Hillsborough – środek piekła pod błękitnym niebem

Czas czytania: 3 m.
0
(0)

15 kwietnia 1989 roku. Na ten dzień zaplanowano półfinał Pucharu Anglii, w którym spotkać miały się dwie silne drużyny – Liverpool FC i Nottingham Forest. Na miejsce spotkania wybrano stadion Hillsborough w Sheffield. Do miasta położonego na północy Anglii, mniej więcej w połowie drogi z Nottingham do Liverpoolu, zjechały ogromne grupy oddanych kibiców. Liczba przyjezdnych była o kilka tysięcy większa niż liczba dostępnych biletów. Nad stadionem rozciągało się błękitne, bezchmurne niebo, jednak jego wnętrze stało się środkiem piekła.

Piłkarskie święto

Na ławce Liverpoolu zasiadał wtedy legendarny trener Kenny Dalglish, a jego ówczesny zespól do dziś uznawany jest za jeden z najlepszych w historii klubu. Ciężka praca i sumienność-to cechowało drużynę Dalglisha i sprawiało, że kibice przychodzili tłumnie nie tylko na mecze rozgrywane w Liverpoolu, ale także licznie podążali za swoją drużyną w inne części kraju.

Przeczytaj także: „Dzień, w którym umarł włoski futbol”

Stadion Hillsborough zbudowany w 1899 roku był niemal legendarny i miał odzwierciedlać rangę spotkania. Najmocniejszym argumentem na wybór tego obiektu była jego pojemność. Na półfinale spodziewano się 54 tysięcy kibiców i wypełnienia trybun aż po brzegi. Policja zebrała ogromną liczbę funkcjonariuszy, a na inspektora wyznaczono Davida Duckenfielda. Miał on po raz pierwszy nadzorować tak wielką imprezę sportową.

Za bramkami znajdowały się trybuny stojące. Chociaż wiedziano, że kibiców drużyny Liverpoolu będzie znaczniej więcej, skierowano ich na mniejszą trybunę-Leppings Lane. Była ona podzielona na 5 przegrodzonych płotami sektorów, a całość trybuny od boiska oddzielała 3-metrowa stalowa krata. Zadaniem policji zawsze było kierowanie kibiców tak, aby wszystkie pięć sektorów wypełniło się równomiernie, bez nadmiernego zatłoczenia. Tego dnia zaniedbano jednak ten proceder, a kibice sami mieli znaleźć sobie miejsce.

Hillsborough = cmentarz

Wskutek prac drogowych na 30 minut przed rozpoczęciem spotkania pod stadion nadal przybywały kolejne, opóźnione autokary. Przed bramami wejściowymi zapanował niebezpieczny ścisk, a policja z trudem radziła sobie z napływającymi falami kibiców. Funkcjonariusze podjęli decyzję, by stłoczonych fanów wpuszczać na stadion również bramami wyjściowymi. Jednak po ich przekroczeniu pozostawili ich samowolnie, nie kierując ruchem. Większość kibiców widziała tylko drogę przez tunel prowadzący na środkową część trybuny i mało kto wiedział, że można dostać się do bocznych, znacznie mniej zatłoczonych sektorów. Kibice, którzy znaleźli się w drodze na trybunę, w ciemnym tunelu nie mieli nawet szansy zawrócić, ponieważ z tyłu napierały coraz większe masy ludzi.

Horror zaczął się tuż po pierwszym gwizdku sędziego. Kibice, znajdujący się w pierwszych rzędach sektorów, przygniatani przez tłum za nimi i wciskani coraz bardziej w metalowe ogrodzenie krzyczeli do bramkarza Liverpoolu, Bruce’a Grobbelaara, błagając o pomoc. Grobbelaar widząc duszących się ludzi poprosił policjantkę o otworzenie bramek, ta jednak odmówiła. Dopiero po sześciu minutach policja zainterweniowała i przerwała mecz, ale dla wielu kibiców nastąpiło to zdecydowanie za późno…

Nie wiem jak udało mi się przeżyć. Nie mogłam poruszać rękoma ani nogami – niósł mnie tłum. Krzyczałam, tak jak wszyscy wokół mnie, ponieważ ścisk był nie do zniesienia. Z każdą chwilą coraz trudniej łapałam powietrze, czułam, że to już koniec, że długo tak nie wytrzymam. Moi przyjaciele, Keith, David i Arthur mówili: trzymaj głowę wysoko, nie poddawaj się. Myślałam, że umrę, to była najbardziej przerażająca chwila w moim życiu. Obok mnie zauważyłam trzech martwych chłopaków, mój nos był przyciśnięty do jednego nich. Mieli może 16, 17 lat. Wołaliśmy o pomoc do policjantów, ale z początku nas ignorowali. Nie mogę zrozumieć czemu nic nie zrobili – wspomina ocalała na Hillsborough Nicola Steward, której przyjaciel Arthur Horrocks nie przeżył.

