„Alex Ferguson. Autobiografia” – recenzja

Czas czytania: 4 m.
0
(0)

Opisujący swoją karierę sir Alex zdejmuje maskę zimnego profesjonalisty, którą nosił, stojąc przez 26 lat przy linii bocznej podczas meczów rozgrywanych przez Manchester United. Odkrywa kulisy szatni i zacisza gabinetów, zdradza kilka smaczków dotyczących trenerskiego fachu, snuje opowieści o swoich byłych podopiecznych, innych trenerach, współpracownikach i drużynach. To obowiązkowa pozycja dla fanów MU, których także w Polsce nie brakuje.

Alex Ferguson dla wielu współczesnych młodych kibiców to postać odległa. Taka kolej rzeczy, choć zawsze powtarzam, że warto czerpać wiedzę od starszych ludzi piłki, a zwłaszcza tak wybitnych, jak Ferguson. W tym roku mija 10 lat, od kiedy postanowił odejść na emeryturę, zostawiając drużynę Manchesteru United w rękach Davida Moyesa. Jego następcy już dawno nie ma, za to tęsknota za trenerem podobnym do Alexa Fergusona w czerwonej części Manchesteru jest wciąż żywa. Bo na razie poważniejszych sukcesów drużyna nie odnosi.

Book Sale Instagram Post 15

Nic dziwnego zatem, że autobiografia Fergusona, która została wydana na Wyspach w 2014 roku, kilka miesięcy po odejściu ze stanowiska managera „Czerwonych Diabłów”, szybko stała się bestsellerem. Mimo że minęło już trochę czasu od złotej ery Fergusona, jego wspomnienia nadal czyta się dobrze jako świetną literaturę non-fiction.

Od razu trzeba zaznaczyć, że zawiedzeni mogą być ci, którzy spodziewają się klasycznej autobiografii. Dużo tu bowiem twórczego chaosu, czasami zdarzają się powtórzenia wątków w różnych rozdziałach, jak np. historii z zatrudnieniem Davida Moyesa czy opinii o Davidzie Beckhamie. Komuś może to nieuporządkowanie przeszkadzać, ale dla fanów anegdot, kulis i smaczków opowieść sir Alexa będzie niezmiernie ciekawa. Porządek jest na końcu, gdzie pojawiają się statystyki, dokładnie i wnikliwe podsumowujące całą trenerską karierę Fergusona.

Były szef MU, jak sam pisze na wstępie, przygotowywał się do wydania swoich wspomnień od dawna, spisując swoje spostrzeżenia, które warto zapamiętać i się nimi podzielić.  Zaznacza, że chciałby nimi zainteresować nie tylko kibiców, ale także osoby, dla których futbol niekoniecznie musi być najważniejszy, ale już kwestia osiągania sukcesów i panowania nad grupą jak najbardziej.

Całość składa z blisko 30 rozdziałów, uporządkowanych dość swobodnie, bez większej chronologii.  Beckham, Ferdinand, Ronaldo, Keane czy Rooney otrzymali uhonorowanie w postaci zatytułowania rozdziałów ich nazwiskami. W środku często pojawia się dużo dygresji, a Ferguson, niekiedy pochłonięty opowieścią, zdaje się zapominać o głównym bohaterze czy temacie rozdziału.

Jak pisałem wcześniej, ten miszmasz rekompensują anegdoty, jak np. te związane z zachowaniem Roya Keana czy nową fryzurą Davida Beckhama. Okazało się, że piłkarz, którego w pewnym momencie fotoreporterzy nie odstępowali na krok, ogolił się na łyso, przez dwa dni chowając nową fryzurę… pod czapką. Oczywiście nie zabrakło słynnego wątku kopnięcia buta przez Fergusona i rozcięcia łuku brwiowego gwiazdorowi.

Zachowanie Beckhama, na drugi dzień po incydencie, nadal było aroganckie, więc było wiadomo, że jego dni są policzone, zwłaszcza, że Ferguson stawiał na pierwszym miejscu szacunek dla trenera i hierarchię. Nie ukrywał, że to baza, bez której żaden trener nie ma szans zbudować nic więcej. Poniższe słowa można spokojnie traktować jak jego motto – proste, ale konsekwentnie realizowane.

David myślał, że jest ważniejszy od Alexa Fergusona. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Nieważne, czy chodzi o Aleksa Fergusona, czy jakiegoś Browna lub Smitha. Nazwisko trenera nie ma żadnego znaczenia. Liczy się autorytet.

