Pablo Aimar – argentyński czarodziej

Czas czytania: 9 m.
5
(3)

Leo Messi przyznał kiedyś, że w czasach swojego dzieciństwa podziwiał i naśladował jego grę. Dla Diego Maradony był jedynym piłkarzem, za oglądanie którego byłby w stanie zapłacić. Pablo Aimar był z pewnością zawodnikiem obdarzonym nieprzeciętnymi umiejętnościami. Byle jaki piłkarz nie słyszy przecież takich pochwał od dwóch najwspanialszych graczy w historii Argentyny. Jak wyglądała jego kariera?

Pablo Aimar– biogram

  • Pełne imię i nazwisko: Pablo César Aimar Giordano
  • Data i miejsce urodzenia: 3 listopada 1979 w Rio Cuarto
  • Wzrost: 170
  • Pozycja: Pomocnik

Historia i statystyki kariery

Kariera juniorska

  • Estudiantes Río Cuarto (1985–1993)
  • River Plate (1993–1996)

Kariera klubowa

  • River Plate (1996–2000)
    82 mecze, 21 bramek
  • Valencia CF (2001–2006)
    162 mecze, 27 bramek
  • Real Saragossa (2006–2008)
    53 mecze, 5 bramek
  • SL Benfica (2008–2013)
    107 meczów 12 bramek
  • Johor Darul Takzim (2013–2014)
    8 meczów, 2 bramki
  • River Plate (2015)
    1 występ

Kariera reprezentacyjna

  • Argentyna U-17 (1995)
    12 występów, 4 bramki
  • Argentyna U-20 (1996–1999)
    21 występów, 7 bramek
  • Argentyna U-23 (2000)
    7 występów
  • Argentyna (1999-2009)
    52 występy, 8 bramek

Na przekór ojcowi

Pablo Cesar Aimar urodził się 3 listopada 1979 roku, szesnaście miesięcy po zdobyciu przez reprezentację Argentyny złotego medalu na mistrzostwach świata, które rozgrywane były na jej ziemiach. Wydawać by się mogło, że po takim sukcesie każdy młody chłopak po prostu skazany będzie na zostanie w przyszłości piłkarzem. Ricardo Aimar, ojciec bohatera tekstu, miał w tym temacie jednak inne zdanie. Uważał, że jego syn powinien skupić się na edukacji, zamiast uganiać się po mieście za piłką. Pablo nie chciał go słuchać i całymi dniami grał z kolegami na ulicach Rio Cuarto, niewielkiego miasta w prowincji Cordoba. To tu przyszedł na świat i się wychowywał.

Właśnie w czasie jednej z takich podwórkowych gierek jego nieprzeciętny talent został dostrzeżony przez Alfiego Mercado, trenera miejscowego Estudiantes (czwarta klasa rozgrywkowa). Trudno zresztą było przejść obojętnie obok młodego Aimara, tańczącego z piłką i unoszącego się ponad tumanami kurzu. Dostał propozycję dołączenia do klubu bez jakichkolwiek testów. Tak też rozpoczął swoją piłkarską przygodę w miejscowej drużynie, gdzie trenował trzy razy w tygodniu.

Nie trzeba było długo czekać, żeby Pablo przykuł uwagę mocniejszych klubów w kraju. W końcu wpadł w oko trenerom River Plate, którzy zapragnęli ściągnąć go do swojej akademii. Transferowi sprzeciwiała się jednak rodzina, uważająca, że Pablo jest za mały na wyjazd do Buenos Aires. Liczyli oni jednocześnie, iż jego zainteresowanie futbolem niedługo przeminie. Dopiero osobista interwencja Daniela Passarelli, menedżera River i argentyńskiego mistrza świata z roku 1978 oraz 1986, sprawiła, że Aimar ruszył w wielki świat. Odrzucił tym samym wbrew woli ojca możliwość uczenia się w szkole medycznej. W nowym klubie szybko dostał szansę na zaprezentowanie swoich umiejętności w pierwszej drużynie. Zadebiutował w niej już w wieku szesnastu lat w starciu z Colon.

Aimar, czyli kreator

Swojego pierwszego gola zdobył dopiero ponad dwa lata później, ale jego gry nigdy nie definiowały bramki – przynajmniej te zdobywane przez niego. Grał najczęściej na pozycji numer dziesięć, która w piłkarskiej Argentynie ma rangę kultu. Jego zadanie polegało przede wszystkim na kreowaniu gry i stwarzaniu kolejnych sytuacji kolegom z drużyny. Jak zobaczymy później, w czasie swojej kariery miał okazję grać z kilkoma całkiem niezłymi zawodnikami ofensywnymi, którzy potrafili korzystać z jego ponadprzeciętnych umiejętności.

