Rekordowy kontrakt, wojna z Nacionalem, odejście z hukiem – jak wyglądała kadencja Daniela Passarelli w reprezentacji Urugwaju?

Czas czytania: 7 m.
5
(3)

Marcelo Bielsa będzie dopiero drugim zagranicznym selekcjonerem w 121-letniej historii reprezentacji Urugwaju. Patrząc na to, jak wiodło się pierwszemu stranieri na tym stanowisku, nie ma się co dziwić niechęci urugwajskich decydentów do obcokrajowców.

Lata 90-te były wyjątkowo trudne dla reprezentacji Urugwaju. Mimo niezłego pokolenia Urusi nie potrafili zakwalifikować się na dwa kolejne mundiale (1994, 1998). Nadejście lepszych czasów zwiastował jednak dobry występ na Copa America w 1999 r. (II miejsce). Aby nie zepsuć tego potencjału, postanowiono przeprowadzić zamach na urugwajską tradycję i po raz pierwszy w dziejach zatrudnić szkoleniowca spoza Urugwaju. Wybór padł na byłego selekcjonera reprezentacji Argentyny, Daniela Passarellę.

Znajomość z Paco Casalem

Czuję się dumny, że jestem pierwszym zagranicznym trenerem. To trudne, ale i piękne wyzwanie. Oferuję profesjonalizm, powagę i pracę. Nie obiecuję żadnych triumfów, bo to byłoby nieodpowiedzialne

stwierdził Pasarella na inauguracyjnej konferencji prasowej. Z kolei już w rozmowie „off the record” z urugwajskimi dziennikarzami miał dodać:

W River Plate występowałem z Rubenem „Polillitą” Da Silva, który namawiał mnie do pracy w Urugwaju któregoś dnia. Z kolei później poznałem Paco Casala, który zainicjował spotkanie ze mną oraz z synem prezydenta Urugwaju, Julio Marii Sanguinettiego, którym powiedziałem, że jestem gotów podjąć pracę w ich kraju. I tak to się zaczęło.

Osoba Paco Casala jest kluczowa, aby zrozumieć, jak doszło do zatrudnienia mistrza świata 1978 i 1986 w drużynie La Celeste. W latach 80-tych Casal był czołowym agentem piłkarskim, mającym w swojej stajni największe urugwajskie tuzy (Carlos Aguilera, Hugo De Leon, Enzo Francescoli, Nelson Gutierrez czy Ruben Sosa). W 2000 r. odszedł z branży i skupił się na działalności medialnej. Założył firmę Tanfield, trudniącą się pośrednictwem w sprzedaży praw do najważniejszych transmisji sportowych, a także piłkarski kanał GolTV.

Tanfield w niedługim czasie stał się największym dobrodziejem urugwajskiego futbolu. To on w większości opłacał rekordowy kontrakt Passarelli (600 tys. z 945 tys. dolarów rocznie). Na ironię zakrawa tylko fakt, że Argentyńczyk zrezygnował z pracy w głównej mierze po konflikcie z… Hugo De Leonem, a więc byłym podopiecznym Casala. Nie wyprzedzajmy jednak na razie faktów. Mamy kwiecień 1999 r. a „El Caudillo”, jak był nazywany w czasie swojej piłkarskiej kariery, przybył do Urugwaju, aby poprowadzić Urusów do MŚ 2002 w Korei Południowej i Japonii.

Zła prasa od startu

Wątpliwości co do tego, czy to aby na pewno właściwa osoba na właściwym miejscu pojawiły się już w momencie ogłoszenia jego nominacji. Konfliktowy charakter to jedno. Passarella właśnie opuścił reprezentację Argentyny, w której zasłynął z niepowoływania zawodników z… kolczykami i długimi włosami. Dlatego m.in. na MŚ 1998 do Francji nie pojechał Fernando Redondo. Argentyńczyk nie wierzył także w sportowe prowadzenie podopiecznych, stąd częste kontrole antynarkotykowe. Zwolenników nie zjednał mu również nieudany występ Albicelestes na francuskim mundialu (1/4 finału po porażce z Holandią).

