Vercelli, niewielkie 40-tysięczne miasteczko w północnych Włoszech, to miejsce akcji jednej z najwspanialszych i zarazem najsmutniejszych historii włoskiego sportu. To właśnie tutaj, ponad 100 lat temu narodziła się wielka drużyna, która w krótkim czasie stała się postrachem całej piłkarskiej Italii. Pro Vercelli jest dziś klubem zapomnianym, ale niezwykle zasłużonym. Pionierska myśl szkoleniowa przyniosła tej drużynie siedem mistrzowskich tytułów – tyle, ile łącznie na swoim koncie zdołały zgromadzić tak wielkie marki jak Napoli, Roma i Lazio. Parafrazując klasyk: usiądźcie głęboko w fotelach i zapnijcie pasy – odpalamy nasz wehikuł czasu!
1892 rok, Vercelli. Miejscowy nauczyciel wychowania fizycznego, Domenico Luppi, realizuje autorski pomysł założenia Towarzystwa Gimnastycznego, które szkoliłoby młodych gimnastyków oraz szermierzy. Nasza historia rozpoczyna się jednak nieco ponad dekadę później. W 1903 roku jeden z wychowanków Luppiego, Marcello Bertinetti, wybrał się do Turynu na mecz Juventusu, który był wówczas jedną z najlepszych drużyn w kraju. Bertinetti po powrocie do domu był tak zachwycony pięknem futbolu, że postanowił założyć swój własny klub piłkarski, który miał działać jako kolejna sekcja Pro Vercelli. Wraz ze swoim szybko dopina swego i już wkrótce Leoni rozgrywają pierwsze spotkanie. Rok później zespół zalicza premierowy występ w Pucharze Lombardii, który na długo zapadł w pamięci jednego z zawodników – Giuseppe Sessy. Napastnik Vercelli z własnej kieszeni musiał pokryć najbardziej nietypową karę w historii piłki nożnej, a mianowicie mandat za… ominięcie bramki na moście. Biancocrociati na turniej rozgrywany w Casteggio postanowili bowiem dotrzeć na rowerach, jednak chcąc uniknąć dodatkowych kosztów podróży zdecydowali się oszukać pobierających opłaty za przejazd przez rzekę ochroniarzy. Ta sztuka piłkarzom z niewielkiego miasteczka się nie udała, podobnie zresztą jak cała wyprawa do Casteggio, która zakończyła się porażką debiutantów 1:2. Zespół w swoim rodzinnym mieście został jednak przywitany z największymi honorami. Mieszkańcy Vercelli zarazili się futbolowym bakcylem i poczuli, że nawet ośmiotysięczne miasteczko leżące w cieniu wielkich metropolii: Turynu i Mediolanu, nie musi czuć się gorsze od swoich konkurentów. To jednak dopiero początek wspaniałej przygody piłkarskiego „kopciuszka”.
Początki klubu i pierwsze sukcesy
Kadra zespołu zaczęła się formować. Miesiąc po porażce w Casteggio rozegrano spotkanie, w którym po raz pierwszy na boisku zaprezentowała się późniejsza legendarna linia pomocy w składzie: Giuseppe Milano, Guido Ara oraz Pietro Leone. Drużyna z Vercelli występowała w charakterystycznych koszulach, które dały początek jednemu z przydomków Pro Vercelli. Co ciekawe barwy klubu zostały wybrane dzięki… lenistwu zarządu. Początkowo piłkarze występowali w czarnych szortach oraz wspomnianych białych koszulach w czarne pasy, co było nawiązaniem do uwielbianego przez Bertinettiego Juventusu. Częstotliwość rozgrywania spotkań sprawiła jednak, że pasy co jakiś czas należało odnawiać, by wciąż pozostawały widoczne. To zajęcie szybko znudziło się odpowiedzialnym za stroje meczowe osobom i tak do dziś dzień Pro Vercelli używa białych koszulek i czarnych spodenek. Po kilku latach zdobywania doświadczenia i ogrania we wszelkiego rodzaju sparingach, turniejach i pucharach, Leoni w 1906 roku oficjalnie zostali członkiem włoskiej federacji piłkarskiej co upoważniało ich do startu w mistrzostwach Włoch drugiej kategorii, które były uważane za drugi szczebel krajowych rozgrywek. Pierwszy start nie był jednak udany – klub Bertinettiego został wyeliminowany przez rezerwy Juventusu i marzenia o awansie zostały odłożone o rok. Tylko o rok, bowiem kolejna edycja mistrzostw została całkowicie zdominowana przez Pro Vercelli. Kapitalna forma sprawiła, że Biccoliani z łatwością wygrali mistrzostwo i dołączyli do elity. Niewielka firma weszła na światowe salony, które od początku wieku były miejscem rywalizacji najsłynniejszych włoskich miast.