Sędzia nakazał piłkarzom zejście z murawy, ale nawet będąc w korytarzu słyszeli oni przeraźliwe krzyki kibiców. Ludzie umierali. Wdeptani w ziemię, w kraty ogrodzenia, przyduszani, zadeptywani jeden przez drugiego. Po otworzeniu krat poturbowani leżeli na murawie.

Pod stadion przyjechały 42 karetki, ale niewiele z nich wpuszczono na płytę boiska, ponieważ te śmiertelne stratowania określono mianem „szalejącego tłumu”. Kibice na stadionie pomagali funkcjonariuszom, ratowali rannych, a banery reklamowe służyły za prowizoryczne nosze dla poszkodowanych.

W wyniku tych tragicznych wydarzeń śmierć poniosło 96 widzów, a 766 zostało rannych. Najmłodszą z ofiar katastrofy na Hillsborough był 10-letni Jon-Paul Gilhooley, kuzyn późniejszego wieloletniego kapitana Liverpoolu, Stevena Gerrarda.

Kiedykolwiek myślę o Hillsborough, przypominam sobie naszą wizytę w szpitalu w Sheffield tuż po tragedii. Leżał tam w śpiączce czternastoletni chłopak, który znalazł się w samym środku stratowań na Leppings Lane. Poproszono mnie, żebym podszedł do niego i szepnął mu na ucho parę słów-podszedłem, powiedziałem, że mówi John Aldridge, że gdy się obudzi znów pójdzie na Anfield, dostanie koszulkę, uczcimy jego obecność i będzie to wspaniały dzień. Powtórzyłem to też jego rodzinie. Potem zapytałem lekarza, kiedy spodziewa się, że chłopak wyjdzie ze śpiączki-odrzekł, że po południu odłączą aparaturę utrzymującą go przy życiu. Byłem zdruzgotany, serce mi pękało – wspomina były napastnik Liverpoolu.

Raport Taylora

Po katastrofie na Hillsborough powstał raport sędziego apelacyjnego Petera Taylora na podstawie, którego zakazano ogrodzeń oddzielających trybuny od boiska. Wprowadzono również numerację krzesełek i zakaz miejsc stojących na większych stadionach. Później światło dzienne ujrzał fakt, który totalnie skompromitował angielską Federację Piłkarską-stadion wybrany do rozegrania spotkania nie posiadał certyfikatu bezpieczeństwa od dziesięciu lat.

Tamten dzień zmienił spojrzenie na futbol, podejście do kibiców i do bezpieczeństwa imprez masowych. Nie chciano, żeby już kiedykolwiek piłkarskie święto zmieniło się w tragedię, by kibice swoją miłość do sportu musieli przypłacić życiem.

ALEKSANDRA PIKA

 

OBSERWUJ NAS NA INSTAGRAMIE!
POLUB NAS NA FACEBOOKU!

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 0 / 5. Licznik głosów 0

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

spot_img
Redakcja
Redakcja
Jesteśmy niczym Corinthians — przesiąknięci romantycznym futbolem, który narodził się z czystej pasji i chęci rywalizacji, nie zysku. Kochamy piłkę nożną. To ona wypełnia nasze nozdrza, płuca i wszystkie komórki naszego ciała. To ona definiuje nas takimi, jakimi jesteśmy. Futbol nie jest naszym sposobem na życie. Jest jego częścią. Jeżeli myślisz podobnie, to już znaleźliśmy wspólny język. Istniejemy od 2014 roku.

Więcej tego autora

Najnowsze

„Manchester City Pepa Guardioli. Budowa superdrużyny” – recenzja

„Manchester City Pepa Guardioli. Budowa superdrużyny” to pozycja znana dzięki wydawnictwu SQN na polskim rynku od kilku lat. Okazją do wznowienia publikacji było zwycięstwo...

GKS Katowice – historia na 60-lecie klubu

10 marca 2024 roku Retro Futbol gościło na Stadionie Miejskim w Rzeszowie, gdzie w meczu 23. kolejki Fortuna 1. Ligi Resovia podejmowała GKS Katowice....

„Semiologia życia codziennego” – recenzja

Eseje związane jakkolwiek z piłką nożna to rzadkość. Dlatego "Semiologia życia codziennego" to niezwykle interesująca lektura. Tym bardziej, że jej autorem jest słynny humanista,...