Święta Wojna Rangersów i Celticu

Czas czytania: 6 m.
5
(2)

Święta Wojna 

Gdy myślimy o najpopularniejszych piłkarskich derbach świata, miasto Glasgow, mimo iż stolicą Szkocji nie jest, wymieniamy jednym tchem obok takich metropolii jak: Londyn, Mediolan, Rzym czy Buenos Aires. We wszelkich subiektywnych rankingach piłkarskich derbów — „Old Firm” zajmuje czołowe miejsce w TOP10. I choć obecnie fani tego piłkarskiego święta przeżywają głód spowodowany degradacją Rangersów, to bardzo możliwe, że już od przyszłego sezonu szkockiej ekstraklasy na ekrany telewizorów na stałe powróci serial „Święta Wojna” w wydaniu nie śląskim, a glasgowskim.

Rywalizacja, emocje sięgające zenitu, pieniądze, fanatyzm — to zaledwie kilka z kilkunastu przymiotów, które kryją się pod pojęciem „Old Firm Derby”, czyli grubo ponad stuletniej rywalizacji pomiędzy dwoma klubami z Glasgow. Celtic i Rangers, bo o nich oczywiście mowa, spotkały się ze sobą już 400 razy (ostatnio 01.II.2015). Bardzo prawdopodobnym jest, że już niebawem Rangersi, którzy ostatnie kilka lat spędzili na banicji w niższych ligach, powrócą na szkocki, piłkarski salon, a „Święta Wojna” wkroczy już na stałe w nową fazę. Tyle tytułem wstępu.

Wielki głód w Irlandii i jego następstwa

Każdy konflikt ma swoje przyczyny. Nieważne, czy weźmiemy pod uwagę konflikt militarny, handlowy czy społeczny. Nawet piłkarski. Relację pomiędzy kibicami i klubami z Glasgow można nazwać konfliktem, jednak znacznie trudniej określić, jakiego typu on jest. Ciężko również wyznaczyć oficjalną datę jakiegokolwiek wydarzenia, od którego otwarcie moglibyśmy mówić o tym, że kibice Celtiku, łagodnie rzecz ujmując, nie darzą sympatią fanów zespołu Rangers FC i odwrotnie. Gdzieś jednak trzeba szukać początków. Genezę konfliktu bezpiecznie jest umieścić w połowie XIX wieku, mimo iż w tamtych czasach nie istniały jeszcze oba interesujące nas kluby.

Dosyć humorystycznie można powiedzieć, że konflikt zielono-białych z niebieskimi zaczął się od ziemniaków, których nie było. Gdzie? W Irlandii. Nie było ich w tym czasie również w Szkocji, ale ważniejsze są dla nas te „irlandzkie”. Chodzi oczywiście o Wielki Głód w Irlandii, który datuje się na lata 1845-1849. Choroba ziemniaków, przywieziona ze Stanów Zjednoczonych, spowodowała zniszczenie znacznej części zbiorów kartoflanych, które były w tamtym okresie podstawą żywieniową Irlandczyków. W wyniku następstw tego wydarzenia duża część mieszkańców Zielonej Wyspy emigrowała. Ci bogatsi przepływali Atlantyk i osiedlali się w Stanach Zjednoczonych. Biedniejsi z kolei wędrowali między innymi do Szkocji. Oczywiście Irlandczycy już wcześniej osiedlali się w północnej części Wielkiej Brytanii, jednak pewnym jest, że nie na aż tak dużą skalę, jak robili to w czasie klęski głodu w połowie XIX wieku. Warto w tym miejscu również dodać, że Szkocję już w roku 1846 nawiedziło to samo nieszczęście, w wyniku którego kraj opuściły rzesze Szkotów.

Większość Irlandczyków, którzy emigrowali do Szkocji, była katolikami. Nie osiedlali się oni w różnych częściach kraju, co sprzyjałoby asymilacji. Zamiast tego zaczęli tworzyć lokalne społeczności w niektórych rejonach Kaledonii. I tak na przykład w 1851 roku 1/5 mieszkańców Dundee to byli ludzie, którzy urodzili się w Irlandii.

