Choć wielu dzisiejszych kibiców piłkarskich doskonale kojarzy Michała Listkiewicza z sędziowaniem finału mistrzostw świata w 1990 roku, trzeba pamiętać, że to Alojzy Jarguz przecierał wszystkie szlaki. To właśnie urodzony w Rogoźnie Alojzy Jarguz jako pierwszy polski arbiter był głównym rozjemcą meczu mistrzostw świata.
Sędzia to najbardziej niewdzięczna funkcja w świecie piłkarskim. Wprawdzie zawodnicy nieustannie znajdują się pod ogromną presją i muszą radzić sobie z krytyką nasilającą się w przypadku porażek, ale gdy wygrywają, stają się bohaterami wielbionymi przez tłumy, a chłopcy na podwórkach biegają w koszulkach z ich nazwiskami. Praca trenera jest szalenie stresująca, ale kiedy jej owocem są puchary i mistrzostwa, szkoleniowcy noszeni są na rękach i błyszczą przed telewizyjnymi kamerami. Arbiter zaś popełniając błąd, najczęściej odpoczywa od prowadzenia meczów, wysłuchuje pretensji piłkarzy, a na trybunach jego nazwisko wykrzykiwane jest wraz ze stekiem wulgaryzmów. A jeśli spisze się dobrze? Cóż, po prostu wywiązał się ze zdania.
Jednak bez względu na to, z jak dużymi wypiekami na twarzy przypominamy sobie archiwalne bramki Zbigniewa Bońka i Grzegorza Laty, jaką radość dają obecnym pokoleniom gole Roberta Lewandowskiego i parady Wojciecha Szczęsnego oraz jakie dyskusje wzbudzają wypowiedzi Michała Probierza, warto docenić też panów z gwizdkiem.
Oni również reprezentują Polskę na arenie międzynarodowej. Obecnie najlepszym graczom globu gwiżdże Szymon Marciniak. Kiedyś za linią boczną w finale mundialu stał Michał Listkiewicz. Pierwszym naszym rodakiem sędziującym na mundialu był Alojzy Jarguz.
Alojzy Jarguz i jego piłkarskie początki
Jarguz pochodzi z małego miasteczka, Rogoźna. Zanim chwycił za gwizdek, występował jako zawodnik w miejscowym klubie Wełna. Sędzią postanowił zostać po przeprowadzce do Bartoszyc. Jego debiutem był mecz Cresovii Górowo Iławeckie z Polonią Lidzbark. Miało to miejsce w roku 1958. Chyba sam zainteresowany nie przypuszczał, że już osiem lat później dostąpi zaszczytu prowadzenia spotkań w Ekstraklasie.
– Co trzeba zrobić, by zostać Alojzym Jarguzem?
– Zapisać się na kurs dla kandydatów na sędziów…
– A potem już tylko krok, by zostać najlepszym sędzią w historii polskiego futbolu? Czy tak?
– No, może dwa kroki. A w moim przypadku chyba trzy, bo nigdy nie zdobyłem – i już nie zdobędę – „Kryształowego Gwizdka”…
Tak wspominał początki swojej sędziowskiej przygody w poświęconym mu tekście Pawła Smacznego ze zbiorowej publikacji „Strzał w dziesiątkę”, opowiadającej o wielkich postaciach polskiego piłkarstwa. Kariera arbitra mieszkającego od 1969 roku w Mikołajkach nabierała rozpędu.
PRZECZYTAJ TEŻ:
Ligowe przygody
Jak wiadomo, bohater tekstu trafił na przesiąknięte korupcją, a jednocześnie niezwykle barwne, bo związane z wieloma anegdotami czasy. Warto przypomnieć ostatnią kolejkę ligową z roku 1982. O tytuł mistrza Polski rywalizowały Śląsk Wrocław i Widzew Łódź.
Drużyna z Dolnego Śląska walczyła z Wisłą Kraków i była w tym starciu zdecydowanym faworytem. Wygrana dawała jej mistrzostwo. Rozjemcą tego widowiska był Jarguz. Opowiadał o tym w tygodniku „Piłka Nożna” Przemysławowi Pawlakowi.
Stadion nabity ludźmi, a oni grają: ty do mnie, ja do ciebie. Wychodzimy na drugą połowę, stoi wysoko postawiony generał związany z wojskowym Śląskiem i kręci głową: – „My tego meczu nie wygramy, walizka pieniędzy krąży po stadionie”. Nie przywiązywałem do tego wagi, ale wydawało mi się nieprawdopodobne, żeby poświęcić mistrzostwo Polski. Druga połowa jednak to samo: ty do mnie, ja do ciebie. – To ja was k…, urządzę – pomyślałem. Kilka minut przed końcem Śląsk miał rzut rożny, zakotłowało się, gwizdnąłem karnego. Na dobrą sprawę, nikt by mi tego nie udowodnił, bo naskok rzeczywiście był. I kto do mnie leci z pretensjami? Śląsk! – Za co, za co ten karny? – Kątem oka zauważyłem, że się naradzają i znowu myśl: nie strzelą. Mistrzem Polski został wtedy Widzew.
