Potęga wykuta w lodzie – Rosenborg w latach 90.

Czas czytania: 5 m.
5
(1)

Na przełomie wieków w niewielkim mieście w mroźnej Norwegii, wyrósł klub, którego obawiała się cała Europa. W 10 lat, z outsiderów odpadających w pierwszych rundach pucharów, Rosenborg stał się regularnym bywalcem Ligi Mistrzów. Legendy głosiły, że największe gwiazdy ówczesnych lat modliły się o uniknięcie wyjazdu na trudny teren. Jak powstał fenomen tamtej drużyny?

Piłkarze Realu doznali szoku, wysiadając z samolotu. Temperatura grubo poniżej zera, z nieba sypie śnieg. Popatrzyli na siebie i wiedzieli, że wyjazd do Trondheim nie będzie spacerkiem. Murawa na Lerkendal w niczym nie przypominała gładkich jak stół bilardowy płyt, do których przywykli „Galacticos”.  W momencie rozpoczęcia spotkania, słupki na termometrze pokazywały -5 stopni, ale z powodu wiatru i śniegu wydawało się, że jest dużo zimniej. Grający agresywnie Norwegowie nie pozwolili na nic gwiazdom Realu. 0-0 przyjęto z wielką ulgą. Zapomnijmy o tym meczu i wyjedźmy z stąd jak najszybciej – mówili między sobą.

To sekwencja kilku scen z „Gol II”. Choć film nie był epokowym dziełem, to akurat w tym fragmencie twórcy się popisali. Tak rzeczywiście wyglądało większość meczów Rosenborga w Norwegii. A tych spotkań odbyło się całkiem sporo, bo Norwegowie w latach 1995-2007 tylko raz nie zagrali w fazie grupowej LM!

Uczeń Michelsa

Sukces ma zwykle wielu ojców, ale nie w tym przypadku. Wszystko, co dobre w klubie zaczęło się wraz z przyjściem Nilsa Arne Eggena. 75-latek nie jest zbytnio znany poza Skandynawią. W latach 90. uchodził za jednego z reformatorów futbolu. Piłkarzem był niezłym, grał w czołowych norweskich klubach i ocierał się o reprezentację narodową.

Rosenborg był zawsze bliski jego sercu. To tu zaczynał profesjonalną karierę piłkarską i trenerską. Będąc szkoleniowcem, zawsze dążył do tego, by przejąć klub, poukładać go po swojemu i stać się jego reformatorem. Kiedy w 1988 roku po raz czwarty zaczynał pracę w Rosenborgu, nie był anonimowym trenerem. Dowodził wcześniej bez powodzenia reprezentacją Norwegii, a w latach 1986-1987 roku niewielkie Moss doprowadził najpierw do awansu do najwyższej ligi, a potem mistrzostwa kraju.

Eggen miał to szczęście, że do Trondheim przychodził w czasach, kiedy klub pozyskał poważnych inwestorów, a i sam norweski futbol przechodził na profesjonalizm. Szkoleniowiec miał możliwości finansowe, by zbudować Rosenborg na swoją modłę i dokonał tego w spektakularny sposób. Jego trenerskim mentorem był twórca „futbolu totalnego”, czyli Rinus Michels. Eggen przeniósł holenderskie 4-3-3 z ofensywnym nastawieniem i ciągłym przemieszczaniem się zawodników po boisku, na siermiężny norweski grunt. Jakie były tego efekty? Reszta ligi grająca według prostego schematu „laga w pole karne” kompletnie nie mogła poradzić sobie z ekipą Eggena. Zdarzały się sezony, w których kolejne drużyny od Rosenborga dzieliło… 20 punktów i różnica 30 bramek strzelonych.

Co ciekawe, w ofensywnej piłce zupełnie nie zakochali się Skandynawowie. Prasa i najważniejsi zawodnicy klubu apelowali do trenera, by ten zmienił taktykę na bardziej defensywną (!). W końcu równolegle do sukcesów Rosenborga, lata chwały przeżywała reprezentacja kraju, która dzięki żelaznej obronie doszła do finałów mundialu w 1994 roku. W kadrze drużyny narodowej, 1/3 stanowili gracze prowadzeni przez Eggena.

