Oriundo w reprezentacji Włoch

Czas czytania: 7 m.
0
(0)

W historii niemalże każdej europejskiej reprezentacji przewijali się gracze naturalizowani. Europejczycy chętnie przyjmowali w swoje szeregi Brazylijczyków, Argentyńczyków lub też po prostu piłkarzy pochodzących z innych krajów Starego Kontynentu, którzy nie mieli okazji zagrać dla swojej ojczyzny. Spośród wszystkich przypadków szczególnie wyróżnia się jednak jeden. Oriundo, czyli naturalizowani Włosi towarzyszyli Squadra Azzurra przy największych sukcesach Italii na arenie międzynarodowej.

„Oriundo” – określenie to na dobre przylgnęło do zawodników, którzy zdecydowali się reprezentować Włochy mimo, że urodzili się poza granicami Italii, a dokładniej w Ameryce Południowej. Skąd w ogóle wzięło się to słowo? Cała historia zaczyna się w latach 70. XIX wieku. Wówczas zaobserwowano pierwszą falę migracji zwanej „włoską diasporą”. Masowe wyjazdy Włochów ze swojej ojczyzny trwały aż do roku 1913, który był kulminacyjnym momentem ucieczki z kraju basenu Morza Śródziemnego. Niemal 900 tysięcy osób opuściło wtedy swoją ojczyznę, by w poszukiwaniu lepszych warunków do życia, rozjechać się po świecie. Wielu z nich szukało schronienia za Oceanem. Gdy emigracja przestała być jedynym rozwiązaniem sytuacja zmieniła się diametralnie. Do Włoch ponownie ściągały całe rodziny, jednak część ich potomków pozostała w Ameryce. Kilkanaście lat później, gdy piłka nożna stała się sportem o znaczeniu światowym, a w Urugwaju odbyły się pierwsze mistrzostwa globu, „Oriundo” zaczęli pisać nowy rozdział swojej własnej historii – barwny i trwający aż po dziś dzień.

Prekursorzy

W latach 30. XX wieku FIFA była dopiero raczkującą organizacją piłkarską, która zajmowała się planowaniem spotkań i turniejów międzynarodowych. Przepisy tej federacji nie były tak klarowne jak teraz, co dawało piłkarzom więcej swobody. Jedną z furtek był brak zapisu o przynależności narodowej. Dziś zawodnik nie może reprezentować innego państwa niż to, w którym się urodził. Wyjątkiem od tej reguły jest sytuacja, w której zainteresowany nie ma na koncie spotkań w innej drużynie narodowej, jednak nawet wtedy dużą rolę odgrywają korzenie rodzinne piłkarza. Kiedyś było zupełnie inaczej. Przyjęta w 1930 roku zasada głosiła, że zawodnicy mogą grać w więcej niż jednej reprezentacji narodowej, jeśli tylko mają zatrudnienie w danym kraju bądź przodków pochodzących z „nowej ojczyzny”. Ten zapis bardzo szybko wykorzystali Włosi. Squadra Azzurra od początku istnienia zorganizowanego systemu rozgrywek międzynarodowych była jedną z najsilniejszych ekip świata, jednak z uwagi na wszechobecny kryzys ekonomiczny kadra Italii nie pojechała na pierwsze mistrzostwa świata do Urugwaju.

Debiutancki występ Włochów na mistrzostwach świata wydarzył się cztery lata później. Dyktator Benito Mussolini wywalczył dla swojego państwa możliwość organizacji tej imprezy i nie zamierzał kończyć jej z pustymi rękami, by nie przynieść swoim rządom wstydu. Reprezentacja Włoch uważana była za faworyta turnieju, a świetnym składem Azzurrich dowodzili pierwsi Oriundo. W kadrze powołanej przez Vittorio Pozzo znajdowało się aż czterech piłkarzy, którzy wcześniej reprezentowali Argentynę i jeden ex-kadrowicz z Brazylii. Najwcześniej w nowej drużynie zadebiutował Raimundo Orsi. Orsi urodził się w argentyńskiej Avellanedzie, a do Włoch przyjechał po zdobyciu srebrnego medalu na olimpiadzie w Amsterdamie. Po dziewięciu latach spędzonych w Independiente podpisał kontrakt z Juventusem, w barwach którego zdobył 77 bramek w 176 spotkaniach. W reprezentacji Włoch zadebiutował już w grudniu 1929 roku w meczu przeciwko Portugalii i od razu potwierdził swoje strzeleckie aparycje, zdobywając dwie bramki. Trzy lata później do Orsiego dołączył Brazylijczyk Anfilogino Guarisi, a kilka miesięcy po jego debiucie na grę w Squadra Azzurra zdecydowali się dwaj wicemistrzowie świata z 1930 roku – Luis Monti i Atilio Demaria. Szczególnie ważnym „nabytkiem” był Monti, który wcześniej stanowił o sile Albicelestes na pierwszym czempionacie, a także towarzyszył Orsiemu podczas igrzysk w Amsterdamie. Jako ostatni do drużyny dołączył Enrique Guaita, który w reprezentacji zadebiutował w lutym 1934 roku będąc zawodnikiem AS Romy. To właśnie przynależność klubowa miała kluczowy wpływ na grę Oriundo w drużynie narodowej. Każdy z zawodników przed transferem reprezentacji wrócił z Ameryki do Włoch, gdzie kluby oferowały znacznie wyższe zarobki niż za Oceanem.

