Remanent 5. Mecz to jest poezja – fragment

Czas czytania: 5 m.
0
(0)

Pod koniec listopada 1985 roku warszawska Legia zmierzyła się z Interem w Mediolanie w meczu III rundy Pucharu UEFA. Pierwsze starcie Wojskowych z ekipą Nerazzurrich opisał Jerzy Chromik w tygodniku „Sportowiec”. Jego tekst „Kołysanka pełna strachu” znalazł się w książce „Remanent 5. Mecz to jest poezja”, która jest dostępna na ⏩ https://bit.ly/retro-remanent5

Fragment 📖

Przedmeczowy trening. Pierwsze spotkanie ze słynnym stadionem. W pamięci plącze się jeszcze nazwa San Siro, ale od pięciu lat nosi on imię Giuseppe Meazzy. Wysoka betonowa kołyska robi wrażenie. Przy pustych trybunach każdy silny strzał niesie za sobą pogłos. Murawa nie jest idealna, widoczne są łysiny. Opadająca i skraplająca się mgła zrasza trawę. Jacek Kazimierski musi się nieźle zwijać, by zatrzymać dolne piłki. Przy słupkach nagłe obniżenie terenu zmusza bramkarza do zmiany ułożenia rąk. Jedna z poprzeczek jest jakby w środkowej swej części wygięta. Czterdzieści minut na zapoznanie się z obiektem musi wystarczyć.

Dziennikarze i fotoreporterzy prasy włoskiej nie otrzymują zgody na towarzyszenie zajęciom. W hotelowym holu reporterzy spotykają się jednak z Jerzym Engelem. Ze zdumieniem przeliczają wysokość premii, jaką Polacy otrzymają w przypadku wygranej. Piłkarze Interu pokwitują 30 procent wpływów kasowych. Redaktorzy chcą koniecznie poznać Dariusza Dziekanowskiego. Po meczu chorzowskim przestał być bowiem „wielkim nieznajomym”, chociaż komentator telewizji RAI podał mylnie Włochom, że bramkę w tamtym spotkaniu zdobył Andrzej Buncol.

W przeddzień meczu dziennikarz z gazety „Il Giorno” przypomniał stwierdzenie Engela, że ewentualna nieobecność na Rummeniggego nie ucieszy go, bo tylko straci na tym widowiskowość spektaklu. Reporterów zaskoczyła także odpowiedź na pytanie o ewentualne zakupy w Italii. Polski trener zamierzał bowiem nabyć… zabawki dla dzieci!

W środowy poranek, tuż po śniadaniu, dziesięciominutowy spacer wokół hotelu. Potem poobiednia sjesta i pierwsza odprawa przedmeczowa. Padają stwierdzenia, że takie mecze gra się tylko raz w życiu. Mowa jest o szansie dla całej drużyny i każdego z osobna. Słowom trenera towarzyszy cisza. Trener skraca omówienie, bo atmosfera gęstnieje z każdą minutą i grozi wybuchem. Przekonuje zespół, że rywale także są omylni. Nie można im tylko pozwolić na rozhuśtanie się na czterdziestym metrze przed bramką Kazimierskiego. Zwraca uwagę, że obrońcy Interu nie mają zwyczaju walki do końca o piłkę. W narożnikach boiska jest sporo miejsca, niech Kubicki i Wdowczyk spróbują wejść pod pole karne mediolańczyków. Dziekanowski w krytycznych chwilach ma przetrzymać piłkę, zająć obrońców i pomocników włoskich. Wiele wskazuje na to, że powinien to być mecz Kazimierza Budy. On ma reżyserować akcje ofensywne legionistów. Krzysztof Gawara odpowiada za zniechęcenie do gry Altobellego, Buncol będzie bacznie obserwować ruchy Baresiego. Wszystko wydaje się oczywiste, ale strach daje znać o sobie. Niewielu graczy Legii ma za sobą tak ważne spotkania.

Po południu tylko Kubicki i Kaczmarek zasypiają w swoich pokojach. Reszta snuje się po korytarzu, próbuje rozładować napięcie odwiedzając kolegów. Z Rzymu dzwoni Zbigniew Boniek i grozi, że jeśli Legia nie ogra tego „zastępu harcerzy”, to zjawi się w Mediolanie z reprymendą. Przyjeżdża do hotelu Władysław Żmuda. Pociesza Gawarę i zaleca ostre wejścia jako jedyny środek na poczynania Altobellego. Słowa otuchy są w takich chwilach zawsze w cenie…

W rozmowach najczęściej pojawia się temat obsady sędziowskiej. Lucjan Brychczy doskonale pamięta jedną z partii pana Prokopa. Drukował wówczas tak wstrętnie, że warszawiacy nosili się z zamiarem opuszczenia boiska. W swojej rozjemczej karierze rudowłosy sędzia dwukrotnie wyrzucał już legionistów z boiska. Ponoć nieźle zna język polski. Sześć godzin przed meczem przyjęty został przez prezesa Interu Pellegriniego, co zawsze smuci przyjezdnych.

