Miki, Żwirek i Donatas, czyli o litewskim desancie na ekstraklasę

Czas czytania: 4 m.
0
(0)

Był taki czas, kiedy to Litwini przyjeżdżali do Polski, by zaistnieć w prawdziwym futbolu. Przyjeżdżali po sławę, po pieniądze, ale też po naukę, bo przecież w znacznie silniejszej ekstraklasie można było niemalże dotknąć piłkarskiej Europy. Wtedy nie było mowy o tym, żeby taki Żalgiris mógł wyeliminować z europejskich pucharów mistrza Polski. Jednymi z litewskich pionierów na polskiej ziemi byli Grażvydas Mikulenas i Tomas Żvirgżdauskas i trzeba przyznać, że wypracowali oni swoim rodakom doskonałą reputację w kraju nad Wisłą.

Polonia Warszawa w latach dziewięćdziesiątych powoli wygrzebywała się spod ziemi. Przez wiele lat fani „Czarnych Koszul” mogli jedynie żyć legendami, bo sami raczej nie pamiętali mistrzostwa Polski z 1946 roku, czy ostatniego występu w ekstraklasie, który miał miejsce 2. listopada 1952 roku (0:3 z Cracovią). Powrót do elity nastąpił w sezonie 1992/93, ale jak się okazało, był to jedynie roczny epizod. Po wywalczeniu kolejnej przepustki na salony władze klubu długo zastanawiały się co zrobić, by tym razem scenariusz się nie powtórzył. Po przeciętnej rundzie jesiennej, którą Polonia dość szczęśliwie zakończyła w górnej połowie tabeli potrzebne były wzmocnienia, a że na polskim rynku beniaminkom nie było łatwo się poruszać, posiłków poszukano na Litwie.

Pomysł kupienia zawodników z Litwy narodził się po penetracji… krajowego rynku. Szukaliśmy graczy na konkretne pozycje, jednak ceny są tak wysokie, że nam się w ogóle nie kalkulowało. Postanowiliśmy zwrócić się o pomoc do naszego długoletniego przyjaciela, prezesa Żalgirisu Wilno, Janusza Łoputa. – mówi ówczesny prezes Polonii Warszawa, Krzysztof Dmoszyński (Piłka Nożna, Nr 14/1997 str. 10). Dla samych zawodników taka oferta była tą z rodzaju nie do odrzucenia. W końcu w Polsce płacono znacznie większe pieniądze, a i wypromować się można dużo szybciej niż na litewskich boiskach. Decyzję podjęli więc bardzo szybko i po krótkim okresie próbnym obaj podpisali kontrakty z „Czarnymi Koszulami”.

Początek był imponujący. Mikulenas, który miał zastąpić odchodzącego do IFK Goeteborg Emmanuela Tetteha, potrzebował zaledwie 20 minut, by wpisać się na listę strzelców a Żvirgżdauskas z miejsca stał się jednym z najważniejszych ogniw defensywy zespołu z ulicy Konwiktorskiej. Trener Mieczysław Broniszewski nie mógł się ich nachwalić. – To zawodnicy perspektywiczni. Mikulenas jest nieźle wyszkolony technicznie, przebojowy, dużo umie. Natomiast Tomas w pierwszych meczach nie popełnił jako obrońca błędu, jest bardzo skoczny, dobrze gra głową, trudno go przejść. ( Piłka Nożna, Nr 14/1997, str. 10).

Litewska odsiecz zapewniła warszawianom 8. miejsce na koniec sezonu. O Tomasie mówiono, że to dobry zawodnik, lecz prawdziwą śmietankę spijał „Miki”. Nic dziwnego, Grażvydas Mikulenas strzelił osiem bramek w 16 spotkaniach i w pół sezonu zaliczył więcej trafień niż Marek Citko przez cały rok. Nikogo nie zaskoczył fakt, że po sezonie władze klubu znów spoglądały w kierunku Litwy z błyskiem w oczach, który miał oznaczać, że tutaj można zrobić znakomity interes. I tym sposobem kolejnym wzmocnieniem „Czarnych Koszul” został pomocnik Żalgirisu, Donatas Vencevicius.

W kolejnym sezonie litewskie trio odgrywało bardzo ważną rolę w zespole prowadzonym przez Włodzimierza Małowiejskiego, który przejął pałeczkę po Broniszewskim. „Miki” wciąż imponował skutecznością w polu karnym, „Żwirek” skutecznością w defensywie, a Donatas doskonale uzupełniał skład Polonii. To właśnie w dużej mierze dzięki nim warszawianie zajęli w sezonie 1997/98 po drugie miejsce w tabeli ekstraklasy, które zapewniło im historyczny awans do europejskich pucharów. Dla Litwinów był to jednak kres wspaniałej przygody. Mikulenas skorzystał z oferty Croatii Zagrzeb, choć później wrócił jeszcze na Konwiktorską. Vencevicius na krótko przeprowadził się do Łęcznej (powrócił na jeden mecz w 1999 roku, dzięki czemu został mistrzem Polski) i jedynie Żvirgżdauskas dzielnie trwał na posterunku aż do 2001 roku.

