Na przełomie wieków w niewielkim mieście w mroźnej Norwegii, wyrósł klub, którego obawiała się cała Europa. W 10 lat, z outsiderów odpadających w pierwszych rundach pucharów, Rosenborg stał się regularnym bywalcem Ligi Mistrzów. Legendy głosiły, że największe gwiazdy ówczesnych lat modliły się o uniknięcie wyjazdu na trudny teren. Jak powstał fenomen tamtej drużyny?
Piłkarze Realu doznali szoku, wysiadając z samolotu. Temperatura grubo poniżej zera, z nieba sypie śnieg. Popatrzyli na siebie i wiedzieli, że wyjazd do Trondheim nie będzie spacerkiem. Murawa na Lerkendal w niczym nie przypominała gładkich jak stół bilardowy płyt, do których przywykli „Galacticos”. W momencie rozpoczęcia spotkania, słupki na termometrze pokazywały -5 stopni, ale z powodu wiatru i śniegu wydawało się, że jest dużo zimniej. Grający agresywnie Norwegowie nie pozwolili na nic gwiazdom Realu. 0-0 przyjęto z wielką ulgą. Zapomnijmy o tym meczu i wyjedźmy z stąd jak najszybciej – mówili między sobą.
To sekwencja kilku scen z „Gol II”. Choć film nie był epokowym dziełem, to akurat w tym fragmencie twórcy się popisali. Tak rzeczywiście wyglądało większość meczów Rosenborga w Norwegii. A tych spotkań odbyło się całkiem sporo, bo Norwegowie w latach 1995-2007 tylko raz nie zagrali w fazie grupowej LM!
Uczeń Michelsa
Sukces ma zwykle wielu ojców, ale nie w tym przypadku. Wszystko, co dobre w klubie zaczęło się wraz z przyjściem Nilsa Arne Eggena. 75-latek nie jest zbytnio znany poza Skandynawią. W latach 90. uchodził za jednego z reformatorów futbolu. Piłkarzem był niezłym, grał w czołowych norweskich klubach i ocierał się o reprezentację narodową.
Rosenborg był zawsze bliski jego sercu. To tu zaczynał profesjonalną karierę piłkarską i trenerską. Będąc szkoleniowcem, zawsze dążył do tego, by przejąć klub, poukładać go po swojemu i stać się jego reformatorem. Kiedy w 1988 roku po raz czwarty zaczynał pracę w Rosenborgu, nie był anonimowym trenerem. Dowodził wcześniej bez powodzenia reprezentacją Norwegii, a w latach 1986-1987 roku niewielkie Moss doprowadził najpierw do awansu do najwyższej ligi, a potem mistrzostwa kraju.
Eggen miał to szczęście, że do Trondheim przychodził w czasach, kiedy klub pozyskał poważnych inwestorów, a i sam norweski futbol przechodził na profesjonalizm. Szkoleniowiec miał możliwości finansowe, by zbudować Rosenborg na swoją modłę i dokonał tego w spektakularny sposób. Jego trenerskim mentorem był twórca „futbolu totalnego”, czyli Rinus Michels. Eggen przeniósł holenderskie 4-3-3 z ofensywnym nastawieniem i ciągłym przemieszczaniem się zawodników po boisku, na siermiężny norweski grunt. Jakie były tego efekty? Reszta ligi grająca według prostego schematu „laga w pole karne” kompletnie nie mogła poradzić sobie z ekipą Eggena. Zdarzały się sezony, w których kolejne drużyny od Rosenborga dzieliło… 20 punktów i różnica 30 bramek strzelonych.
Co ciekawe, w ofensywnej piłce zupełnie nie zakochali się Skandynawowie. Prasa i najważniejsi zawodnicy klubu apelowali do trenera, by ten zmienił taktykę na bardziej defensywną (!). W końcu równolegle do sukcesów Rosenborga, lata chwały przeżywała reprezentacja kraju, która dzięki żelaznej obronie doszła do finałów mundialu w 1994 roku. W kadrze drużyny narodowej, 1/3 stanowili gracze prowadzeni przez Eggena.
W październiku 1993 roku szkoleniowiec był o krok od odejścia z ukochanego klubu. Dzień po mistrzostwie, „starszyzna” niezadowolona z jego stylu pracy i zachowania wobec piłkarzy, poszła na skargę do szefostwa klubu. Nils Arne Eggen uniósł się honorem i złożył wypowiedzenie, które włodarze… odrzucili, dając jasny sygnał, że nikt nie może być ważniejszy od trenera-wizjonera. Kto wie, czy to nie był przełomowy moment dla przyszłych losów Rosenborga.
Postrach Europy
Od rządzenia w kraju do sukcesów w europejskich pucharach – długa droga. Wiemy o tym na przykładzie polskich drużyn. Początki Rosenborga poza Norwegią były bolesnym zderzeniem się z rzeczywistością. Mechelen, Czarnomorec, Dynamo Moskwa, czy Austria Wiedeń. Eggena lali niemal we wszystkich zakątkach Europy. Wyjątkiem był Luksemburg. Przełomem okazał się sezon 1995/1996, w którym to Rosenborg po dwumeczu z Besiktasem awansował do fazy grupowej Ligi Mistrzów. W grupie zespół trafił na Legię Warszawa, z którą to pierwszy raz w historii rozegrał mecz na takim poziomie. Mamy więc swoją cegiełkę w budowaniu historii klubu z Trondheim. Spróbujmy porównać obie drużyny. Ówcześni mistrzowie Polski i Norwegii debiutowali wtedy w LM. 20 lat później Legia ma na swoim koncie dwa występy na takim poziomie, a Rosenborg… jedenaście. To dowód na fenomen tego klubu z bądź co bądź, średnio piłkarskiego kraju.
