John Langenus – najlepszy przedwojenny sędzia

Czas czytania: 3 m.
0
(0)

Na Retro Futbol często ukazują się biografie piłkarzy, którzy mieli duży wpływ na rozwój futbolu. Rzadko kiedy się jednak zdarza, abyśmy pisali coś o arbitrach. A zatem trzeba odmienić ten trend! Oto historia Johna Langenusa, najlepszego przedwojennego arbitra. 

Esteta, poliglota, dziennikarz

Wywodzący się z zamożnej rodziny John był niewątpliwym skarbem ówczesnego futbolu. Jako młody chłopiec otrzymał bogate wykształcenie i biegle władał pięcioma językami (angielskim, francuskim, włoskim, niemieckim i hiszpańskim). Nie muszę chyba wspominać, jak olbrzymi wpływ miało to na sędziowane przez niego zawody. Wszystkie swoje mecze prowadził ubrany w koszulę z krawatem, marynarkę i szorty, co w połączeniu ze wzrostem (190 cm) przysparzało mu szacunek zarówno wśród piłkarzy, jak i kibiców. Niejednokrotnie pisał też relacje prasowe ze spotkań, które sędziował. A początki wcale nie były takie łatwe…

Jak każde dziecko marzył o tym, żeby zostać piłkarzem. Grywał nawet w lokalnym klubie w Antwerpii, jednak kontuzja kolana przerwała marzenia o światowej karierze. To właśnie wtedy podjął decyzję o zostaniu sędzią piłkarskim. Przepisów uczył się z krótkiej, specjalnie dedykowanej temu ulotki. Swój pierwszy egzamin oblał, ponieważ nie znał odpowiedzi na pytania, co zrobić, gdy piłka uderzy w nisko lecący samolot i jak przekonać bramkarza, żeby nie siedział na poprzeczce. Drugie podejście sprawiło, że został członkiem Królewskiego Belgijskiego Związku Piłki Nożnej i dostał uprawnienia arbitra.

Początki w roli boiskowego rozjemcy były bardzo kiepskie i nie raz wątpił w zasadność kontynuowania tego zajęcia. Na zawody chodził pieszo, często przez miejsca, które przypominały dojścia do stadionu w Chrząstawie. Podczas pewnego meczu dostał piłką w brzuch, wtedy też nadszedł największy kryzys jego wiary. Innym razem niezadowoleni kibice obrzucili go cegłówkami, a jego gapiostwo spowodowało zgubienie zegarka, który został porwany przez wiatr. Zresztą to nie był jego jedyny problem z mierzeniem czasu. Prowadząc zawody pomiędzy Brukselą a Brugią, otrzymał od angielskiego piłkarza grającego w drużynie z Brukseli nowoczesny chronometr. Wszystko po to, by jeszcze dokładniej wyliczyć 45 minut gry. O pomyłce nie mogło być mowy. Wystarczyło tylko włączyć urządzenie. No właśnie… Langenus z kamienną twarzą dokończył zawody, czas odmierzając na przysłowiowe oko.

Sędzia międzynarodowy i podróżnik 

W 1920 roku zadebiutował jako sędzia międzynarodowy, prowadząc mecz w Paryżu, podczas którego spotkali się żołnierze Anglii i Francji. W tym samym roku został zawieszony, ponieważ odmówił prowadzenia meczu igrzysk olimpijskich, który miał się odbyć w Brukseli, a nie jego rodzinnym mieście Antwerpii, która była gospodarzem ówczesnych zawodów.

Co oczywiste, często podróżował. Z każdego wyjazdu poza granice swojej ojczyzny starał się wydobyć jak najwięcej. Dużo zwiedzał i podziwiał miejscową kulturę i architekturę. Swoje wrażenia opisywał, dzięki czemu w 1942 roku wydał książkę „Whistling though the World”. Przeczytać w niej można choćby o 20 godzinnej podróży na mecz, a także słynnych osobach, które poznał dzięki funkcji arbitra. A było ich niemało. Wśród tego grona warto wymienić dyktatora Włoch – Benito Mussoliniego, który podarował mu zdjęcie z własnym autografem czy królów Szwecji, Hiszpanii, Belgii, a także … papieża. W sumie prowadził siedem spotkań na trzech kolejnych mistrzostwach świata i dwie gry podczas igrzysk olimpijskich w Amsterdamie, w tym pogrom w meczu o brązowy medal, gdzie Włosi wygrali 11:3 z Egiptem. Jednak najwięcej wspomnień ma z premierowych mistrzostw świata w Urugwaju.

