Największe zaskoczenia powołań do reprezentacji Polski w XXI wieku

Czas czytania: 7 m.
5
(1)

29 maja Michał Probierz ogłosi kadrę na finały EURO 2024. Z medialnych doniesień i spekulacji wynika, że obejdzie się bez sensacyjnych wyborów i zaskakujących pominięć. W przeszłości jednak, przy okazji nominacji na wielkie turnieje, selekcjonerzy reprezentacji potrafili zaszokować i w pierwszym i drugim przypadku.

Dyspozycja z góry

Jesienią 2001 Jerzy Engel zapowiadał, że jego zespół jedzie do Azji po złoto. Wiosną 2002, po porażkach w towarzyskich grach z Japonią (0:2) i Rumunią (1:2), ta bojowa atmosfera gdzieś się ulotniła. Polscy piłkarze drastycznie obniżyli loty, a nad Wisłą grono optymistów topniało z każdym tygodniem. Engel postanowił zatem wstrząsnąć kadrą, nie zabierając do Korei Południowej Tomasza Iwana, który w eliminacjach MŚ zagrał w pięciu meczach.

Wokół braku nominacji dla pomocnika Austrii Wiedeń narosło wiele mitów i legend. Wedle jednej z nich, Iwan miał być głównodowodzącym bankietowej „Grupy Ajwena” (obok m.in. Tomasza Hajty i Piotra Świerczewskiego). Nie zabierając go na mundial, Engel chciał wprowadzić większą dyscyplinę w zespole. Pominięcie go w kadrze na selekcjonerze wymusiło jednak prezydium PZPN, co sam zainteresowany przyznał po latach. –  Argumenty padały najróżniejsze. I o ile udało mi się obronić paru innych chłopaków, o tyle w przypadku Iwana tego zrobić się nie udało. Zrobiłem błąd, bo powinienem się postawić. Stanęło jednak na tym, że Iwana wykreślamy, bo nie gra w piłkę – opowiadał na łamach portalu futbolfejs.pl.

Największy nieobecny w polskim zespole na MŚ 2002 długo milczał. Dopiero we wrześniu, dobrych kilka miesięcy po decyzji Engela, zdecydował się udzielić szczerego wywiadu „Super Expressowi”. Wyśmiał w nim, m.in. sugestie, że za decyzją o jego pominięciu, stał PZPN. –  Dla mnie odpowiedzialny za powołania zawsze był selekcjoner. Wiedział, co robi. Nie mam do niego żadnych pretensji. On ponosił wszystkie konsekwencje, a w tym przypadku skończyło się tak, że stracił pracę. Nie wnikam, czy ktoś chciał tego, aby on został zwolniony. Może tak było? – powiedział.

Faktem też jest jednak, że tej nominacji nie dało się w żaden sposób sportowo obronić, co słusznie przyznawał sam Engel. W sezonie 2001/2002 urodzony w Ustce pomocnik wystąpił bowiem w zaledwie 12 meczach Austrii Wiedeń.

Zwierzyna łowna

Oficjalne ogłoszenie kadry na MŚ cztery lata później odbyło się już z pompą. Pub Champions Sport Bar, liczna widownia w środku i transmisja w Polsacie w „prime time” o 20. A na scenie on – Paweł Janas, myśliwy z Wronek, który niczym zwierzynę łowną, odstrzelał kolejnych pewniaków. Biletów do Niemiec nie otrzymali Jerzy Dudek (7 meczów w eliminacjach), Tomasz Kłos (5), Tomasz Rząsa (9) i Tomasz Frankowski (7). – Paweł, naprawdę? – dopytywał prowadzący event, dziennikarz Polskiego Radia, Michał Olszański. „Janosik” nie rozumiał jednak powszechnego zdziwienia swoimi wyborami. – Biorę na siebie odpowiedzialność. Taką podjąłem decyzję – tłumaczył spokojnie.

Z jednej strony cały kwartet sezonu 2005/2006 w swoich klubach nie mógł uznać za udany. Dudek w Liverpool FC przegrywał rywalizację o miejsce w bramce z Pepe Reiną (6 meczów). Kłos niby regularnie grał w Wiśle Kraków (33 występy we wszystkich rozgrywkach), ale w porównaniu z poprzednimi latami, mocno obniżył loty. Podobnie rzecz miała się z Tomaszem Rząsą (25 gier w ADO Den Haag). Osobny przypadek to Frankowski. Jesienią „Franek” reprezentował barwy Elche CF, dla którego w 14 meczach zdobył osiem bramek. Gdy jednak jasnym się stało, że z „Los Franjiverdes” ciężko mu będzie awansować do Primera Division, zimą przeniósł się do walczącego o promocję do Premier League, Wolverhampton Wanderers. I to był błąd. Były as Wisły Kraków ze swoimi warunkami fizycznymi, do The Championship pasował jak pięść do nosa. W zespole „Wilków” wiosną ani razu nie wpisał się na listę strzelców, dając tym samym selekcjonerowi twardy powód do pominięcia go.