Tym bardziej że w Urugwaju wcale nie uważano, że potrzebują zagranicznego selekcjonera. Faworytem kibiców był Victor Pua, który z młodymi Urusami zdobył wicemistrzostwo świata U-17w 1997 r. i zajął 4. miejsce na MŚ U-20 w 1999 r. Tuż przed rozpoczęciem kadencji Passarelli, z Los Charruas wywalczył także srebro na Copa America. Nikt lepiej niż Pua nie znał zatem potencjału urugwajskiej kadry, a także nie rozumiał słynnego ducha „Garra Charrua”, który oznaczał determinacje, wolę walki i serce do gry. Jak już się jednak rzekło na wstępie, w Urugwaju w tamtym czasie piłkarski związek nie miał za wiele do powiedzenia. Ogon kręcił psem, a tym ogonem była firma Tanfield, która wymarzyła sobie właśnie Passarellę.

Od początku kadencji Argentyńczyka, gra Urugwaju była jednak daleka od optymalnej. W serii sparingów przed rozpoczęciem kwalifikacji do azjatyckiego mundialu 2-krotni mistrzowie świata wygrali z Kostaryką (5:4) i Wenezuelą (2:0), zremisowali z Ekwadorem (0:0) oraz przegrali z Paragwajem (0:1). Gwizdy kibiców i pierwsze słowa krytyki wśród dziennikarzy pojawiły się zwłaszcza po dwóch ostatnich meczach. Już wtedy dało się odczuć, że argentyński trener nie radzi sobie z presją. Gdy na łamach „Ultimas Noticias” pojawił się krytyczny artykuł na temat gry Urusów, Passarella wysłał odpowiedź dziennikarzowi Jose Victorovii Garcii. „Przyjmuję krytykę, ale pod warunkiem, że nie ma złych intencji” – napisał. To był zresztą początek długiej batalii selekcjonera z urugwajskimi żurnalistami.

Chwilę później Enrique Yannuzzi na antenie Radio Universal 17 wygłosił pamiętne przemówienie, w którym zaatakował Urugwajską Federację Piłkarską, mówiąc: – Nic się nie zmieniło, a wszyscy dookoła chcą nas przekonać, że tak właśnie jest. Sam Passarella też był coraz bardziej zmęczony sytuacją wokół jego osoby. Przed pierwszymi bojami o punkty, wymarzył sobie mecz towarzyski z silnym europejskim rywalem. Wybór padł na silną wówczas Rumunię, która szykowała się do występu na EURO 2000. Koniec końców jednak mecz nie doszedł do skutku.

Rezygnacja numer jeden

W marcu 2000 rozpoczęła się długo oczekiwana kampania kwalifikacyjna do MŚ 2002. Urugwajczycy na inaugurację pokonali skromnie Boliwię (1:0). Samo spotkanie było jednak tylko tłem do wydarzeń, które miały zmusić Passarellę do rezygnacji ze stanowiska selekcjonera reprezentacji Urugwaju. Argentyńczyk miał żal o to, że federacja nic nie robi z faktem, że kluby zagraniczne ociągają się ze zwalnianiem piłkarzy na zgrupowanie kadry.

Pracę zaplanowałem już dawno temu, tymczasem zawodników miałem do dyspozycji w niektórych przypadkach 48 godzin przed meczem. Po co więc to wszystko? Nie mogę pracować w takich warunkach, to byłaby kradzież pieniędzy — przyznał.

Prezes AUF, Eugenio Figueredo początkowo nie traktował poważnie słów Passarelli. W rozmowie z „El Observador” stwierdził nawet: – Nie można nikomu wmówić, że bez przygotowania nie da się pokonać Boliwii. Czy w 2000 roku będziemy rozmawiać o tym, jak nie możemy grać z Boliwią bez treningu? Proszę! Gdy jednak okazało się, że selekcjoner naprawdę nie żartuje, naprędce zorganizowano spotkanie kryzysowe w Buenos Aires, w którym oprócz Passarelli uczestniczyli wspomniany już Casal, a także jego wspólnik i były podopieczny, Nelson Gutierrrez, 57-krotny reprezentant Urugwaju.

Na początku ustalono, czy podłoże decyzji to faktycznie problemy z wyegzekwowaniem od klubów terminowego zwalniania powoływanych piłkarzy, czy też w międzyczasie Passarella dostał jakąś intratną propozycję z Europy.

Powiedziałem więcej, niż pierwotnie zakładałem, ale po czasie poczułem ulgę. Czułem wcześniej niemoc, bo nie mogłem pracować tak jak chciałem

przyznał trener w rozmowie z przedstawicielami firmy Tanfield.