Historia trójki litewskich stranierich była tylko początkiem masowej piłkarskiej emigracji, której byliśmy świadkami na przełomie wieków. Śladami Polonii podążył Stomil Olsztyn, który pozyskał Tomasa Ramelisa i Aidasa Preiksaitisa (via GKS Katowice). Ten sam kierunek obrał Orlen Płock, który sprowadził Pavla Leusa, a Widzew Łódź wyciągnął jeszcze Robertasa Poskusa i Andriusa Gedgaudasa a także braci Igorasa i Arturasa Stesko, Zagłębie Lubin pozyskało Nerijusa Radżiusa a Bełchatów zapałał nagłą miłością do Mariusa Skinderisa.

Historie bohaterów niniejszego tekstu potoczyły się bardzo różnie. Vencevicius po warszawskiej przygodzie wyjechał do Danii. Potem grał też w Norwegii, Szwecji a nawet na Malcie, co pewien czas wracając do ojczyzny by grać dla kilku wileńskich klubów. W 2009 roku został trenerem Stomilu Olszty i z krótką przerwą na prowadzenie Suduvy Mariopol, dalej pracuje w Polsce, obecnie w Wigrach Suwałki. Tomas Żvirgzdauskas po krótkim romansie z Widzewem Łódź wyjechał do Szwecji, gdzie przez długie lata był podporą Halmstadu BK, dla której zagrał ponad 200 spotkań. Z kolei Grażvydas Mikulensa długo błąkał się po Polsce. Po powrocie z Croatii Zagrzeb wrócił na chwilę do Polonii, po czym przeniósł się do GKS-u Katowice. Następnie spróbował sił w greckim Akratitosie, by wrócić do Polski i założyć koszulkę Orlenu Płock. W latach 2004-2005 grał w łotewskim Ventspilsie, ale potem znów wrócił do kraju nad Wisłą i przywdział trykot Radomiaka Radom. W biografii „Mikiego” widnieją jeszcze takie kluby jak Zawisza Bydgoszcz czy Ruch Chorzów. Swoją bogatą karierę zakończył w Suwałkach, skąd miał do domu bardzo blisko. W tamtejszych Wigrach był gwiazdą, a po zawieszeniu butów na kołku przez pewien czas pomagał w pracy pierwszemu trenerowi Venceviciusowi.

A jak dzisiaj radzą sobie Litwini w Polsce? Wizytówką pozostaje bramkarz Podbeskidzia, Emilijus Zubas, nieźle radzi sobie też Fedor Cernych i to by było na tyle. W sumie dla Litwinów liga polska jest dziś tak samo modna jak dla Polaków liga litewska, czemu dowodem są przykłady Kamila Bilińskiego, Jakuba Wilka czy trenera Marka Zuba. Który z polskich piłkarzy za czasów Mikulenasa, Żvirgżdauskasa ii Venceviciusa myślał o wyjeździe do klubów z Wilna czy Kowna?

 

GRZEGORZ IGNATOWSKI

 

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 0 / 5. Licznik głosów 0

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

spot_img
Redakcja
Redakcja
Jesteśmy niczym Corinthians — przesiąknięci romantycznym futbolem, który narodził się z czystej pasji i chęci rywalizacji, nie zysku. Kochamy piłkę nożną. To ona wypełnia nasze nozdrza, płuca i wszystkie komórki naszego ciała. To ona definiuje nas takimi, jakimi jesteśmy. Futbol nie jest naszym sposobem na życie. Jest jego częścią. Jeżeli myślisz podobnie, to już znaleźliśmy wspólny język. Istniejemy od 2014 roku.

Więcej tego autora

Najnowsze

„Manchester City Pepa Guardioli. Budowa superdrużyny” – recenzja

„Manchester City Pepa Guardioli. Budowa superdrużyny” to pozycja znana dzięki wydawnictwu SQN na polskim rynku od kilku lat. Okazją do wznowienia publikacji było zwycięstwo...

GKS Katowice – historia na 60-lecie klubu

10 marca 2024 roku Retro Futbol gościło na Stadionie Miejskim w Rzeszowie, gdzie w meczu 23. kolejki Fortuna 1. Ligi Resovia podejmowała GKS Katowice....

„Semiologia życia codziennego” – recenzja

Eseje związane jakkolwiek z piłką nożna to rzadkość. Dlatego "Semiologia życia codziennego" to niezwykle interesująca lektura. Tym bardziej, że jej autorem jest słynny humanista,...