Anży Machaczkała – niedoszły hegemon na skraju bankructwa

Czas czytania: 6 m.
4
(1)
D agestan. Obszar zamieszkiwany przez trzydzieści sześć narodów. Teren niezwykle bogaty w surowce naturalne, jak ropa naftowa czy gaz ziemny, a mimo to wciąż pozostający jednym z najbiedniejszych w całej Federacji Rosyjskiej. Miejsce świeżo pamiętające dźwięki karabinów maszynowych w trakcie wojny. Strefa działa islamskich ekstremistów. Ziemia posiadająca niechlubną, aczkolwiek słuszną opinię – niebezpieczną. W samym sercu regionu, bo przecież w stolicy, zrodziła się namiastka wielkiego futbolu – Anży Machaczkała.

W 1991 roku, gdy Związek Radziecki istniał już właściwie tylko na papierze nieuchronnie chyląc się ku rychłemu upadkowi, w Machaczkale powstał klub piłkarski – Anży – który w swoim założeniu miał zrzeszać miejscowych robotników z rafinerii naftowej Dagnefteprodukt. Rozrywka? Przede wszystkim. Ambicje sportowe? Nikłe, by nie powiedzieć żadne. Wraz z biegiem upływających lat, wbrew pierwotnym intencjom, Anży stopniowo rosła w siłę – krok po kroku z prowincjonalnej drużyny stając się zespołem co raz śmielej i zuchwalej rozpychającym się łokciami na rosyjskich boiskach.

Ukoronowanie błyskawicznego rozwoju robotniczego klub przypadło na rok 2001. Właśnie wtedy Anży otarło się o pierwsze trofeum w krótkiej historii. Otarło, bo finałowy mecz Pucharu Rosji po konkursie rzutów karnych wygrał stołeczny Lokomotiw. Ale kto by się przejmował porażką, skoro już dwa lata wcześniej Anży zdołało awansować (licząc zaledwie osiem wiosen) na najwyższy szczebel rozgrywek w kraju? Zgadza się – tylko wyjątkowi malkontenci. Czyli nikt.

Preludium do wielkich sukcesów? Nic z tych rzeczy. Raczej nieoczekiwana eskalacja możliwości. W kolejnych latach Anży nieustannie lawirowało między pierwszym a drugim poziomem rozgrywek. Stagnację miał przełamać Sulejman Kerimow, a mówiąc precyzyjniej, pieniądze Sulejmana Kerimowa.

Kaprys miliardera

Średni wzrost, średnia sylwetka, krótko przystrzyżone włosy, łagodne zakola, na nosie okulary – wyglądem zewnętrznym nie wyróżnia się w żaden sposób. Karierą, co w przypadku Kerimowa nie jest żadnym nadużyciem, już tak. Odbył dwuletnią służbę wojskową w radzieckiej armii. Ukończył studia z zakresu rachunkowości finansowej i ekonomii. Pracował jako księgowy. Szybko piął się w hierarchii – został mianowany na stanowisko zastępcy dyrektora firmy handlowej, by niedługo potem objąć ten urząd. Zaczął odważnie inwestować. W 2003 roku uzyskał pożyczkę od państwowego banku na skromną kwotę 43 milionów dolarów. Inwestując pieniądze w upadające spółki w mig zgromadził majątek – spłata pożyczki zajęła mu cztery miesiące.

Zaangażował się finansowo w firmy odpowiedzialne za produkcje złota i srebra, wydobycie gazu oraz ropy naftowej, zarządza portem lotniczym w Machaczkale, a na dodatek przejął udziały w wielu bankach rozsianych po całym świecie. A propos świata – magazyn Forbes nieprzerwanie od kilkunastu lat umieszcza go na listach najbogatszych ludzi globu. Światowcem jednak nigdy nie był. Kosmopolityzm jest mu odległy – od wczesnych lat młodości silnie związany z Dagestanem. Tutaj się urodził, tutaj się uczył, tutaj stawiał pierwsze kroki jako biznesmen, tutaj założył fundację swojego imienia, ten region reprezentuje w Radzie Federacji Rosji.

Tutejszy klub postanowił uczynić hegemonem na skalę europejską.