Kilka godzin przed pierwszym gwizdkiem urocza rozwódka Violetta, która tłumaczyła wszelkie rozmowy polsko-włoskie, dostaje zadanie specjalne. Dariusz Dziekanowski musi bowiem rozstać się ze starą parą butów. Podeszwa nie daje gwarancji na skuteczne dryblingi. Nowa para adidasów, typ Stratos 2000, na czas dociera do hotelu…

Dziewięćdziesiąt minut przed godziną zero polscy piłkarze wyjeżdżają z hotelu. Przed autokarem policyjny samochód. Na szczęście karabinierzy są fanami AC Milan i dobrze życzą Polakom. Przejazd przez miasto jest trudny, pomimo dźwiękowo-świetlnych sygnałów. W pobliżu stadionu kramy z klubowymi pamiątkami. Powiewają flagi, tłum niechętnie przepuszcza ekipę. Uniesione ręce w gestach pogardy. Najczęściej sugerują, że… pozostałe w domach żony nie śpią spokojnie. „Rogacz” to najgorsze włoskie przezwisko. Któryś z tifosi pluje na przednią szybę autokaru, ale zaraz otwiera się brama i… Polaków otacza szpaler policjantów w czarnych beretach. Stojący z boku funkcjonariusz drogówki typuje 2:1 dla Legii, nie tylko dlatego, że liczy na pamiątkowy proporczyk. Do szatni nie ma wstępu nikt postronny…

Na olbrzymim ekranie pojawia się napis „Milano saluta il Legia Varsavia”, ale zaraz potem drugi – „Forza Inter”. Dwunastu ubranych na niebiesko malców wbiega na płytę, kłania się widzom i rozpierzcha w różne strony. Zanim zaczęli podawać piłki, wręczyli jeszcze graczom Legii prezenty w błękitnych kartonach. Tomasz Arceusz zniósł większość z nich do boksu, a bramkarze zamienili się miejscami. Zaczęli Polacy, Arceusz kopnął piłkę do Dziekanowskiego.

Pierwsza połowa. Legioniści spętani tremą. Ci, na których najbardziej liczył trener, mają największe kłopoty z adaptacją na boisku. Tłum wyje „Inter, Inter” i gwiżdże, gdy warszawiacy oddają piłkę Kazimierskiemu bądź stoperom. Każdy upadek piłkarza miejscowego w polu karnym wywołuje wrzawę. Sędzia nie ryzykuje jednak zbytnią przychylnością dla gospodarzy. Najśmielej poczynają sobie Dziekanowski, Kaczmarek i Kubicki. Oni najczęściej znajdują się w posiadaniu piłki. Włosi dyktują swoje prawa w środkowej części boiska. Dziekanowski wiąże po trzech obrońców Interu, faulują go na zmianę Collovati, Ferri i Bergomi. Tak jakby rozkładali między siebie odpowiedzialność za przewinienia. W koszykówce ta zasada ma swoje uzasadnienie, ale i w futbolu jest nie do pogardzenia. Za bramką Kazimierskiego palą się wciąż zimne ognie i dwukrotnie rozlega się myśliwska trąbka. Spokojne interwencje bramkarza potrzebne są całej drużynie. Jacek demonstruje przytomne, celne wznowienia gry ręką. Przed meczem trener Engel właśnie Kazimierskiego polecał uwadze włoskich dziennikarzy. Nie pomylił się… Do przerwy Cucchi z sześciu metrów posyła głową piłkę ponad poprzeczkę, a w rewanżu Kaczmarek, padając, chybia z najbliższej odległości… Odsłona bez wątpienia dla gospodarzy.

Gdy piłkarze zeszli do szatni, pojawiają się na płycie trzej fachowcy w białych kitlach i gumowcach. Układają grabiami wyrwane kołkami kępy trawy. Kibice Interu popijają mocniejsze trunki z małych buteleczek.

W tym czasie Engel uważnie patrzy w oczy każdemu zawodnikowi. Wypędza z nich strach i przekonuje, że tylko lęk nie pozwala legionistom podjąć skutecznej walki o zwycięstwo.