Z drugiej strony, mimo problemów w klubie, Janas cały czas stawiał na całą czwórkę. Tuż przed ogłoszeniem kadry na mundial, Dudek wystąpił w pięciu meczach, Kłos i Rząsa w trzech, a Frankowski w czterech. Nic naprawdę nie zwiastowało, że selekcjoner nagle zrazi się do któregoś z podopiecznych. Nic dziwnego więc, że każdego z nich ta decyzja boli do dziś. – Była wściekłość, zadra, ból. Pracowało się całe eliminacje, byłem kapitanem, kręgosłupem drużyny. Nagle dowiedziałem się, że nie jadę na mistrzostwa. Do dziś nie dowiedziałem się dlaczego, nawet nie próbuję dopytywać – żalił się w 2018 roku, w rozmowie z „SE”, Kłos.

Z czasem się nie wygra

Przy okazji powołań na kolejne wielkie turnieje, następcy Janasa nawet nie zbliżyli się do niego w kwestii poziomu zaskoczenia wyborami. Choć niespodzianek też nie brakowało.

Leo Beenhakker tuż przed EURO 2008 zdecydował się pominąć Grzegorza Bronowickiego i Radosława Matusiaka. Lewy obrońca był jednym z odkryć holenderskiego szkoleniowca. Z solidnego ligowca, pod okiem „Don Leo” przeobraził się w klasowego bocznego defensora, którego wyższość musiał uznać sam Cristiano Ronaldo. W sezonie poprzedzającym ME w Austrii i Szwajcarii gracz Crveny Zvezdy Belgrad miał jednak problemy z kolanem, w związku z czym we wszystkich rozgrywkach wystąpił tylko w 19 meczach. Zdążył wyleczyć się na zgrupowanie, ale sztab kadry uznał, że nie zdąży nadrobić treningowych zaległości przed czempionatem Starego Kontynentu. – Nie jest w stanie zagrać w ciągu dziewięciu dni trzech bardzo trudnych meczów. Nie jest gotowy do takiego wysiłku. Obecnie stać go najwyżej na 60 minut – stwierdził Beenhakker.

Z kolei Matusiak, jeden z niekwestionowanych bohaterów eliminacji EURO 2008 (cenne gole z Serbią i Belgią), od 2007 roku systematycznie obniżał loty. W rundzie wiosennej rozgrywek 2006/2007 nie mieścił się w składzie Palermo FC (ledwie trzy występy i jedna bramka). Jego sytuacja niewiele poprawiła się nie tylko po transferze do SC Heerenveen (13 meczów i jeden gol), ale także po powrocie do Polski, do Wisły Kraków (11 spotkań i jedno trafienie). Mimo to „RadoMatu” znalazł się w szerokiej kadrze na zgrupowanie w Niemczech. – Taka nobilitacja jak gra w reprezentacji podnosi mnie na duchu, bo pokazuje, że są jeszcze ludzie, którzy na mnie liczą i wierzą we mnie. Ostatnio więcej dziennikarzy i kibiców moją osobę krytykuje, aniżeli chwali. Dzięki takim miłym momentom jak dzień ogłoszenia powołań wiem, że stać mnie na tak dobrą grę jak w wicemistrzowskim sezonie Bełchatowa i trener Beenhakker liczy, że wrócę do normalnej dyspozycji – mówił zaraz po otrzymania powołania, w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl.

Nic takiego jednak nie nastąpiło. Mimo że Matusiak trafił do siatki w sparingu z Macedonią (1:1), i jego Leo zdecydował się „odstrzelić”. – Ciężką pracą na zgrupowaniu zrobił krok do przodu, jest w coraz lepszej formie, ale do optymalnej dyspozycji jeszcze mu trochę brakuje – podsumował jego pracę na zgrupowaniu, holenderski selekcjoner.