11 stycznia 2011 roku Kerimow oficjalnie został właścicielem Anży Machaczkała. Nieoficjalnie wiadomo, iż miliarder piłkarski klub od władz Dagestanu przejął prawie za darmo. Prawie, bo w zamian zobowiązał spłacić zadłużenie obciążające konto Anży – sto trzydzieści milionów rubli. Nowy właściciel natychmiast wdrożył w życie plan zakładający zdominowanie zarówno krajowych boisk, jak i tych międzynarodowych. Słów na wiatr nie rzucał.

Hulaj dusza, piekła nie ma 

Kosztorysy wręcz pękały od nagromadzenia zer. Gruntowna przebudowa stadionu wraz z wybudowaniem od podstaw piłkarskiej akademii – dwieście milionów dolarów. Roczne wynagrodzenia dla zawodników i pracowników – pięćdziesiąt milionów. Nie wspominając o kwotach transferowych, czy prezentach dla pupili, jak nowe Bugatti Veyron, które otrzymał Roberto Carlos z okazji 38. urodzin.

Ofensywa transferowa ruszyła krótko po dopięciu ostatnich szczegółów dotyczących objęcia rządów nad klubem. Pierwszym nabytkiem ery Kerimowa został wspomniany Carlos. Brazylijczyk, choć już nie w sile wieku, dał się skusić (jakże by było inaczej?) za sprawą horrendalnie wysokiej pensji. Swymi niespodziewanymi przenosinami zwrócił uwagę całego świata na projekt zatytułowany „Anży Machaczkała”. Przekonał tym samym innych zawodników, że nie ma co wybrzydzać. Wręcz przeciwnie. Jeśli tylko pojawi się oferta Anży na stole, nie zastanawiaj się, podpisuj natychmiast, nie pożałujesz – zdawał się mówić Carlos.

A Kerimow robił wszystko, by zawodników przyciągnąć do siebie. Nie tylko pieniędzmi. Machaczkała, pomijając przyjemny klimat oraz dogodne położenie nad morzem, nie ma do zaoferowania nic. Bo raczej perspektywa biedy i wysokiej przestępczości, okraszonych radziecką architekturą, nie pociąga. Zatroskany właściciel wobec tego postanowił przejąć zaplecze szkoleniowe zbankrutowanego Saturna Ramienskoje w Moskwie. Zawodnicy – co oczywiste – pomieszkiwali tym samym w stolicy Rosji. Z dala od nędzy, terroryzmu, starć między siłami zbrojnymi a bojownikami powstańczymi. Jednak aby rozegrać mecz w roli gospodarza, drużyna musiała przemierzyć samolotem tysiąc siedemset czterdzieści cztery kilometry. W końcu to w Machaczkale znajduje się stadion.

Przezorność okazała się słuszna

Wizja gry za wielkie pieniądze i życia wielkim mieście skusiła niejednego. I tak co okienko transferowe szeregi Anży zasilali zawodnicy o uznanej renomie za kwoty budzące wówczas podziw. Jucilei – dziesięć milionów euro. Mbark Boussoufa – osiem milionów euro. Balazs Dzsudzsak – czternaście milionów euro. Jurij Żirkow – tyle samo. Samuel Eto – trzydzieści milionów euro. Roczna pensja – najwyższa wśród piłkarzy na całym świecie (dwadzieścia milionów euro). Transfer Kameruńczyka, który zaledwie rok wcześniej wraz z Interem Mediolan wznosił puchar za zwycięstwo w Lidze Mistrzów, dobitnie zademonstrował brak jakichkolwiek barier dla Anży kierowanej przez Kerimowa.

Nadzwyczajna szczodrość nie wzięła się znikąd. Anży była jedynie środkiem do celu. Drogim, ale wciąż tylko elementem w większej układance Kerimowa. Poprzez inwestycje w klub upatrywał względów ludzi władzy w Moskwie. Biznesmen miał chrapkę na stanowisko prezydenta Dagestanu. Głęboko wierzył, iż tworząc klub na miarę europejskich gigantów, zdoła w znaczącym stopniu pomóc w załagodzeniu niespokojnej sytuacji nad Morzem Kaspijskim, zdobywając tym samym przychylność Kremla w kwestii upragnionej posady.