Debiutancki sezon Aimara w River zbiegł się z odzyskaniem przez ten klub tytułu mistrzowskiego. Po nim dołożył jeszcze dwa, zanim w 2001 zdecydował się opuścić kraj. Uczciwie przyznać trzeba, że w tamtym okresie River dysponowało naprawdę utalentowaną kadrą. Pablo przez te kilka lat dzielił szatnię z takimi piłkarzami jak Hernan Crespo, Marcelo Gallardo, Ariel Ortega, Juan Pablo Sorin, Marcelo Salas czy Juan Pablo Angel. Mieszanka takich graczy w jednym zespole po prostu musiała skończyć się zdobywaniem ligowych tytułów.

Dziedzic Maradony

Nie jest łatwo żyć w Argentynie z łatką „następcy Maradony”. Przekonało się o tym kilku bardzo dobrych zawodników, dla których buty po Boskim Diego okazywały się zdecydowanie za ciasne. Aimar nigdy nie szukał takich porównań, ale swoim stylem gry nie mógł ich uniknąć. Tym bardziej, gdy sam Maradona w pewnym momencie nazwał go swoim „naturalnym dziedzicem”. I jeżeli dla samego Pablo te słowa znaczyły niewiele, to klubom zainteresowanym jego usługami dawały jasny przekaz. Aby go pozyskać, będziecie musieli dodać jedno zero do proponowanej sumy transferowej. Chętnych na kupno zawodnika, który przez cztery lata zanotował blisko trzydzieści asyst w samych ligowych spotkaniach River, oczywiście nie brakowało:

Byłem przytłoczony liczbą ofert. Anglia, Włochy, Hiszpania – cały czas ktoś do mnie dzwonił. Koniec końców, była to dla mnie łatwa decyzja.

Aimar zdecydował się podpisać kontrakt z Valencią, która wyłożyła na niego 24 miliony euro, rekordową wówczas kwotę w historii klubu. Argentyńczyk pomachał na do widzenia stadionowi El Monumental, obiecując zakochanym w nim kibicom, że pewnego dnia powróci do Buenos Aires i klubu, któremu tak wiele zawdzięcza.

Maradona nie był jedynym admiratorem talentu El Mago, „Czarodzieja”, jak zwykli nazywać go fani. Już po udanym debiucie przeciwko Manchesterowi United pochwały zebrał od samego Johana Cruyffa. Holender podobno namawiał działaczy Barcelony, aby sięgnęły po argentyńskiego pomocnika, zamiast Ronaldinho. A potem miało być tylko lepiej. Valencia, do której dołączył, wcześniejszy sezon zakończyła na trzecim miejscu w hiszpańskiej ekstraklasie. W Lidze Mistrzów doszła aż do finału, gdzie uległa dopiero Realowi Madryt. Nietoperze, prowadzone przez Hectora Cupera, nie mogły w pierwszym sezonie Aimara narzekać na brak jakości w składzie. Santiago Canizares, Roberto Ayala i Mauricio Pellegrino w obronie, Ruben Baraja, Gaizka Mendieta i Kiki Gonalez w pomocy oraz John Carew w ataku, to tylko niektóre nazwiska z kadry.

Finał Ligi Mistrzów i mistrzostwo

Występ w finale Champions League nie był jednorazowym wyskokiem, co Valencia udowodniła, dochodząc do tej rundy w kolejnym sezonie, już z Aimarem w składzie. Argentyńczyk szybko stał się czołową postacią ekipy Cupera, który dał mu absolutną wolność w grze. Zwolnił go przy tym z zadań defensywnych. W krajowej lidze Nietoperze jednak już tak dobrze sobie nie radziły i rozgrywki zakończyły na piątym miejscu. Finał Pucharu Mistrzów z kolei przegrali z Bayernem Monachium po rzutach karnych. Pablo niestety nie będzie dobrze wspominał tamtego spotkania, ponieważ musiał opuścić boisko już w przerwie, co było konsekwencją starcia z Owenem Hargreavesem.