Występ Oriundo na mistrzostwach świata we Włoszech okazał się strzałem w dziesiątkę. Naturalizowani zawodnicy byli autorami 1/3 bramek Italii na turnieju, znacznie przyczyniając się do zdobycia tytułu mistrza globu. Największy wkład w sukces miał tercet Monti – Orsi – Guaita, jednak żaden z nich po turnieju nie zagościł na dłużej w reprezentacji kraju. Najpóźniej, bo w 1940 roku, drużynę opuścił Atilio Demaria, który jednak nie znalazł się w kadrze Pozzo na kolejne mistrzostwa. Nie oznaczało to jednak, że projekt Oriundo został definitywnie zakończony. Podczas zwycięskiego turnieju w 1938 roku, podstawowym zawodnikiem w ekipie Pozzo był znakomity środkowy pomocnik Miguel Ángel Andriolo Frodella, czyli w skrócie Michele Andreolo, który wcześniej zakładał trykot reprezentacji Urugwaju. Jedyny Oriundo w ówczesnej kadrze Włoch zadebiutował w niej w rok po przenosinach z Nacionalu Montevideo do Bolonii, i z miejsca stał się kluczowym piłkarzem tego zespołu, gdzie zastąpił w nim Luisa Montiego. Filigranowy zawodnik był obdarzony niezwykłą techniką, dzięki czemu przez lata robił furorę w rozgrywkach ligi włoskiej i na arenie międzynarodowej.

 Oriundo po wojnie

Po wojnie „popyt” na Oriundo nie był już tak duży. W pierwszych dwóch powojennych mistrzostwach świata, w kadrze Włoch nie znalazł się ani jeden naturalizowany zawodnik. Squadra Azzurra na obu imprezach poniosła jednak ogromną klęskę, dwukrotnie nie wychodząc z grupy, więc ponownie powrócono do tematu powołań dla zdolnych zawodników z Ameryki Południowej. W taki sposób tuż po transferze do Milanu reprezentację Italii zasilił Juan Alberto Schiaffino, jeden z najlepszych piłkarzy w dziejach futbolu i późniejsza legenda Rossonerich. Schiaffino do Włoch przybył jako 29-latek i lider drużyny narodowej Urugwaju, którą w 1950 roku poprowadził do tytułu mistrza świata, a cztery lata później do czwartego miejsca na mistrzostwach globu. Nic więc dziwnego, że włoscy tifosi oczekiwali, że odmieni wizerunek reprezentacji Italii. Tak się jednak nie stało. Napastnik rozegrał zaledwie 4 spotkania dla Azzurrich, która po raz pierwszy nie zdołała wywalczyć kwalifikacji na światowy czempionat. Mistrzostwa organizowane w 1958 roku przez Szwecję, wygrała Brazylia w składzie której znajdował się Jose Altafini.

Altafini nie miał wielkiego wkładu w sukces Canarinhos, jednak przykuł uwagę Milanu, który postanowił ściągnąć piłkarza do siebie. Jose nigdy więcej nie otrzymał już powołania do reprezentacji Brazylii, a po trzech latach znakomitej gry w Mediolanie, został zawodnikiem Squadra Azzurra, z którą pojechał na kolejne mistrzostwa globu. Na turnieju w 1962 roku Altafiniemu towarzyszyło aż trzech innych Oriundo. W składzie powołanym przez Giovanni Ferrarego znaleźli się również Omar Siviori, który obywatelstwo otrzymał w kilka lat po transferze do Juventusu, a wcześniej reprezentował Argentynę, Brazylijczyk Angelo Sormani i autor 12 bramek w 12 występach dla Albicelestes – Humberto Maschio. Żaden z nich nie odegrał jednak znaczącej roli w ekipie Squadra Azzurra, która ponownie szybko pożegnała się z turniejem.