Każdy fan MU znajdzie tu zresztą krótki opis każdego z wyróżniających się piłkarzy złotej ery, począwszy od słynnego pokolenia ‘92, a skończywszy na graczach, którzy jeszcze znajdują się w kadrze, jak choćby David de Gea. Sporo jest także o rywalach z murawy i tych z linii bocznej. Osobne wątki dotyczą rywalizacji z Jose Mourinho czy Arsenem Wengerem. Obrywa się Rafaelowi Benitezowi, którego sir Alex nie poważa i popiera to konkretnymi argumentami. „Fergie” docenia za to klasę Barcelony, przedstawiając klub z roku 2011 jako najlepszy, z jakim przyszło się zmierzyć za jego panowania na Old Trafford.

Dla mniej zorientowanego fana każda opinia może być zaskakująca, co dodatkowo wzmacnia wartość publikacji, w której Ferguson stara się być tak szczerym, jak tylko może sobie na to pozwolić. A że wydał autobiografię po zakończeniu trenerskiej kariery, to może sobie pozwolić na wiele. Nie pozostawia, chociażby złudzeń, że David Beckham powinien osiągnąć więcej, jednak pokusa gigantycznych zarobków w połączeniu z wrodzoną arogancją doprowadziła go dużo poniżej tego miejsca, do którego predestynował go jego potencjał.

Osobiście najciekawszymi dla mnie wątkami „porozrzucanymi” w różnych rozdziałach były te dotyczące kulis transferów, odtwarzanych w sposób najdokładniejszy przez Fergusona. Chodzi tutaj o szereg obserwacji, decyzji o potencjalnej przydatności zawodnika, później spotkań z agentami, przedstawicielami klubów, negocjacji i na końcu transferów. Doprawdy, fascynujące to momenty książki, uświadamiające, że siłą tamtej drużyny były także udane i przemyślane zakupy, dzięki którym można było odnosić sukcesy. Pojawia się też polski wątek związany z Robertem Lewandowskim, który w 2012 roku miał szansę na wielki transfer właśnie do MU.

Jest też rozdział o radzeniu sobie z mediami. Ferguson kończył w erze, kiedy media społecznościowe raczkowały. Ciekawe, jak bardzo miałyby wpływ na jego pozycje, gdyby przyszło mu pracować w erze Facebooka, Twittera czy innych SM. Bo na konferencjach w trakcie bycia menedżerem mierzył się z dziennikarzami, a nie jak obecnie każdy człowiek futbolu, z uczuciami piszących posty fanów, gdzie granica między miłością i nienawiścią jest niezwykle cienka. To, jak ułożył sobie relacje z dziennikarzami, ale także sędziami, którym zarzucano zbytnią uległość wobec trenera, powinno być dla młodych trenerów abecadłem zawodu.

Alex Ferguson w swojej autobiografii przedstawia się jako tytan pracy, stawiający piłkę ponad wszystko. Na pytanie, dlaczego podczas meczów się nie uśmiecha, odpowiada pytaniem – czy w pracy wypada się uśmiechać, czy wykonywać profesjonalnie swoje zadania? Na końcu przyznaje jednak, że cierpiała na tym rodzina i gdyby nie jego żona Cathy (cierpliwa powierniczka sekretów), nie osiągnąłby sukcesów. Podkreśla na każdym kroku dozgonne oddanie Manchesterowi United, klubowi, któremu dał tak wiele, otrzymując w zamian futbolową nieśmiertelność.

NASZA OCENA: 8/10

PATRYK SZCZERBA

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 0 / 5. Licznik głosów 0

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

Więcej tego autora

Najnowsze

Remanent 5. Pole karne z bliska.

Jerzy Chromik powraca z piątą częścią Remanentu, w którym przenosi czytelników na stadiony z lat 80. i 90. Wówczas autor obserwował zmagania drużyn eksportowych,...

Jakie witaminy i minerały są ważne dla biegaczy?

Bieganie to nie tylko pasjonująca forma aktywności, ale także sposób na zadbanie o zdrowie i kondycję. Odpowiednia dieta, bogata w witaminy i minerały, może...

Przełamanie w starciu z liderem – wizyta na meczu OPTeam Energia Polska Resovia – Weegree AZS Politechnika Opolska

Koszykarze OPTeam Energia Polska Resovii w meczu 9. kolejki Bank Pekao 1. Ligi podejmowali Weegree AZS Politechnikę Opolską. Spotkanie rozegrane zostało w przeddzień Święta...