To nie będzie typowa recenzja. Nie wiem czy w ogóle to co chcę przekazać w tym miejscu można zakwalifikować jako recenzję książki. Jednak „Życie wypuszczone z rąk” wprowadziło mnie w pewien refleksyjny nastrój, który ukrywał się w głębi mojej duszy. Mroczny nastrój. I dobrze, bo w końcu ten mrok może zmierzyć się ze światłem dziennym. Mrok związany ze strachem, ze stratą i z depresją, czyli dokładnie taki, z jakim zmagał się Robert Enke.
Książkę „Życie wypuszczone z rąk” napisał Ronald Reng – niemiecki dziennikarz, którzy przez wiele lat pozostawał w bliskich relacjach z Robertem Enke. Opisał on w niej wszystko z czym borykał się bramkarz reprezentacji Niemiec. Poruszył nie tylko to co było widać na wierzchu, ale też szczegółowo opisał uczucia piłkarza, a także pokazał jak te uczucia odbijały się w zwierciadle emocji bliskich mu osób. A co siedziało w umyśle Roberta Enke? Pewien demon, któremu na imię depresja.
Robert Enke mierzył się z presją. Jak każdy. Walczył ze strachem. Jak my wszyscy. Miał podczas tej walki lepsze i gorsze momenty, ale ogólnie sprawiał wrażenie silnego. Czy wam też się czasem wydaje, że gracie pewną rolę, w której jesteście niż w rzeczywistości? Na koniec popadł w głęboką depresję i przegrał z samym sobą, choć jemu mogło się wydawać, że wygrał, że się uwolnił. W podobny sposób „uwolnili” się też inni piłkarze, jak Gary Speed czy Adam Ledwoń. Rozum przeciętnego obserwatora świata futbolu nie dopuszczał myśli, że tacy gladiatorzy mogą w środku przeżywać coś, co kieruje ich w mrok. Ale chyba w każdym z nas można znaleźć odrobinę mroku. Najważniejsze to nie pozwolić mu się zdominować. I właśnie o tym jest ta książka – o dominacji strachu nad zdrowym rozsądkiem, który dosłownie paraliżuje umysł i nie pozwala na podejmowanie samodzielnych decyzji.
I to wszystko co chciałbym w tym miejscu przekazać na temat samej książki. Muszę jednak dodać, że kto chce się z nią zmierzyć musi być przygotowany na ekstremalną dawkę emocji, które mogą wyciągnąć z umysłu najmroczniejsze uczucia. Chciałoby się w tym wszystkim znaleźć jakiś sens, który pozwoliłby zrozumieć działanie demona, ale takiego sensu nie ma.
I chyba tak naprawdę nie da się znaleźć sensu depresji. Potrafi ona opętać człowieka w najmniej oczekiwanym momencie i zmienić go w zupełnie inną osobę. Enke nie popadł w depresję, kiedy umarła jego córka, zdołał z niej wyjść po nieudanej przygodzie w Barcelonie i Fenerbahce i w końcu wytrzymał wszystkie kontuzje i niepowodzenia. Dlaczego więc poddał się jej w momencie, kiedy miał pewne miejsce w składzie Hannoveru, walczył o koszulkę z numerem jeden w reprezentacji Niemiec i cieszył się miłością adoptowanej córki? To pytanie pozostanie bez odpowiedzi, pozostanie tylko zrzucenie odpowiedzialności na demona.
Znacie go? Wiecie z kim do czynienia miał Robert Enke? A może sami czasem macie takie myśli, które sprawiają wrażenie, że coś się wdarło do waszej głowy i paraliżuje umysł zalewając go mrokiem. Osobiście spotkałem się z tym demonem kilka razy. I muszę przyznać, że Robert Enke był ode mnie silniejszy, bo nie udało mi się tak szybko wyrzuć go z głowy po śmierci mojej córki. Zresztą, ja wiem, że on gdzieś tam jest. Z każdą myślą o Julii pcha się na zewnątrz i usiłuje zdominować mój umysł. Udało mu się zdominować takiego gladiatora jak Robert Enke, ale mnie nie zdominuje. Wierzę, że mnie nie zdominuje. Nie zdominuje, prawda?
GRZEGORZ IGNATOWSKI
Obserwuj @retro_magazyn
Obserwuj @ElGreguito