Oczekiwanie na wyjazd
W drugiej lidze Jarguz sędziował zaledwie przez rok. Na kolejny zawodowy awans musiał jednak czekać długo. Za granicę wyjechał dopiero w 1975 roku. O tym, że pomogły mu wówczas szczęście i znajomości opowiedział przed laty w wywiadzie przeprowadzonym przez Janusza Atlasa dla „Piłki Nożnej Plus”.
Wiosną 1975 roku zjechał na wędkowanie sekretarz KC PZPR Zdzisław Żandarowski z małżonką i zamieszkał w kierowanym przeze mnie ośrodku „Stomil”. Przy bogato zastawionej kolacji rybnej zainteresowała go moja kariera sędziowska. Zapytał, jak to się dzieje, że sędziuję ważne mecze ligowe, a nie jestem sędzią FIFA. Ja na to, że pytanie należy skierować do prezydium PZPN. Interweniował chyba w resorcie sportu, w każdym razie w lipcu tego samego roku Eksztajn [Stanisław, ówczesny szef polskich sędziów – przyp. G.Z.] przywiózł mi do Mikołajek upragnioną nominację.
Zadebiutował prowadząc mecz drugich reprezentacji Francji i Rumunii. Trzy lata później był jednym z sędziów wyznaczonych na odbywający się w Polsce juniorski turniej UEFA. Jednak to, co najlepsze było dopiero przed nim…
Argentyńskie mistrzostwa
11 czerwca 1978 roku był bardzo ważnym dniem w życiu Alojzego Jarguza. Jako główny arbiter poprowadził wówczas mecz Peru z Iranem rozgrywany w ramach Mistrzostw Świata w Argentynie. To jednak nie był jego debiut na tej imprezie, bowiem wcześniej pracował w roli liniowego przy spotkaniach Szwecji z Brazylią.
Stał się pierwszym Polakiem sprawującym tę funkcję podczas światowego czempionatu. W przeszłości inni nasi rodacy sędziowali na wielkich imprezach. Byli to Marian Środecki i Marian Kustoń, ale oni pojechali na Igrzyska Olimpijskie do Monachium i Montrealu. Na mundialu, aż do debiutu Jarguza, nie reprezentował naszych arbitrów nikt. O atmosferze panującej podczas odbywającej się w Ameryce Południowej imprezy opowiadał w przywołanej wcześniej książce.
Niesamowite – wielka, niepowtarzalna impreza. – Argentyna ’78 pod tym względem chyba przewyższyła wszystkie poprzednie turnieje. To, co pokazywała telewizja, niewiele mówi. Być tam, w środku, dopiero wtedy ma się właściwy obraz pozwalający inaczej ocenić miłość kibiców do futbolu. A jeśli jeszcze wygrywają gospodarze…
Mundial na hiszpańskiej ziemi
Sędzia znad Wisły pojechał na kolejne mistrzostwa, tym razem rozgrywane w Hiszpanii, w miejscu wielkiego sukcesu kadry prowadzonej przez Antoniego Piechniczka. Przed wyjazdem na Półwysep Iberyjski, arbiter przyznał, że będzie to jego ostatni wielki turniej i mówił o uczuciu, jakie mu towarzyszyło przy tej okazji.
Dziś nieco inne niż przed czterema laty w Argentynie. W Hiszpanii bowiem będzie to moje pożegnanie z gwizdkiem. Czas płynie nieubłaganie i Jarguz przechodzi na emeryturę…
Już na inaugurację, mającej miejsce 13 czerwca, Polak dostąpił zaszczytu sędziowania na linii podczas rywalizacji Argentyny z Belgią. Gdy ta ostatnia drużyna walczyła o punkty z Salwadorem, a także przy okazji boju Związku Radzieckiego ze Szkocją, Jarguz pełnił tę samą funkcję.
Jako główny rozjemca, gwizdał podczas meczu Francji z Irlandią Północną. Starcie odbywające się na Vicente Calderon w Madrycie decydowało o awansie do półfinału. Na tym widowisku mundialowa przygoda naszego bohatera się zakończyła. Bilans był całkiem imponujący. Niejeden sędzia chciałby pojechać na dwa tak wielkie turnieje.
Upragnione trofeum
Na początku tekstu znalazł się cytat z Jarguza o tym, że nigdy nie zdobędzie „Kryształowego Gwizdka”- nagrody cenionej przez sędziów. Ostatecznie jednak ją otrzymał. Mimo przekroczonego limitu wieku zrobiono dla niego wyjątek i pozwolono mu nadal sędziować.
W ostatnich latach kariery dostał to, o czym marzył. Trofeum odebrał w Zabrzu przed eliminacyjnym meczem Polski z Grecją. To właśnie przy tej okazji odbyło się uroczyste zakończenie jego przygody z sędziowaniem. Była to kariera bogata, ale, jak sam przyznał, wiązała się z wieloma trudnościami, z jakich znana jest praca sędziego.
Niełatwo znaleźć się na środku boiska, gdy wokoło huczy jak w ulu, gdy jest bajecznie kolorowo, gdy słychać bębny i chyba całe orkiestry. Myślę, że tak czuli się gladiatorzy.
Trzeba przyznać, że Alojzy Jarguz był jednym z najbardziej utytułowanych sędziów z naszego kraju. Dlatego też warto pamiętać o tej postaci. Szczególnie, że już na zawsze pozostanie pierwszym Polakiem sędziującym mecze najważniejszego turnieju piłkarskiego na świecie.
GRZEGORZ ZIMNY