Krowa, golas i dron, czyli boiskowi intruzi atakują

Czas czytania: 6 m.
0
(0)

Pod wpływem  ̶a̶l̶k̶o̶h̶o̶l̶u̶  impulsu, z nudów, dla zabawy, za namową kumpli. Powodów, z których kibice z obserwatorów meczu na chwilę zmieniają się w aktorów widowiska jest wiele. Pięć minut sławy (najczęściej zdecydowanie mniej) kończy się zawsze tak samo: wyłapaniem delikwenta przez porządkowych i zakazem stadionowym. Mimo to chętnych do zaistnienia wciąż jest wielu. Oto przegląd najoryginalniejszych intruzów boiskowych i związanych z nimi historii. Zapraszamy!

W czasie deszczu ̶d̶z̶i̶e̶c̶i̶ kibice się nudzą

Mecz eliminacji MŚ 2014 Polska – Anglia. A w zasadzie pierwsze podejście do tego meczu. Ulewny deszcz spowodował, że murawa nie nadawała się do gry – śmiano się, że Warszawa wreszcie doczekała się basenu olimpijskiego. Rozpoczęcie meczu początkowo było opóźnione (ostatecznie spotkanie zostało rozegrane następnego dnia), więc znużeni kibice szukali alternatywnej rozrywki. Dwójka z nich wbiegła na zalaną murawę i urządziła sobie slalom między stewardami i konkurs ślizgów. Przez brak piłkarzy panowie stali się główną atrakcją dla zasiadających na trybunach Narodowego i przed telewizorami, a także dla mediów, które zainteresowały się ich późniejszym losem i… śledziły ich proces. Występ przed milionami widzów nie okazał się drogi – kibice zapłacili jedynie koszty sądowe. Dostali też co prawda dwuletni zakaz stadionowy, ale tylko w zawieszeniu.

Cristiano z Elbląga

Reza Alireza Lou – tak nazywa się pochodzący z Iranu, najsłynniejszy sobowtór Cristiano Ronaldo. Ale żeby przechytrzyć służby porządkowe podczas rozgrywanego w Warszawie towarzyskiego spotkania Realu z Fiorentiną, nie trzeba było być szczególnie podobnym do Portugalczyka. Wystarczył strój Realu i już spokojnie można było spędzić na boisku ponad minutę, ani przez moment nie będąc nękanym przez stewardów. Piknikowa atmosfera sprawiła, że początkowo ani kibice, ani sędzia nie zauważyli intruza. Wychwycili go jedynie piłkarze. Może dlatego, że prawdziwy Cristiano od pół godziny siedział już na ławce rezerwowych. Ostatecznie Ronaldo z Elbląga sam opuścił murawę i dopiero wtedy zaopiekowali się nim ochroniarze. Z Narodowym, jak i innymi stadionami musiał się pożegnać na dwa lata, bo na tyle dostał zakaz wstępu na mecze.  Miejsce w polu karnym Realu okazało się droższym od siedziska na trybunie VIP, bo pomysłowy kibic zapłacił 1800zł grzywny.

Pamiątkowe zdjęcie

Koncepcja przebrania się za piłkarza sprawdziła się już wcześniej. Zwykle sława boiskowych intruzów kończy się w momencie przejęcia ich przez służby porządkowe i na zawsze pozostają oni anonimowi. Karl Power zaistniał jednak z nazwiska. A nawet nie przerwał meczu. Przed rozgrywanym w Monachium spotkaniem Bayernu z Manchesterem United, Power w stroju Czerwonych Diabłów po prostu ustawił się do drużynowego zdjęcia, robionego tradycyjnie przed meczami Ligi Mistrzów. Oczywiście Neville, Giggs i spółka zorientowali się, że to nie ich kumpel. Fotograf uchwycił Roy’a Keane’a, mierzącego dwunastego zawodnika wymownym spojrzeniem. To był 2001 rok – pojęcie prankstera nie było jeszcze tak powszechne jak dzisiaj, toteż figiel Powera odbił się na Wyspach szerokim echem. Zresztą Power nie zamierzał zakończyć swojej kariery na jednym występie. Udało mu się wyjść na mecz krykieta z angielską reprezentacją, odbić parę piłek na korcie centralnym w czasie Wimbledonu i wejść na podium w czasie dekoracji najlepszych kierowców F1 w Grand Prix Wielkiej Brytanii (uprzedził Michaela Schumachera, przebrany właśnie za niego). W 2004 roku wraz z kumplami zdołali oszukać ochronę na Old Trafford i przed rozpoczęciem meczu z Liverpoolem, zrekonstruowali bramkę Diego Forlana, którą Urugwajczyk strzelił Jerzemu Dudkowi w poprzednim meczu tych drużyn. Kosztowało to Powera dożywotni zakaz wstępu na stadion United. Ale trzeba przyznać, miał rozmach!