Co nie udało się wtedy, udało się rok później. W sezonie 1996/1997 Norwegowie odpadli dopiero w ćwierćfinale, przegrywając po wyrównanym dwumeczu z Juventusem. W pamięć zapadł ich występ na San Siro. Rosenborg musiał wygrać z Milanem, by awansować do kolejnej rundy. Przed spotkaniem Włosi uchodzili za wielkich faworytów. Ekipa nikomu nieznanych dotychczas Norwegów kontra Baresi, Maldini, Baggio i spółka. Po golach Heggema i Brattbakka 2-1 wygrali goście.
W następnym sezonie Norwegowie zbudowali mit niezdobytej twierdzy Lerkendal, wygrywając 5-1 z Olympiakosem i po 2-0 z Realem Madryt i FC Porto. Do ćwierćfinału nie awansowali tylko dlatego, że z grupy wychodziła jedna drużyna. Nie zmienia to faktu, że w tamtym czasie Rosenborg był jedną z 15 najlepszych drużyn Europy. A większość kadry stanowili zawodnicy urodzeni w okolicach Trondheim.
Właśnie pod koniec lat 90. gwiazdami klubu zainteresowały się poważne zagraniczne kluby. Kierunkiem była głównie Wielka Brytania (Steffen Iversen w Tottenhamie, Brattbakk w Celtiku, Vegard Heggem w Liverpoolu), ale chociażby Andre Bergdolmo trafił do Ajaxu, potem do Borussii Dortmund, a Sigurd Rushfeldt do Racingu Santander. Mimo regularnych osłabień, Eggen potrafił znaleźć zastępców w szkółce klubu lub rywalach ligowych, których Rosenborg traktował jak folwark. Rzucali kasę na stół i brali kogo chcieli. Takim „złotym strzałem” okazało się wyciągnięcie Johna Carew. 20-letni rosły napastnik trafił z Valarengii Oslo za darmo, a po ponad roku sprzedano go do Valencii za 8,5 mln euro. Można było dzięki temu zbudować nowy ośrodek treningowy i halę do treningu zimą.
W sezonie 1998/1999 Rosenborg przegrał awans różnicą bramek, a rok później klub skończył rozgrywki na ostatnim miejscu w 2.fazie grupowej (tak, tak, był taki twór, zastąpiona przez 1/8 finału). XXI wiek Norwedzy przywitali kolejnymi awansami do fazy grupowej LM, ale zakończonymi brakiem sukcesu. W 2002 roku stało się nieuniknione. Z powodu wypalenie zawodowego odszedł Nils Arne Eggen, który stwierdził, że pewna formuła się wypaliła. To wtedy skończyło się pewna epoka.
Powolny rozkład
Działacze Rosenborga zrobili wszystko, co powinni w takiej sytuacji. Stery oddali najzdolniejszemu norweskiemu szkoleniowcowi Åge Hareide. Trener miał odmłodzić kadrę zespołu. Wszystko wyglądało obiecująco, ale po kilku miesiącach zgłosiła się po niego reprezentacja Norwegii. A że kadrze się nie odmawia, to wielokrotny mistrz kraju został bez trenera. Przez następne lata klub pogrążał się w chaosie. Kolejni zatrudniani szkoleniowcy byli gorsi od poprzedników. W 2005 roku Rosenborg pierwszy raz nie zdobył tytułu po 13-letniej dominacji. Drużyna wciąż występowała w fazie grupowej Ligi Mistrzów, ale zwykle kończyło się na 2-4 punktach i 4.miejscu.
Ich ostatnim tchnieniem był sezon 2007/2008. Po odzyskaniu tytułu, klub awansował do elitarnych rozgrywek. W składzie nie było już norweskich herosów, wybieganych i potężnych, a przeciętni piłkarze do dziś biegający po europejskich boiskach tacy jak: Alexander Tettey, Per Cilian Skjielbred, czy Yssouf Kone. Łącznikiem między oboma epokami był nieśmiertelny Steffan Iversen, który w 2006 roku wrócił do ukochanego klubu. Tamten Rosenborg nie grający już taktyką Eggena, zdobył łącznie 8 punktów i zajął 3.miejsce w grupie przed Valencią.
Poczynania byłej ekipy oglądał pewnie w domowym zaciszu Eggen, który powoli szykował się do ostatniej pracy w życiu. W 2010 roku przejął piątoligowy Orkla FK z rodzinnej miejscowości. Po czterech latach klub znajdował się w 3 lidze, a 24 kwietnia 2014 roku rozegrał najważniejszy mecz w historii z… Rosenborgiem w Pucharze Norwegii. Gospodarze przegrali 0-3, ale dla Nilsa Arne Eggena był to sentymentalny powrót do przeszłości i uwieńczenie trenerskiej kariery. Nawet na peryferiach odnalazł go klub, dla którego jest przeznaczony. Bo On i Rosenborg to jedność i wszystko wygląda na to, że bez Norwega najbardziej utytułowany klub w kraju, nie wróci do czasów dawnej świetności.
JAKUB MIEŻEJEWSKI