Przeczytaj także: „Roberto Baggio – przeklęty geniusz„
Rok 1908 był jednak jeszcze bardziej udany. Pro Vercelli stało się wówczas pierwszym i jedynym (wspólnie z Novese) klubem w historii mistrzostw Włoch, który po Scudetto sięgnął jako beniaminek. W rundzie wstępnej Leoni pokonali Starą Damę, a w rozgrywkach finałowych okazali się lepsi od Andrea Doria i US Milanese, pieczętując mistrzowski tytuł zwycięstwem w bezpośrednim pojedynku z drugim w tabeli zespołem z Mediolanu. Część osób nie uznaje jednak Vercelli za prawowitego mistrza kraju. Powód? W 1908 roku zgodnie z decyzją włoskiej federacji piłkarskiej, równolegle odbywały się dwa turnieje: federalny, w którym ostatecznie udział wzięły tylko dwa z pięciu zespołów, oraz krajowy. Mistrzostwa federalne przeznaczone były dla klubów, które chciały wystawić do gry zawodników spoza granic Italii. Takiej możliwości nie było w turnieju krajowym, w którym udział brać mogli jedynie obywatele Włoch. Juventus wygrał Puchar Spenseya (federalny), a Pro Vercelli zwyciężyło Coppa Buni (krajowy). Rozłam spowodowany podziałem rozgrywek sprawił jednak, że Bianconeri… nigdy nie dostali nagrody za swój sukces. Jej poprzedni zwycięzca, AC Milan, w ramach protestu przekazał bowiem puchar w posiadanie Genoi. Oficjalnym mistrzem w oczach związku zostało ostatecznie Vercelli.
Przed startem kolejnych rozgrywek znów zmieniono ich formułę. Tym razem to mistrzostwa federalne uznano za „wyższe” w hierarchii. To jednak nie przeszkodziło złożonemu wyłącznie z Włochów Biccoliani w sięgnięciu po drugi tytuł z rzędu. Pro Vercelli pokonało Juventus, Torino, Genoę i Milanese – cztery najsilniejsze ekipy na krajowym podwórku i ponownie znalazło się na szczycie. W ciągu dwóch lat zespół ten zdetronizował rywali i wyścignął ich o kilkanaście lat w przód. Wszystko za sprawą innowacyjnych metod, które stały się symbolem rozpoznawczym Vercelli. Amatorski klub, który nie wypłacał pensji swoim zawodnikom, przeprowadzał w pełni profesjonalne treningi. Leoni zostali pionierami w tej dziedzinie, m.in. jako pierwsi we Włoszech, a może nawet na świecie, trenowali rozgrywanie stałych fragmentów gry, co w praktyce dawało im sporą przewagę nad rywalami, którzy nie używali wyćwiczonych schematów. W klubie korzystano również z tego, że kadra składała się z młodych zawodników, którzy nie tylko oddawali się wspólnej pasji, ale również byli w stanie częściej i intensywniej trenować. Kolejnym atutem Vercelli była niezwykła więź, która wytworzyła się pomiędzy zawodnikami tego klubu. Piłkarze byli rówieśnikami, dodatkowo większość z nich dorastało w jednym mieście, więc na boisku rozumieli się bez słów.
