Ustawić wynik piłki nożnej 134:0? Żaden problem. Rezultat 0:0 w piłce ręcznej? Da się zrobić. Zorganizować koncert charytatywny, aby spłacić swoje długi hazardowe? Jasna sprawa. Poznajcie historię bałkańskiego króla ustawek – Velibora Džarovskiego.
Gdyby w moich czasach były zakłady bukmacherskie, miałbym tyle pieniędzy co Bill Gates – Velibor Džarovski.
Bałkany jako region są fascynujące i wyjątkowe pod wieloma względami. Doczekały się również w swojej historii postaci, której życie mogłoby śmiało posłużyć jako scenariusz dobrego filmu – pytanie jaki byłby to gatunek (komedia, kryminał czy jeszcze coś innego) pozostaje otwarte. To człowiek, który oszukiwał już od najmłodszych lat, ale robił to z taką fantazją, że ludzie w krajach byłej Jugosławii uśmiechają się dziś. Jest nazywany Oszustem z klasą, a o swoich wyczynach mówi, że to nie było nic wielkiego, a jedynie sympatyczny kryminał. Osoby, które poznały go bliżej, pytane o kontrowersyjnego Macedończyka wypowiadały się na jego temat mniej więcej w podobnym tonie: „Džaro po prostu kocha spektakl”. Jego życie było nieustannym kombinowaniem, knuciem i robieniem show. Pora zatem przejść do najbardziej znanych scen z życia pana Velibora.
Chciał ustawić…maturę
Ten chodzący dziś o lasce sędziwy Macedończyk swój pierwszy „wyczyn” zanotował będąc jeszcze młodzieńcem mieszkającym z matką i siostrą: „W tamtym czasie popularny w Jugosławii był konkurs, w którym można było wygrać nagrody ukryte w paczkach papierosów „Filter Jugoslavija”, które paliła moja matka. Włożyłem więc do środka kartkę z napisem „Wygrana to samochód Zastava 750”. Odczytała kartkę dwie godziny później i od tego momentu zaczęła się w domu euforia, połączona z planowaniem gdzie postawiony będzie garaż. Matka powiedziała, że samochodem będzie jeździła siostra, bo ja jestem szalony. Dwa dni później sprawa wyszła na jaw, a na pytanie czyja to sprawka odpowiedziałem: Pewnie, że moja – myśleliście, że siostra będzie jeździć, a ja nie?”.
Maturę w szkole też oczywiście chciał załatwić po swojemu: „Dogadałem się z profesorem z komisji egzaminacyjnej, że umówione pytanie, które dostanę na egzaminie będzie leżało na stole jako pierwsze z lewej strony. Biorę kartkę i zdębiałem – zupełnie inne pytanie. Zaproponowałem, czy mogę jeszcze raz wylosować i mieć obniżoną ocenę – zorientowałem się, że przecież nie dogadaliśmy się, po czyjej lewej stronie będzie ta kartka… Biorę więc z przeciwległego końca i patrzę: jest! Gdy zaczynam gadać jak nakręcony jedna osoba z komisji wstaje, dostaję od niej z liścia i krzyczy: Cztery lata nic nie umie, a nagle nawija jak komentator – wyp…aj!”
Z edukacją nie było mu po drodze, lubił natomiast grać w piłkę, aczkolwiek swoją przygodę z futbolem wspomina tak: „Grałem na lewej obronie, ale nie byłem zbyt dobry, a trener wstawiał mnie do składu jedynie wtedy, gdy trzeba było przegrać mecz. To właśnie wtedy zaczęła się moja pasja, którą trwa do dziś – hazard.” Prawdopodobnie również w tamtym czasie zorientował się, jakie „możliwości” daje występowanie na boisku na tej właśnie pozycji. W tym miejscu należy przytoczyć receptę na sukces w „branży ustawkowej”, która stała się jego sposobem na życie, a tak naprawdę z biegiem lat nie straciła ani trochę na aktualności:
Najchętniej mecze ustawiają ci piłkarze, którzy chcą szybko zarobić na nowe mieszkanie, auto, dobre wakacje albo są zadłużeni – najczęściej hazardziści. Do ustawienia meczu potrzeba minimum 2-3 piłkarzy – bramkarz, środkowy obrońca i napastnik. Bramkarz niewłaściwie się ustawi przy akcji, obrońca źle założy pułapkę ofsajdową, ale w taki sposób, że zwykły widz odbierze to jako zwyczajny błąd i gotowe. Natomiast napastnik łapie się na pułapki ofsajdowe i w ten sposób „pali” akcje ofensywne swojego zespołu.
134:0? Żaden problem!
