Stambuł to miasto wyjątkowe. Leży na dwóch kontynentach i posiada liczne atrakcje turystyczne. Można tam zobaczyć świątynię Hagia Sophia – gigantyczną budowlę wzniesioną w VI wieku n.e przez słynnego Justyniana I Wielkiego. Nieopodal natomiast znajduje się „Błękitny Meczet” wybudowany przez sułtana Ahmeta I w siedemnastym stuleciu. Uroku dodają wielkie bazary, na których podobno można kupić niemal wszystko. Jest też wyjątkowa kuchnia. Stambuł słynie także z trzech barwnych klubów wspieranych przez fanatycznych kibiców. Fenerbahce, Besiktas i Galatasaray to uznane marki. Ci ostatni przeżyli wyjątkowy okres zwieńczony dwoma europejskimi pucharami.
Kibicowski fanatyzm
Kto widział spotkania ligowe w Anglii, Niemczech, Hiszpanii, Włoszech czy Francji, ten wie, czym są spektakle piłkarskie rozgrywane przed kilkudziesięciotysięczną publicznością. Bo Premiership, Bundesliga, Primera Division, Serie A czy Ligue 1 to są znaczące ligi – także jeśli chodzi o kibicowanie. Jednak kto nie doświadczył Turcji, ten tak naprawdę nie wie, co to znaczy gorąca atmosfera.
Tak o tureckim stylu kibicowania pisał Roman Kołtoń w publikacji „Wielkie kluby Europy. Galatasaray Stambuł”. Nic dziwnego. O sile piłkarskich fanów znad Bosforu przekonywali się najlepsi zawodnicy. Zwłaszcza ci, którzy mierzyli się z „Galatą” w czasie „złotej ery” klubu, przypadającej na końcówkę XX wieku. Prawdopodobnie nie byłoby tych sukcesów bez Fatiha Terima. Objął on zespół ze Stambułu w 1996 roku i prowadził go przez cztery sezony. W tym czasie sięgnął po… cztery mistrzostwa kraju. Jednak najważniejszym trofeum był Puchar UEFA zdobyty w sezonie 1999/2000.
Marsz po najcenniejszą w klubowej historii zdobycz zaczął się w III rundzie eliminacji Ligi Mistrzów. Galatasaray okazał się lepszy od Rapidu Wiedeń, wygrywając oba spotkania, dzięki czemu awansował do najważniejszych rozgrywek kontynentu. Wówczas w Champions League rozgrywano aż dwie fazy grupowe.
Już w pierwszej los okazał się nieszczęśliwy dla podopiecznych Terima. Rywalami „Galaty” były: Hertha Berlin, Chelsea i AC Milan. Turcy doznali bolesnej porażki 0:5 z londyńczykami na własnym stadionie, ale dzięki ograniu na wyjeździe berlińczyków, aż do ostatniej kolejki toczyła się walka o pozostanie w europejskich pucharach.
Zespół ze Stambułu, przy domowym zwycięstwie z Milanem, przechodzili do Pucharu UEFA. Włochom do osiągnięcia celu wystarczał remis. Dwukrotnie wychodzili oni na prowadzenie. Na cztery minuty przed ostatnim gwizdkiem, na tablicy świetlnej widniał wynik 2:1 dla gości. Wówczas stała się rzecz, bez której nie byłoby wszystkich późniejszych pamiętnych meczów. Najpierw wyrównał Hakan Şükür, a w doliczonym czasie tureckich fanów w ekstazę wprawił Umit Davala, który wykorzystał rzut karny.
Po tym spotkaniu legendarny obrońca klubu ze stolicy Lombardii, Paolo Maldini, odniósł się do atmosfery stworzonej przez sympatyków gospodarzy:
Tak fantastycznych i żywiołowych kibiców nie spotkałem nigdzie indziej.
Terim po zakończeniu grupowych rozgrywek był zadowolony z postawy swoich graczy i tryskał optymizmem:
Już nigdy nie przydarzy nam się taki wynik, jak z Chelsea. To był wyjątek. Drużyna, wygrywając z Herthą i Milanem, pokazała, że różnica do czołowych drużyn w Europie została zniwelowana.