W październiku 1993 roku szkoleniowiec był o krok od odejścia z ukochanego klubu. Dzień po mistrzostwie, „starszyzna” niezadowolona z jego stylu pracy i zachowania wobec piłkarzy, poszła na skargę do szefostwa klubu. Nils Arne Eggen uniósł się honorem i złożył wypowiedzenie, które włodarze… odrzucili, dając jasny sygnał, że nikt nie może być ważniejszy od trenera-wizjonera. Kto wie, czy to nie był przełomowy moment dla przyszłych losów Rosenborga.

Postrach Europy

Od rządzenia w kraju do sukcesów w europejskich pucharach – długa droga. Wiemy o tym na przykładzie polskich drużyn. Początki Rosenborga poza Norwegią były bolesnym zderzeniem się z rzeczywistością. Mechelen, Czarnomorec, Dynamo Moskwa, czy Austria Wiedeń. Eggena lali niemal we wszystkich zakątkach Europy. Wyjątkiem był Luksemburg. Przełomem okazał się sezon 1995/1996, w którym to Rosenborg po dwumeczu z Besiktasem awansował do fazy grupowej Ligi Mistrzów. W grupie zespół trafił na Legię Warszawa, z którą to pierwszy raz w historii rozegrał mecz na takim poziomie. Mamy więc swoją cegiełkę w budowaniu historii klubu z Trondheim. Spróbujmy porównać obie drużyny. Ówcześni mistrzowie Polski i Norwegii debiutowali wtedy w LM. 20 lat później Legia ma na swoim koncie dwa występy na takim poziomie, a Rosenborg… jedenaście. To dowód na fenomen tego klubu z bądź co bądź, średnio piłkarskiego kraju.

Co nie udało się wtedy, udało się rok później. W sezonie 1996/1997 Norwegowie odpadli dopiero w ćwierćfinale, przegrywając po wyrównanym dwumeczu z Juventusem. W pamięć zapadł ich występ na San Siro. Rosenborg musiał wygrać z Milanem, by awansować do kolejnej rundy. Przed spotkaniem Włosi uchodzili za wielkich faworytów. Ekipa nikomu nieznanych dotychczas Norwegów kontra Baresi, Maldini, Baggio i spółka. Po golach Heggema i Brattbakka 2-1 wygrali goście.

W następnym sezonie Norwegowie zbudowali mit niezdobytej twierdzy Lerkendal, wygrywając 5-1 z Olympiakosem i po 2-0 z Realem Madryt i FC Porto. Do ćwierćfinału nie awansowali tylko dlatego, że z grupy wychodziła jedna drużyna. Nie zmienia to faktu, że w tamtym czasie Rosenborg był jedną z 15 najlepszych drużyn Europy. A większość kadry stanowili zawodnicy urodzeni w okolicach Trondheim.

Właśnie pod koniec lat 90. gwiazdami klubu zainteresowały się poważne zagraniczne kluby. Kierunkiem była głównie Wielka Brytania (Steffen Iversen w Tottenhamie, Brattbakk w Celtiku, Vegard Heggem w Liverpoolu), ale chociażby Andre Bergdolmo trafił do Ajaxu, potem do Borussii Dortmund, a Sigurd Rushfeldt do Racingu Santander. Mimo regularnych osłabień, Eggen potrafił znaleźć zastępców w szkółce klubu lub rywalach ligowych, których Rosenborg traktował jak folwark. Rzucali kasę na stół i brali kogo chcieli. Takim „złotym strzałem” okazało się wyciągnięcie Johna Carew. 20-letni rosły napastnik trafił z Valarengii Oslo za darmo, a po ponad roku sprzedano go do Valencii za 8,5 mln euro. Można było dzięki temu zbudować nowy ośrodek treningowy i halę do treningu zimą.

W sezonie 1998/1999 Rosenborg przegrał awans różnicą bramek, a rok później klub skończył rozgrywki na ostatnim miejscu w 2.fazie grupowej (tak, tak, był taki twór, zastąpiona przez 1/8 finału). XXI wiek Norwedzy przywitali kolejnymi awansami do fazy grupowej LM, ale zakończonymi brakiem sukcesu. W 2002 roku stało się nieuniknione. Z powodu wypalenie zawodowego odszedł Nils Arne Eggen, który stwierdził, że pewna formuła się wypaliła. To wtedy skończyło się pewna epoka.