Zarówno wyznanie jak i niski poziom majętności napływających Irlandczyków nie pozostał bez znaczenia. Pierwszym powodem do patrzenia nieprzychylnie na imigrantów z Zielonej Wyspy było to, że około 2/3 z nich to katolicy, podczas gdy Szkoci to w większości protestanci. Nieliczne kościoły katolickie w północnej części Wielkiej Brytanii nie radziły sobie z rosnącą ilością wiernych, toteż sprowadzano dodatkowych Irlandczyków — księży. Ubogość mieszkańców jeszcze nie niepodległej wtedy Irlandii miała z kolei przełożenie szczególnie na sytuację w będącym w okresie uprzemysłowienia Glasgow. Irlandczycy bowiem mogli pracować za o wiele mniejsze pieniądze w powstających coraz to nowych fabrykach. Tym samym zabierali pracę Szkotom, a to powodowało naturalny wzrost niechęci ludności rodzimej do imigrantów. Słowa jednej z przyśpiewek kibiców Rangers brzmią: „The famine is over, why don’t you go home?” (Głód się skończył, dlaczego nie wrócicie do domu?). Być może zrodziła się ona jeszcze w latach 50. lub 60. XIX wieku. A nawet jeżeli nie, to na pewno ich dotyczy.

Powstanie Rangers i Celtic Glasgow

Mimo iż do 1890 roku żadna oficjalna liga piłkarska w Szkocji nie istniała, kluby powstawały. Rangers został założony w 1872 roku i przez kolejnych 15 lat był obok Queen’s Park najpopularniejszym klubem w Glasgow. Gdy 6 listopada 1887 roku grupa Irlandczyków założyła katolicki klub Celtic, najprawdopodobniej ogólna opinia Szkotów na ten temat brzmiała: jeszcze jeden szkocki klub z irlandzko-katolickim podłożem. Nowa drużyna na mapie piłkarskiej Szkocji nie była bowiem pierwszą tego rodzaju w historii. Już wcześniej, w Edynburgu, założony został Hibernian, a w Dundee działała drużyna Dundee Harps.

W kolejnym roku Celtic i Rangers zagrali pierwszy mecz. Z racji tego, że liga jeszcze nie istniała, drużyny grały ze sobą albo w Pucharze Szkocji, albo towarzysko. Obie drużyny po raz pierwszy spotkały się ze sobą bez zobowiązań 28 maja 1888 roku, a górą był irlandzki Celtic, który wygrał 5:2. Wraz z pojawieniem się oficjalnych rozgrywek ligowych w sezonie 1890/91, rozpoczął się kilkuletni okres dominacji „The Bhoys” w szkockiej piłce. Przez pierwszych osiem sezonów piłkarze Celtiku zdobyli cztery tytuły mistrzowskie, trzy wicemistrzowskie oraz jeden Puchar Szkocji. Zespół Rangers został odsunięty w cień, jednak wraz z końcem dominacji zielono-białych w sezonie 1897/98 rozpoczął się czas prosperity „The Blues”.

Na dobrą sprawę taka wymiana ciosów w postaci zdobywania tytuły mistrzowskiego pomiędzy Celtikiem i Rangersami trwała aż do końca I Wojny Światowej. Tym, co jednak charakterystyczne dla tych pierwszych trzydziestu lat rywalizacji, jest fakt, że jakiekolwiek różnice polityczne lub religijne nie były aż tak widoczne, jak w okresie międzywojennym. Lata 1888-1918 to czas, w którym zarządy klubów dosyć szybko wyczuły korzyści finansowe płynące ze „zdrowej” rywalizacji pomiędzy drużynami, więc dbano o to, aby relacje były jak najlepsze. Dosyć popularnym stał się nawet wyjazd obu klubów na Nowy Rok do Anglii, gdzie grano specjalny, noworoczny mecz.

