Moment chwały kopciuszka. Biało-czerwony puchar

Czas czytania: 5 m.
0
(0)

29 maja 1997 roku. W Dortmundzie trwa wielkie święto, bowiem Borussia dzień wcześniej zdobyła po raz pierwszy (i jak dotąd ostatni) Ligę Mistrzów. Tymczasem ponad 1000 km na południe od Nadrenii Północnej-Westfalii piłkarze włoskiej Vicenzy Calcio przygotowują się do najważniejszego meczu w historii tego klubu.

Zawodnicy Vicenzy stoją przed wielką szansą na sięgnięcie po Puchar Włoch. Nigdy dotąd Biancorossi (Biało-Czerwoni) nie zaszli tak daleko. Ich sukces jest tym większy, że to oni, a nie potęgi, Juventus, Milan, Inter czy Lazio, znaleźli się w finale. Do pełni szczęścia trzeba jednak pokonać jeszcze jedną przeszkodę – SSC Napoli.

Ale sytuacja jest trudna. Trzy tygodnie wcześniej, w pierwszym pojedynku o Puchar Włoch (wtedy o to trofeum rywalizowano w systemie mecz – rewanż) przeciwko Napoli, Biancorossi przegrali 0:1 po golu Fabio Pecchii. Co gorsza, w 33. minucie tamtego meczu z powodu kontuzji z boiska musiał najlepszy zawodnik Vicenzy, Marcelo Otero. Uraz był na tyle poważny, że wykluczył Urugwajczyka z udziału w rewanżu.

REKLAMA 2
Moment chwały kopciuszka. Biało-czerwony puchar 2

Przytomny Maini

Wreszcie zegar na Stadio Romeo Menti wybija 20:30. Sędzia Stefano Braschi daje piłkarzom Vicenzy i Napoli sygnał do rozpoczęcia meczu. Mija 21 minut spotkania. Rzut wolny z prawej strony. Alessandro Iannuzzi dośrodkowuje wprost na głowę Giampiero Mainiego. Włoch uderza czysto, ale piłkę odbija Giuseppe Taglialatela. Futbolówka ponownie trafia do najbardziej przytomnego w polu karnym Mainiego. Rodowity rzymianin dobija swój własny strzał. Straty z Neapolu zostają odrobione.  

Mecz nabiera rumieńców. Atmosfera zarówno na boisku, jak i na trybunach Stadio Romeo Menti robi się coraz bardziej gorąca. Na murawie lądują race. Emocje udzielają się także piłkarzom, zwłaszcza zawodnikowi Napoli Nicoli Caccii, który uderza łokciem w twarz Fabio Vivianego. Braschi nie ma wątpliwości – cartellino rosso (czerwona kartka) dla 27-latka. Caccia nie schodzi potulnie do szatni. Protestuje. Kłóci się z rywalami i z arbitrem. Ostatecznie członkowie sztabu trenerskiego klubu z Neapolu odprowadzają go do tunelu.

Kolejna dobitka

Mijają kolejne minuty. Wydaje się, że o tym, kto wzniesie Coppa Italia, rozstrzygną karne. Ale oto rzut wolny dla Vicenzy. Potężny strzał lewonożnego Massimo Beghetto. Broni Tagliatalela, ale robi to tak niefortunnie, że piłka spada pod nogi Maurizio Rossiego. Golkiper Napoli próbuje naprawić swój błąd, ale grający z numerem 7 pomocnik wślizgiem uprzedza go. Piłka w siatce. Kibice gospodarzy są w ekstazie, a Rossi tonie w objęciach kolegów. Trofeum jest na wyciągnięcie ręki.  

Neapolitańczycy nie składają broni. Wystarczy im przecież tylko jeden gol (bramka na wyjeździe), by mogli zabrać puchar do Kampanii. Zostawiają jednak lukę w obronie. Moment zawahania defensorów rywala wykorzystuje Ianuzzi. Pędzi w stronę bramki Taglialateli. Wpada w pole karne i strzela obok bezradnego bramkarza. 3:0. Na trybunach wybuchają zamieszki. Wściekli ultrasi Napoli ścierają się z policją. Sędzia kończy spotkanie. Biancorossi zdobywają Coppa Italia.