Pierwszym rywalem mistrzów Turcji w kolejnych rozgrywkach była włoska Bologna. Nie obeszło się bez problemów. W 1/8 finału na „Galatę” czekała Borussia Dortmund. Pierwszy mecz odbył się w Zagłębiu Ruhry, a na stadionie pojawiło się ponad 30 tysięcy mieszkających w Niemczech kibiców tureckich.
Już przed przerwą bramki zdobywali Hakan Şükür i Georghe Hagi. W ćwierćfinale Turcy bez większych problemów rozprawili się z Realem Mallorca, pokonując ich aż 6:2, z czego w pierwszym wyjazdowym meczu na Son Moix – 4:1. To otworzyło im drogę do najlepszej czwórki rozgrywek.
Półfinał w cieniu chuligaństwa
W walce o finał chłopcy Terima zmierzyli się z Leeds United. Pierwszy mecz zakończył się ich zwycięstwem 2:0, ale nie o wyniku mówiono najwięcej. Rywalizacja znalazła się w cieniu tragedii, jaka dotknęła kibiców angielskiego klubu. Przed spotkaniem w Stambule, fani obu zespołów wzięli udział w bójce, w wyniku której zasztyletowano dwóch sympatyków przyjezdnych. Do sytuacji doszło w centrum Stambułu, przed hotelem Marmar. Awantura rozpoczęła się od obraźliwych komentarzy Brytyjczyków, wymierzonych w kierunku tureckich kibiców. Rannych zostało kilkunastu fanów obu zespołów.
Rywalizacja jednak nie została odwołana, choć przedstawiciele Europejskiej Federacji Piłkarskiej zastanawiali się czy rozegranie spotkania jest w tym przypadku dobrym rozwiązaniem. W rewanżu, dzięki remisowi 2:2, turecki zespół znalazł się w wielkim finale.
Zatrzymany Arsenal
Finał odbył się na stadionie w Kopenhadze. Galatasaray kontra Arsenal. Londyńską ekipę uważano oczywiście za jednogłośnego faworyta. Nie potrafili jednak sforsować obrony przeciwnika. Świetny mecz w barwach „Galaty” rozgrywał Hagi. Nazywanemu „Maradoną Karpat” Rumunowi wychodziło wszystko. Niestety w 94. minucie obejrzał czerwoną kartkę po uderzeniu pięścią w plecy Tony’ego Adamsa. Przez całą dogrywkę Turcy bronili się skutecznie, dzięki czemu dobrnęli do rzutów karnych.
Na swoje szczęście mieli w bramce eksperta od bronienia jedenastek. Claudio Taffarel w przeszłości niejednokrotnie lądował w ramionach kolegów po zwycięskich rzutach karnych. Tak było już w 1988 roku w Seulu, przy okazji półfinału turnieju olimpijskiego, w którym Brazylia pokonała RFN.
Taffarel zatrzymał trzy niemieckie strzały. Sześć lat później obronił rzut karny wykonywany przez Daniele Massaro, dzięki czemu „Canarinhos” pokonali Włochów w finale Mistrzostw Świata w USA. Na kolejnym mundialu bronił bramki przed strzałami Phillipa Cocu i Ronalda de Boera, co dało ekipie z Ameryki Południowej przepustkę do finału rozgrywanej we Francji imprezy.
Tym razem pomogli mu rywale. Davor Šuker trafił w słupek, a po strzale Patricka Vieiry piłka spotkała się z poprzeczką. W osłabionym zespole nie spudłował nikt. Wygrali rzuty karne 4:1 i zostali pierwszym tureckim klubem cieszącym się ze zdobycia europejskiego pucharu. Fatih Terim tak podsumował wysiłek swojej ekipy:
Piłkarze tureccy wcześniej byli słabi psychicznie. Już jako selekcjoner byłem za jak największą liczbą spotkań międzypaństwowych. W dwa i pół roku rozegraliśmy 33 mecze. Obejmując Galatasaray spowodowałem, że jeździmy na obozy treningowe do Hiszpanii, do Niemiec czy do USA. Regularnie zaczęliśmy rozgrywać sparingi z wielkimi klubami, jak Barcelona czy Borussia Dortmund. Po czymś takim konfrontacje międzynarodowe, ale już o stawkę, były dla moich piłkarzy dużo łatwiejsze.