Niesprawiedliwa porażka i powrót na szczyt
Czy ktoś mógł zatrzymać taki zespół? Nie. Pro Vercelli śmiało można uznać za „dream-team”, jednak w 1910 roku nie zdobyli oni mistrzostwa kraju. Nie sposób jednak przypisać tę porażkę czysto sportowej rywalizacji. Rozgrywki po raz pierwszy w historii odbywały się na przestrzeni dwóch lat: 1909 i 1910, a także przybrały formę ligi, która zastąpiła drabinkę pucharową. Po 16 kolejkach Leoni zgromadzili na swoim koncie identyczną liczbę punktów co Inter Mediolan. Włoska federacja zmieniła jednak przepis, który do tej pory głosił, że w takim przypadku zwycięzcom zostaje drużyna, która ma lepszy bilans bramkowy. W związku z tym Puchar nie powędrował do Vercelli, a Biancocrociati musieli rozegrać dodatkowy baraż z Nerazzurri . To spotkanie przeszło do historii włoskiego futbolu jako jeden z największych przekrętów w historii calcio. Włoska federacja „przypadkowo” ustaliła termin meczu w dniu, w którym w Rzymie rozgrywano Queens Cup – puchar militarny, na którym stawić musieli się zawodnicy Pro Vercelli. Na nic zdały się protesty zarządu klubu z niewielkiego miasteczka: baraż odbył się, a Inter zwyciężył 10-3. Leoni nie mieli szans w starciu z rywalem dysponującym pełną kadrą. W zespole dwukrotnego mistrza Italii wystąpić musieli juniorzy i dzieci. Dosłownie dzieci, bowiem kapitanem Vercelli został… 13-letni Alessandro Rampini (swoją drogą prawdopodobnie najmłodszy kapitan zespołu występującego w najwyższej klasie rozgrywkowej w historii futbolu).
Na boisku nie przebywał wówczas ani jeden piłkarz Biccoliani, który miał ukończone 15 lat. Kolejny cios spadł na Pro niedługo potem, gdy decyzją federacji cała drużyna została ukarana międzynarodowym zawieszeniem, co wykluczało możliwość gry Leoni w reprezentacji kraju. Oburzeni piłkarze i działacze obiecali „odebrać co swoje” i zadeklarowali, że bez trudu zwyciężą w kolejnych rozgrywkach. Rok później dotrzymali danego słowa i w fantastycznym stylu wygrali ligę i wielki finał sięgając po trzecie Scudetto.
Napędzani chęcią rewanżu zawodnicy zdominowali mistrzostwa Włoch w trzech kolejnych latach, przegrywając w międzyczasie zaledwie dwa spotkania. Biancocrociati stali się prawdziwą maszyną do wygrywania, w pięciu wielkich finałach rozgrywek uzyskali bilans bramek 24-1. Piłkarze Pro Vercelli po zniesieniu zakazu gry w drużynie narodowej stanowili również o sile Squadra Azzurra. Najdobitniej świadczy o tym spotkanie z 1913 roku, kiedy to w starciu z Belgią w reprezentacji Włoch zagrało aż 9 zawodników tego klubu. Liderem był oczywiście niezawodny Guido Ara. Ara brylował na włoskich boiskach przewyższając swoich rywali nie tylko technicznie, ale i fizycznie. Uwielbiał ostrą, siłową grę, w której nie miał sobie równych. Gdy pytano go o to, dlaczego preferuje taki styl odpowiadał:
Futbol nie jest sportem dla małych dziewczynek. To twarda, męska gra.
Po zdobyciu trzech tytułów z rzędu (jako druga po Genoi drużyna w Italii) Pro Vercelli zostało zdetronizowane przez inny niewielki klub – Casale, które było przykładem zupełnego kontrastu Biccoliani. Zespół ten został założony przez zazdroszczącego sławnemu Vercelli Raffaele Jaffe, prezesa firmy Monferato. Nerostellati w przeciwieństwie do Leoni nosili czarne stroje – dla podkreślenia swojej odmienności. Obustronna niechęć sprawiła, że do dziś są oni największymi rywalami. Casale trafiło na czołówki gazet w 1913 roku, gdy za ich sprawą włoski klub po raz pierwszy pokonał rywala z Anglii – Reading, które wcześniej ograło m.in. Pro, Milan czy reprezentację Italii. Biancocrociati rozgrywki ligowe zakończyli wyjątkowo wcześnie: odpadając już w lidze regionalnej, w której lepsze o punkt okazało się wspomniane Casale, a także Genoa. Vercelli nie odzyskało tytułu również w następnym sezonie, w którym jednak zabrnęli nieco dalej – odpadając w półfinałach (cztery ligi po cztery zespoły, zwycięzcy awansowali do finału – grupę C wygrało Torino, Pro było drugie). Kolejnej szansy nie było. Wybuch pierwszej wojny światowej na kilka lat przerwał rozgrywki i rozbił drużynę Pro, której gracze trafili na fronty bądź wyjechali z kraju.
