Śmiem twierdzić, że prawie każda piłkarska reprezentacja na świecie ma, tak jak Polacy, swoje Wembley ’73. Mecz, który na pokolenia zapada w pamięci. Każdy kibic wie o nim prawie wszystko, a im więcej czasu upływa od tego spotkania, tym więcej legend wokół niego narasta i tym bardziej mityczne się staje.
Konteksty takich meczów bywają różne. Niemcy na przykład mają swoje Berno 1954. Wtedy to pokonali węgierską „złotą jedenastkę” w finale mistrzostw świata. My, Polacy, mamy Wembley 1973, które dało naszej reprezentacji pierwszy powojenny awans do finałów MŚ, a patrząc z perspektywy czasu, było bramą prowadzącą do złotych lat polskiej piłki nożnej. Brazylijczycy z kolei mają Maracanę 1950, kiedy to Urugwajczycy wydarli im tytuł Mistrza Świata na ich własnej ziemi.
Istnieją również reprezentacje, które z racji tego, że potęgami piłkarskimi nie są i ich żywot ogranicza się do utrzymywania dolnych miejsc w rankingu FIFA (bo ktoś w końcu musi się tam znajdować), cieszą się po prostu zwycięstwami. Jeżeli nie ma ich w historii reprezentacji zbyt wiele, to w pamięci kolejnych pokoleń funkcjonuje ta jedna, z różnych przyczyn wybrana, wiktoria. I tak chociażby obywatele San Marino mają Serravalle 2004, kiedy to ich reprezentacja odniosła jedyne zwycięstwo w historii, wygrywając towarzysko z Liechtensteinem 1:0. Mieszkańcy Andory z kolei do dziś pamiętają o jedynych trzech punktach zdobytych w jakichkolwiek eliminacjach — Andorra La Vella 2004 i wygrana z Macedonią 1:0. Te mecze są dla mieszkańców danego kraju tym, czym dla Niemców Berno 1954. Największym sukcesem. Spotkaniem, które przechodzi na zawsze do annałów piłki reprezentacyjnej. Bohaterowie tych meczów zostają najczęściej przyjęci do panteonu bohaterów narodowych.
Spotkanie, o którym chciałbym w tym miejscu opowiedzieć, jeszcze do niedawna było znane każdemu mieszkańcowi Wysp Owczych. Chodzi o wygraną 1:0 z Austrią w 1990 roku w szwedzkim mieście Landskrona (Landskrona 1990). Bardzo możliwe, że w miarę upływu czasu w farerskich barach temat ten będzie coraz częściej pomijany, bowiem nie tak dawno temu reprezentacja Wysp Owczych wygrała z Grecją w Pireusie 1:0 i najprawdopodobniej właśnie Pireus 2014 przyćmi splendor Landskrony 1990.
12 września 1990 roku. Landskrona, Szwecja — przed meczem
Tego dnia, wieczorem, miał zostać rozegrany pierwszy oficjalny mecz o punkty w historii farerskiej piłki nożnej. Kilka miesięcy wcześniej Wyspy Owcze zostały przyjęte w poczet FIFA, choć od 1988 roku zagrały już kilka towarzyskich spotkań. Ich rywalami była Islandia i Kanada, z czego z tą drugą udało im się nawet wygrać 1:0. Przy okazji w żadnym z meczów nie padł wynik hokejowy, więc przesłanie dla blisko 50. tysięcy mieszkańców Wysp Owczych było jasne — ich piłkarze potrafią w miarę dobrze kopać piłkę.
Kilka dni przed inauguracyjnym meczem do Mistrzostw Europy 1992 w Danii Farerowie rozegrali sparing z Brondby. Wysoka przegrana 0:6 dała z pewnością do myślenia piłkarzom z Wysp Owczych. Przecież ich przeciwnikiem w kolejnym spotkaniu miał być kraj z bogatą piłkarską historią, m.in. uczestnik Mistrzostw Świata we Włoszech w 1990 roku. To nie była jakaś tam Kanada, gdzie piłkarze sami nie wiedzieli, czy bliżej im jeszcze do bycia Francuzem czy już Anglikiem.
Na pytanie dlaczego mecz został rozegrany w Szwecji, a nie na Wyspach, odpowiedź jest bardzo prosta: Farerowie nie dysponowali ówcześnie żadnym trawiastym boiskiem. Piłkarze grający w reprezentacji byli zaliczani do klasy „kelnerów”, którą dzisiaj bardzo chętnie przywołują chociażby polscy komentatorzy przy okazji spotkań reprezentacji Polski z San Marino i im podobnych. Chodzi oczywiście o takich kopaczy, którzy na co dzień nie żyją z grania w piłkę, ale pracują jak normalni ludzie. Austriacy, jako europejski średniak, mieli prawo zlekceważyć swoich przeciwników i to zrobili. Niestety, jak już historia piłki nożnej wielokrotnie pokazała… Lekceważenie prowadzi czasami do zguby.
