„Lisbon Lions” — Złoty czas Celtiku

Czas czytania: 5 m.
0
(0)

To był sezon Celticu. Sezon najlepszy, najpiękniejszy. Sezon, w którym marzenia kibiców The Bhoys ziściły się jedno po drugim. Tytuł Mistrza Szkocji, Puchar Szkocji, Puchar Ligi, Puchar Glasgow. I to najważniejsze trofeum – Puchar Europy Mistrzów Klubowych (obecnie puchar Ligi Mistrzów). Pierwsza brytyjska drużyna, która tego dokonała. Nie Liverpool, Leeds czy Manchester United, tylko Celtic.

Mówiąc „Szkocja”, każdy fan piłki nożnej myśli „Celtic” i „Rangers”. Nie chcę ujmować pozostałym klubom, które z typową dla Szkotów zaciętością walczą rokrocznie o prym najlepszej drużyny w kraju, ale historia nie kłamie. Sumując ich wszystkie tytuły mistrza Szkocji, otrzymujemy liczbę 20 (zdobyte łącznie przez 8 drużyn). Nie daje to nawet połowy tego, co wywalczyli z osobna The Bhoys i The Gers (odpowiednio 46 i 54). Oba kluby posiadają piękną i barwną historię i co równie ważne tradycje i ich ciągłość. Bo czymże byłyby bez tych rzeczy? Czym byłaby Wielka Brytania bez swojego monarchy? Albo Wimbledon bez rygorystycznych białych strojów i innych tradycji z tym turniejem związanych? A bój o mistrzostwo Szkocji bez Old Firm? Choć tego ostatniego możemy być obecnie akurat świadkami (degradacja Rangersów), to taki stan rzeczy nie powinien potrwać długo. The Gers powrócą na szkockie salony, a The Bhoys ich potrzebują. Szkocja ich potrzebuje.

Tym razem jednak nie o rywalizacji zielono-białych z niebieskimi, a o Celticu z lat jego świetności, a konkretniej o sezonie 1966/67, który był jedynym takim, gdzie The Bhoys wygrali wszystko, co mogli wygrać.

Dyrygent zielono-białej orkiestry — John „Jock” Stein

Każda orkiestra ma swojego dyrygenta. Tej zielono-białej z Glasgow był nieżyjący już John „Jock” Stein (1922-1985). Pierwszy protestancki menedżer klubu założonego przez katolickich Irlandczyków. W tamtym czasie nie brzmiało to dobrze, mimo iż „Jock” grał w latach 1951-1957 w Celticu, a przez kolejne trzy trenował tam zespoły juniorskie i rezerwy. Jednak jak pokazały następne lata, był to właściwy człowiek na właściwym miejscu, który w historii The Bhoys zapisał się złotymi zgłoskami już na zawsze.

Na dobre potęgę Celticu zaczął budować dopiero w 1965 roku, kiedy to 9 marca został zatrudniony na stanowisku trenera pierwszej drużyny, po czteroletnim angażu w drużynie Dunfermline Athletic i rocznym w Hibernian. W momencie przyjścia na Celtic Park, z klubu gotowi byli odejść czołowi piłkarze, których irytował fakt, że od 8 lat nie zdobyli z klubem żadnego pucharu, a ostatni tytuł Mistrza Szkocji wygrali w 1954 roku. Nowemu trenerowi udało się zatrzymać wszystkich przy sobie i już w klika tygodni później przyszedł długo wyczekiwany Puchar Szkocji, gdzie w finale Celtic pokonał Dunfermline 3:2.

Kolejny sezon, 1965/66, przyniósł pierwszy od ponad dekady tytuł mistrzowski oraz Puchar Ligi, a w Pucharze Zdobywców Pucharów Celtowie ulegli dopiero w półfinale Liverpoolowi. Jak okazało się rok później, ten sezon był zaledwie przebieżką The Bhoys przed prawdziwym sukcesem.