Trybun wojna o Kosowo

Większość historii związanych z przerwaniem meczu jest mniej lub bardziej, ale jednak zabawnych. W meczu Serbii z Albanią w eliminacjach ME 2016 zabawnie nie było. Spotkanie od początku przebiegało w napiętej atmosferze z powodu Kosowa – politycznej kości niezgody między tymi państwami. Serbowie podnoszą, że to region historycznie serbski i że tak powinno pozostać. Albańczycy popierają niepodległość Kosowa, w 90% zamieszkiwanego przez ich rodaków.  Jak wiadomo na tego typu napięcia trybuny są bardzo podatne, dlatego w Belgradzie od początku było gorąco. Okrzyki i przyśpiewki o zabijaniu Albańczyków rozbrzmiewały równie często jak jeszcze do niedawna pozdrowienie dla PZPNu w Polsce. W 42. nad murawą pojawił się dron. Do niego przypięta została flaga albańskich nacjonalistów z Kosowem zaznaczonym jako jej część ich kraju. Kiedy flaga pojawiła się w zasięgu, sięgnął po nią Stefan Mitrović. Być może zwyczajnie chciał szybkiego wznowienia gry, ale jego próba odebrana została jako manifest. Albańscy piłkarze rzucili się na Mitrovicia i wyrwali mu flagę niczym proporzec wojenny. Doszło do przepychanek. Incydent z dronem rozsierdził serbskich kibiców, którzy rzucali w gości czym popadnie. Albańczycy odmówili wznowienia gry, dlatego UEFA zdecydowała o przyznaniu walkowera 3:0 dla Serbii. Trybunał Arbitrażowy w Lozannie uwzględnił jednak odwołanie Albanii i to im przyznał 3 punkty, argumentując swoją decyzję złą organizacją meczu i winiąc Serbów za dopuszczenie do pojawienia się drona nad boiskiem. Można się dziwić, że UEFA w ogóle pozwoliła na  pojedynek obu ekip przy tak napiętej sytuacji politycznej. Wszak Armenia z Azerbejdżanem czy Rosja z Ukrainą nie mogą wylądować w jednej grupie w żadnych rozgrywkach. Michael Platini, ówczesny sternik europejskiej federacji, stwierdził jednak, że nie było podstaw do zastosowania takiego ruchu w przypadku Serbii i Albanii, bo kraje nie toczyły wojny…

Teatr jednego aktora

Boiskowi intruzi zwykle ograniczają się do pokazania się światu w stroju Adama, kopnięcia piłki albo przytulenia idola. Czasami jednak krewkim kibicom przychodzi do głowy uderzyć zawodnika rywali, o czym boleśnie przekonał się chociażby Chris Kirkland. W meczu Milanu z Celtikiem uderzony, a w zasadzie zahaczony przez kibica został Dida. Brazylijczyk najpierw rzucił się w pogoń za szkockim fanem, ale w ciągu kilku sekund wszystko przekalkulował i zaczął udawać kontuzję. Wszystko działo się w doliczonym czasie gry przy stanie 2:1 dla Celtiku. Dida najwyraźniej uznał, że atak kibica można pragmatycznie wykorzystać do odwrócenia wyniku i postanowił postarać się o walkower dla swojej drużyny. Wczuł się w to na tyle mocno, że opuścił boisko na noszach. Swoją rolę odegrał jednak jak kiepski naturszczyk, bo UEFA ukarała go dwumeczową dyskwalifikacją.

Nie zadzieraj z Estebanem

Dida w odruchu obronnym ruszył za atakującym go kibicem. Zwykle jednak piłkarze zachowują spokój uznając, że nie ich rolą jest użeranie się z intruzami, a poza tym nie ma co prowokować człowieka, w którym buzuje adrenalina. 7 lat temu pseudofan Ajaksu Amsterdam trafił jednak na Estebana Alvarado. Jeszcze zanim pierwszy zamierzony cios wylądował na ciele bramkarza AZ Alkmaar, ten obezwładnił kibica i sprzedał mu kilka kopniaków. Alvarado był w tak bojowym nastroju, że omal nie zaatakował przybyłych mu z odsieczą porządkowych i innych graczy. Sędzia uznał, że zachowanie Kostarykanina przekroczyło definicję obrony koniecznej i pokazał mu czerwoną kartkę. Trener AZ zareagował ściągnięciem wszystkich swoich piłkarzy do szatni. Mecz został przerwany w 38.minucie przy stanie 1:0 dla Ajaksu. Królewski Holenderski Związek Piłki Nożnej anulował karę dla piłkarza Alkmaar i zdecydował o powtórzeniu spotkania przy zamkniętych trybunach. AZ wygrał 3:2 i awansował do ćwierćfinału Pucharu Holandii.

Gdy się człowiek spieszy…

Wtargnięcia na boisko poniekąd wpisały się w kulturę futbolową. W języku angielskim jest nawet określenie na kibica, który nago wbiega na boisko – streaker. Właśnie z Wysp regularnie docierają do nas obrazki, na których po zwycięskim dla gospodarzy meczu kibice tłumnie wbiegają na murawę, by świętować wspólnie z piłkarzami. Czasem palą się do tego bardzo, że na boisko wparowują za wcześnie. Jak w przypadku fanów Brighton & Hove Albion, którzy tak spieszyli się z podziękowaniami dla piłkarzy za utrzymanie zespołu w League One, że wbiegli na boisko jeszcze przed ostatnim gwizdkiem sędziego. Szczęśliwie dla nich, byli na tyle zorganizowani (najpewniej przerażeni widmem bycia winnymi ewentualnego walkowera), że opuścili murawę jeszcze szybciej, niż się na niej pojawili..