Powolny rozkład

Działacze Rosenborga zrobili wszystko, co powinni w takiej sytuacji. Stery oddali najzdolniejszemu norweskiemu szkoleniowcowi Åge Hareide. Trener miał odmłodzić kadrę zespołu. Wszystko wyglądało obiecująco, ale po kilku miesiącach zgłosiła się po niego reprezentacja Norwegii. A że kadrze się nie odmawia, to wielokrotny mistrz kraju został bez trenera. Przez następne lata klub pogrążał się w chaosie. Kolejni zatrudniani szkoleniowcy byli gorsi od poprzedników. W 2005 roku Rosenborg pierwszy raz nie zdobył tytułu po 13-letniej dominacji. Drużyna wciąż występowała w fazie grupowej Ligi Mistrzów, ale zwykle kończyło się na 2-4 punktach i 4.miejscu.

Ich ostatnim tchnieniem był sezon 2007/2008. Po odzyskaniu tytułu, klub awansował do elitarnych rozgrywek. W składzie nie było już norweskich herosów, wybieganych i potężnych, a przeciętni piłkarze do dziś biegający po europejskich boiskach tacy jak: Alexander Tettey, Per Cilian Skjielbred, czy Yssouf Kone. Łącznikiem między oboma epokami był nieśmiertelny Steffan Iversen, który w 2006 roku wrócił do ukochanego klubu. Tamten Rosenborg nie grający już taktyką Eggena, zdobył łącznie 8 punktów i zajął 3.miejsce w grupie przed Valencią.

Poczynania byłej ekipy oglądał pewnie w domowym zaciszu Eggen, który powoli szykował się do ostatniej pracy w życiu. W 2010 roku przejął piątoligowy Orkla FK z rodzinnej miejscowości. Po czterech latach klub znajdował się w 3 lidze, a 24 kwietnia 2014 roku rozegrał najważniejszy mecz w historii z… Rosenborgiem w Pucharze Norwegii. Gospodarze przegrali 0-3, ale dla Nilsa Arne Eggena był to sentymentalny powrót do przeszłości i uwieńczenie trenerskiej kariery. Nawet na peryferiach odnalazł go klub, dla którego jest przeznaczony. Bo On i Rosenborg to jedność i wszystko wygląda na to, że bez Norwega najbardziej utytułowany klub w kraju, nie wróci do czasów dawnej świetności.

JAKUB MIEŻEJEWSKI 

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 5 / 5. Licznik głosów 1

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

spot_img
Redakcja
Redakcja
Jesteśmy niczym Corinthians — przesiąknięci romantycznym futbolem, który narodził się z czystej pasji i chęci rywalizacji, nie zysku. Kochamy piłkę nożną. To ona wypełnia nasze nozdrza, płuca i wszystkie komórki naszego ciała. To ona definiuje nas takimi, jakimi jesteśmy. Futbol nie jest naszym sposobem na życie. Jest jego częścią. Jeżeli myślisz podobnie, to już znaleźliśmy wspólny język. Istniejemy od 2014 roku.

Więcej tego autora

Najnowsze

“Nie poddawaj się! Lukas Podolski. Dlaczego talent to zaledwie początek” – recenzja

Autobiografie piłkarzy, którzy jeszcze nie zakończyli jeszcze kariery, budzą kontrowersje. Nie można bowiem w takiej książce stworzyć pełnego obrazu danej osoby. Jednym z takich...

Resovia vs. Stal – reminiscencje po derbach Rzeszowa

12 kwietnia 2024 roku Retro Futbol gościło na wyjątkowym wydarzeniu. Były nim 92. derby Rzeszowa rozegrane w ramach 27. kolejki Fortuna 1. Ligi. Całe...

„Przewodnik Kibica MLS 2024” – recenzja

Przewodnik Kibica MLS już po raz czwarty ukazał się wersji drukowanej. Postanowiliśmy go dokładnie przeczytać i sprawdzić, czy warto po niego sięgnąć.