Droga do Lizbony

Wyobraźcie sobie taką sytuację. Zaczyna się sezon 2015/16 w polskiej Ekstraklasie i kibicujecie, dajmy na to, drużynie KS Retro Futbol, która w zeszłym sezonie zdobyła tytuł mistrzowski. Niby wyczyn średniej wagi jak na europejskie warunki, ale przynajmniej jest prawo do gry w Lidze Mistrzów. Sezon się kręci, a KS Retro Futbol ogrywa kolejnych rywali w lidze i nawet awansował do fazy grupowej LM. Świetny wynik! Po tylu latach posuchy w końcu polska drużyna na europejskich salonach! Szczyt marzeń! Mało tego, jeszcze śnieg dobrze w grudniu nie spadł, a ekipa, której kibicujemy, wychodzi z fazy grupowej LM. Tak, to się dzieje! I my jesteśmy tego świadkami! Mija zima, po niej kolejne miesiące wiosny, a KS Retro Futbol ciągle wygrywa. W  lidze, w Pucharze Polski i w Lidze Mistrzów. Gdzieś w maju wiadomo już, że tytuł mistrza kraju obroniony, puchar krajowy zdobyty i został tylko finał najbardziej prestiżowych piłkarskich rozgrywek klubowych, w których nasz zespół gra przeciwko piłkarskiemu gigantowi – Barcelonie. 90 minut pełnych przekleństw, opustoszałych polskich ulic i jest! Tytuł, o którym marzą tysiące drużyn w Europie zdobył NASZ klub! A tym samym zdobyliśmy go my!

Piękne, prawda? Jeżeli choć trochę wczuliście się w klimat, to śpieszę z dodatkową informacją — kibice Celtów cieszyli się niezliczoną ilość razy bardziej niż Wy. Bo oni naprawdę coś podobnego przeżyli! Ale po kolei…

John Stein osiągnął z pozoru niemożliwe głównie dzięki jednej rzeczy. Ten człowiek nie bał się zrobić rewolucji. To on rozpoczął modernizację szkockiej piłki w nowoczesnym kierunku. Jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, wprowadził piłkę nożną na treningach. Jego zasługą jest również zainicjowanie osobnych, specjalistycznych treningów dla bramkarzy. Nie bał się kombinować z taktyką, a jednymi z jego najlepszych przyjaciół byli notatnik i długopis, przy pomocy których wszystko rozrysowywał. Również rozmowy z piłkarzami nie były, jak za poprzednich trenerów, gentlemańskie. „Jock” Stein nie wahał się brać swych piłkarzy w cugiel, kiedy była taka potrzeba. Znane było również jego zamiłowanie do rozmów z zawodnikami odbywających się na zasadzie „suszenia głowy”. Ówczesny kapitan drużyny William McNeill często wspominał sytuację, gdy po jednym z meczów trener miał do niego uwagi i gdy zaczął je wygłaszać, piłkarz poszedł pod prysznic, bo nie chciał tego słuchać. Stein poszedł tam za nim, w garniturze stanął pod strumieniem wody i dalej mówił to, co zaplanował…

Ciężka praca opiekuna The Bhoys i piłkarzy zaowocowała właśnie w sezonie 1966/67. W lidze zostali pokonani tylko dwukrotnie, a końcowe statystyki wyglądały następująco: 26 wygranych, 6 remisów i 2 przegrane. Średnia ilość goli na mecz: 3.36! Wygrana 1:0 z Rangersami w finale Pucharu Ligi, 4:0 w Pucharze Glasgow oraz 2:0 z Aberdeen w finale Pucharu Szkocji.

Lizbona 1967

Piłkarze i sztab szkoleniowy Celticu mieli już poczwórną koronę i do wykonania już tylko jedno zadanie: zwyciężyć w finale Pucharu Europy Mistrzów Klubowych, w którym przeciwnikiem miał być ówczesny gigant europejskiego futbolu — Inter Mediolan. Poprzednie wyniki The Bhoys w tych rozgrywkach wyglądały następująco:

Pierwsza runda: Celtic — Zurych 2:0 i 3:0

Druga runda: Celtic — Nantes 3:1 i 3:1

Ćwierćfinał: Celtic — Vojvodina Novi Sad 0:1 i 2:0

Półfinał: Celtic — Dukla Praga 3:1 i 0:0

25 maja 1967 roku na stadionie w Lizbonie miała odbyć się rzeź niewiniątek przy udziale 45 tysięcy gapiów. W roli ofiary miał wystąpić outsider Celtic, a jego katem mianowano najlepszą drużynę Europy w roku 1964 i 1965, Inter Mediolan. Włoski zespół pod wodzą Argentyńczyka Helenio Herrera znany był ze stosowania ultradefensywnej taktyki zwanej „catenaccio” (rygiel), dzięki której wiele meczów drużyna z Mediolanu wygrywała po 1:0. Nie inaczej miało być i w tym spotkaniu.

„Jock” Stein przed tym spotkaniem wiele powiedział swoim podopiecznym. Ale według mnie najlepsze zdanie, jakie zostało wtedy przekazane tym jedenastu facetom żądnym wygranej, to:

We must play as if there are no more games, no more tomorrows.

