Jak wyglądała Polska za czasów PRL-u? Wiemy to doskonale. Tą abstrakcyjną rzeczywistość możemy zaobserwować między innymi w filmach Stanisława Bareji. Jednak żaden materiał nie ukazywał jak wyglądała w tamtych czasach piłka nożna za kulisami. Nie ukazywał, zanim na rynku nie pojawiła się książka „Nieczysta gra. Tajne służby a piłka nożna”.
Książka „Nieczysta gra. Tajne służby a piłka nożna” nie można szufladkować jako książkę stritce piłkarską. Ta pozycja jest zbiorem faktów z czasów PRL-u, które mówią o tym jak ówczesny ustrój polityczny wpływał na polski futbol. Natrafiamy tutaj na wiele nieznanych szerszej publice historii, jak na przykład współpraca Jana Ciszewskiego z SB czy historia transferu Romana Koseckiego z milicyjnej Gwardii Warszawa do wojskowej Legii z generałem Kiszczakiem w tle albo opowieść o tym jak kibice Lechii Gdańsk wpłynęli na rozkwit „Solidarności”. Tych historii jest znacznie więcej i szkoda, że tak mało jest informacji o transferze Stanisława Terleckiego do ŁKS-u Łódź, za którym stały… łódzkie włókniarki.
Fakty podane przez autorów książki są ciekawe i niekiedy zaskakujące, ale mimo wszystko przekaz pozostawia wiele do życzenia. Książka była opracowana na podstawie teczek IPN-u i chociaż jest ona bardzo solidna, to jednak wciąż pozostaje tylko opracowaniem.
Nie mniej jest ona bardzo wartościowa i to zarówno dla młodszego jak i starszego pokolenia. Pozycja, która ukazała się nakładem wydawnictwa „Videograf” ukazuje w prawdziwym świetle tak zwanych działaczy (czy nazwa pseudodziałacz jest tu na miejscu?), którzy kręcili się wokół drużyny. Okazuje się, że zdarzały się sytuacje, w których na mecz reprezentacji jechało 22 piłkarzy i 22 działaczy, z czego większość przedstawicieli tego drugiego środowiska miało jasno określone zadania natury politycznej bądź szpiegowskiej.
Perełką w tej książce jest historia pewnej flagi. Wydarzyła się ona 6.10.1983 roku podczas meczu Pucharu Polski pomiędzy Lechią Gdańsk i Ruchem Chorzów. Potężnych rozmiarów flaga, uszyta z prześcieradeł, miała zachęcać do bojkotu wyborów, które miały się odbyć 13. października. Problem polegał na tym, jak ją wnieść na stadion, skoro jeszcze przed meczem w okolicach stadionu pojawiło się ZOMO i to w liczbie przekraczające tysiąc osób. Ten problem udało się rozwiązać jeszcze przed pojawieniem się służb. − Organizatorzy akcji dzień wcześniej pojechali zatem taksówką w pobliże ul. Traugutta, przerzucili transparent przez płot i zakopali go pod zegarem na koronie stadionu. Przemycenie flagi to pół sukcesu, ale jak ją wykopać, skoro wszystko obserwuje ZOMO? − Karkołomnego zadania podjął się przetransportowania go do tzw. młyna kibiców podjął się członek Grup Wykonawczych Federacji Młodzieży Walczącej – Piotr Dowżenko. Na oczach funkcjonariuszy wyciągnął on spod piachu zwinięty rulon i dostarczył go między ławki, gdzie czekali już Kurski z Wilczyńskim, Pedryczem, Biskupskim i Moszczyńską. Po latach Jacek Kurski wspominał: „Było to coś tak heroicznego, tak zaskakującego, że zomowcy zgłupieli i nie reagowali”.
GRZEGORZ IGNATOWSKI
Obserwuj @retro_magazyn Obserwuj @ElGreguito