Do historii przeszło kilka jego wyczynów, a każdy z nich świadczył o nieprzeciętnej (mimo wszystko) inteligencji autora tych pomysłów. Jeden z najbardziej nieszablonowych miał miejsce na meczu koszykówki: W Skopje gospodarze za wszelką cenę potrzebowali zwycięstwa, niestety mecz nie układał się po ich myśli, a pod koniec pierwszej części spotkania z parkietu musiał zejść ich najlepszy gracz ze względu na przekroczony limit fauli. Wszyscy byli pewni, że nie uda się już nic zrobić, ale wtedy do akcji (jako menedżer zespołu) wkracza pan Džarovski – otóż nakazał temu zawodnikowi natychmiastowe zejście do szatni i jak najszybsze zorganizowanie… maszynki do golenia. Koszykarzowi w przerwie meczu zgolono wąsy i ogolono głowę – przebrano go w dres juniora, który był wtedy zgłoszony na listę graczy. Ów „młodzieżowiec” wybiegł na drugą część spotkania i poprowadził kolegów do zwycięstwa rzucając najwięcej punktów w drużynie.
Na początku lat siedemdziesiątych w czwartej lidze macedońskiej miał miejsce wynik 134:0 – oczywiście wiadomo czyja to była sprawka, ale oddajmy głos autorowi tego przedsięwzięcia: „Musiałem zrobić taki wynik, bo bałem się, że tamci zrobią większy ode mnie. Nie pomyliłem się – rywale wygrali 96:0, a mnie chodziło przecież jedynie o zapewnienie awansu drużynie. Jak to zrobiłem? Otóż byłem mistrzem korzystania z walkie-talkie – oba stadiony było widać ze wzgórza i tam postawiłem swoich ludzi, żeby śledzili te mecze i po każdym golu dawali mi sygnał. Gole na „moim” stadionie padały szybciej, bo średnio co 40 sekund, więc pod koniec meczu uśmiechałem się już tylko do siebie.” Zdarzenie miało swoje zakończenie w… 2009 roku. Wtedy to Džaro, w rocznicę tamtych wydarzeń zorganizował imprezę upamiętniającą ówczesną „rywalizację” – zabawa z uczestnikami tamtego dwumeczu trwała w restauracji nad Jeziorem Ochrydzkim do białego rana.
W piłce ręcznej wcale nie muszą padać bramki
Ma w swoim „dorobku” także mecz piłki ręcznej z 1977 roku, który zakończył się rezultatem 0:0. Oto komentarz bohatera tekstu: „Zrobiłem to tak naprawdę tylko dla jaj. Piłka po prostu leciała obok bramki albo trafiała w bramkarzy. Po meczu przyszli do mnie jacyś ludzie z centrali i zażądali wyjaśnień – zaprosiłem ich na kolację, pojedli, popili i od tego momentu nie było żadnych problemów.”
Bałkański żartowniś miał również udział w akcji ustawieniu meczu piłki nożnej, którego stawką był… prąd: „Macedońska republika była wtedy bez prądu i umowa była prosta: Vardar odpuszcza mecz Prisztinie – mieszkańcom Macedonii zostaje dostarczona energia, a drużyna z Kosowa zostaje w lidze.”
Ponieważ nie brakowało mu fantazji, postanowił sfałszować pewnego razu… audycję radiową – o tym zdarzeniu mówi, że jest z niego najbardziej dumny: „Pewni ludzie byli mi kiedyś winni pieniądze i postanowiłem je odzyskać, ale w taki sposób, żeby dać im nauczkę. Obiecałem im, że pomogę w ustawieniu wyników spotkań korzystnych dla ich klubu. Postanowiłem oszukać ich następująco: przygotowałem fikcyjną audycję radiową, którą nagrałem na kasetę magnetofonową. Był tam przegląd wydarzeń dnia, prognoza pogody, fragment przemówienia Josipa Broza Tito no i oczywiście wiadomości sportowe. Wyniki meczów wygłaszane przez „spikera radiowego” były oczywiście na korzyść oszukanego klubu. Dostałem od nich pieniądze i tyle mnie widzieli.”
Cała Jugosławia widziała
Za kratkami lądował trzykrotnie, ale wychodził na wolność dzięki pomocy gwiazd tamtejszej estrady, ponieważ był menedżerem wielu z nich oraz polityków – tych ostatnich nie interesowały zbytnio sukcesy sportowe, a bardziej zależało im na kobietach. Dzięki temu nie mieszali się do jego „biznesów”, w zamian za towarzystwo pięknych pań, które niejednokrotnie zostawały później ich partnerkami na dłuższy czas. Ostatni raz, gdy pożegnał się z wolnością miał miejsce po tzw. Rundzie Šajbera (ta najsłynniejsza kolejka ligowa w historii jugosłowiańskiego futbolu opisana jest tutaj), ale ostatecznie i tak udało mu uniknąć założenia więziennych drelichów. Runda Šajbera, jak sam twierdzi, nie była jego ustawkowym rekordem – wcześniej podczas tzw. „Splitskiej afery” miał ustawić 23 spotkania ligowe, a jedyny mecz z pierwszej ligi uznany za czysty sportowo to Hajduk Split – Sloboda Tuzla, bo jak sam twierdzi: „Sędzia za żadne skarby nie chciał współpracować, mówiąc, że chce z dziećmi w spokoju spędzać potem wakacje nad morzem.”
