Książka Jimmy’ego Burnsa „Barca. Życie Pasja Ludzie” została w Polsce wznowiona po raz trzeci. Nie ma się co dziwić. Kibiców Barcy w Polsce przybyło po przyjściu Roberta Lewandowskiego do klubu z Katalonii, więc każda okazja, by poznali lepiej klub, któremu kibicują, jest dobra. Dla fanów Barcelony ta publikacja to biblia. Jednak i reszta czytelników powinna docenić monumentalne dzieło autora.
Trudno jest pisać historię klubu czy nacji piłkarskiej. To, że jest to możliwe, pokazał m.in. Jonathan Wilson, który lata temu opisał historię piłkarską Argentyny, a ostatnio Węgier. Obydwie książki mają charakterystyczny sznyt stylowy autora, ale nie są też encyklopedycznymi zbiorami faktów. Bo pisać o historii tak, żeby zaciekawić czytelnika, nie jest łatwo. A tym bardziej kibica, który ma konkretne wymagania, gdy sięga po publikację o swoim ulubionym klubie czy nacji.
Udało się to także Jimmy’emu Burnsowi. Jego publikacja w 1998 roku obrosła już legendą – tak jak sama Barcelona. To książka napisana niezwykle barwnie, wypełniona historią, którą – co przyznaję, posypując głowę popiołem – było mi dane czytać po raz pierwszy. Poza tym nie znam dziejów Barcelony dogłębnie, choć od legendarnego rzutu wolnego Koemana – jest mi niezmiernie bliska, a po lekturze z pewnością będzie jeszcze bardziej.
Burns opisuje historię klubu z pozycji ludzi i to jest chyba największą siłą publikacji. Każdy rozdział i podrozdział to osobne, frapujące dziennikarskie „story”. Myślę, że nawet osobom, które znają dzieje Blaugrany, świetnie jest je poznawać w jeszcze jeden sposób, w jaki mogą one zostać przedstawione. Sporo tutaj historii znanych, ale dużo też takich, które szerszemu gronu mogły być nieznane – ale nadają kolorytu całości. Idę o zakład, że sporo kibiców Barcy wiele podrozdziałów czytało z wypiekami na twarzy.
Dużo miejsca zajmuje historia. Autor opisuje jak generał Franco i jego reżim wpłynął na dzieje Barcelony, kreśląc i obrazując DNA klubu, który od zawsze stawał w opozycji do wielkiego Realu. Notabene sam Burns jest urodzony w Madrycie, więc pisze całość z perspektywy „syna z nieprawego łoża” Katalonii. Jak sam wskazuje, do Barcy przyciągnęła go niechęć do tego, co działo się w Madrycie, nakreślając dwa kluby jako dobro i zło. O tym, który z tej pary jest dobry, nie trzeba nikogo przekonywać.
Czuć, z tych stron, że dla Burnsa, tak jak innych kibiców drużyny z Katalonii, FC Barcelona to rzeczywiście „coś więcej niż klub”, choć wielu będzie przekonywało, że decyzje szefów Barcelony w ostatnich latach pokazują, że i tutaj pieniądze zaczęły zaślepiać tożsamość. Symbolem stało się nieuniknione odejście Leo Messiego, a wcześniej nieudane zakupy po odejściu Neymara i konieczność budowania nowej tożsamości w oparciu o wychowanków La Masii, którzy chyba jednak potrzebują jeszcze kilku lat, by osiągnąć pełnię możliwości. O ile będą to w stanie zrobić.
W trzecimbwydaniu Jimmy Burns opisuje największe sukcesy pod wodzą Pepa Guardioli czy Luisa Enrique, ale opowiada także o czymś, co wielu kibiców boli do dziś – o odejściu Leo Messiego. Nie jest to długi rozdział i też nie ma tutaj poważnego zagłębienia się w ten temat. To raczej sucha kronikarska relacja dopisana na potrzeby wznowienia książki. Epoka, która zakończyła się po odejściu Argentyńczyka i przejściu do PSG nadal czeka na kogoś, kto ją porządnie opisze. Bo to, że w tym momencie skończyła się pewna epoka w Barcelonie, nikt nie ma wątpliwości. Nie zmieniło dużo, póki co, przyjście Roberta Lewandowskiego, choć Burns docenia, że Polak ściągnął na prezentację ogromną liczbę fanów.
Na końcu dodatkowego rozdziału książki pisanego w listopadzie 2022 roku pisze, że pozostaje wiernym fanem Barcelony, ale w jego słowach czuć nutę niepewności, co dalej stanie się z uwielbianym na całym świecie sportowym symbolem Katalonii.
Ciężko recenzować książkę, która wielu kibiców osadziła w „katalońskim kościele” lub utwierdziła w przekonaniu, że wybór Barcelony jako klubu do kibicowania był właściwy. Sam, jak przyznałem na początku, czytałem ja po raz pierwszy. W latach dzieciństwa publikacje o klubach były praktycznie niedostępne. Liczyło się to, co na murawie. Tym bardziej cieszę się, że przeczytałem książkę Burnsa.
NASZA OCENA: 9/10
Moda na Barcelonę trwa. Oby dzięki wznowieniu nie skończyło się po odejściu Lewego. Sam zadbam o to w przypadku mojego syna. A niech tylko trochę dorośnie, to podrzucę mu tę książkę. Bo dzięki niej może się prawdziwie zakocha w klubie, podtrzymując miłość do futbolu. To samo polecam wszystkim innym, którzy jeszcze jej nie czytali.
PATRYK SZCZERBA