Cuda i dziwy turniejowych formatów

Czas czytania: 6 m.
0
(0)
J ako kibice jesteśmy przyzwyczajeni do pewnych zasad w piłkarskich turniejach, które pozostają niezmienne bez względu na typ rozgrywek. Zawsze na początku zmagań mamy do czynienia z czterozespołowymi grupami, z których wychodzą po dwie drużyny, następnie rywalizacja toczy się systemem pucharowym. Ten system zapewnia każdemu uczestnikowi imprezy rozegranie co najmniej trzech spotkań w turnieju oraz oznacza, że przegrana pojedynczego meczu w pierwszej fazie rywalizacji nie oznacza odpadnięcia z niej. Jednak ma też pewne wady: liczba drużyn musi być potęgą liczby dwa, żebyśmy mieli do czynienia ze sprawiedliwymi zasadami awansu do następnej fazy, a rozgrywki zajmują więcej czasu, niż miałoby to miejsce w przypadku zwykłego formatu pucharowego.

W ostatnich latach mamy do czynienia z trendem powiększania liczby uczestników imprez piłkarskich. Na mistrzostwach świata od 2026 roku będzie występować 48 reprezentacji, dlatego FIFA zdecydowała się na zmianę formatu rozgrywek. Grup będzie aż 16, w każdej będą grały po trzy zespoły, a walka będzie się toczyła o dwa miejsca premiowane awansem do 1/16 finału. Sprawi to, że mimo zwiększenia liczby uczestników o 16 drużyn, liczba meczów z dotychczasowych 64 wzrośnie do 80, a turniej będzie trwał dłużej zaledwie o dwa dni. Wzrasta niestety również ryzyko spotkań, w których określony rezultat może dać korzystny wynik obu zespołom (vide RFN – Austria na MŚ 1982 i Szwecja – Dania na EURO 2004). Do zmiany formatu dojdzie też w Copa America, gdzie od 2020 roku dwanaście zespołów będzie rywalizowało w dwóch grupach. Dzięki temu rozwiązaniu każda drużyna rozegra co najmniej pięć spotkań, co może pomóc w poprawieniu wyników reprezentacji z kontynentu południowoamerykańskiego w rankingu FIFA.

Jak sprawdzą się te eksperymenty, jest kwestią przyszłości. Przeszłość również nie była wolna od dziwolągów regulaminowych. Czas na podróż po wielu kontynentach i piłkarskich epokach. Turniejach, które zapisały się w historii tego sportu, a charakteryzowały się nieprzejrzystymi i nietypowi zasadami rozgrywania.

Przegrywający odpada i nie ma zmiłuj

W pierwszych reprezentacyjnych rozgrywkach piłkarskich królował jeden system, zwany również pucharowym. Czy to na mistrzostwach świata, czy na igrzyskach olimpijskich, porażka zazwyczaj oznaczała koniec rywalizacji. Pojawiały się jednak wyjątki od tej zasady, jak na piłkarskim turnieju olimpijskim w Antwerpii w 1920 roku. Postanowiono tam zastosować system Bergvalla, nazwany od nazwiska szwedzkiego piłkarza wodnego. Erik Bergvall, bo tak się nazywał ten jegomość, uważał, że o miejsca drugie i trzecie powinny być toczone zupełnie inne rozgrywki. O srebro miały walczyć zespoły wyeliminowane przez zwycięzcę turnieju, a o brąz wszystkie drużyny, które przegrały z finalistami. Oznaczało to, że najpierw poznawaliśmy zwycięzcę zawodów, następnie srebrnych medalistów, a potem brązowych. Format sam w sobie mógł się wydawać chaotyczny, zamieszanie jednak zwiększyła dyskwalifikacja finalistów turnieju olimpijskiego, czyli Czechosłowaków, którzy w 39. minucie meczu z Belgią zeszli z boiska protestując przeciwko stronniczemu sędziowaniu. Do systemu Bergvalla na olimpijskich zmaganiach już nie wrócono.