Koncert charytatywny dla siebie
Ustawiał także zwycięzców muzycznych festiwali: jednym z jego sposobów na końcowy sukces takiego przedsięwzięcia było… zbieranie gazet, w których były drukowane kupony do wysłania na konkurs. Dopytującym o powód zbierania makulatury odpowiadał, że w Panczewie (miasto w Serbii) ma zaprzyjaźnioną rodzinę, która nie ma czym ogrzewać w domu. Uzbierał w ten sposób 1500 kuponów i oczywiście wygrał ten artysta, którego „wytypował” brodaty Macedończyk. Na pytania gwiazd estrady: Co chcesz w zamian za wygraną? odpowiadał: Dajcie 10 darmowych koncertów po całej Macedonii. Jeden koncert, dodatkowo charytatywny zorganizował dla… siebie, żeby móc spłacić na czas swoje długi hazardowe: „W tym czasie razem ze mną w Czarnogórze przebywało nad morzem kilka bardzo znanych osób ze świata muzyki, a ponieważ ja w tamtym czasie bardzo dużo pieniędzy traciłem w kasynie hotelu „Avala” trzeba było coś wykombinować. Wpadłem na pomysł, że poproszę moich przyjaciół z branży muzycznej o występ na koncercie charytatywnym, a pieniądze przekażemy zmyślonej rodzinie robotnika, którego przygniotła jakaś kula na budowie, tyle, że kula to przygniotła mnie, ale ta od rulety. Politycy ochoczo wpłacali pieniądze, a ja po koncercie powiedziałem muzykom, jaka była sytuacja i podzieliłem się zyskami, ale… tylko z gwiazdami estrady.”
Jeden z najpopularniejszych piosenkarzy byłej Jugosławii Mišo Kovač, którego menedżerem by Džaro, opisał go w jednym zdaniu:
Gdyby działał na zachodzie, byłby albo najlepszym w swojej branży albo dostałby kulkę w łeb.
Strzelali do niego dwukrotnie – tłumaczy, że to dlatego, iż „miejscowi zorientowali się, że kradnę punkty ich klubowi.”
Największa kwota, jaką zarobił na jednym przekręcie to 250 tysięcy marek. W kasynie natomiast stracił ok. pięciu milionów marek. Najwięcej w ciągu jednej nocy – 220 tysięcy dolarów w jednym z wiedeńskich kasyn. O jego słabości wiedzieli wszyscy, gdy bohater tekstu miał poważne problemy zdrowotne, to doskonale znany w Polsce Goran Bregović chciał pomóc mu w znalezieniu dobrej placówki, która postawiłaby go na nogi. – Brega zaproponował mi, że pokryje wszystkie koszty leczenia, jeśli tylko znajdę szpital, który będzie mi odpowiadał, ale pod jednym warunkiem – ma być oddalony co najmniej 150 kilometrów od najbliższego kasyna. Ponieważ takiego miejsca nie znalazłem to temat upadł -mówił Velibor.
Zapytany o to, kto był najniebezpieczniejszym człowiekiem, którego poznał bez wahania odpowiedział: „Arkan – on mógł dać ci duszę, ale mógł też ci ją zabrać, jeśli go sprzedałeś.” Jedyny raz, kiedy Velibor napił się alkoholu (jest abstynentem) był właśnie w towarzystwie Arkana, co zostało uwiecznione na poniższym zdjęciu:
Ustawił około osiemdziesięciu spotkań, w tym dwa międzypaństwowe i dwa z klubami zagranicznymi. Twierdzi, że maczał palce w spotkaniu eliminacji mistrzostw świata 1998 w Skopju, w którym to sędzia podyktował dwa rzuty karne dla Macedonii w meczu z Irlandią:
Na pytanie kto go chronił przez te wszystkie lata, odpowiedział z tym swoim charakterystycznym uśmiechem: „Kraj o nazwie Jugosławia.”
MATEUSZ WOŹNIAK
Zachęcamy do polubienia nas na FACEBOOKU, a także obserwacji na TWITTERZE , INSTAGRAMIE i YOUTUBE