Na początku lat 60., FIFA postanowiła do maksimum ograniczyć sytuację, w których jeden zawodnik mógłby reprezentować dwa kraje, wprowadzając nowy przepis. Od tej pory żaden piłkarz, który wcześniej brał udział w meczach innej reprezentacji nie mógł już zmienić swojego wyboru i grać dla kolejnej drużyny narodowej. Oznaczało to niemal całkowite zniknięcie naturalizowanych Włochów z drużyny narodowej. Kolejny Oriundo w Squadra Azzurra pojawił się dopiero w 1974 roku. Giuseppe Wilson, urodzony w Anglii wieloletni obrońca Lazio Rzym, rozegrał w kadrze trzy spotkania, jednak dwa z nich to mecze na mistrzostwach świata 1974 w RFN. Włosi szybko odpadli z turnieju nie wychodząc nawet z grupy, w której ich rywalem byli m.in. Polacy (Wilson zagrał w tym spotkaniu pełne 90 minut). Później krótki epizod w reprezentacji zaliczył Daniele Zoratto, który z pochodzenia jest Luksemburczykiem. Zoratto kariery w reprezentacji nie zrobił, za to na dłużej zagościł na ławce rezerwowych młodzieżowych drużyn Italii, które od trzech lat prowadzi bądź znajduje się w ich sztabie szkoleniowym.

 Współcześni Oriundo

W XXI wieku temat Oriundo ponownie wrócił na czołówki gazet. Duża w tym zasługa federacji, która szybko „załatwia” obywatelstwa zawodnikom zagranicznym, aby kluby nie musiały ograniczać się przez przepis dotyczący limitu obcokrajowców w zespole. Najsłynniejszym Oriundo ostatniego dziesięciolecia jest Mauro Camoranesi. Niedoceniony w ojczyźnie Argentyńczyk, po trzech latach występów na włoskich boiskach i transferze z Hellas do Juventusu otrzymał powołanie do reprezentacji Włoch. Jak się później okazało była to znakomita decyzja – Mauro zapisał się w historii zarówno Starej Damy jak i Squadra Azzurra. Camoranesi rozegrał najwięcej spotkań ze wszystkich naturalizowanych zawodników w historii włoskiej drużyny narodowej (55) i w przeciwieństwie do większości wcześniejszych przypadków nie poszedł „w odstawkę” po jednym wielkim turnieju. Pomocnik zadebiutował w reprezentacji 12 lutego 2003 roku w meczu z Portugalią, a po raz ostatni zagrał w niej na mundialu w 2010 roku w RPA przeciwko Nowej Zelandii. W trakcie międzynarodowej kariery zagrał na dwóch mistrzostwach Europy i trzech światowych czempionatach – w tym na zwycięskim dla Włochów mundialu w Niemczech.  Po Camoranesim w Italii brakowało równie dobrych Oriundo. Swojej szansy nie wykorzystali Ezequiel Schelotto i Christian Ledesma, którzy rozegrali po jednym spotkaniu w drużynie narodowej. Swój nieudany epizod ma również były zawodnik Juventusu, Amauri. Następcy pojawili się dopiero w 2011 roku, w którym swój debiut zaliczyli Pablo Daniel Osvaldo i Thiago Motta. Z tej dwójki więcej występów ma Motta. Pomocnik PSG zagrał w drużynie narodowej 23 razy i jest współtwórcą sukcesu Włochów na Euro w Polsce i na Ukrainie, gdzie Squadra Azzurra zajęła drugie miejsce. Motta zagrał również na mundialu w Brazylii. Na obydwu imprezach zabrakło natomiast Osvaldo. Do Brazylii poleciał natomiast „najnowszy nabytek” Włochów – Gabriel Paletta. Obrońca nie odgrywał w kadrze tak wielkiej roli jak Motta, jednak regularnie znajdował się na liście wybrańców selekcjonera Azzurrich.

