Po chwili nieobecności wznawiamy nasz cykl Złotych Jedenastek. Oto Złota Jedenastka, człowieka, który jest blisko Lecha Poznań oraz dziennikarza Gazety Wyborczej, Radosława Nawrota.
Zdecydowałem się na ustawienie 1-4-2-4, które dzisiaj nie jest już stosowane (chociaż zapewne kibice Lecha tęskniliby za czterema napastnikami). Tak się jednak składa, że w gronie sław Lecha znalazłem więcej napastników niż pomocników.
Bramkarz: Henryk Skromny
Kiedy poprosimy kibiców, by wymienili znanych bramkarzy Lecha, wskażą Krzysztofa Kotorowskiego (bo najbardziej im współczesny), może Zbigniewa Pleśnierowicza, Kazimierza Sidorczuka czy Piotra Mowlika. Ja wskazuję na zmarłego przedwcześnie Henryka Skromnego, który w Lechu grał dość krótko, z przerwami od czasów wojny do 1957 roku. Mało kto bowiem pamięta, że to on był pierwszym lechitą, który zagrał w reprezentacji Polski – 19 października 1947 roku zagrał w meczu z Jugosławią.
Sprawność fizyczna, zwinność i refleks Henryka Skromnego były legendarne, a jego oddanie Lechowi – znamienne, mimo iż sporą część kariery spędził w Legii Warszawa i Polonii Bytom. Zmarł w wieku zaledwie 35 lat.
Obrona: Hieronim Barczak, Krzysztof Pawlak, Teodor Napierała, Waldemar Kryger
O Hieronimie Barczaku mówiono, że to najlepszy plaster w lidze, że gdy przyklei się do rywala, już nie sposób go odkleić. Pilnował najlepszych napastników polskiej ligi w czasach, gdy gra z indywidualnym kryciem była powszechna i gdy Lech zdobywał mistrzostwo kraju. Był też rekordzistą pod względem występów w barwach Lecha – rozegrał aż 367 meczów.
Krzysztof Pawlak to rekordzista pod innym względem – jako pierwszy gracz „Kolejorza” zagrał na mistrzostwach świata. Pewnie gdyby był to mundial Espana’82, zamiast nieudanego Mexico’86, byłby to występ kultowy. Krzysztof Pawlak jednak wystąpił w meczu z Anglią, który na tych mistrzostwach świata Polska przegrała 0:3. Nie zmienia to faktu, że w dziejach Lecha trudno znaleźć równie monumentalnego i ważnego obrońcę.
Teodor Napierała to także zawodnik z czasów, gdy wyjazdy polskich graczy za granicę były właściwie niemożliwe. Mało tego, wielką rzadkością były też transfery między polskimi klubami. Piłkarze byli więc związani z jednym klubem przez lata. Teodor Napierała grał w Lechu przez 15 lat, przeprowadził go z trzeciej ligi (tak, tak, Lech występował na tym szczeblu! Nie jego rezerwy, a pierwszy Lech!) do ekstraklasy – był jednym z ojców tamtego spektakularnego powrotu w 1972 roku. Nie dotrwał już w „Kolejorzu” do pierwszego w dziejach mistrzostwa kraju.
Waldemar Kryger to zawodnik, który pod względem liczby gier w Lechu nieznacznie ustępuje Hieronimowi Barczakowi. Jeden z tych nielicznych, którzy zagrali w jego barwach ponad 300 meczów. I to mimo tego, że grywał za granicą np. w VfL Wolfsburg. Łączył ze sobą dwie epoki – tę z lat osiemdziesiątych, w której Lech był o krok od wyeliminowania FC Barcelony (przegrał rzutami karnymi w 1988 roku) z tą przełomu wieków, gdy Lech był degradowany z ekstraklasy i przeżywał najtrudniejsze chwile w dziejach.