Jak święta krowa

Ci którzy pamiętają rozgrywki o Puchar Zoo, komentowane przez Jana Wężyka, doskonale wiedzą, że zwierzęta bardzo dobrze radzą sobie w grze w piłkę. Bajka bajką, ale na prawdziwych boiskach mieliśmy już psy, koty, wiewiórki, a nawet koguta. Lorisa Benito, grającego wówczas w FC Zurich, ugryzła kuna, którą bohaterskim rzutem pochwycił w czasie meczu z FC Thun. Na naszym podwórku wyjątkowym obyciem w kontakcie ze zwierzętami wykazał się Mariusz Pawełek – w meczu z Polonią Bytom spokojnie sprowadził psa z murawy i przekazał porządkowym. W czasie towarzyskiego meczu w Bułgarii spacer przez całe boisko urządziła sobie za to krowa.

Atak z powietrza

Przechytrzenie zblazowanych stewardów nie jest wielkim problemem, ale dla niektórych taka droga wtargnięcia na boisko jest najwyraźniej zbyt oczywista. Dlatego na murawie pojawili się niczym Michael Jordan w ostatniej scenie „Kosmicznego Meczu”, gdy przerwał mecz bejsbolowy lądując na boisku statkiem Monstars. Na taki poziom piłkarscy kibice jeszcze nie wskoczyli, ale spadochroniarzy już mieliśmy. Jeden z nich urozmaicił mecz Salisbury – Chester. Po jego reakcji trudno wyczuć czy nieco zbłądził czy też rzeczywiście chciał wylądować na boisku (szkoda, że nie umieścił w sieci filmiku z GoPro, którą miał na kasku). Nie ma za to takich wątpliwości w przypadku lotnika, który spadł z nieba w przerwie meczu Slavii Praga z Viktorią Pilzno. Nie tylko Polak potrafi.

Streaker strikes again

W artykule o boiskowych intruzach nie sposób nie wspomnieć o…golasach. To oni wypromowali ten „sport”. I robią to nadal. Kobiety, mężczyźni, w bieliźnie lub całkiem nago. Z klubowym szalikiem albo pomalowani w barwy swojej drużyny. Po sieci hula wideo, na którym naga fanka strzela bramkę Barcelonie. To oczywiście montaż, ale po komentarzach widać, że nie wszyscy to rozumieją. Dlaczego? Bo boiskowi intruzi nie są postrzegani jak futbolowa egzotyka, ale jak część widowiska. Może nie objawia się tak często jak spalony czy czerwona kartka, ale przecież wolnych pośrednich z pola karnego też nie oglądamy w każdym meczu. I pewnie łatwiej uwierzyć w to, że nagi kibic strzelił gola niż w to, że sędzia wyrzucił z boiska piłkarza dopiero po trzeciej żółtej kartce… Dla piłkarzy skradanie ich show jest pewnie frustrujące. Mogą też być nieco zdeprymowani, bo nigdy nie wiadomo czego spodziewać się po takim kibicu. Ale ich odbiór przez trybuny jest pozytywny, o czym już 16 lat temu wiedzieli w Nike.

MICHAŁ BANASIAK

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 0 / 5. Licznik głosów 0

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

spot_img
Redakcja
Redakcja
Jesteśmy niczym Corinthians — przesiąknięci romantycznym futbolem, który narodził się z czystej pasji i chęci rywalizacji, nie zysku. Kochamy piłkę nożną. To ona wypełnia nasze nozdrza, płuca i wszystkie komórki naszego ciała. To ona definiuje nas takimi, jakimi jesteśmy. Futbol nie jest naszym sposobem na życie. Jest jego częścią. Jeżeli myślisz podobnie, to już znaleźliśmy wspólny język. Istniejemy od 2014 roku.

Więcej tego autora

Najnowsze

„Przewodnik Kibica MLS 2024” – recenzja

Przewodnik Kibica MLS już po raz czwarty ukazał się wersji drukowanej. Postanowiliśmy go dokładnie przeczytać i sprawdzić, czy warto po niego sięgnąć.

Mário Coluna – Święta Bestia

Mozambik dał światu nie tylko świetnego Eusébio. Z tego afrykańskiego kraju pochodzi też Mário Coluna, który przez lata był motorem napędowym Benfiki i razem ze swoim sławniejszym rodakiem decydował o obliczy drużyny w jej najlepszych czasach. Obaj zapisali też piękną kartę występami w reprezentacji.

Trypolis, Londyn, Perugia, Dubaj – Jehad Muntasser i jego wszystkie ścieżki

Co łączy Arsene’a Wengera, rodzinę Kaddafich i Luciano Gaucciego? Wszystkich na swojej piłkarskiej drodze spotkał Jehad Muntasser, pierwszy człowiek ze świata arabskiego, który zagrał w klubie Premier League. Poznajcie jego historię!