Austriackie łzy
Dosyć humorystycznie można powiedzieć, że motywem przewodnim meczu w Landskronie pomiędzy Wyspami Owczymi a Austrią były łzy. Gdy po pierwszej połowie meczu na tablicy widniał wynik 0:0, piłkarze austriaccy płakali w szatni. Jednak były to łzy radości, które pojawiły się ponoć po tym, jak szkoleniowiec niemieckojęzycznych piłkarzy — Josef Hickersberger — powiedział swoim podopiecznym, że jeżeli ich gra się nie zmieni, to wynik remisowy z „kelnerami” jest bardzo prawdopodobny. W grę wchodziła również porażka.
Gdy w 61. minucie spotkania Torkil Nielsen trafił do austriackiej siatki, łzy radości zdążyły już zapewne zaschnąć na policzkach podopiecznych Hickersbergera. W miarę upływu kolejnych minut oczy austriackich piłkarzy przygotowywały się do produkcji kolejnych łez — tym razem rozpaczy. Przed spotkaniem obstawiano różne wyniki. Jeśli Austriacy będą mieli gorszy dzień, być może skończy się na 5:0. W przypadku lepszej dyspozycji wróżono nawet 10:0. Jednak 1544 kibiców na stadionie w szwedzkiej Landskronie po 90 minutach było świadkami rzeczy niezwykłej. Kopciuszek z odległej północy ograł Austriaków 1:0. Dawidowi wystarczył tylko jeden kamień, aby ustrzelić Goliata. Podobno austriacki komentator zakończył transmisję słowami: To koniec, zapamiętajcie dobrze tę datę. 12 września 1990 roku reprezentacja Austrii osiągnęła futbolowe dno. Selekcjoner reprezentacji — Hickersberger — podał się do dymisji. Farerowie z kolei świętowali pierwsze w historii zwycięstwo o punkty i to nie z byle kim. Radość opanowała wszystkich mieszkańców archipelagu Wysp Owczych.
Bohaterowie
Uznanie w malutkim kraju zyskali wszyscy piłkarze, którzy wzięli udział w meczu, jednak dwóch z nich z miejsca okrzyknięto bohaterami. Naturalnie był to strzelec zwycięskiej bramki, Torkil Nielsen, oraz bramkarz reprezentacji — Jens Knudsen. Ten drugi niejednokrotnie ratował swoich kolegów przed utratą gola. Jego znakiem firmowym stała się czapeczka z pomponem, którą miał na głowie podczas meczu. Nie będę wspominał czym parali się na co dzień ci dwaj piłkarze. Uważam za nietakt to, że ktoś podkreśla przynależność piłkarzy do stanu „kelnerskiego”. W momencie rozgrywania meczów zawodnicy Wysp Owczych, San Marino czy Papui Nowej Gwinei są takimi samymi piłkarzami, jak ich rywale. Różnica pomiędzy nimi tkwi tylko w statusie.
Landskrona 1990 w pamięci Farerów
Powodów, dla których to właśnie Landskrona 1990 była jeszcze do niedawna najważniejszym meczem dla Farerów, jest co najmniej dwa. Po pierwsze, był to debiut reprezentacji Wysp Owczych w meczu o punkty. Kraj przyjęty w poczet członków FIFA w 1990 roku rozegrał wcześniej pięć spotkań, z czego jedno wygrał (1:0 Kanada), jednak były to tylko mecze towarzyskie. Natomiast spotkanie z Austrią było pierwszym o stawkę i do tego wygranym.
Drugi powód jest taki, że reprezentacja Wysp Owczych, w odróżnieniu chociażby od San Marino, w całej swojej historii zanotowała kilka zwycięstw w meczach zarówno o punkty, jak i w towarzyskich spotkaniach. Farerowie wygrywali głównie z drużynami z dolnych części rankingu FIFA, jak Liechtenstein czy Malta, jednak z tak prestiżowym przeciwnikiem, jak Austria — nigdy. 24 lata mieszkańcy Wysp Owczych czekali na podobne zwycięstwo, kiedy to w listopadzie tego roku ograli w Pireusie Greków 1:0. Najprawdopodobniej ta wiktoria, jak wspominałem na wstępie, przyćmi tą nad Austriakami. Przynajmniej do momentu, kiedy wyspiarze nie wygrają z kolejnym prestiżowym przeciwnikiem.
Tak jak Polacy, kibice każdej reprezentacji mają swoje Wembley ’73. Różny jest tylko kontekst spotkań, które zapadają w pamięci na lata. Dla jednych sukcesem może być zdobycie Mistrzostwa Świata, dla innych wygrana z Austrią.
PAWEŁ WILAMOWSKI