O ile granice finansowe wydawały się nie istnieć, o tyle te sportowe sforsować było o wiele ciężej. Pierwszy sezon w rozgrywkach ligowych z milionami w kasie klubowej Anży zakończyło na piątym miejscu, gwarantującym udział w eliminacjach do Ligi Europy. Dla Kerimowa rezultat grubo poniżej oczekiwać. Bo przecież mistrzostwo miało być tu i teraz, a Liga Mistrzów zaraz. W celu zdobycia upragnionych tytułów w lutym 2012 roku na trenerskim stołku posadził Guusa Hiddinka, a do drużyny z polecenia Holendra pozyskiwał kolejną porcję głośnych nazwisk w futbolowym świecie.

Willian – trzydzieści pięć milionów euro. Christopher Samba – czternaście. Lacina Traore – osiemnaście. Lassana Diarra – pięć. I to nie pomogło wspiąć się na sam szczyt. Anży sezon zakończyło na najniższym stopniu podium, a w Lidze Europy powtórzyło wyczyn z poprzedniej kampanii, odpadając w 1/8. Ambicje Kerimowa sięgały znacznie dalej, choć jeszcze wtedy nie spodziewał się, że lepiej już nie będzie, że apogeum jest tu i teraz, a zaraz będzie tylko gorzej.

Porzucona zabawka

Zmiana kursu nastąpiła nagle i niespodziewanie. Do klubu dołączali wciąż nowi zawodnicy – Aleksandr Kokorin i Igor Denisow. Ledwo co podpisali kontrakt, a już musieli rozglądać się za nowym pracodawcą. Zresztą, nie tylko oni. Sulejman Kerimow ogłosił drastyczne cięcia kosztów – budżet w porównaniu z poprzednim sezon zmniejszył o dwie trzecie części. Exodus gwiazd stał się faktem. Łącznie odeszło dwudziestu pięciu piłkarzy, rozjeżdżając się po wszystkich zakątkach Europy, rezygnację złożył Hiddink, a po szesnastu dniach także i zastępujący go na stanowisku pierwszego trenera Rene Meulensteen.

Oficjalnym powodem masowej sprzedaży zawodników wiodących prym w drużynie była chęć skupienia się na rozwoju młodych talentów z Dagestanu i okolic. Sprytnej wymówce sprzyjał fakt oddania do użytku stadionu, centrum treningowego, a także młodzieżowej akademii w Machaczkale. No i oczywiście lekarz. Bo lekarz to zawsze dobry wykręt.

„Pomniejszenie budżetu klubowego to efekt gwałtownego pogorszenia stanu zdrowia Sulejmana Kerimowa z powodu obaw o brak sukcesów drużyny” – mówił Konstantin Remchukov, ówczesny prezes Anży.

Nieoficjalne przyczyny przykręcenia kranika z pieniędzmi zdecydowanie odbiegały od składanych deklaracji.

Lata roku 2013 Kerimow z pewnością dobrze nie wspomina ze względu na skandal biznesowo-polityczny. Prowadzona przez niego spółka Uralkali, produkująca i eksportująca nawozy potasowe, popadła w konflikt z białoruskim wymiarem sprawiedliwości. Uralkali w lipcu ogłosił, że zaprzestaje eksportu własnych nawozów za pośrednictwem Belaruskali i wycofuje się z jego akcjonariatu. Reperkusje decyzji były daleko idące – spadek cen nawozów potasowych na rynkach światowych stworzył gigantyczny problem finansowy dla Białorusi, gdzie państwowy koncern potasowy jest drugim co do wielkości podatnikiem.

Pod pretekstem rozmów na temat wspólnej przyszłości spółek do Mińska został zaproszony dyrektor generalny Uralkali, Władisław Baumgertner, by następnie usłyszeć zarzut o nadużyciu władzy i uprawnień służbowych. Białorusini nie dość, że osadzili Baumgertnera w areszcie domowym, to na dodatek zwrócili się do Interpolu o wystosowanie międzynarodowego listu gończego za Kerimowem. Organizacja wspierająca tropienie przestępców odmówiła, argumentując polityczny charakter działań ze strony Białorusi. Kerimow, aby zachować dobre imię, spółkę sprzedał, lecz w obliczu letnich zawirowań utracił szansę na objęcie urzędu prezydenta republiki Dagestanu.