Niedługo po tym Cuper przeniósł się do Interu Mediolan, a na Estadio Mestalla zwitał Rafa Benitez. Hiszpan chwilę wcześniej awansował do Primera Division wraz z zespołem Tenerife. Zadaniem 41-letniego wówczas szkoleniowca było przede wszystkim poprawienie wyników klubu w lidze. Prowadzona przez niego Teneryfa w drugiej klasie rozgrywkowej mogła pochwalić się drugim najlepszym wynikiem straconych goli (32) i to właśnie na grze defensywnej chciał skupić się Benitez w swojej pracy z Los Ches.

O ile dla klubu była to doskonała strategia, to dla samego Aimara już niekoniecznie. Valencia straciła zaledwie 27 bramek w całym ligowym sezonie i sięgnęła po mistrzostwo kraju po trzydziestu jeden latach posuchy. W ofensywie już tak kolorowo nie było. Drużyna strzeliła tylko 51 goli, a Pablo, którego licznik zatrzymał się na czterech, został trzecim najlepszym strzelcem klubu. Jego gra uległa jednak zmianie – Benitez cofnął go nieco w głąb boiska, aby z tamtych obszarów kierował drużyną razem z Barają. Oznaczało to dla Aimara oddalenie od bramki rywala i nieco więcej zadań defensywnych. Z drugiej strony częściej znajdował się przy piłce, przez co szybciej mógł obsługiwać biegających po skrzydłach Vicente oraz Rufete.

Wysoki lot Nietoperzy

Valencia nieskutecznie broniła mistrzowskiej korony, kończąc kolejny sezon na mało zadowalającym, piątym miejscu. W Lidze Mistrzów zaszła tylko do ćwierćfinału, ale swój prywatny sukces odniósł Aimar, kończąc rozgrywki z pięcioma asystami, co zapewniło mu pierwsze miejsce w tej klasyfikacji, ex aequo z Rui Costą z Milanu. Niezbyt satysfakcjonujący sezon dla Nietoperzów był jednak ciszą przed prawdziwą burzą.

Rozgrywki 2003/04 należą do jednych z najlepszych w klubowych dziejach, chociaż dziś wydają się już bardzo odległą historią. Valencia, nieco odważniej poczynająca sobie w ataku, sięgnęła w nich nie tylko po krajowe mistrzostwo, lecz także zdobyła Puchar UEFA. W Primera Division zostawiła za sobą Barcelonę, Deporitvo La Coruna oraz Real Madryt. Z kolei na europejskiej arenie Nietoperze w finale pokonały Olympique Marsylię.

Aimar wciąż dogrywał ważną rolę w zespole Beniteza (rozegrał ponad trzydzieści meczów w sezonie), ale coraz częściej dopadały go kontuzje, które za chwilę staną się nieodłączonym elementem jego kariery. Nie przeszkodziło to jednak Maradonie wypowiedzieć poniższych słów:

Pablo jest obecnie jedynym piłkarzem, za którego zapłaciłbym, żeby móc obejrzeć jego grę. Jest najlepszym zawodnikiem Argentyny w ostatnich latach i jest nawet bardziej utalentowany niż [Juan Roman] Riquelme czy [Javier] Saviola.

Krótka droga w dół

Są takie bramki, które czasami lepiej oddają naturę piłkarza niż opisywanie jego gry. Dla Aimara takim golem było trafienie w starciu z Liverpoolem (wrzesień 2002), które hiszpańska ekipa wygrała 2:0. Wielu uważa, że tamten mecz spowodował także, że wkrótce na Anfield przeniósł się Benitez. Doszło do tego zaraz po mistrzowskim sezonie Valencii. Szkoleniowiec nie potrafił dogadać się z zarządem i postanowił odejść. Do Anglii zabrał ze sobą Xabiego Alonso oraz Luisa Garcię, których znał z Primera Division. Dla Aimara nie widział miejsca w swoim nowym klubie.

Miejsce Beniteza zajął Claudio Ranieri. Włoch jednak nie potrafił, lub nie chciał, wykorzystać możliwości argentyńskiego pomocnika w stu procentach, wystawiając go często na skrzydłach lub trzymając na ławce jako pożytecznego rezerwowego. Ich drogi powoli się rozchodziły – Pablo nie dostawał wystarczająco swobody na boisku, a trener nie widział w nim zawodnika, który regularnie potrafi odcisnąć piętno na ważnych spotkaniach. Na niekorzyść Ranieriego działało jednak to, że Valencia grała słabo, co skończyło się jego zwolnieniem pod koniec lutego 2005 roku.