Pozostali

Łącznie w historii reprezentacji Włoch przewinęło się mnóstwo Oriundo. Wielu z nich nie znalazło miejsca w kadrze na długo, jednak w przeciwieństwie do większości zawodników, o których wspomniałem, nigdy nie zagrali na mistrzostwach świata. Najlepszym z tego grona jest niewątpliwie Julio Libonatti, który w latach 1926-1932 błyszczał na międzynarodowej arenie seriami bramek dla Italii. W 17 spotkaniach w barwach Squadra Azzurra zdobył ich aż 15, co daje mu tytuł najlepszego strzelca wśród naturalizowanych włoskich piłkarzy. Urodzony w Argentynie zawodnik wcześniej znakomicie prezentował się w drużynie Albicelestes, dla której zdobył 8 bramek w 15 spotkaniach zostając m.in. królem strzelców Copa America 1921, które zresztą było pierwszym turniejem rangi mistrzowskiej wygranym przez Argentynę. W 1925 roku Libonatti przeniósł się z Newells Old Boys do Torino i został jedną z legend „Byków” – dla tego klubu rozegrał łącznie blisko 250 spotkań, w których strzelił 150 bramek. Innym znanym Oriundo był Alcides Ghiggia. Złoty medalista mistrzostw świata 1950 z Urugwajem, kilka lat po transferze do Romy zadebiutował w reprezentacji Włoch, jednak rozegrał dla niej jedynie pięć spotkań i nie wniósł nowej jakości w grę Azzurrich. Ciekawym przypadkiem jest natomiast Roberto Porta. Filigranowy napastnik początkowo wyjechał z Urugwaju i zadebiutował w kadrze Italii jako piłkarz Interu (wówczas Ambrosiana), jednak jeszcze przed wojną, w 1936 roku, powrócił do kraju, w którym się urodził. Przez dziesięć lat bronił barw Nacionalu Montevideo, gdzie był jedną z największych gwiazd, a rok po powrocie zadebiutował w reprezentacji Urugwaju. Był to jedyny raz w historii, gdy Oriundo zadebiutował w innej drużynie narodowej już po pierwszym spotkaniu dla Squadra Azzurra. Porto dla Urusów rozegrał 34 spotkania, w których zdobył 14 bramek. Z Urugwajem zwyciężył w Copa America, a także dwukrotnie zdobywał srebrny medal tej imprezy. Do Włoch nie powrócił już nigdy, a w latach 70. był nawet szkoleniowcem reprezentacji Urugwaju. Zmarł w 1984 roku w stolicy Argentyny – Buenos Aires.

Jaka przyszłość czeka włoskich Oriundo? Niewątpliwie tradycja Oriundo w najbliższych latach jest niezagrożona. Czy jednak będzie tak zawsze? Pozycja włoskiego futbolu na arenie międzynarodowej maleje i nie można być tego pewnym. Miejmy jednak nadzieję, że znajdzie się ktoś, kto podtrzyma tę wspaniałą historię w przyszłości.

SZYMON JANCZYK

OBSERWUJ NAS NA INSTAGRAMIE! POLUB NAS NA FACEBOOKU!

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 0 / 5. Licznik głosów 0

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

spot_img
Redakcja
Redakcja
Jesteśmy niczym Corinthians — przesiąknięci romantycznym futbolem, który narodził się z czystej pasji i chęci rywalizacji, nie zysku. Kochamy piłkę nożną. To ona wypełnia nasze nozdrza, płuca i wszystkie komórki naszego ciała. To ona definiuje nas takimi, jakimi jesteśmy. Futbol nie jest naszym sposobem na życie. Jest jego częścią. Jeżeli myślisz podobnie, to już znaleźliśmy wspólny język. Istniejemy od 2014 roku.

Więcej tego autora

Najnowsze

„Przewodnik Kibica MLS 2024” – recenzja

Przewodnik Kibica MLS już po raz czwarty ukazał się wersji drukowanej. Postanowiliśmy go dokładnie przeczytać i sprawdzić, czy warto po niego sięgnąć.

Mário Coluna – Święta Bestia

Mozambik dał światu nie tylko świetnego Eusébio. Z tego afrykańskiego kraju pochodzi też Mário Coluna, który przez lata był motorem napędowym Benfiki i razem ze swoim sławniejszym rodakiem decydował o obliczy drużyny w jej najlepszych czasach. Obaj zapisali też piękną kartę występami w reprezentacji.

Trypolis, Londyn, Perugia, Dubaj – Jehad Muntasser i jego wszystkie ścieżki

Co łączy Arsene’a Wengera, rodzinę Kaddafich i Luciano Gaucciego? Wszystkich na swojej piłkarskiej drodze spotkał Jehad Muntasser, pierwszy człowiek ze świata arabskiego, który zagrał w klubie Premier League. Poznajcie jego historię!