Finał butelek Zdjęcie główne: betshoot.com
11 lipca 1968. Wojska Układu Warszawskiego przygotowują się do Operacji Dunaj, państwa Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej zawierają unię celną, Stanami Zjednoczonymi rządzi jeszcze Lyndon B. Johnson. W takiej oto sytuacji geopolitycznej rozgrywany był na madryckim Santiago Bernabeu przed niemal pięćdziesięciu laty pamiętny finał Copa del Generalissimo pomiędzy już wtedy wielkimi rywalami – FC (wówczas za sprawą decyzji CF) Barceloną i Realem Madryt.
Wzmianki, tak dłuższe, jak i krótsze, skupiają przede wszystkim na podtekstach wiążących się z politycznymi odcieniami konfrontacji.
Żeby w pełni zrozumieć kluczowe dla późniejszych wydarzeń okoliczności wyboru sędziego, trzeba znać procedurę, według której wybierano sędziów na poszczególne mecze. Duży, być może decydujący, wpływ na decyzję w tej sprawie miały listy wysyłane do federacji przez kluby. Podawano w nich nazwiska swoich faworytów oraz tych fachowców, z którymi nie chciało się mieć więcej do czynienia. Przed finałem oba kluby umieściły w czołówce Antonio Rigo z Majorki. „Blaugrana” dała mu pierwszeństwo, a madrytczycy wpisali go na drugim miejscu. Zdawało się więc, że nominacja Rigo nikogo nie skrzywdzi, toteż on został przydzielony do roli rozjemcy w decydującej potyczce.
Tuż po pierwszym gwizdku sędziego Barca objęła prowadzenie. Gospodarze natychmiast rzucili się do ataku, nie dając wytchnienia formacji defensywnej „Blaugrany”. Akcje „Królewskich” nie przynosiły efektu bramkowego. Oliwy do ognia dolały dwie dyskusyjne decyzje arbitra z Majorki. W polu karnym gości upadali Amancio oraz Serena, ale Rigo pozostawał niewzruszony na protesty ze strony całego madridismo. Z trybun zaczęły się roznosić okrzyki: „Rigo, campeon” (hiszp. Mistrz). Mało tego, fani „Los Blancos” wzięli w swoje dłonie tysiące szklanych butelek i niewiele myśląc ciskali nimi w bezradnych graczy w bordowo-granatowych trykotach. Dodajmy, że butelki właśnie uważano wówczas za najbardziej dobitny wyraz gniewu.
Boiskowe zmagania udało się szczęśliwie doprowadzić do ostatniej minuty, ale awantura nie ustawała. Odebranie trofeum odbyło się po cichu w loży z udziałem jedynie kapitana Dumy Katalonii Jose Antonio Zaldui i generała Francisco Franco. Szkło nadal leciało na murawę, więc odwołano również rundę honorową. Kiedy madridistom zaczęło brakować butelek, zawodników Blaugrany odeskortowano do szatni. Uważany za antybohatera spotkania sędzia Rigo opuścił Bernabeu w uzbrojonym policyjnym radiowozie z pięcioma funkcjonariuszami. Tak dojechał aż na madryckie lotnisko Barajas. W kronikach „Marki” nazwany jest „zerem”.
W wielu księgach zapisała się rzekoma (może to jedynie anegdota) rozmowa zony ministra spraw wewnętrznych Hiszpanii z prezydentami obu klubów. Kobieta smutnie zagaiła słynnego Santiago Bernabeu słowami: „Jaka szkoda, że przegraliśmy”. Natychmiast doszło do niej, że usłyszał to Narcis de Carreras, więc rzuciła: „Gratuluję zwycięstwa, bo przecież Barcelona to Hiszpania, prawda?”, de Carreras, będący zagorzałym katalońskim patriotą odparł krótko „Señora, no fotem”, co można przetłumaczyć jako „Niech Pani nie pieprzy”. To krótkie zdanie przeszło do historii.
Antonio Rigo nie uniknął też długotrwałych konsekwencji kontrowersyjnego sędziowania. „Odrzucenie” przez Królewskich wywarło wielki wpływ na karierę sędziego. Śladem Realu poszły także inne kluby, podobno za namową „ważnych osób w świecie piłki” Mówił od tym przed kilkunastu laty sam sędzia w wywiadzie opublikowanym na łamach wydawanego w Madrycie dziennika „AS”. Rigo odwiesił gwizdek na zawsze po innym skandalu sędziowskim osiem lat po „Finale butelek”. Wciąż twierdzi, że „finał butelek uczynił go antimadridistą”, a przecież nigdy nie był kibicem „Blaugrany”.
Od finału w 1968 roku stałem się bardziej antimadridistą niż cule. Zauważyłem po prostu, że macki Realu sięgają daleko i mnie krzywdzą. Finał się nigdy dla mnie nie skończył i jego konsekwencje naznaczyły całe moje życie – wyjaśniał Pedro Pablo San Martinowi.
Następstwa finału z 1968 roku widać do dziś na całym świecie. Od niemal pół wieku w Hiszpanii, za którą poszło wiele innych krajów na całym świecie, obowiązuje zakaz wnoszenia butelek na stadiony podczas meczów, by incydent się nie powtórzył.
Do dziś tamte butelki lądujące na murawie w stolicy Hiszpanii stanowią jeden z najdobitniejszych symboli waśni dzielącej Real i Barcelonę – Katalonię i Madryt. Obok nich stawia się w jednym rzędzie między innymi słynny świński łeb rzucony z trybun Camp Nou w stronę Luisa Figo – „Judasza”, jak go określają cules. Choć wojna skończyła się osiem dekad temu, od finału butelek minęło pół wieku, a Franco już od czterdziestu niemal lat leży na cmentarzu, niechęć pomiędzy cules i madridistas wciąż pozostaje żywa. I nie umrze pewnie nigdy.
JAKUB BARANKIEWICZ
Zachęcamy do polubienia nas na FACEBOOKU, a także obserwacji na TWITTERZE , INSTAGRAMIE i YOUTUBE
Źródła:
„Barca vs. Real. Wrogowie, którzy nie mogą bez siebie żyć”. A. Relano, SQN,
Dwuczęściowy wywiad z Rigo opublikowany w dzienniku AS, 2005 rok,
Artykuły SPORTu, Marki, Mundo Deportivo,
Blog „Curiosidades del futbol”.
Finał butelek, finał butelek, finał butelek finał butelek finał butelek Finał butelek, finał butelek, finał butelek finał butelek finał butelek Finał butelek, finał butelek, finał butelek finał butelek finał butelek Finał butelek, finał butelek, finał butelek finał butelek finał butelek