Tym samym Anży przestała mu być potrzebna, wobec czego zaprzestał wpompowywania gigantycznych pieniędzy. I tak rozpoczął się proces pikowania w dół w zastraszającym tempie. Trzy zwycięstwa w całym sezonie rosyjskiej ekstraklasy przypieczętowały huczny spadek drużyny na drugi szczebel rozgrywek. Drużyny, która ledwie dwanaście miesięcy wstecz śmiało mówiła o chęci sięgnięcia po puchar Ligi Mistrzów. Drużyny, która wczoraj posiadała w swoich szeregach piłkarzy wartych miliony, dziś złożona z zawodników młodzieżowych i niechcianych w innych klubach.

Ostatnie lata rządów Kerimowa można najprościej określić jako paradoksalne. Bo choć wybudował stadion liczący trzydzieści tysięcy krzesełek, na meczach zjawiało się niespełna trzy tysiące osób. Bo choć wzniósł od podstaw nowoczesną akademię na wzór Ajaxu Amsterdam, żaden z wychowanków nie zrobił zawrotnej kariery. Bo choć wciąż był właścicielem Anży, klubem w ogóle się nie interesował. Niczym dziecko, które znudzone porzuca zabawkę w niebyt.

Zanim jednak Anży przestała być oczkiem w głowie właściciela, ten poprowadził ją do sukcesów. W końcu jak inaczej nazwać trzecie i piąte miejsce w lidze, dwa finały krajowego pucharu, dwa pod rząd występy w fazie 1/8 Ligi Europy? Chorobliwie ambitny Kerimow pojęcie futbolowego sukcesu postrzega zdecydowanie inaczej.

Aż w końcu nastąpił dzień kończący erę Kerimowa. Pocałunek śmierci nastąpił 28 grudnia 2016. Klub przejął Osman Kadiew. I choć Kerimowi daleko było do dawnej rozrzutności, to zapewniał Anży spokój w postaci płynności finansowej. Kadiew nieudolnie zarządzając klubem zepchnął go na samo dno. W maju Anży nie otrzymała licencji na grę w drugiej lidze. Pieniędzy brakowało nawet na organizację meczów wyjazdowych. Perspektyw na lepsze jutro brak. Bankructwo stało się kwestią dni.

Czy z tej historii płynie jakiś morał? Bez wątpienia piłkarzy są łasi na pieniądze (a kto nie jest?). Bez wątpienia piłka nożna to nie Football Manager. Bez wątpienia w Machaczkale wielki futbol prędko nie zastanie, chyba że znów zjawi się inwestor z grubym portfelem pokroju Sulejmana Kerimowa. Anży była tylko środkiem w celu objęcia władzy. Swój krótkotrwały wzlot zawdzięczała fundatorowi, który wejścia do wielkiej polityki upatrywał poprzez piłkarskie sukcesy. Kiedy sponsor stracił zainteresowanie i zakręcił kranik z pieniędzmi, Anży ponownie stała się nic nieznaczącym zespołem. A wkrótce może nawet i przestać istnieć.

JAN BRODA

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 4 / 5. Licznik głosów 1

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

spot_img
Redakcja
Redakcja
Jesteśmy niczym Corinthians — przesiąknięci romantycznym futbolem, który narodził się z czystej pasji i chęci rywalizacji, nie zysku. Kochamy piłkę nożną. To ona wypełnia nasze nozdrza, płuca i wszystkie komórki naszego ciała. To ona definiuje nas takimi, jakimi jesteśmy. Futbol nie jest naszym sposobem na życie. Jest jego częścią. Jeżeli myślisz podobnie, to już znaleźliśmy wspólny język. Istniejemy od 2014 roku.

Więcej tego autora

Najnowsze

„Manchester City Pepa Guardioli. Budowa superdrużyny” – recenzja

„Manchester City Pepa Guardioli. Budowa superdrużyny” to pozycja znana dzięki wydawnictwu SQN na polskim rynku od kilku lat. Okazją do wznowienia publikacji było zwycięstwo...

GKS Katowice – historia na 60-lecie klubu

10 marca 2024 roku Retro Futbol gościło na Stadionie Miejskim w Rzeszowie, gdzie w meczu 23. kolejki Fortuna 1. Ligi Resovia podejmowała GKS Katowice....

„Semiologia życia codziennego” – recenzja

Eseje związane jakkolwiek z piłką nożna to rzadkość. Dlatego "Semiologia życia codziennego" to niezwykle interesująca lektura. Tym bardziej, że jej autorem jest słynny humanista,...