Żyjemy w czasach, gdy nadawanie obywatelstwa to nie problem. Niektórzy zdobywają je poprzez odpowiednio długi pobyt, inni pukają do prezydenta kraju w celu przyśpieszenia tej procedury. Byłe kraje kolonialne, wspierane są przez zawodników innego pochodzenia, summa summarum, dzisiaj jest prościej. Mówimy o Olisadebe czy Boenischu jednak jednym z pierwszych był o dziwo, reprezentant Węgier – Patkolo.
Rudolf Patkolo – biogram
- Pełne imię i nazwisko: Rudolf Patkolo
- Data i miejsce urodzenia: 13.10.1922
- Data i miejsce śmierci: 01.09.1992
- Wzrost: 164 cm
- Pozycja: Napastnik
Historia i statystyki kariery
Kariera juniorska
- Ujpest (1933-1938)
Kariera klubowa
- Gamma FC (1939-1944) 70 występów, 28 bramek
- Ujpest (1946-1947) 24 występy, 10 bramek
- ŁKS Łódź (1948-1950) 41 występów, 7 bramek
- Gwardia Bydgoszcz (1951)
- Wisła Kraków (1951-1952) 10 występów
- Stal Stalowa Wola (1953-1956)
- Kujawiak Włocławek (1957-1960)
Kariera reprezentacyjna
- Węgry (1947) 2 występy
- Polska (1949-1952) 3 występy
Kariera trenerska
- Stal Stalowa Wola (Młodzież)
W dzisiejszych czasach ciężko jest przejść przez procedury gry w innej reprezentacji. Oczywiście istnieją jasne przepisy, które mówią chociażby o tym, że towarzyski mecz się nie liczy, tak jak w przypadku Diego Costy, który zamienił reprezentacje Brazylii na Hiszpanię. W latach 40-stych czy 50-tych można było swobodnie „poruszać się” między reprezentacjami.
Tak właśnie zrobił Rezso Patkolo, Węgier, który rozegrał dwa mecze w kadrze tego kraju. Grał z wielkim piłkarzem, którego chyba wszyscy kojarzą, Ferencem Puskasem. Wracając jednak do samego Rezso, w czasie wojny został wysłany na przymusowe roboty do Niemiec, gdzie poznał swoją przyszłą żonę – Polkę. Po roku spędzonym w Polsce dostał obywatelstwo naszego kraju. Po jego otrzymaniu zmienił swoje imię na bardziej Polsko brzmiące Rudolf. Do dzisiaj tradycja imienia podtrzymywana jest w rodzinie.
W reprezentacji Polski rozegrał trzy mecze. Debiutował 2 października 1949 roku w spotkaniu przeciwko Bułgarii, które wygraliśmy 3:2.
Radość po meczu była wielka, publiczność wpadła na boisko i na barkach entuzjastów zjechał do szatni… Patkolo
Drugim meczem było starcie z Czechosłowacją, w którym rozczarował. Sam przyznał, że nie można wygrać meczu samymi sztuczkami technicznymi. Ostatnim jego występem, był mecz z Rumunią.
Specyficzna Mowa – Wspomnienie
Kazimierz Trampisz, bardzo ciepło wspominał Rudolfa. Był uważany za bardzo sympatycznego człowieka, który mówił jak.. Murzyn! Tak to opisywali jego koledzy, którzy żartowali z jego węgierskiego akcentu. Jego obecność w kadrze była krótka, był podatny na kontuzję i miał słabe warunki fizyczne, jednocześnie czarował swoją techniką. Jak sami wiemy, w tamtych czasach Węgrzy byli jedną z lepszych reprezentacji.