Nasi opóźniają powrót na boisko. Sędzia Prokop ponagla Gawarę, Karasia i Budę, którzy wolno zmierzają za linię środkową. Reprymenda Engela odnosi też pożądany skutek. Legia uwierzyła, że Inter jest do ogrania nawet na San Siro. (…)

Konferencja. Trzy panienki w dresach Interu serwują tonik i coca-colę z lodówki oklejonej reklamówkami firmy Misura. Przybywa blady jak ściana trener Mario Corso. Zapowiadał 4:0 dla swoich i teraz ma kłopoty z pamiętliwymi dziennikarzami. Oślepieni mocnym światłem Tardelli i Brady tłumaczą niepowodzenia przed kamerami sieci RAI. Tworzą się zespoły problemowe. Jerzy Engel podtrzymuje wersję, że w dalszym ciągu obie drużyny mają po 50 procent szans. Dziwi się, że sportowiec tej klasy co Tardelli mógł zdobyć się na tak przykry faul. Nazajutrz te dwa zdania prasa włoska poda tłustym drukiem, a „Il Giorno” zamknie je tytułem Inter nie zdołał zahipnotyzować Legii kołysanką.

9 grudnia mediolańczycy przylecą do Warszawy z Rummeniggem, własnym kucharzem i makaronem. Nie będą jednak pewni awansu… Mario Corso szuka w sklepach nauszników. Śnieg pada i pada.

Informacje o książce:

Remanent 5. Mecz to jest poezja to niezwykła opowieść o piłce nożnej z lat 80. i 90. Futbol w wydaniu klubowym i reprezentacyjnym pokazany jest tutaj poprzez emocje i pasję. Doświadczony reporter zabiera czytelnika na pierwszą linię boju, czyli na pole karne, gdzie mecze stawały się poetyckimi spektaklami lub dramatami. Jerzy Chromik obserwował je, będąc tuż za bramką, dzięki czemu był naocznym świadkiem autentycznych reakcji piłkarzy, ich momentów chwały i smutku.

Który selekcjoner reprezentacji Polski wprowadził zwyczaj zasiadania całą drużyną przy wspólnym stole na zgrupowaniach? Jakim przedmiotem rzuconym przez kibiców Widzewa został trafiony Maciej Szczęsny? Ilu piłkarzy w meczu kontrolnym z Koreą Północną sprawdził selekcjoner Wojciech Łazarek? W jakich adidasach grał Dariusz Dziekanowski przeciwko Interowi na Stadio Giuseppe Meazza? W którym meczu Biało-Czerwonych w rolę ostatniego stopera wcielił się Zbigniew Boniek? I dlaczego greccy działacze obrazili się na przedstawicieli PZPN przed meczem towarzyskim z Polską w Poznaniu?

Piękne gole, efektowne dryblingi, parady bramkarskie, wpadki obrońców, zmarnowane „setki”, nowatorskie sprawozdania z meczów i bardzo osobiste relacje piłkarzy w cyklu „Od strony boiska”. To wszystko znajdziecie w piątym tomie Remanentu, który jest hołdem autora dla magii piłki nożnej, a także poradnikiem dla młodych adeptów dziennikarstwa, jak należy pisać o sporcie.

Książkę „Remanent 5. Mecz to jest poezja” znajdziecie na stronie ⏩ https://bit.ly/retro-remanent5

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 0 / 5. Licznik głosów 0

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

Bartłomiej Matulewicz
Bartłomiej Matulewicz
Od lat związany z publicystyką - kiedyś o Manchesterze United, dziś o historii futbolu. Anonimowy Korespondent. Strzelałem w Manchesterze, Mediolanie, Monako, Monachium, Marsylii, Liverpoolu, Londynie i wielu innych... fotki. Czasami złapiesz mnie na trybunach prasowych. Zawodowo zajmuję się doradztwem w marketingu wyszukiwarkowym.

Więcej tego autora

Najnowsze

Podtrzymanie zwycięskiej passy – wizyta na meczu OPTeam Energia Polska Resovia – Bears Uniwersytet Gdański Trefl Sopot

W naszym ostatnim tekście o występach koszykarzy OPTeam Energia Polska Resovii pisaliśmy o wielkim przełamaniu drużyny ze stolicy Podkarpacia. Po bardzo trudnym czasie, na...

Wyczekiwane zwycięstwo – wizyta na meczu OPTeam Energia Polska Resovia – GKS Tychy

Losy OPTeam Energia Polska Resovii przypominają ostatnio ciekawy serial. Dużo emocji dostarczają nie tylko mecze drużyny ze stolicy Podkarpacia, ale również ich otoczka. Rok...

Remanent 5. Mecz to jest poezja – fragment

„W półfinale europejskiego pucharu można zagrać tylko raz w życiu”. Ta prawda Andrzeja Strejlaua za późno dotarła do Marka Jóźwiaka, który w drużynie ma ksywę „Beret”. Dwukrotnie...