Początki konfliktu

Konflikt na linii Celtic-Rangers rozpoczął się na dobre po zakończeniu I Wojny Światowej, kiedy to Irlandczycy najpierw dążyli do niepodległości swojego kraju, a w 1921 roku otrzymali ją. Dla Szkotów ten fakt był dobrym pretekstem do tego, aby pozbyć się Irlandczyków ze swojej ziemi, skoro oficjalnie mają już swoją własną. Okres międzywojenny był czasem, kiedy nastroje anty-katolickie brały górę w Kaledonii. Dosyć częstą praktyką było chociażby to, że jeżeli właściciel jakiegoś zakładu był Szkotem, to zatrudniał innych Szkotów, byle tylko nie tych, którzy są irlandzkiego pochodzenia, a już na pewno nie katolików. Dla celtyckiego klubu o jawnych tradycjach katolickich, jak i dla jego fanów, okres pomiędzy dwiema światowymi wojnami był trudny. Dość powiedzieć, że nawet piłkarsko „The Bhoys” zostali zdominowani w tamtym czasie przez „The Blues”. Najprawdopodobniej właśnie w tym okresie unaoczniać zaczęło się coś, co dzisiaj nazywamy „sekciarstwem” (ang. sectarianism). Meczom Celtiku i Rangersów towarzyszyły coraz częściej hasła dyskryminujące, głównie na tle religijnym, a powszechna stała się w protestanckim klubie z Glasgow praktyka „sign no Catholic”, która nie dopuszczała do zatrudniania ani zawodników, ani menedżerów, którzy byli katolikami. Bójki na trybunach w czasie spotkań „Old Firm” nie były zjawiskiem częstym, jednak tylko dlatego, że na ulicach miast trwały wojny gangów szkockich z irlandzkimi, których de facto członkami bardzo często byli kibice Celtiku lub Rangers.

Brutalność zarówno na boisku jak i na trybunach stała się częstym elementem dopiero w okresie II Wojny Światowej, kiedy rozgrywki ligowe zostały zawieszone i grano głównie mecze towarzyskie. Przez całe lata 40. XX wieku trybuny obu drużyn były wykorzystywane przez kibiców do propagandy zarówno religijnej, jak i politycznej. Sytuacja stała się na tyle poważna, że w 1952 roku prawie cała Szkocja, włączając w to prasę i władze ligi piłkarskiej, uznali Celtic za główne źródło wszystkich problemów dotyczących spotkań „Old Firm”. W szczególności potępiono irlandzkie flagi, którymi trzepotali podczas meczu kibice „The Bhoys”. Dodajmy przy tym, że obnoszenie się kibiców „The Blues” z flagami Union Jack (flaga Wielkiej Brytanii) nie było niczym złym. Aby uniknąć podobnych problemów, pierwszy protestancki menedżer Hibernians rozpoczął odcinanie klubu od tradycji zarówno irlandzkich, jak i katolickich. Władze Celtiku z kolei uznały całą sytuację za spisek mający na celu usunięcie ich klubu. Drużyna nie zerwała ze swoimi katolicko-irlandzkimi tradycjami i przetrwała najgorszy okres w swojej historii, a od 1965 roku zaczęła z kolei swój najlepszy czas — ukoronowany dziewięciokrotnym z rzędu zdobyciem tytułu mistrza kraju oraz Pucharu Europy (obecnie Liga Mistrzów) w roku 1967.

Graeme Souness

Człowiekiem, który zaczął przełamywać bariery stojące pomiędzy protestanckim Rangers a katolickim Celtikiem, bez wątpienia był Graeme Souness. Katolik szkockiego pochodzenia objął funkcję grającego menedżera „The Blues” w 1986 roku i sprawował ją przez kolejnych pięć lat. Po raz pierwszy w historii istnienia zespołu Rangers opiekę nad nim sprawował nie-protestant. Zapoczątkowana w okresie międzywojennym praktyka „sign no Catholic” została przerwana. Mało tego — Souness był na tyle zdeterminowany do przerwania konfliktu na linii Celtic-Rangers, że zakupił byłego zawodnika „The Bhoys”, katolika — Maurice’a „Mo” Johnstona. Był on zadeklarowanym Celtem, co wywołało falę oburzenia kibiców „The Blues”. Co prawda zarówno Souness jak i Johnstonn do samego końca pobytu w klubie zmagali się z problemami ze strony kibiców, jednak po ich odejściu w 1991 roku zmieniło się podejście do polityki Rangersów. Od tego momentu najważniejsze były zwycięstwa drużyny, a nie to, jakimi środkami zostaną osiągane i czy będą w to zaangażowani katolicy czy nie.