Zastąpił go Antonio Lopez, a jego pierwszą decyzją było przywrócenie Aimara na właściwą pozycję. Nietoperze zajęły siódme miejsce w lidze, a po sezonie jako szkoleniowca zatrudniono Quique Sancheza Floresa. Pod jego wodzą Pablo znów rozegrał bardzo dużo spotkań, ale nie wpływał na grę w takim stopniu, w jakim sam by chciał. Po zakończeniu kampanii 2005/06 opuścił Estadio Mestalla.

Zmiany barw

Głośno mówiono o jego powrocie do Argentyny, ale Aimar zaskończył wszystkich i zgodził się na transfer do Realu Saragossa. Tam znów mógł poczuć swobodę w grze i być kluczową postacią zespołu. Wbrew pozorom Pablo nie trafił do byle jakiej drużyny. W kadrze Realu znajdowały się wówczas takie postacie jak bracia Milito (Diego i Gabriel), Gerard Pique i Ayala. Przyjście Aimara miało przede wszystkim ogromny wpływ na strzeleckie wyczyny Diego, który pierwszy sezon zakończył z 23 trafieniami, ustępując jedynie Ruudowi Van Nistelrooyowi w walce o trofeum Pichichi. Dla całego klubu był to zresztą udany sezon, bo zakończony na szóstym miejscu w lidze. Pablo z kolei odzyskał utraconą radość z gry, czego efektem było jedenaście asyst w Primera Division.

Nikt nie spodziewał się jednak, że będą to miłe złego początki. Kolejny rok był dla klubu z Saragossy katastrofą. Złe zarządzanie i problemy finansowe doprowadziły do nieoczekiwanej wyprzedaży kluczowych zawodników. Bez nich Real zajął osiemnaste miejsce w tabeli i spadł do Secunda Division. Aimar, borykający się z kontuzjami i mający za sobą bezsprzecznie najgorszy sezon w karierze, musiał odejść.

Znów poruszano temat powrotu do kraju, ale 28-letni wówczas Pablo nie chciał tak szybko składać broni. Wybrał transfer do Benfiki, która poszukiwała następcy odchodzącego na emeryturę Ruiego Costy. El Mago ponownie miał szczęście trafić nie tylko do szatni nabrzmiałej od piłkarskiego talentu, lecz także do drużyny, która w swojej grze chciała stawiać na ofensywę. W pierwszym sezonie w Lizbonie spotkał takich zawodników jak Angel Di Maria, Jose Antonio Reyes Oscar Cardozo czy Nuno Gomes. Początkowo, z powodu kontuzji, nie był w stanie pokazać pełni swoich umiejętności, ale debiutancką kampanię zakończył przynajmniej z pucharem Taca da Liga.

Encarnados

Grę Benfiki i samego Aimara odmieniło przyjście w lecie 2010 Javiera Savioli. Dwaj Argentyńczycy zostali ustawieni za plecami  wysuniętego Cardozo. Paragwajczyk nie mógł sobie wymarzyć lepszego duetu dogrywających zawodników. Dzięki ich podaniom zdobył 38 goli w 47 występach, co uznać należy za spektakularny dorobek. Z taką siłą rażenia Orły po prostu musiały zdominować rozgrywki ligowe. Tak też się stało, a do efektownego zwycięstwa w Primeira Liga (78 bramek strzelonych przy zaledwie 20 straconych) dołożyły skuteczną obronę Taca da Liga. Elegancka gra Aimara sprawiła, że szybko stał się jednym z ulubieńców fanów na Estadio da Luz. Wciąż jednak nękały go kontuzje, przez co miewał problemy z regularną grą. Nie przeszkodziło mu to w spędzeniu w Lizbonie aż pięciu sezonówi zanotowaniu ponad trzydziestu asyst w lidze przez ten czas. Współpracę z nim najlepiej wspomina Saviola:

Nigdy wcześniej nie grałem z innym zawodnikiem, który tak dobrze wiedziałby, gdzie jestem lub gdzie za chwilę będę na boisku.

W 2013 Aimar opuścił Portugalię i mimo że pamiętał o obietnicy złożonej fanom River Plate, nie zdecydował się jeszcze na powrót do Argentyny. Obrał bardzo egzotyczny kierunek, bo wybrał transfer do… Johor Darul Ta’zim, klubu występującego w lidze malezyjskiej. Z nową drużyną podpisał dwuletni kontrakt, który uczynił go najlepiej zarabiającym piłkarzem w historii tamtejszych rozgrywek. Ogromne pieniądze nie mogły jednak nic poradzić na wciąż dręczące go urazy. Po roku i rozegraniu zaledwie ośmiu spotkań Pablo zakończył przygodę z JDT.