Architekt Guidolin

Sezon 1996/97 to najlepszy czas w historii Vicenzy Calcio. Drużyna, oprócz kapitalnego występu w Pucharze Włoch, świetnie spisywała się w Serie A. W lidze zajęła ósmą lokatę, wyprzedzając m. in. Romę, Milan i Fiorentinę. Kibice drużyny ze Stadio Romeo Menti do dziś wspominają, jak ich klub wygrywał wtedy w lidze z Fiorentiną 4:2 (cztery bramki Otero), z Juventusem 2:1 czy z Milanem 2:0. Zresztą tę ostatnią drużynę udało się także wyeliminować w ćwierćfinale Coppa Italia.

Architektem tamtych sukcesów był Francesco Guidolin. W ciągu czterech lat awansował z Vicenzą do Serie A, wygrał Puchar Włoch i doprowadził swój zespół do półfinału Pucharu Zdobywców Pucharów.

Triumfujący Francesco Guidolin

W Vicenzie Guidolin stworzył ciekawy zespół. Największą gwiazdą był Urugwajczyk Otero, który w sezonie 1996-97 zdobył w Serie A 13 bramek. W ataku partnerował mu najczęściej Roberto Murgita. Środek pola to królestwo Giampiero Mainiego i Domenico „Mimmo” Di Carlo, zaś na skrzydłach brylowali Gabriele „Lele” Ambrosetti i Fabio Viviani. Za grę w obronie odpowiadali głównie Luigi Sartor, Giovanni Lopez i Massimo Beghetto. Natomiast bramkarzem numer 1 był Luca Mondini, choć w pamiętnych rozgrywkach o Puchar Włoch Guidolin stawiał na Pierluigiego Brivio.

Guidolinowi trzeba oddać to, że z piłkarzy, których miał wtedy do dyspozycji, umiał wykrzesać to, co najlepsze. Większość z nich nigdy wcześniej, ani nigdy później nie osiągnęła takiej dyspozycji jak w sezonie 1996-97. W zasadzie tylko Marcelo Otero i Luigi Sartor w innych barwach potrafili błyszczeć równie mocno (albo i mocniej) jak w ekipie ze Stadio Romeo Menti. Dla przypomnienia: Otero w 1995 roku był gwiazdą Peñarolu i jednym z najlepszych piłkarzy reprezentacji Urugwaju, która zwycieżyła w Copa América, natomiast Sartor z Interem i Parmą sięgał po Puchar UEFA (to trofeum zdobył także z Juventusem, ale w „Starej Damie” grał sporadycznie).

Nieskuteczny Sokołowski

W kolejnym sezonie Vicenza zajęła w Serie A dopiero 14. miejsce. Nie zdołała też obronić Pucharu Włoch. Za to dobrze spisała się w rozgrywkach o Puchar Zdobywców Pucharów (PZP). Dotarła w nich do półfinału, w którym po kapitalnym dwumeczu musiała uznać wyższość Chelsea. W rywalizacji przeciwko londyńczykom świetnie spisywał się zwłaszcza „Lele” Ambrosetti. Spodobał się na tyle włodarzom The Blues, że w 1999 roku sprowadzili go do siebie. Niestety, na Wyspach nie pokazał pełni swoich umiejętności. Dla Chelsea w ciągu dwóch lat zagrał tylko 20 spotkań, w których strzelił zaledwie jedną bramkę (w Lidze Mistrzów przeciw Galatasaray).

Przypomnijmy, że zanim Biancorossi zagrali przeciwko Chelsea, w I rundzie PZP  zmierzyli się z warszawską Legią. Na Stadio Romeo Menti zwyciężyli „Wojskowych” 2:0 po golach Pasquale Luiso i Ambrosettiego. Co ciekawe, Legioniści do Włoch udało się samolotem TU-154 M, który kilkanaście lat później rozbił się pod Smoleńskiem.

W rewanżu padł remis 1:1. Tej rywalizacji nie może dobrze wspominać Tomasz Sokołowski, który w obu meczach z włoską drużyną marnował bardzo dobre sytuacje do zdobycia bramki.

Brocchi za „Mimmo”

Dziś kibice Biancorossich mogą tylko pomarzyć o tym, że ich pupile rywalizują w europejskich pucharach. Klub L.R. Vicenza Virtus, będący spadkobiercą Vicenzy Calcio, obecnie gra w Serie B. Duża w tym zasługa trenera, wspomnianego już w tym tekście „Mimmo” Di Carlo, człowieka mającego Vicenzę w sercu. Szkoleniowiec ten wprowadził Vicenzę na zaplecze włoskiej ekstraklasy. Niestety, bardzo słaby start sezonu 2021/22 kosztował go utratę posady. Teraz zespół prowadzi Cristian Brocchi, były piłkarz m.in. Milanu i Lazio. Jednak póki co nie udało mu się zmienić oblicza drużyny. Zdobywcy Pucharu Włoch z sezonu 1996/97 zamykają tabelę Serie B i wszystko wskazuje na to, że w przyszłym roku znów będą musieli rywalizować na trzecim poziomie.

