Blisko rok temu krakowska Wisła była na skraju bankructwa i miała nikłe szanse na grę w rundzie wiosennej sezonu 2018/2019. W Krakowie pojawił się przedziwny inwestor z Kambodży, tajemniczy Vanna Ly, który oczywiście nie przelał obiecanych pieniędzy. Wszystko zakończyło się happy-endem, ale zadziwiające jest, jak w ogóle mogło dojść do takiego zamieszania w tak zasłużonym klubie. Przyczyny tego upadku przeanalizował Szymon Jadczak w swojej książce „Wisła w ogniu”, która w październiku ukazała się nakładem Wydawnictwa Otwartego.
Gdy kilka miesięcy temu usłyszałem, że Patryk Vega zamierza nakręcić film o środowisku kibiców, uznałem to za żart i pomyślałem, że kolejny pastisz na tematy gangsterskie, tylko tym razem z piłką nożną w tle, nie może się udać. Niestety sceny rodem z filmów tego często krytykowanego reżysera miały miejsce w rzeczywistości – i co gorsza, są prawdopodobnie wierzchołkiem góry lodowej. Okazuje się, że w polskiej piłce najgorszą bolączką nie są poziomy piłkarski i organizacyjny – prawdziwym rakiem na organizmie futbolu w kraju nad Wisłą wydają się być kibice – chociaż to oczywiście duże uogólnienie, przez wrzucenie najtwardszych ultrasów z ludźmi kochającymi klub do jednego wora.
Szymon Jadczak zajmował się tematem Wisły Kraków od dawna, ale prawdziwy rozgłos zyskał rok temu, gdy TVN wyemitował reportaż na temat „Białej Gwiazdy”. Od tego momentu tematem klubu z Krakowa żyła cała Polska – szczególnie mocno zaangażowani w dyskusję byli użytkownicy Twittera. Jednak naiwni są ci, którzy myśleli, że Jadczak w swoich reportażach i wywiadach ujawnił wszystko, czego udało mu się dowiedzieć na temat patologii w Wiśle. Najsmaczniejsze kąski zostawił na rzecz książki.
„Wisła w ogniu” jest książką o charakterze reportażu śledczego i wiele w niej niedopowiedzeń, anonimizacji danych osobowych, czy odnoszenia się do artykułów kodeksu karnego. Książka bywa przez to momentami trudna w odbiorze, a nieuważni czytelnicy mogą pogubić się w kolejnych powtarzających się inicjałach. Z drugiej strony podnosi to wiarygodność książki, a także wzmaga ciekawość czytelnika. Część osób pomimo skrótów jest czytelnikowi doskonale znana, ale są też osoby, które musiały tłumaczyć się na Twitterze, że to nie o nich pisał autor. Nie sposób odnieść też wrażenia, że na początku książki odniesień do akt spraw sądowych jest najwięcej, jednak z czasem publikacja nabiera płynności. Nie jest to wadą, ale zwraca uwagę i daje do myślenia.
Książka opisuje złożony świat gangsterskich powiązań w środowisku kibiców. Jeśli ktoś myśli, że najbardziej zagorzali ultrasi kładą jako nadrzędną wartość miłość do klubu, powinien przeczytać tę książkę jak najszybciej. Okazuje się bowiem, że klub ma znaczenie drugo-, a nawet trzeciorzędne, a najważniejsze są pieniądze i wpływy. Doskonale dowodzi tego wątek powiązań pomiędzy teoretycznie wrogimi obozami Wisły i Cracovii.
„Sharksi” nie kryli się ze swoimi priorytetami już od dawna. Gdy w 2016 roku w Marsylii znalazłem się w centrum zadymy polsko-polskiej, nie wiedziałem, że właśnie rozpada się zgoda „trzech królów wielkich miast”. Już wtedy mówiło się o powodach bratania Wiślaków z Chorzowianami, a książka Jadczaka dodatkowo rozwija ten wątek. Ale jest to zaledwie jeden z dziesiątków nie mniej ciekawych zagadnień, po których płynnie przeskakuje autor. Z książki tej dowiecie się, dlaczego dyrektorzy sportowi nie mieli w Wiśle łatwego życia, jak rekrutowani są młodzi członkowie grupy przestępczej, w jaki sposób rozliczają się poszkodowani w walkach gangsterzy oraz to co najważniejsze – jak „Sharksi” przejęli klub.
Mam wrażenie, że autor prace nad książką rozpoczął już dawno, ale wraz z dynamicznym rozwojem sytuacji wokół Wisły Kraków i niemalże rozbiciem „Sharksów”, przyśpieszył prace, co rzutowało na jakość merytoryczną. Książka przyśpiesza, tak jak przyśpieszały donosy medialne. Niewykluczone, że Jadczak nie chciał zwlekać z publikacją w obawie przed ujawnieniem kolejnych wątków przed wydaniem książki. Jest to zresztą w pełni zrozumiałe, bo za ogrom pracy i ryzyka, które podjął dziennikarz, należała mu się palma pierwszeństwa.
Najsmutniejsze w książce „Wisła w ogniu” nie są historie przedstawione przez autora, a ogólna konkluzja, która wynika z lektury. Sytuacja w Wiśle nie jest ewenementem. W wyniku pewności siebie i butności „Miśka” wraz z ekipą, klub stanął na skraju przepaści. Ale podobnych historii w polskiej piłce jest więcej. Upadł Zawisza, upada Ruch, będą upadały kolejne kluby. Chwilowe trzęsienie ziemi, które wywołała wiślacka afera, nie zatrzyma innych grup kibicowskich w walce o wpływy.
Pytanie jaki klub będzie następny.
BARTŁOMIEJ MATULEWICZ
Nasz partner Sendsport przygotował dla Was zniżki! Książka Wisła w ogniu. Jak bandyci ukradli Wisłę Kraków oraz wiele innych tytułów taniej o co najmniej 10%.