Na spotkaniu zapewniono zatem Passarellę, że w Urugwaju zrobią wszystko, aby poprawić formułę współpracy związku z klubami zagranicznymi, tak aby selekcjoner miał swoich podopiecznych do dyspozycji ok. 8-9 dni przed meczem.

Wojna z Nacionalem

Gdy udało się ugasić pożar w kontaktach z klubami zagranicznymi, rozpoczęły się problemy z rodzimymi zespołami. A prym wiódł w tym jeden z największych, a więc Club Nacional de Futbol, prowadzony przez wspomnianego już Hugo De Leona.

Przygotowania do czerwcowego meczu z Brazylią (1:1) zbiegły się w czasie z towarzyskim turniejem, w którym Club Nacional de Futbol miał zmierzyć się z River Plate. De Leon poprosił o zwolnienie z niektórych zajęć swoich podopiecznych: Fabiána Coelho, Gianniego Guigou i Alejandro Lembo. Passarella jednak nie zastosował się do prośby, co doprowadziło do furii szkoleniowca Albos. –  Nacional nie jest klubem, który można tak traktować. Nie rozmawiam już z ludźmi, którzy nie dotrzymują słowa. Nie wywiązał się z umowy, bo zawodnicy nie stawili się na treningach – stwierdził. W ramach zemsty, klub z Montevideo nie puścił na październikowe starcie z Argentyną (1:2), Damiana Rodriguesa.

W pierwszej części eliminacji Urusi radzili sobie „średnio na jeża”. Po dziesięciu kolejkach w 2000 r. zajmowali 5. miejsce z dorobkiem 15 punktów (cztery zwycięstwa, trzy remisy, trzy porażki). Urugwajscy fani narzekali na postawę swojego zespołu, a Passarella ewidentnie nie trzymał napięcia. W sierpniu 2000, przed wylotem reprezentacji do Bogoty, wymusił, aby do samolotu nie wpuszczono dwóch krytykujących ją dziennikarzy – Mario Bardanca i Enrique Yannuzzi.

Miarka miała się przebrać jednak dopiero osiem miesięcy później.

Rezygnacja numer dwa

2001 r. 2-krtoni mistrzowie świata rozpoczynali od ciężkiego spotkania z silnym Paragwajem. Passarella chciał zabrać urugwajską kadrę do Włoch na towarzyską grę ze Słowenią oraz sparing z Juventusem FC. Jak zwykle, na zgrupowanie powołał silną grupę z Nacional. Jakież było jego zdziwienie, gdy na zbiórce nie pojawił się Vicente Sanchez. Władze śnieżnobiałych tłumaczyły, że w tym samym czasie skrzydłowy będzie im potrzebny w rywalizacji z Deportes Concepcion w Copa Libertadores.

Dla Passarelli tego było już za wiele. Bez namysłu podał się do dymisji. – Przepraszam urugwajski naród, moich zawodników i sztab, ale nie mogę już dłużej znieść tej sytuacji. Zwłaszcza, że to nie pierwszy raz. Rezygnuję tylko i wyłącznie z powodu wiecznych problemów z Nacionalem

– ogłosił, przypuszczając atak na Club Nacional de Futbol.

Na odpowiedź ze stolicy Urugwaju nie trzeba było długo czekać.

Trudno uwierzyć, że sytuacja uległa degeneracji aż do tego stopnia. Tym bardziej że wcześniej zwykle radziliśmy sobie z tego typu sytuacjami

– stwierdził prezydent klubu z Estadio Gran Parque Central.

Okazji do kolejnego ataku na Passarellę nie mógł sobie odmówić również De Leon. – On zdradził grupę biznesową, która go zatrudniła, a także kibiców, którzy pokładali w nim nadzieje. Opuścił okręt w połowie rejsu, a przecież początkowo nikt go nie chciał – powiedział. Dodał również, że jego zdaniem konflikt z największym urugwajskim klubem był zwykłą zasłoną dymną, gdyż Argentyńczyk miał mieć w tym czasie propozycje pracy z AC Parma i Interu Mediolan. Plotki wzmocnił jeszcze fakt, że w czasie rezygnacji Passarelli, we Włoszech widziany był Paco Casal.

