Oto fragment naszej książki „Polskie kluby w europejskich pucharach, którą już możesz kupić tutaj. Opisywany urywek dotyczy rywalizacji Arki Gdynia z bułgarską Starą Zagorą.
Zanim doszło do starcia w Starej Zagorze, obie ekipy stanęły naprzeciwko siebie 19 września 1979 roku w Gdyni. Nie mógł zagrać w nim jeden z czołowych piłkarzy Arki, Adam Musiał, który wciąż pokutował za atak na przeciwnika w meczu Wisły z RWD Molenbeek (UEFA ukarała go wówczas zawieszeniem na trzy mecze). Kibice nie mogli doczekać się tego spotkania i dzień czy dwa dni przed meczem znajdywali sobie różne zajęcia, które miały ubarwić oglądanie meczu:
– Kibice jeszcze dzień, dwa wcześniej rezerwowali sobie miejsca na stadionie. Doszły też do nas słuchy, że niektórzy sprytni fani zakopywali sobie w ziemi alkohol, którym później raczyli się podczas meczu. Wielu kibiców z alkoholem zostało zatrzymanych na bramie. Zarekwirowano ileś tam butelek, ale zdarzały się też takie osoby, które wypełniały te butelki wodą, o czym przekonaliśmy się później. Jakiś czas po tym wydarzeniu na jednym z klubowych bankietów ta wódka została postawiona na stole i zdziwienie było ogromne, kiedy okazało się, że w kieliszku zamiast alkoholu pojawiła się woda – opowiadał po latach Tomasz Korynt.
Spotkanie rozpoczęło się po myśli gospodarzy. W 23 minucie, po kapitalnej akcji Janusza Kupcewicza z Wiesławem Kwiatkowskim, ten drugi zapewnił gdynianom prowadzenie. Bułgarzy jeszcze przed przerwą doprowadzili do remisu, ale w drugiej połowie, po świetnych akcjach Kwiatkowskiego, dwa razy piłkę do siatki kierował Tomasz Korynt. Gdy wydawało się, że wynik tego pojedynku jest już ustalony, na niecałe pół godziny przed końcem drużyna gości strzeliła drugą bramkę, wykorzystując nieporozumienie Włodzimierza Żemojtela z Jackiem Pietrzykowskim. To trafienie miało ogromne znaczenie w meczu rewanżowym:
– Dwa szkolne błędy obrońców zadecydowały o stracie dwóch bramek. Do pozostałych linii drużyny nie mam pretensji. W Arce dało się odczuć brak dyrygenta. Rolę tę zazwyczaj spełnia Musiał. W Starej Zagorze będzie już mógł wystąpić […] – mówił trener Czesław Boguszewicz, cytowany przez „Dziennik Bałtycki”.
W rewanżu piłkarze Arki Gdynia przekonali się na własnej skórze o prawdziwości powiedzenia, według którego gospodarzom pomagają nawet ściany. Cypryjski sędzia Ermés Reïrés pozwolił na bardzo ostrą grę Bułgarów, temperując przy tym zapał polskich piłkarzy. W efekcie do końca meczu nie dotrwał Franciszek Bochentyn, któremu Cypryjczyk pokazał czerwoną kartkę za faul bez piłki. – Bułgarzy od początku grali brutalnie, faulowali nas bez piłki i pluli w twarz. Sędzia tego nie widział, a jednocześnie kontrolował, żebyśmy nie zrobili przeciwnikom żadnej krzywdy. Przeleżałem dużą część spotkania na murawie będąc faulowany. Pierwsza bramka padła z oczywistego spalonego, drugą też straciliśmy po kontrowersyjnej sytuacji – wspominał po latach Tomasz Korynt. W efekcie Beroe wygrało 2:0 i dzięki lepszemu bilansowi bramek awansowało
do dalszego etapu rozgrywek. Tajemnicą poliszynela jest fakt, że już przed spotkaniem było wiadomo, iż polski zespół ma nikłe szanse na awans: – Tłumaczka jeszcze przed meczem nam mówiła, że gdybyśmy u siebie wygrali 2:0, to tam byśmy przegrali 0:3. Sędzia rzeczywiście był bardzo stronniczy i ulegliśmy 0:2 – opowiadał Janusz Kupcewicz. – Nasz masażysta był z pochodzenia Grekiem. Przed meczem poszedł porozmawiać z cypryj- skim arbitrem, bo już wcześniej słyszeliśmy, że może być problem z sędziowaniem. Spróbował pogadać po grecku, mając nadzieje, że sędzia nie będzie stronniczy, ale niestety efektów to nie przyniosło – dodał Tomasz Korynt.
Więcej w książce „Polskie kluby w europejskich pucharach”, która ukaże się jeszcze tego lata nakładem wydawnictwa Sendsport.