Powrót do Argentyny

Aimar powrócił do Buenos Aires 5 stycznia 2015 roku i zaczął uczestniczyć w treningach River, zgłaszając chęć dołączenia do kadry. Warunkiem była kondycja fizyczna (w piłkę nie grał od ponad sześciu miesięcy). W maju wypełnił złożoną obietnicę i pojawił się na boisku, wchodząc z ławki rezerwowych w starciu z Rosario Central. Jego druga przygoda z River nie trwała jednak długo, ponieważ parę tygodni później ogłosił zakończenie kariery. Powodem były słowa trenera, który nie widział dla niego miejsca w kadrze na półfinałowy mecz Copa Libertadores. W liście pożegnalnym do kibiców napisał:

Powiedziano mi, że nie znajdę się w składzie i ja to zrozumiałem. Nie chcę zajmować miejsca, które należy się innym. Dlatego też zdecydowałem się zakończyć profesjonalną karierę. Będę teraz wspierał was z trybun i mam nadzieję, że osiągnięcie wszystko, na co zasługujecie. Niedługo przyjdzie mi podziękować osobiście za sposób, w jaki mnie traktowaliście.

Co ciekawe, Aimar na chwilę powrócił do futbolu w styczniu tego roku. Rozegrał towarzyski mecz w barwach Estudiantes de Rio Cuarto. Ogłosił po nim, że dołączy do kadry zespołu na spotkanie z Sportivo Belgrano w ramach Copa Argentina, aby spełnić marzenie o zaliczeniu oficjalnego występu w barwach klubu, który go wychował. Pablo wyszedł na ten pojedynek w pierwszym składzie i z opaską kapitańską na ramieniu. Mecz zakończył się bezbramkowym remisem, przez co Estudiantes odpadło z rozgrywek. Aimar przyznał po końcowym gwizdku, że było to jego definitywne pożegnanie z piłką w roli zawodnika.

Gdzie znajduje się miejsce Pablo w panteonie argentyńskich gwiazd? Gdy spojrzymy na jego dorobek medalowy, to przyznać należy, że wielu jego rodaków mogłoby mu pozazdrościć. Wygrał naprawdę dużo, jak na zawodnika przez pół kariery dręczonego kontuzjami. Czy w stu procentach wykorzystał swój talent? Nigdy nie był graczem, którego oceniano na podstawie suchych liczb. Być może wszystko lepiej potoczyłoby się, gdyby po Valencii odszedł do lepszego klubu. Z drugiej strony, w Saragossie znów w niego uwierzono i zbudowano zespół właśnie wokół jego nieszablonowej boiskowej wizji.

Z pewnością Aimar był jednym z tych piłkarzy, którzy dostarczają kibicom emocji i wartości estetycznych. Buty po Maradonie również i dla niego okazały się za ciasne, ale jeżeli sam Boski Diego jest gotów płacić pieniądze, aby oglądać cię w akcji, to naprawdę musisz mieć talent. Tak też należy zapamiętać Pablo – jako piłkarza, który swoje występy z zakurzonych ulic Rio Cuarto przeniósł na wypełnione po brzegi europejskie stadiony.

KUBA GODLEWSKI

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 5 / 5. Licznik głosów 3

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

spot_img
Kuba Godlewski
Kuba Godlewski
Licencjat filologii polskiej. Początkujący trener. Kibic Manchesteru United i cichy wielbiciel czarnych koszul Diego Simeone.

Więcej tego autora

Najnowsze

„Manchester City Pepa Guardioli. Budowa superdrużyny” – recenzja

„Manchester City Pepa Guardioli. Budowa superdrużyny” to pozycja znana dzięki wydawnictwu SQN na polskim rynku od kilku lat. Okazją do wznowienia publikacji było zwycięstwo...

GKS Katowice – historia na 60-lecie klubu

10 marca 2024 roku Retro Futbol gościło na Stadionie Miejskim w Rzeszowie, gdzie w meczu 23. kolejki Fortuna 1. Ligi Resovia podejmowała GKS Katowice....

„Semiologia życia codziennego” – recenzja

Eseje związane jakkolwiek z piłką nożna to rzadkość. Dlatego "Semiologia życia codziennego" to niezwykle interesująca lektura. Tym bardziej, że jej autorem jest słynny humanista,...