich nadzieję na awans do półfinału.

Z rzutu różnego dośrodkowywał Beckham, John Terry zgrał piłkę głową do klubowego kolegi z Chelsea, Franka Lamparda, a ten, obróciwszy się szybko, mocnym strzałem pokonał Ricardo. Była 115. minuta.  Do końca dogrywki żadnej drużynie nie udało się zdobyć gola, ale emocje naprawdę sięgały zenitu. Gdyby wówczas istniał Twitter hashtag #ENGPOR byłby tamtego dnia z pewnością najpopularniejszym na tym portalu.  

Beckham pudłuje, Ricardo strzela

Serię rzutów karnych rozpoczął Beckham, który na tym turnieju już raz nie trafił jedenastki. Tym razem było … jeszcze gorzej. Kapitan Anglików poślizgnął się i strzelił tak wysoko nad bramką, że po meczu angielskie tabloidy złośliwie zastanawiały się, na które piętro trafiłaby piłka, gdyby „Becks” celował w przeciętny budynek mieszkalny.

Następne jedenastki skutecznie wykonywali kolejno: Deco, Owen, Simão i Lampard. Na zakończenie trzeciej serii do piłki podszedł bohater dogrywki, Rui Costa i fatalnie przestrzelił. Kolejne karne wykorzystali Terry, Ronaldo, Hargreaves, Maniche, Ashley Cole i Helder Postiga (gol à la Panenka). Przed kolejnym rzutem karnym portugalski golkiper Ricardo, zawiedziony tym, że wciąż nie obronił żadnego strzału, zdobył się na dość niekonwencjonalne zachowanie – postanowił zdjąć rękawice.

Nie wiadomo, czy to miało kluczowe znaczenie, ale uderzenie Dariusa Vassella udało mu się obronić w kapitalnym stylu. Niesiony falą entuzjazmu postanowił sam wykonać kolejną jedenastkę. Mocny strzał w lewy róg bramki pozbawił Davida Jamesa szans na obronę. Portugalia była w półfinale.

Szczęśliwy Eusebio, szczęśliwy Scolari

Telewizyjne kamery skupiły się na świętujących piłkarzach reprezentacji, ale także na płaczącym ze szczęścia legendarnym Eusebio. Radości nie potrafił i nie chciał ukrywać Scolari:


„Emocje były zbyt silne w tej grze i chciałbym szczerze podziękować wszystkim Portugalczykom za sposób, w jaki wspierali zawodników i reprezentację narodową. Chciałbym także podziękować moim graczom, którzy byli nieugięci przez cały mecz. Zasłużyliśmy na zwycięstwo, ponieważ uważam, że moja drużyna cały czas była lepszą drużyną na boisku”.  – powiedział po meczu selekcjoner „A Seleção das Quinas”

W zupełnie innych nastrojach byli Anglicy. Rozgoryczenia nie ukrywał Michael Owen.

„To było dla nas duże rozczarowanie, ale tak jest zawsze, gdy przegrywasz rzutami karnymi”

Selekcjoner Anglików, Sven-Göran Eriksson wtórował mu, mówiąc:

„Niestety, przegraliśmy karne i to jest bardzo ciężkie. Duch zespołu był fantastyczny przez cały turniej i nie mam żadnych pretensji do chłopców, ale przegrana w ten sposób jest bardzo trudna”

Anglicy po raz kolejny nie przełamali klątwy rzutów karnych (udało mi się to dopiero w 2018 roku na mundialu w Rosji).

Co ciekawe, dwa lata po opisywanych tutaj wydarzeniach, los znów skojarzył ze sobą Anglię z Portugalią w ćwierćfinale wielkiej imprezy (mistrzostwa świata w Niemczech). Ponownie doszło do rzutów karnych, ponownie wygrali Portugalczycy i ponownie bohaterem był Ricardo. Bramkarz Sportingu tym razem obronił aż trzy jedenastki.

Gdzie są chłopcy z tamtych lat?

Na koniec warto się przyjrzeć, jak potoczyły się losy bohaterów i antybohaterów tego spotkania. Wymieniany wielokrotnie w tekście Ricardo grał w reprezentacji do 2008 roku.

W karierze klubowej, po odejściu ze Sportingu w 2007 roku, wiodło mu się najwyżej średnio. Betis, Leicester City, Vitória Setúbal i w latach 2012-2014 Olhanense. Rui Costa po Euro 2004 zakończył reprezentacyjną karierę. Z Milanu odszedł w 2006 roku, by jeszcze przez dwa kolejne lata pograć dla Benfiki. Dziś jest dyrektorem sportowym „Orłów”. Helder Postiga zmieniał kluby niemal częściej niż wymienia się pościel w dobrych hotelach. Wielkiej kariery nie zrobił, a piłkarską przygodę zakończył w Indiach w klubie Atlético de Kolkata.

Losy Franka Lamparda są powszechnie znane. Lada dzień (koniec czerwca 2019 roku) obejmie posadę menadżera Chelsea, gdzie spędził większość swej piłkarskiej kariery. Potencjał Michaela Owena został zmarnowany przez kontuzje. Darius Vassell odszedł z Aston Villi w 2005 roku do Manchesteru City. Później zaliczył jeszcze Ankaragücü z Turcji i Leicester City. Oficjalnie karierę zakończył w 2016 roku, ale granie na poważnym poziomie – już kilka lat wcześniej. Po Euro 2004 w reprezentacji nie zagrał już nigdy.

JAKUB TARANTOWICZ

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 0 / 5. Licznik głosów 0

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

spot_img
Jakub Tarantowicz
Jakub Tarantowicz
Rocznik 1987. Kibic Łódzkiego Klubu Sportowego i Manchesteru United. Szczęśliwy mąż. Dumny tata dwóch córeczek. Z wykształcenia historyk. Od wielu lat pracownik księgarni historycznej w Łodzi

Więcej tego autora

Najnowsze

Jimmy Glass i jego wielka ucieczka

Historia kariery Jimmy'ego Glassa, który przez kibiców jest kojarzony przede wszystkim dzięki jego słynnej bramce, która dała jego ówczesnej drużynie, Carlisle United, utrzymanie w Division Three, a jemu samemu – sporą sławę.

Europejski triumf siatkarskiej Resovii – wizyta na finale Pucharu CEV

19 marca 2024 roku Retro Futbol było obecne na wyjątkowym wydarzeniu. Siatkarze Asseco Resovii podejmowali w hali na Podpromiu niemiecki SVG Luneburg w rewanżowym...

Jerzy Dudek – bohater stambulskiej nocy

Historia kariery jednego z najlepszych polskich bramkarzy ostatnich dziesięcioleci