Stężenie piłkarskich gwiazd
Tamtejszą drużynę Galatasaray tworzyły wielkie indywidualności. W jednym z wywiadów Terim tłumaczył w jaki sposób skleił z nich tak zgrany zespół:
Prowadzenie największych piłkarzy, takich jak Hagi, jest najłatwiejsze. Ale jednocześnie żaden członek zespołu nie może sobie pozwolić na łamanie dyscypliny. Jak trener nie ma kompleksów, a reguły są jasne, to nie ma żadnych problemów. Ani z Hagim, ani z żadnym innym zawodnikiem.
Warto przypomnieć, że wielkość drużyny, oprócz wspomnianych piłkarzy tworzyli m.in. mający za sobą występy w Barcelonie Georghe Popescu, późniejszy medalista MŚ – Emre Belözoğlu czy Bülent Korkmaz – pierwszy zawodnik z ponad stu występami na koncie w reprezentacji Turcji.
Kolejny puchar Galatasaray
Pod koniec sierpnia 2000 roku, Turcy jako zdobywcy Pucharu UEFA, stanęli do rywalizacji o Superpuchar Europy z legendarnym Realem Madryt. Ekipa ze stolicy Hiszpanii właśnie została zasilona przez słynnego Luisa Figo, sprowadzonego z Barcelony za ponad 56 milionów dolarów. Zmian dokonano także w Stambule. Na stanowisku trenera zasiadł Mircea Lucescu, zaś Hakana Şüküra (przeszedł do Interu Mediolan) zastąpił Mario Jardel.
To właśnie kupiony z FC Porto Brazylijczyk, wykorzystując rzut karny, otworzył wynik rozgrywanego w Monako spotkania. Na tego gola zdołał odpowiedzieć Raul, także z jedenastki. W dogrywce obowiązywała zasada „złotej bramki”. Na nieco ponad kwadrans przed końcem zdobył ją wspomniany Jardel, zapewniając Turkom kolejne europejskie trofeum.
Cały sezon okazał się zarówno dla Jardela, jak i dla całego klubu bardzo udany. Galatasaray przeszedł tym razem dwie fazy grupowe w Lidze Mistrzów, a następnie został zatrzymany dopiero w ćwierćfinale przez… Real. Brazylijski snajper w najważniejszych rozgrywkach klubowych Starego Kontynentu strzelił aż dziewięć goli. W lidze tureckiej trafiał do siatki 22 razy, po czym przeniósł się do lizbońskiego Sportingu. Już nigdy nie wiodło mu się tak dobrze.
To był jednocześnie zmierzch „złotej ery” Galatasaray. W kolejnym sezonie drużyna ta zajęła ostatnie miejsce w drugiej fazie grupowej. Na osłodę pozostaje fakt, że mieli rywali z najwyższej półki: FC Barcelona, AS Roma i Liverpool FC. Turcy przegrali tylko jeden mecz, a pozostałe zremisowali.
Piękne chwile tureckiej piłki
Największy sukces tureckiego futbolu miał miejsce wkrótce po „złotej erze” Galatasaray. W 2002 roku bowiem reprezentacja tego kraju sięgnęła po brązowy medal mundialu. Jednak jeśli chodzi o klubową piłkę, osiągnięcia „Galaty” Terima i Lucescu nie zostały powtórzone przez żadną drużynę z tego kraju. I wydaje się, że na podobne przeżycia Turcy będą musieli długo poczekać.
GRZEGORZ ZIMNY
Zachęcamy do polubienia nas na FACEBOOKU, a także obserwacji na TWITTERZE , INSTAGRAMIE i YOUTUBE