O zespole Athleticu Bilbao bardzo często mówi się, jako o jednym z ostatnich romantyków w futbolowym świecie. W czasach gdy o wszystkim decydują pieniądze, a globalizacja i transfery zagranicznych piłkarzy są na porządku dziennym, oni bazują tylko na zawodnikach z regionu o baskijskim pochodzeniu, dochowując tradycyjnej zasady cantery. Jeszcze kilkanaście lat temu ich sąsiedzi z Sociedad również trzymali się tej zasady, ale realia zmusiły ich do schowania honoru do kieszeni.
Zespół Realu Sociedad San Sebastian został założony w 1909 roku. Jak zwykle inicjatorami kopania futbolówki byli przybysze z Wielkiej Brytanii, którzy już pięć lat wcześniej stworzyli drużynę, a w 1905 roku wystąpili nawet w Pucharze Króla, zwanym wtedy Pucharem Jego Wysokości Króla Alfonsa XIII. Początkowo mieli problemy z rejestracją klubu i występowali pod różnymi nazwami, w 1909 roku jako Club Ciclista San Sebastian zwyciężyli nawet w tych rozgrywkach. Jednak właściwy Sociedad de Futbol utworzony 7 września 1909 roku. Jako że król Alfons XIII korzystał z Sociedad jako letniej rezydencji, to klubowi w 1910 roku zmieniono nazwę na Real Sociedad. Kiedy tworzyła się Primera Division, Baskowie byli wśród jej założycieli, chociaż nie należeli do najmocniejszych ekip i balansowali między pierwszą a drugą ligą.
Zespół z Sociedad, podobnie jak ich sąsiedzi z Bilbao, był wierny zasadzie, że w drużynie występują tylko Baskowie, pochodzący z regionu, bądź wychowaniu w klubie. Athletic czerpał głównie zawodników z prowincji Bizkai, natomiast do Realu Sociedad przybywali głównie młodzi piłkarze z Guipuzkoa. Konsekwentne budowanie drużyny sprawiło, że na początku przyszły pierwsze sukcesy. Najpierw w sezonie 1979/80 sięgnęli po wicemistrzostwo, by już rok później wygrać Primera Division, a następnie obronić tytuł i dojść do półfinału Pucharu Europy. Pomimo utrzymywania się w czołówce, kolejny sukces odnieśli dopiero w 1987 roku, sięgając po Puchar Króla, pokonując w finale po rzutach karnych Atletico Madryt. Rok później w finale tych rozgrywek musieli uznać wyższość FC Barcelony.
Wtedy właśnie do włodarzy Realu Sociedad zaczęło docierać, że coraz trudniej będzie im rywalizować z najsilniejszymi klubami w Hiszpanii, które na potęgę ściągały zawodników z całego świata. Europa czy Ameryka Południowa były penetrowane przez wysłanników Realu Madryt, czy Barcelony, a najlepsi piłkarze zasilali szeregi tych zespołów. Do 1989 roku jednak wiernie trwali przy zasadzie zatrudniania piłkarzy z regionu, ale kiedy w Polsce do władzy dochodziła Solidarność, a w Berlinie padał Mur Berliński, w Sociedad upadła jedna z najpiękniejszych zasad. Do klubu przyszedł z Liverpoolu reprezentant Irlandii John Aldridge, stając się pierwszym w historii obcokrajowcem reprezentującym biało-niebieskie barwy.
Irlandczyk strzelił w swoim debiutanckim sezonie 16 bramek, co uczyniło go najlepszym strzelcem zespołu i czwartym w całej lidze. Można powiedzieć, że sportowo się obronił, ale początkowo kibice i tak nie mogli wybaczyć władzom drużyny, że zaprzedały ideały z chęci odnoszenia sukcesów. Zwłaszcza że ani ten, ani kolejne zagraniczne transfery nie przyczyniły się do szczególnego poprawienia sytuacji zespołu, który stał się raczej ligowym przeciętniakiem i już w XXI wieku doświadczył nawet spadku do Segunda Division. Baskom udało się co prawda wrócić do najwyższej klasy rozgrywkowej, a nawet zagrać w Lidze Mistrzów, ale daleko im do czołówki ligi hiszpańskiej.
Trudno jednoznacznie powiedzieć, jak potoczyłyby się losy klubu z Sociedad, gdyby trzymał się zasady cantery. Możliwe, że zupełnie przepadłby w czeluściach niższych lig, a może też zostałby średniakiem, co sezon walczącym o utrzymanie. Kraj Basków jest dość mocno drenowany z talentów przez Athletic Bilbao, także pewnie ciężko byłoby dwóm klubom utrzymać mocne składy. Niemniej jednak włodarze Realu wybierając inną drogę, narazili się swoim fanom i zostali ekipą, jakich wiele. W czasie, gdy wszyscy podziwiają Athletic i po cichu wspierają piłkarzy z Bilbao, Real Sociedad egzystuje w przeciętności, kryjąc się w cieniu Realu i Barcy. Kiedy do klubu przychodził Aldridge, plany były inne, ale jak to w życiu bywa, nie zawsze wszystko układa się tak, jakbyśmy sobie tego życzyli.
KUBA KĘDZIOR