Powojenne mistrzostwa i upadek klubu
Po wojnie rozgrywki wznowiono, a odmieniony skład Pro Vercelli wciąż był jednym z głównych kandydatów do tytułu, jednak Leoni ponownie nie przebrnęli półfinałów. Ostatecznie na szóste Scudetto w Vercelli czekano jeszcze rok. W sezonie 1920/1921 Biccoliani nie mieli sobie równych w dwóch etapach kwalifikacyjnych i w wielkim finale, w którym zwyciężyli Pisę 2-1. Kadra klubu w porównaniu do poprzedniej mistrzowskiej jedenastki mocno się zmieniła, a ostatni tytuł Biancocrociati zdobyli bez wkładu Ary, przynajmniej boiskowego, bo legendarny zawodnik w rozgrywkach 1921/1922 prowadził Pro jako trener. Siódme zwycięstwo jest jednak uznawane jako mistrzostwo „połowiczne”. Włoski futbol był bowiem w stanie kolejnego rozłamu, a większa część klasowych zespołów uczestniczyła w rozgrywkach CCI, które wygrali właśnie Leoni. Równolegle, w turnieju organizowanym przez federację najlepsze okazało się debiutujące w Serie A Novese.
Wielki sukces był jednak początkiem drogi w dół. Pro nigdy potem nie dotarło do rundy finałowej mistrzostw kraju, a gdy utworzono Serie A utrzymało się w niej przez zaledwie sześć sezonów osiągając przeciętne wyniki, a na sam koniec spadając do drugiej ligi po zajęciu ostatniego miejsca w tabeli. Najlepsza przedwojenna drużyna, która metodami pracy wyprzedziła swoją erę przegrała z… pieniędzmi. Popyt na futbol był ogromny: piłka nożna świetnie się sprzedawała porywając całe rzesze ludzi, które gromadziły się na stadionach by dopingować swoich ulubieńców. Nic więc dziwnego, że z czasem coraz większe znaczenie miała wielkość miasta, w którym mieścił się klub, a co za tym szło również większa ilość pieniędzmi, którymi dysponowali rywale Biccoliani. Niewielkie, kilkutysięczne Vercelli szybko przestało się liczyć, a Pro nie pomogły nawet znajomości z ówczesnym prezydentem FIFA, Julesem Rimetem, pomysłodawcą piłkarskich mistrzostw świata. Sam Rimet podobno darzył Leoni sympatią, a dla piłkarzy tego klubu miał nietypowe podarunki. Za każdą strzeloną bramkę zawodnik Biancocrociati otrzymywał od Rimeta… cygaro! Sześć lat Pro w Serie A nie przeszło jednak bez echa. Klub ten wciąż bowiem słynął ze swoich wychowanków, spośród których najbardziej znani są Giuseppe Cavanna, Teobaldo Depetrini, a także sławny Silvio Piola. Legendarny napastnik, który do dziś jest najlepszym strzelcem w historii włoskiej ekstraklasy, pierwsze bramki zdobywał w barwach Vercelli. Piola jest również najbardziej integralnie powiązany z upadkiem Leoni. Wszystko za sprawą słów Louisa Boziano:
Nigdy, nawet za całe złoto świata nie sprzedamy Silvio Pioli. Jeśli Piola odejdzie, będzie to oznaczało początek naszego końca.
Gdy zespół spadł z ligi w 1934 roku Pioli już w nim nie było. Odszedł przed rozpoczęciem rozgrywek do Lazio, w barwach którego został królem strzelców. Przepowiednia Boziano sprawdziła się w stu procentach…
Historia Pro Vercelli od czasu spadku z Serie A nie była usłana różami. W 1940 roku klub został zdegradowany do Serie C i zaczął swoją tułaczkę po niższych klasach rozgrywkowych w pewnym momencie grając nawet w piątej lidze włoskiej. W 2010 roku Leoni dzięki fuzji z Pro Belvedere zdołali uzbierać pieniądze potrzebne do rejestracji zespołu w rozgrywkach i uregulowania opłat co uratowało Vercelli przed upadkiem. Niedługo potem, po 64 latach, Biancocrociati ponownie awansowali do Serie B, jednak opuścili zaplecze ekstraklasy jeszcze w tym samym sezonie.
SZYMON JANCZYK