Mario de Castro. Historia porzuconej miłości futbolu

Czas czytania: 4 m.
0
(0)

Brazylia kocha futbol. Jednak ta miłość nie zawsze zostaje odwzajemniona. Na tysiąc małych chłopców, którzy spełniają swoje marzenia o profesjonalnej karierze, przypada co najmniej 10 tysięcy zapaleńców, którzy na marzeniach muszą poprzestać. Historia zna jednak przeróżne przypadki. Na przykład kiedyś zdarzyła się sytuacja, w której niejaki Mario de Castro pokochał futbol, a patrząc na jego boiskowe dokonania, była to miłość odwzajemniona. Pomimo olbrzymiego talentu, potwierdzonego niewyobrażalną liczbą strzelonych bramek, Brazylijczyk porzucił swoją miłość. Jak do tego doszło?

Mario de Castro – biogram

  • Pełne imię i nazwisko: Mario de Castro
  • Data i miejsce urodzenia: 30.06.1905
  • Data i miejsce śmierci: 29.04.1998
  • Wzrost: 180 cm
  • Pozycja: Napastnik

Historia i statystyki kariery

Kariera klubowa

  • Atletico Mineiro (1926-1931) 100 występów, 195 bramek

Młodość

Miłość do futbolu Mario była od początku specyficzna. Urodzonemu w 1905 roku Brazylijczykowi wszystko przychodziło łatwo. Bramki strzelał jak na zawołanie i kiedyś powiedział nawet, że nie pamięta żadnego meczu, w którym nie wpisałby się na listę strzelców. A przecież, żeby w pełni docenić miłość, trzeba najpierw poświęcić wiele czasu i pracy, żeby ją uwieść. Dla Castro sztuka uwodzenia była równie potrzebna, jak młodemu mężczyźnie viagra przy spotkaniu z nagą Jennifer Lawrence. On po prostu wychodził na boisko jak po swoje, pozwalał przejąć kontrolę instynktowi, po czym robił, na co tylko miał ochotę, bo wiedział, że nikt go nie będzie w stanie zatrzymać.

Urodzony 30 czerwca 1905 roku w miejscowości Formiga w stanie Minas Gerais Mario od początku przejawiał niebywały talent. Jednak jego matka nie chciała, żeby grał w piłkę. W tamtych czasach mało kto dorabiał się na futbolu, więc to naturalne, że chciała dla syna czegoś więcej, zwłaszcza że ten uczył się bardzo dobrze. Widziała go w nim lekarza i pewnie za jej sugestią posłuszna latorośl zdecydowała się na studia medyczne.

Wówczas nie wiedziała, że jej syn wcale nie zrezygnował z futbolu. Gdyby żył jego ojciec, być może wybiłby by mu futbol z głowy raz na zawsze, lecz Mario od wczesnych lat młodzieńczych był sierotą, a matka musiała też pilnować całej czwórki dzieci. I tak niesforny małolat codziennie się wymykał, by grać w piłkę, a że wychodziło mu to coraz lepiej, to zainteresowało się nim Atletico Mineiro. Młody zawodnik nie chciał swojej rodzicielce sprawić przykrości, więc choć zgodził się na grę w klubie z Belo Horizonte, to jednak zdecydował się grać pod przydomkiem Oriam.

O Trio Maldito — nieświęta trójca.

Debiut Oriama przypadł na mecz z lokalnym rywalem – Ameriką. Spisał się wyśmienicie — strzelił trzy bramki, a jego zespół wygrał 6:0. Ten mecz wcale nie był wyjątkiem. Żółtodziób szybko przyzwyczaił kibiców do niebywałej skuteczności, a oni uwielbiali go ze względu na niesamowite dryblingi oraz niezwykle precyzyjne strzały. Legenda przenoszona z ust do ust głosi, że Castro zawsze strzelał celnie. Jego doskonała gra przełożyła się na sukcesy „Kogutów”. Już w 1926 roku klub sięgnął po mistrzostwo stanu Minas Gerais. A to miał być dopiero początek.

W kolejnych latach Mario de Castro dalej imponował skutecznością. Godnie towarzyszyli mu przy tym Said Paulo Arges i Jairo de Assis Almeida. Ta trójka stworzyło atak, o którym mówiono „Nieświęta trójca” (O Trio Maldito). Co ciekawe, każdy z tego tria był studentem. Jairo, tak jak Mario, studiował medycynę, a Said studiował prawo. Trójka intelektualistów budziła postrach w całej Brazylii, lecz nie jest prawdą, że kroczyła od zwycięstwa do zwycięstwa. Atletico Mineiro ponownie zostało mistrzem stanu Minas Gerais w 1927 roku, ale w kolejnych dwóch rozgrywkach Mario i spółka musieli zadowolić się drugim miejscem, uznając wyższość zespołu Palestra Italia (później Cruzeiro). Jeszcze gorzej sytuacja wyglądała w 1930 roku. Wówczas Palestra zwyciężyła po raz trzeci, a Atletico próżno szukać w pierwszej czwórce.