Podczas półfinałowej rywalizacji Argentyny ze Stanami Zjednoczonymi był świadkiem nietypowego zdarzenia. Trener reprezentacji USA, który chciał pomóc kontuzjowanemu zawodnikowi, upuścił torbę medyczną, w której pękła butelka zawierająca chloroform. Po nawdychaniu się oparów – stracił przytomność i zamiast pomóc, musiał zostać wyniesiony z placu gry. Zdarzenie niecodzienne, jak cały turniej o pierwsze mistrzostwo świata. Trzy dni później odbywał się wielki finał, a Langenus został wyznaczony do jego sędziowania. FIFA tą decyzją przysporzyła mu sporo problemów, ponieważ w czasie rozpoczęcia meczu miał odpływać statek, którym Belg chciał powrócić do Europy. W akcie desperacji podjął negocjacje z kapitanem, prosząc o późniejsze wypłynięcie z portu. Pozostało mu tylko czekać na zgodę rodzimej federacji, która przyszła dopiero kilka godzin przed finałem. Prawdopodobnie wpływ na takie opóźnienie miała obawa o zdrowie sędziego, ponieważ rywalizacja Argentyny z Urugwajem była swoistym meczem wysokiego ryzyka. Langenus wspominał, że  przed starciem przeszukano ponad 60 tysięcy widzów i skonfiskowano około 1600 pistoletów. Obydwa kraje przesiąkała szowinistyczna i prowokująca kampania.

I to właśnie w tym meczu belgijski sędzia podjął decyzję, która pamiętana jest po dziś. Zarówno Nazassi, jak i Fereyra chcieli decydującą grę rozegrać tylko swoją piłką. Na szczęście zgodzili się na salomonowe rozwiązanie zaproponowane przez Johna, aby każdą połowę meczu rozegrać inną futbolówką. Rzut monetą zdecydował, że mecz rozpoczęto piłką z Argentyny. Czy miało to jakiś wpływ na grę? Niekoniecznie, lecz warto nadmienić, że do przerwy to drużyna gości prowadziła 2:1. W drugiej połowie to Urugwaj odmienił losy spotkania i po zwycięstwie 4:2 został pierwszym w historii mistrzem świata.

John Langenus sędziował jeszcze turnieje w 1934, gdzie protest Włochów wykluczył go z finału (twierdzili, że może on faworyzować Czechosłowację, choć przez cały okres swojej kariery nigdy nie posądzono go o stronniczość) i w 1938. Mistrzostwa z Włoch opisywał później jako największe sportowe fiasko wszech czasów. Turniej we Francji zapisał się w jego pamięci z powodu jedynego w karierze międzynarodowej wykluczenia z meczu. W szóstej minucie dogrywki w spotkaniu Szwajcaria – Niemcy, usunął z boiska z niemieckiego piłkarza Hansa Pessera. Ostatnim meczem na Pucharze Świata było starcie o brązowy medal pomiędzy Brazylią a Szwecją. Swoje ostatnie międzynarodowe spotkanie poprowadził w czerwcu 1939, a w lidze belgijskiej był aktywny do roku 1944.

DAMIAN BEDNARZ

Zachęcamy do polubienia nas na FACEBOOKU, a także obserwacji na TWITTERZE , INSTAGRAMIE

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 0 / 5. Licznik głosów 0

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

Damian Bednarz
Damian Bednarz
Założyciel Retro Futbol. Jeden z ostatnich przedstawicieli gatunku romantyków futbolowych. Wyznawca kultu Erica Cantony.

Więcej tego autora

Najnowsze

Walka w Pucharze Polski, przyjazd finalisty, piłkarskie losy Rafała Kurzawy – reminiscencje po meczu Stali Rzeszów z Pogonią Szczecin

Pierwsza runda Pucharu Polski przyniosła sporo emocji. Jednym z najciekawiej zapowiadających się meczów była rywalizacja pierwszoligowej Stali Rzeszów z występującą w rozgrywkach PKO BP...

„Igrzyska życia i śmierci. Sportowcy w powstaniu warszawskim” – recenzja

Powstanie Warszawskie to czas, gdy wielu Polaków zjednoczyło się w obronie stolicy Polski. O sportowych bohaterach walk zbrojnych przeczytacie poniżej. Autorka Agnieszka Cubała jest pasjonatką historii...

„Nadzieja FC. Futbol, ludzie, polityka”. Nowa książka Anity Werner i Michała Kołodziejczyka

Cztery lata po premierze niezwykle ciepło przyjętej książki „Mecz to pretekst. Futbol, wojna, polityka”, Anita Werner i Michał Kołodziejczyk powracają z nowymi reportażami, w...