Fuzja z Bassano

Sytuacja w klubie nie jest jednak tak zła jak jeszcze kilka lat temu. Naprawdę fatalnie było w 2018 roku, gdy Vicenza Calcio zbankrutowała. Wydawało się wtedy, że na Stadio Romeo Menti nieprędko wróci profesjonalna piłka.

Co ciekawe, losem upadającej Vicenzy przejęła się Amandha Fox, urodzona w Gdyni gwiazda filmów dla dorosłych. Oznajmiła, że przekaże klubowi 10% zysków ze sprzedaży jej kalendarza (był wyceniany na około 30 zł).

Amandha Fox nie została zbawczynią Biancorossich. Z niebytu klub wyratowała w 2018 roku rodzina Rosso, właściciele OTB Group, potężnej spółki z branży tekstylnej (flagową marką przedsiębiorstwa jest Diesel). Ich własnością był wówczas występujący w Serie C Bassano Virtus z miasteczka Bassano del Grappa. Biznesmeni zdecydowali, że wykupią część majątku Vicenzy Calcio i połączą ją z Bassano. Jak postanowili, tak zrobili. W wyniku fuzji powstał klub L.R. Virtus Vicenza.

Oczywiście dominującą stroną w tym partnerstwie jest Vicenza. L.R. Virtus gra na Stadio Romeo Menti. Drużyna występuje, tak jak za czasów Mainiego i spółki, w biało-czerwonych strojach (a nie w żółto-czerwono-czarnych barwach Bassano). W Bassano del Grappa pozostawiono tylko drużyny młodzieżowe.

Źródła

  • ARTYKUŁ „Il Vicenza vince la Coppa Italia 1996-97: il miracolo di Guidolin” [https://altrocalcio.com/2018/01/11/il-vicenza-vince-la-coppa-italia-1996-97-il-miracolo-di-guidolin/]
  • ARTYKUŁ „Il sogno europeo del Vicenza di Guidolin” [https://storiedicalcio.altervista.org/blog/vicenza_coppa_coppe_1998.html]
  • ARTYKUŁ „I migliori anni della nostra vita”: il Vicenza che trionfò in Coppa Italia” [https://www.goal.com/it/notizie/i-migliori-anni-della-nostra-vita-il-vicenza-che-trionfo-in/1ijyap5t8v1xm16ish3w1iyydh] autorstwa Stefano Silvestriego z 19 lipca 2020 roku
  • ARTYKUŁ „Coppa Italia 1997: il capolavoro di Guidolin a Vicenza” [https://calcio.fanpage.it/coppa-italia-1997-il-capolavoro-di-guidolin-a-vicenza/] autorstwa Alessandro Mastroluki z 21 maja 2016 roku

DOMINIK GÓRECKI

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 0 / 5. Licznik głosów 0

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

spot_img
Dominik Górecki
Dominik Górecki

Samorządowiec, dziennikarz, sadownik, miłośnik podróży i fan futbolu. Entuzjasta Serie A, Bundesligi i piłki afrykańskiej. Od dzieciństwa zakochany w Juventusie.

Więcej tego autora

Najnowsze

“Nie poddawaj się! Lukas Podolski. Dlaczego talent to zaledwie początek” – recenzja

Autobiografie piłkarzy, którzy jeszcze nie zakończyli jeszcze kariery, budzą kontrowersje. Nie można bowiem w takiej książce stworzyć pełnego obrazu danej osoby. Jednym z takich...

Resovia vs. Stal – reminiscencje po derbach Rzeszowa

12 kwietnia 2024 roku Retro Futbol gościło na wyjątkowym wydarzeniu. Były nim 92. derby Rzeszowa rozegrane w ramach 27. kolejki Fortuna 1. Ligi. Całe...

„Przewodnik Kibica MLS 2024” – recenzja

Przewodnik Kibica MLS już po raz czwarty ukazał się wersji drukowanej. Postanowiliśmy go dokładnie przeczytać i sprawdzić, czy warto po niego sięgnąć.