Słowa godne piłkarskiego Williama Wallace’a. I wiecie, co jest w tym najlepsze? Że podziałały. Celtic, choć wygrał wtedy tylko 2:1, to dosłownie rozszarpywał zespół Interu. Ponad czterdzieści strzałów na bramkę oddali w tym spotkaniu piłkarze Johna Steina, przy zaledwie pięciu drużyny Hellenio Herrera. To był wielki sukces Celtów i szkockiej piłki. Jedenastka The Bhoys została okrzyknięta mianem Lisbon Lions. Oprócz faktu, że było to pierwsze zwycięstwo drużyny z Wysp Brytyjskich w tych rozgrywkach, warto wspomnieć, że wyjściowy skład złożony był tylko z zawodników mieszkających niedaleko Glasgow.

Wygrana Celticu w Lizbonie przerwała hiszpańsko-portugalsko-włoską hegemonię w Pucharze Europy Mistrzów Klubowych. Od tej pory coraz częściej wygrywały m.in. drużyny angielskie, holenderskie i niemieckie. Celtic, pod wodzą Johna Steina, kontynuował natomiast swoje lata świetności i regularnie do roku 1974 wygrywał mistrzostwo kraju i puchary krajowe. W 1970 roku miał szansę zdobyć drugi tytuł najlepszej drużyny w Europie, ale w finale przegrał po dogrywce z Feyenoordem Rotterdam 1:2.

Właśnie dla takich sezonów, jak ten The Bhoys, żyją kibice wszystkich klubów. Marzenia Celtów i ich fanów spełniły się. Nie tylko dotknęli, ale i przeszli przez bramy piłkarskiego raju. Zaiste piękna to rzecz. Naprawdę.

Lisbon Lions

(lata życia, występy w barwach Celticu, gole)

Bramkarz

Ronald Ronnie Simpson, 11.10.1930 – 19.04.2004, 1964-1970, 188/0

Obrona

James Jimmy Craig, ur. 30.05.1943, 1965-1972, 201/6

William Billy McNeill, ur. 02.03.1940, 1957-1975, 789/37

John The Brush Clarke, ur. 13.03.1941, 1958-1971, 318/3

Thomas Tommy Gemmell, ur. 16.10.1943, 1961-1972, 434/69

Środkowi pomocnicy

Robert Bobby Murdoch, 17.08.1944-15.05.2001, 1959-1973, 484/105

Robert Bertie Auld, ur. 23.03.1938, 1955-1961, 1965-1971, 279/85

Skrzydłowi

James Jimmy Johnstone, 30.09.1944-13.03.2006, 1963-1975, 498/130

Robert Bobby Lennox, 30.08.1943, 1961-1980, 529/304

Napastnicy

William Willy Wallace, ur. 23.06.1940, 1966-1971, 234/135

Thomas Stevie Chalmers, ur. 26.12.1936, 1959-1971, 393/228

PAWEŁ WILAMOWSKI

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 0 / 5. Licznik głosów 0

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

spot_img
Redakcja
Redakcja
Jesteśmy niczym Corinthians — przesiąknięci romantycznym futbolem, który narodził się z czystej pasji i chęci rywalizacji, nie zysku. Kochamy piłkę nożną. To ona wypełnia nasze nozdrza, płuca i wszystkie komórki naszego ciała. To ona definiuje nas takimi, jakimi jesteśmy. Futbol nie jest naszym sposobem na życie. Jest jego częścią. Jeżeli myślisz podobnie, to już znaleźliśmy wspólny język. Istniejemy od 2014 roku.

Więcej tego autora

Najnowsze

„Przewodnik Kibica MLS 2024” – recenzja

Przewodnik Kibica MLS już po raz czwarty ukazał się wersji drukowanej. Postanowiliśmy go dokładnie przeczytać i sprawdzić, czy warto po niego sięgnąć.

Mário Coluna – Święta Bestia

Mozambik dał światu nie tylko świetnego Eusébio. Z tego afrykańskiego kraju pochodzi też Mário Coluna, który przez lata był motorem napędowym Benfiki i razem ze swoim sławniejszym rodakiem decydował o obliczy drużyny w jej najlepszych czasach. Obaj zapisali też piękną kartę występami w reprezentacji.

Trypolis, Londyn, Perugia, Dubaj – Jehad Muntasser i jego wszystkie ścieżki

Co łączy Arsene’a Wengera, rodzinę Kaddafich i Luciano Gaucciego? Wszystkich na swojej piłkarskiej drodze spotkał Jehad Muntasser, pierwszy człowiek ze świata arabskiego, który zagrał w klubie Premier League. Poznajcie jego historię!