W specyficznej sytuacji znajdował się za to przed EURO 2012 Franciszek Smuda. Polska jako gospodarz imprezy, od 2010 r. rozgrywała wyłącznie mecze towarzyskie, stąd też odpadał problem graczy „zasłużonych” w eliminacjach. Obyło się więc bez większych sensacji przy powołaniach. „Franz” zdecydował się nie skorzystać z usług takich piłkarzy jak Tomasz Jodłowiec, Kamil Glik, Arkadiusz Głowacki czy Michał Kucharczyk, na których stawiał w sparingach, ale kibice i eksperci nie zamierzali o tych piłkarzy kruszyć kopii.

Dwa sposoby pożegnań

Niełatwe decyzje personalne dwukrotnie musiał podejmować także Adam Nawałka. Tym bardziej że w domu zostawiał ludzi naprawdę sobie bliskich. Na ostatniej prostej przed EURO 2016 zmuszony był zrezygnować z usług Sebastiana Mili, który w latach 2014-2015 przeżywał „drugą młodość”. Byłemu pomocnikowi Śląska Wrocław pamięta się głównie bramkę z Niemcami, ale „Roger” znakomicie spisywał się także w potyczkach z Gruzją czy Szkocją. Od 2015 roku jego rola w reprezentacji jednak malała. Słabo spisywał się również w sezonie 2015/2016 w Lechii Gdańsk (dwa gole i trzy asysty w 29 meczach). Gorsza dyspozycja nie uszła uwadze Nawałki, który coraz rzadziej stawiał na Milę. Przed ME, blondwłosy pomocnik ostatni raz orłem na piersi zagrał w listopadzie w towarzyskiej grze z Czechami.

Jeszcze przed oficjalnym ogłoszeniem kadry na francuski turniej, Mila uchylił rąbka tajemnicy kibicom, dziękując Nawałce za szansę gry w kadrze. Zdjęcie z meczu z Niemcami na twitterze okrasił następującymi słowami: „Dla tej chwili było warto… Dziękuje bardzo. Będę mocno wspierał naszą reprezentację! Wierzę w trenera i drużynę”. „Pożegnanie z klasą” – komentowali jego wpis internauci. 38-krotny reprezentant Polski w rozmowie z onet.pl kilka dni później jednak przyznał: –  Zdecydowanie chciałem uciec. Zresztą chwilę po tamtej decyzji trenera rozmawiałem z żoną i ona była podobnego zdania. Mówiła mi, że jeśli chcę jeszcze grać na wysokim poziomie i odnieść sukces, muszę odpocząć i się zresetować. Czułem, że potrzebuję teraz spokoju.

Dwa lata później, przed MŚ 2018, Nawałka musiał zostawić w domu Krzysztofa Mączyńskiego. Jego z kolei dla reprezentacji odkrył i wbrew niepochlebnym opiniom dziennikarzy i kibiców, uczynił ważną postacią kadry. Przez większą część sezonu 2017/2018 „Mąka” grał w Legii Warszawa regularnie. W kwietniu zaczął mieć jednak problemy z kontuzjami (kolano i mięsień dwugłowy). Ostatni raz na murawie pojawił się 7 kwietnia 2018. Nawałka bał się ryzykować, dlatego nie zabrał jednego ze swoich najważniejszych żołnierzy do Rosji.

Mączyńskiego ta decyzja bardzo zabolała. Rana w sercu długo się nie goiła, bo jeszcze rok po MŚ, w programie „Foot-Truck” zaatakował selekcjonera: – Od tamtej pory nie miałem kontaktu z trenerem. To był cios poniżej pasa. Powiem szczerze — nie wiem, czy to była jego decyzja. Znam trenera Nawałkę od lat i nie do końca jestem przekonany, że to on decydował. To jest moja teoria. Nie wiem, dlaczego to się stało w takim momencie.

Dwie identyczne niemal historie, a jak odmienne reakcje na decyzje.

Po co była ta lista?

Sentymentów przy powołaniach nie miał również Paulo Sousa, tworząc kadrę na EURO 2021. Uznania w jego oczach nie zdobył jeden z ojców awansu na ME, a więc Kamil Grosicki. Od 2019 r. jego sytuacja klubowa uległa jednak pogorszeniu. W sezonie 2020/2021 „Grosik” był piłkarzem West Bromwich Albion i zaledwie pięć razy meldował się na boisku. Sousa dał mu szansę gry w pierwszych trzech meczach eliminacji MŚ 2022 z Węgrami, Andorą i Anglią, ale Grosicki niczym specjalnym się nie wyróżnił. Stąd też portugalski selekcjoner nie miał oporów, aby zostawić go w domu.  – Kamil grał w marcowych meczach eliminacji do mistrzostw świata. Staraliśmy się pomóc mu w powrocie do wysokiej formy. Kilkanaście miesięcy bez regularnej gry jest jednak dla większości zawodników problemem. To była trudna decyzja, bo wiem, jaki poziom potrafi prezentować Grosicki. Emocje trzeba było jednak odłożyć na bok. Uważam, że ten wybór był obecnie najlepszy – wyjaśnił Sousa. „Pretensje 32-latek może mieć przede wszystkim do siebie” – tak sytuację gracza WBA skomentował dziennik „Polska The Times”.