Rok później los znów się uśmiechnął do „Kogutów”. Jednak trzeba powiedzieć, że ten los nie dawał się łatwo przekonać. W meczu decydującym o tytule mistrzowskim Atletico przegrywało już 0:3 z zespołem Villa Nova. Po przerwie zadziałał instynkt Mario. 26-letni wówczas Brazylijczyk poszedł jak po swoje, strzelił cztery bramki i tym samym zapewnił swojej drużynie zwycięstwo, które dawało tytuł mistrzowski. To był jeden z najpiękniejszych dni w historii Atletico oraz dla samego Mario. W jednej chwili najlepszy dzień stał się najgorszym.

Decyzja o zakończeniu kariery

Po meczu doszło do zamieszek. Nie było w tym czegoś niezwykłego, w Brazylii często dochodziło do utarczek między kibicami. Jednak tym razem sprawy posunęły się o wiele za daleko. Źródła nie opisują szczegółowo tego, co się wydarzyło, ale wiadomo, że w wyniku tych zamieszek jeden z pracowników klubu wyciągnął broń i śmiertelnie postrzelił kibica Villa Nova. Mario, który był świadkiem tego zdarzenia, podjął natychmiastową decyzję — już nigdy nie zagram w piłkę nożną.

W momencie zakończenia kariery Mario de Castro miał sto występów w koszulce Atletico Mineiro, w których strzelił 195 bramek. Jego skuteczność to 1,95 bramki na mecz! Dla porównania skuteczność innych supersnajperów przedwojennej epoki — Josefa Bicana i Portugalczyka Peyroteo to odpowiednio 1,62 i 1,59 bramki na mecz. Jedyne, co wydaje się rysą na szkle Mario to kariera reprezentacyjna, w której piłkarz nigdy nie zagrał. Wytłumaczenie okazuje się bardzo proste — w tamtych czasach do kadry Canarinhos trafiali wyłącznie zawodnicy z Sao Paulo i Rio de Janeiro. Mimo tego trener reprezentacji Brazylii w 1930 roku, Rodrigues Pindaro de Carvalho, zaoferował mu miejsce w kadrze na Mistrzostwa świata. Kiedy Mario dowiedział się, że ma być tylko rezerwowym, bo Rodrigues widział w pierwszym składzie 18-letniego napastnika Botafogo, Carlosa Dobberta de Carvalho, znanego jako Leite, grzecznie odmówił selekcjonerowi.

Kariera Mario się skończyła, zanim na dobre się rozkręciła. Mógł być dla Brazylii tym, kim później stał się Leonidas, ale po pierwsze nie pochodził z Rio de Janeiro, tak jak „Czarny diament” i nigdy nie miał okazji zagrać na mundialu, a później wybrał życie bez futbolu. Poukładał je sobie całkiem nieźle. Ożenił się z jedną z pierwszych kobiet, które ukończyły w Brazylii medycynę i miał z nią dwójkę dzieci oraz adoptował trzecie. Wraz z żoną przez wiele lat pracowali w swoim zawodzie. Czy tęsknił za piłką? Pewnie tak, ale nigdy nie udało mu się wyrzuć z pamięci widoku umierającego kibica Villa Nova.

GRZEGORZ IGNATOWSKI

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 0 / 5. Licznik głosów 0

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

Więcej tego autora

Najnowsze

Debiut trenera Wojciecha Bychawskiego – wizyta na meczu OPTeam Energia Polska Resovia – Sensation Kotwica Port Morski Kołobrzeg

Retro Futbol obecne było na kolejnym meczu koszykarzy OPTeam Energia Polska Resovii w hali na Podpromiu. Rzeszowska drużyna tym razem rywalizowała z Sensation Kotwicą...

Ostatni pokaz magii – jak Ronaldinho poprowadził Atletico Mineiro do triumfu w Copa Libertadores w 2013 r.?

Od 2008 r. Ronaldinho sukcesywnie odcinał kupony od dawnej sławy. W 2013 r. na chwilę znów jednak nawiązał do najlepszych lat swojej kariery, dając...

Zakończenie jesieni przy Wyspiańskiego – wizyta na meczu Orlen Ekstraligi Resovia – AP Orlen Gdańsk

Już wkrótce redakcja Retro Futbol wyda napakowany dużymi tekstami magazyn piłkarski, którego motywem przewodnim będzie zima. Idealnie w ten klimat wpisuje się zaległy mecz...