Pomoc: Jarosław Araszkiewicz, Janusz Kupcewicz
Jarosław Araszkiewicz przez lata był napastnikiem, ale wystawiano go też w drugiej linii. Jak mało kto bowiem potrafił sam zaopiekować się piłką i na własną rękę skonstruować akcję. Świetny drybler o dużej dynamice, potrafił przeprowadzać akcje godne Diego Maradony. Był najmłodszym mistrzem Polski w 1983 roku, a zarazem jedynym graczem Lecha związanym z nim przez 20 lat kariery piłkarskiej. Niewątpliwie legenda i opoka historii Lecha, także dzisiaj, gdy udziela się jako komentator. Co ważne – niewielu było w Lechu graczy o tak wielkim … poczuciu humoru.
Janusz Kupcewicz to piłkarz niedoceniony i w Lechu, i w reprezentacji Polski. Proszę jednak przyjrzeć się meczom, które biało-czerwoni rozegrali na mundialu Espana’82 (Kupcewicz był wtedy jeszcze graczem Arki Gdynia), proszę przyjrzeć się jego roli i zobaczyć kto odpowiadał za przemianę drużyny w drugiej połowie pamiętnego meczu z Peru. Transfer Janusza Kupcewicza do Lecha był majstersztykiem, pokazującym zarazem jak wielką rolę w tamtej drużynie lat 80. odgrywali kibice i prywatny biznes.
Atak: Teodor Anioła, Henryk Czapczyk, Mirosław Okoński, Artjoms Rudnevs
Historia Lecha miała trzy wielkie szczyty. Pierwszym był przełom lat 40 i 50, czyli czasy tercetu A-B-C zwanego „dębieckimi bombardierami” od stadionu na Dębcu, na którym wówczas grał Lech. A-B-C to skrót od nazwisk trzech kapitalnych strzelców. Z tego grona wybrałem Teodora Aniołę (A) i Henryka Czapczyka (C), choć najstarszy z nich, Edmund Białas (B), też by się zapewne nadał. Wybrałem jednak niezwykły, rzadko spotykany instynkt strzelecki Teodora Anioły, który był bodaj największym „psem na gole” w dziejach Lecha. Wybrałem też niezwykła inteligencję boiskową i mądrość w grze Henryka Czapczyka, który potrafił rozegrać mecz tak, że Lech był górą.
Dodałem do tego Mirosława Okońskiego, czego uzasadniać chyba nie trzeba. „Brazylijczyk w skórze Polaka” jak o nim mówiono, ubóstwiany w Poznaniu „Okoń” był, jest i będzie największym cacuszkiem w dziejach tego klubu. Miłość do wirtuozerii Okońskiego była tak wielka, że kibice wybaczyli mu nawet jego dobrowolne odejście do Legii Warszawa, gdy w 1982 roku wrócił z niej z „chcę jednak grać w Lechu” na ustach i poprowadził „Kolejorza” do największych sukcesów w czasie drugiego szczytu lat 80. Birbant i król nocy, nie stroniący od alkoholu i zabaw, piłkarz który nie przepadał za ciężką pracą, za to obdarzony niespotykanym często w Polsce talentem. Mirek Okoński zawsze wszystko miał wybaczane. Bo był Mirkiem Okońskim. „Paganinim futbolu” – jak o nim mówiono.
Na koniec – Artjoms Rudnevs. Dlaczego on, a nie np. Piotr Reiss? Dlatego, że to ten piłkarz poprowadził Lecha do trzeciego szczytu, czyli wspaniałej gry w pucharach w 2010 roku. To z nim wiązać się będzie legenda meczu z Juventusem Turyn, w którym Lech prowadził we Włoszech 2:0, by przegrywać 2:3, ale ostatecznie nie przegrać. Z nim wiąże się owego Juventusu wyeliminowanie w meczu w śniegu i mrozie oraz pamiętne starcia z Manchesterem City. Niewiele jest w dziejach Lecha takich momentów. Niewielu było też takich napastników, jak „Łotewski Kałasznikow”.
Zachęcamy do polubienia nas na FACEBOOKU, a także obserwacji na TWITTERZE , INSTAGRAMIE i YOUTUBE