O niesprawiedliwości systemu „przegrywający odpada” przekonała się nasza reprezentacja, która porażką w spotkaniu z Brazylią zakończyła swój jedyny pobyt na mistrzostwach świata przed wybuchem drugiej wojny światowej. W artykule z „Przeglądu Sportowego” z dnia 23 czerwca 1938 roku, podsumowującemu turniej mistrzowski we Francji znajdziemy krytykę systemu pucharowego poprzez pokazanie meczu Włochy – Norwegia, w którym zdobywca tytułu miał największe problemy, jako przykładu niedoskonałości tego formatu rozgrywek. Jednocześnie redaktor zwraca uwagę na to, że mistrzostwa rozgrywane systemem grupowym mogłyby trwać nawet dziesięć lat i nie miałoby to wpływu na wyżej podane sytuacje. Czas pokazał, jak bardzo się mylił.

Mundial nie jak w szwajcarskim zegarku

O MŚ 1950 w Brazylii więcej w dalszej części artykułu, z kolei cztery lata później w Szwajcarii po raz pierwszy w historii mistrzostw świata grupy liczyły po tyle samo zespołów. Drużyny w grupach były podzielone na rozstawione i nierozstawione. Te rozstawione reprezentacje grały spotkania wyłącznie z nierozstawionymi i vice versa. Dlatego każdy zespół rozgrywał w grupie tylko dwa spotkania. Jedyny raz w historii mistrzostw świata w meczach fazy grupowej w przypadku braku rozstrzygnięcia w regulaminowym czasie gry zarządzano dogrywkę. Miało to miejsce w przypadku dwóch meczów na tym turnieju: Brazylii z Jugosławią i Anglii z Belgią. W obydwu spotkaniach dodatkowe trzydzieści minut gry nie przyniosło rozstrzygnięcia i zespoły musiały podzielić się punktami.

Dwukrotnie o awansie do ćwierćfinału decydował mecz barażowy. Według regulaminu turnieju, w przypadku równej liczby punktów, o awansie do następnej fazy rozgrywek decydowała nie różnica bramek, jak ma to miejsce współcześnie w turniejach FIFA, ale dodatkowe spotkanie. Podobna zasada była również w użyciu podczas następnych mistrzostw w Szwecji w 1958 roku.

W helweckich zmaganiach bardziej opłacało się zająć drugie miejsce w grupie niż pierwsze. Zwycięzcy grup toczyli rywalizację o awans do finału w swoim gronie, a zdobywcy drugich miejsc w swoim. Między innymi ten punkt regulaminu przyczynił się do sensacyjnego rozstrzygnięcia meczu finałowego, określanego również jako „Cud w Bernie”. Ekipa Węgier miała za sobą dwa ciężkie starcia z Brazylią i Urugwajem, podczas gdy reprezentacja Niemiec Zachodnich gładko poradziła sobie w półfinale z Austrią. Bardziej wypoczęci Niemcy wygrali z faworytami turnieju 3:2 po bramce w końcówce meczu. Regulaminowe detale wpływają na bieg historii, również tej piłkarskiej.

Grupa razy dwa

14 czerwca 1970 roku, stadion w León. W ćwierćfinale mistrzostw świata w Meksyku mierzą się finaliści z poprzedniego finału imprezy mistrzowskiej: RFN i Anglia. Obrońcy tytułu po bramkach Mullery’a i Petersa prowadzą 2:0, by w końcowej fazie meczu stracić dwie bramki. Losy dogrywki rozgrywanej w piekielnym upale rozstrzyga Gerd Müller, Niemcy awansują do półfinału i grają o medale, podczas gdy jeden z faworytów imprezy musi przedwcześnie wrócić do domu.