Sousa nie miał również przekonania do Sebastiana Szymańskiego, który w drużynie narodowej zadebiutował w 2019 r. jeszcze za kadencji Jerzego Brzęczka. Od tego czasu stawał się jedną z ważniejszych jej postaci. Jego wartość poszybowała w górę po transferze do Dynama Moskwa. Portugalczyk powołał Szymańskiego na swoje pierwsze zgrupowanie i wystawił w pierwszym składzie w rywalizacji z Węgrami. Problem w tym, że ofensywnego pomocnika umieścił na…prawym wahadle. Były gracz Legii Warszawa kompletnie nie poradził sobie na obcej sobie pozycji i już po godzinie gry został zmieniony. U Sousy więcej nie zagrał, a nieszczęsny występ w Budapeszcie przekreślił jego szanse na wyjazd na EURO 2020. „W razie potrzeby jestem w gotowości. Trzymam kciuki za wszystkich chłopaków i gorąco wierzę, że przeżyją fantastyczną przygodę” – napisał na Facebooku.

https://www.facebook.com/sebastianszymanski53/posts/261615188819310?ref=embed_post

Faktycznie, po cichu mógł liczyć na to, że jednak znajdzie się w kadrze na ME. Tym bardziej że wespół z Rafałem Augustyniakiem, Kamilem Grosickim i Robertem Gumnym znalazł się na liście rezerwowej. Tuż przed startem turnieju, okazało się, że uraz kolana, z którym Arkadiusz Milik przyjechał na zgrupowanie reprezentacji Polski, jest zbyt poważny, aby napastnik Olympique Marsylia mógł być brany pod uwagę do gry. Spodziewano się zatem, że w miejsce Milika Sousa zdecyduje się dowołać kogoś z listy rezerwowej. Portugalczyk nie zdecydował się jednak skorzystać z tej opcji. „Po co zatem jest ta lista” – rozeszło się zdziwienie po całej Polsce. I nie ma się co dziwić, bo owa lista przeszła do legendy. Zdaniem Sousy, wszyscy gracze pozostający w razie potrzeby w odwodzie, dostali specjalne rozpiski treningowe, w razie gdyby okazali się potrzebni. Tymczasem ów kwartet graczy przyznał, że…nie dostał od sztabu szkoleniowego kadry żadnych wytycznych.

Wybór bez kontrowersji

– Ta kadra to efekt rozmów oraz obejrzenia ponad 400 meczów. Ręczę za mój wybór. Lepszego nie dało się dokonać – podkreślił przed ogłoszeniem kadry na MŚ 2022, Czesław Michniewicz. I faktycznie, w porównaniu z poprzednikami, „polski Mourinho” ani nie musiał dokonywać trudnych wyborów ze względu na pogorszenie klubowej sytuacji podopiecznych, ani też nie decydował się na szokujące posunięcia, zrozumiałe tylko dla niego. Zadanie ułatwiał mu też fakt, że katarski mundial, rozgrywany był wyjątkowo w trakcie sezonu, zatem wszyscy jego gracze przyjechali w optymalnej dyspozycji fizycznej.

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 5 / 5. Licznik głosów 1

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

spot_img

Więcej tego autora

Najnowsze

„Jak (nie) grać w Europie”? Nowa książka Michała Zachodnego już w sierpniu

Dlaczego polskie kluby radzą sobie w europejskich rozgrywkach gorzej od przedstawicieli lig będących na podobnym poziomie? Michał Zachodny, dziennikarz Viaplay oraz autor ciepło przyjętej...

Nandor Hidegkuti – człowiek ze „Stali” Rzeszów

Mało kto wie, że w „tych” latach 70-tych, a dokładnie w 1972 roku trenerem piłkarzy rzeszowskiej Stali był Węgier Nandor Hidegkuti. Dlaczego jest to...

Rapid Wiedeń – historia i teraźniejszość

Rapid Wiedeń to drużyna, która stanowi o historii ligi Austiackiej - w tym artykule przyglądamy się klubowi z Wiednia.