Nic nam nie pozostawił, nie pokazał w futbolu niczego nowego. Jednak jeśli ktoś zachowuje się jak on, niczego innego nie można się spodziewać

– podsumował prawie dwuletnią kadencję Argentyńczyka.

Najbardziej dotknięci woltą Passarelli mogli czuć się ludzie z Tanfield. Jeden z nich, legendarny Enzo Francescoli przyznał po kilku miesiącach:

Długo walczyliśmy o niego, daliśmy mu posiadłość, wspieraliśmy go. Żaden selekcjoner nie miał u nas tak dogodnych warunków do pracy. Ludzie czuli się zdradzeni, nie tylko ci, którzy byli jego zwolennikami. To była zdrada całego Urugwaju.

Grzech łatwowierności

A tak, w obszernym podsumowaniu, „La Observador” rozliczałł się z rządów Argentyńczyka.

„Daniel Alberto Passarella, porywczy, pryncypialny, uparty facet, popełnił grzech łatwowierności, kiedy przybył do Urugwaju. Być może jako sposób na okazanie ulgi po presji, którą, jak powiedział, otrzymał w Argentynie, kiedy prowadził drużynę narodową, myślał, że przybywa do raju. Zgromadził czołowych liderów klubów i wywiązał się z rzekomego zobowiązania bezwarunkowego poparcia dla reprezentacji. Urugwaj nie awansował na dwa ostatnie mistrzostwa świata, a stara duma potrzebowała roszczenia. Po początkowym oporze niektórych lokalnych trenerów i naturalnej nieufności ludzi wobec zagranicznego trenera, chęć do pracy i zawodowa powaga Passarelli stopniowo zyskały szacunek i sympatię większości. Wszystko wyglądało dobrze z zewnątrz. I wewnętrznie, wybór przeplatał biel z szarością. Jednak trudna droga do kwalifikacji była wciąż otwarta: jest piąty w tabeli, gdy Ameryka Południowa ma cztery miejsca na mundialu i możliwość kolejnego poprzez play-offy.

Ale w końcu pojawiła się surowa rzeczywistość poszczególnych nieudogodnień. Nacional przejął inicjatywę, jeśli chodzi o stawianie przeszkód w połączeniach. A trener Hugo de León – grał w River w czasach Passarelli – był chorążym ruchu oporu. Passarella kilka razy prosił kluby o przestrzeganie ustaleń. I powiadomił Francisco Casala, biznesmena, który zarządzał jego przybyciem, że jeśli tak się nie stanie, posunie się do ekstremalnych działań.

Wczoraj znów w pełni pokazała się osobowość Passarelli: poczuł się wyśmiany i zrezygnowany. Na pewno bez wtórnych spekulacji. I bez mierzenia konsekwencji. Ponieważ teraz przyjdą nieugięci sędziowie postępowania innych, oportuniści, aby dyktować wyroki dla własnego interesu i opracowywać złośliwe domniemania. Passarella o tym wie. I podejmie ryzyko, jak również swoją niewinną naiwność”.

Kadrę, ku radości kibiców, na stałe przejął Victor Pua, który na koniec eliminacji zajął w strefie CONMEBOL 5. miejsce i poprzez baraż interkontynentalny z Australią (0:1 i 3:0), po 12 latach przerwy, ponownie wprowadził Urusów na mundial. A AUF na kolejne 22 lata dał sobie spokój z zagranicznymi selekcjonerami.

Maciej Kanczak

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 5 / 5. Licznik głosów 3

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

spot_img

Więcej tego autora

Najnowsze

“Nie poddawaj się! Lukas Podolski. Dlaczego talent to zaledwie początek” – recenzja

Autobiografie piłkarzy, którzy jeszcze nie zakończyli jeszcze kariery, budzą kontrowersje. Nie można bowiem w takiej książce stworzyć pełnego obrazu danej osoby. Jednym z takich...

Resovia vs. Stal – reminiscencje po derbach Rzeszowa

12 kwietnia 2024 roku Retro Futbol gościło na wyjątkowym wydarzeniu. Były nim 92. derby Rzeszowa rozegrane w ramach 27. kolejki Fortuna 1. Ligi. Całe...

„Przewodnik Kibica MLS 2024” – recenzja

Przewodnik Kibica MLS już po raz czwarty ukazał się wersji drukowanej. Postanowiliśmy go dokładnie przeczytać i sprawdzić, czy warto po niego sięgnąć.