Święta Wojna dzisiaj

Od lat 90. XX wieku konflikt irlandzkiego Celtiku z protestanckim Rangers zaczął się powoli zacierać. Spowodowane to było zarówno osobą Graeme’a Sounessa, który przerwał „protestancką passę” Rangersów, jak i powolnym rozmywaniem się różnic pomiędzy kibicami obu klubów. Na chwilę obecną fani zarówno „The Bhoys” jak i „The Blues” nie są tylko katolikami lub tylko protestantami. Albo tylko Irlandczykami lub tylko Szkotami. Kibicem Celtiku może być zarówno protestancki Szkot, jak i kibicem Rangersów katolicki Szkot irlandzkiego pochodzenia.

Nie jest jednak tak, że konflikt całkowicie ustał. Echa „starych dni” pozostają żywe, jednak nie są aż tak silne, jak kiedyś. Konotacje Celtiku z katolicyzmem i Rangersów z protestantyzmem nie mają obecnie miejsca. Jedyny argument, jaki pozostał w tym temacie, to religijne podłoże powstania obu klubów.

Zagadką pozostaje fakt, jak zachowają się kibice obu klubów po powrocie „Old Firm Derby” do terminarza szkockiej ekstraklasy. Środki bezpieczeństwa z pewnością zostaną zachowane tak, jak było to dotychczas, czyli między innymi kibice obu drużyn będą wpuszczani na stadion osobnymi wejściami. Wraz z powrotem „Old Firm Derby” powróci „Święta Wojna”. Jedno jest jednak pewne: będzie ona bardziej „cywilizowana” w stosunku do rywalizacji z XX wieku.

PAWEŁ WILAMOWSKI

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 5 / 5. Licznik głosów 2

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

Redakcja
Redakcja
Jesteśmy niczym Corinthians — przesiąknięci romantycznym futbolem, który narodził się z czystej pasji i chęci rywalizacji, nie zysku. Kochamy piłkę nożną. To ona wypełnia nasze nozdrza, płuca i wszystkie komórki naszego ciała. To ona definiuje nas takimi, jakimi jesteśmy. Futbol nie jest naszym sposobem na życie. Jest jego częścią. Jeżeli myślisz podobnie, to już znaleźliśmy wspólny język. Istniejemy od 2014 roku.

Więcej tego autora

Najnowsze

Walka w Pucharze Polski, przyjazd finalisty, piłkarskie losy Rafała Kurzawy – reminiscencje po meczu Stali Rzeszów z Pogonią Szczecin

Pierwsza runda Pucharu Polski przyniosła sporo emocji. Jednym z najciekawiej zapowiadających się meczów była rywalizacja pierwszoligowej Stali Rzeszów z występującą w rozgrywkach PKO BP...

„Igrzyska życia i śmierci. Sportowcy w powstaniu warszawskim” – recenzja

Powstanie Warszawskie to czas, gdy wielu Polaków zjednoczyło się w obronie stolicy Polski. O sportowych bohaterach walk zbrojnych przeczytacie poniżej. Autorka Agnieszka Cubała jest pasjonatką historii...

„Nadzieja FC. Futbol, ludzie, polityka”. Nowa książka Anity Werner i Michała Kołodziejczyka

Cztery lata po premierze niezwykle ciepło przyjętej książki „Mecz to pretekst. Futbol, wojna, polityka”, Anita Werner i Michał Kołodziejczyk powracają z nowymi reportażami, w...