Świetny piłkarz, niezwykle lubiany człowiek. Nie znałem go zbyt dobrze, nie spotykaliśmy się w kawiarniach, bo mieszkał daleko, w Łodzi. Ale czasami zdarzyło się zamienić kilka zdań po meczach. Lubiliśmy go słuchać. Żartowaliśmy, że po polsku mówi jak Murzyn. Miał taki śmieszny, melodyjny węgierski akcent. Przyjmowaliśmy go ciepło. W końcu ożenił się z Polką
– Kazimierz Trampisz
Niestety gra Patkolo często była sinusoidalna. Jego rajdy, wspaniałe zagrania i strzały były przeplatane brakiem angażowania się w większy sposób w grę całej drużyny, gdy inni biegali – Rudolf przechadzał się po boisku. Szczególnie zauważano to w Łódzkim Klubie Sportowym, w którym występował. W reprezentacji też mówiono, że zawiódł, szczególnie w meczu z Czechosłowacją. Potem sprawa trochę ucichła, gdy na jaw wyszło, że występował z kontuzją. Sam poprosił, aby nie uwzględniano go na mecz z Albanią, chciał się wyleczyć, niestety ŁKS go potrzebował i do końca sezonu musiał grać z urazem.
Sympatyczna postać klubowa
Swoją przygodę klubową zaczynał w węgierskich klubach. Następne lata spędził w ŁKS Łódź, zaliczył także epizod w Polonii Bydgoszcz. Jednak ulubieńcem kibiców stał się dopiero po przybyciu do krakowskiej Wisły. . Był jednym z pierwszych zagranicznych piłkarzy (chociaż w tym okresie miał już Polskie obywatelstwo) w historii Białej Gwiazdy, nie licząc sporadycznych występów Czechów i Węgrów przed 1914 rokiem. Nigdy nie miał fenomenalnych statystyk, zagrał zaledwie w 14 spotkaniach. Pomimo tego, zaskarbił sobie wielką sympatię kibiców spod Wawelu. Zachwycające były jego techniczne zagrania, często jednak nie przynosiły one zamierzonych efektów, w swoim pobycie nie strzelił ani jednego gola.
Patkolo dryblował sam siebie, popisywał się niepotrzebnymi sztuczkami
– Przegląd Sportowy
Własne miejsce na ziemi
Po zakończeniu kariery w Kujawiaku Włocławek, osiedlił się w Stalowej Woli, gdzie wcześniej grał przez trzy lata. Od 1960 roku mieszkał na tak zwanym „Osiedlu Cyganów”. Na stadion przyjeżdżał motorynką, był bardzo lubiany, a do każdego treningu świetnie się przygotowywał, zawsze pokazywał swoim wychowankom, jak strzelać, kontrolować piłkę, wszystkie fundamentalne czynności, jakie piłkarz powinien opanować, trener Patkolo wykonywał perfekcyjnie.
Jerzy Hnatkiewicz, który prowadził drużynę juniorów w innej kategorii wiekowej, podkreślał to jakim skromnym człowiekiem był Patkolo. Mimo tak wielu fanów pozostawał normalnym człowiekiem, potrafił włożyć serce w pracę ze swoimi wychowankami. Zawsze zapisywał coś w swoim notatniku, rozrysowywał ćwiczenia, a następnie skrupulatnie wpajał je swoim zawodnikom. Przywiązywał wielką wagę do kształcenia swoich podopiecznych. Miał dar do trenowania, a wiadomo, że nie każdy zawodnik zostaje dobrym trenerem.
Rodzinna tragedia
Jak wspominają wnuki, dziadkowie nie chcieli opowiadać o czasach wojny. Zapewne był to dla nich ciężki temat. Jednak chciałem wspomnieć o prywatnej tragedii Patkolo. W 1984 roku samobójstwo popełniła jego żona, Janina. Po jej śmierci całkowicie się zagubił, nie dawał sobie rady w codziennym życiu, był skryty i nikt nie wiedział, co tak naprawdę przeżywał. Zmarł 8 lat później, w Stalowej Woli.
Wszyscy do dzisiaj ciepło go wspominają, co roku w tym mieście odbywa się turniej juniorów im. Rudolfa Patkolo.
MARIUSZ ZIĘBA