W raporcie FIFA wydanego po mistrzostwach znalazło się kilka pomysłów na to, jak zapobiec takim sytuacjom w przyszłości. Jedna z propozycji mówiła o zmianie formatu na dwie ośmiozespołowe grupy, z których najlepsze drużyny awansują do półfinału. Zapewniłoby to reprezentacjom rozegranie co najmniej siedmiu spotkań. Ostatecznie zdecydowano się na wprowadzenie drugiej fazy grupowej w miejsce ćwierćfinałów. Zrezygnowano z rozgrywania półfinałów, zwycięzcy poszczególnych grup mierzyli się ze sobą w finale, a zdobywcy drugich miejsc walczyli o brązowy medal. System jest doskonale znany polskim kibicom z racji na to, że obowiązywał na imprezach, na których reprezentacja naszego kraju odnosiła największe sukcesy w historii, czyli na Igrzyskach Olimpijskich w Monachium w 1972 roku oraz na turniejach o mistrzostwo świata od 1974 do 1982 roku włącznie.

W przypadku tego ostatniego turnieju, rozgrywanego w Hiszpanii, doszło do powiększenia liczby drużyn do 24. Wiązało się to ze zmianą systemu rozgrywania drugiej fazy grupowej, do której awansowało dwanaście zespołów walczących o awans do półfinałów, w których grali zwycięzcy czterech grup. Z racji, że grupy w drugiej rundzie rywalizacji liczyły po trzy zespoły, rozkład poszczególnych meczów zależał od wyniku pierwszego spotkania w grupie. Wygrany zyskiwał więcej czasu na wypoczynek niż przegrany, który musiał się mierzyć w drugiej kolejce z ekipą, która nie rozegrała żadnego meczu w tej rundzie. Pomogło to również zachować wysoki poziom emocji do samego końca rywalizacji.

Podwójna faza grupowa obowiązywała również w Lidze Mistrzów od sezonu 1999/2000 do sezonu 2002/2003, ale zrezygnowano z niej ze względu na zbytnie przemęczenie zawodników sezonem, co odbiło się na wyniku najlepszych zawodników na MŚ w Korei i Japonii. Plany reformy europejskich pucharów po roku 2024 zakładają zwiększenie liczby spotkań w fazie grupowej, ale ma się to odbyć kosztem lig krajowych.

Południowoamerykańskie kombinacje

W najstarszych międzynarodowych rozgrywkach na świecie, czyli Copa America od pierwszej edycji turnieju (1916) aż do połowy lat siedemdziesiątych, całość zawodów toczona była systemem ligowym. Każda z reprezentacji grała z każdą, drużyna z największą liczbą punktów zostawała zwycięzcą rozgrywek, nie było oddzielnego meczu finałowego. Podobny system obowiązywał również w fazie finałowej pierwszych powojennych mistrzostwach świata w Brazylii w 1950 roku. Gospodarze potrzebowali tylko remisu w ostatnim meczu do zdobycia tytułu mistrzowskiego, między innymi dlatego Maracanazo aż tak przeszło do historii.

Kolejny wielki turniej reprezentacyjny rozgrywany w Brazylii również nie należał do typowych. Na 150-tą rocznicę niepodległości zorganizowano tam Taça Independência, zwaną też jako Mini Copa. Turniej Niepodległości liczył aż 20 zespołów, więcej niż na ówczesnych turniejach o mistrzostwo świata. 15 drużyn wystąpiło w pierwszej rundzie, pięciozespołowych grupach, z których do następnej fazy wychodził tylko ich zwycięzcy. Tam oczekiwało na nich 5 reprezentacji: Brazylia, Czechosłowacja, Szkocja, ZSRR i Urugwaj. Zmagania toczyły się na przełomie czerwca i lipca 1972 roku, najlepsi okazali się gospodarze, którzy w meczu finałowym na Maracanie przy wsparciu blisko stu tysięcy kibiców pokonali Portugalię z legendarnym Eusebio w składzie 2:1.

Wróćmy jednak do mistrzostw Ameryki Południowej, które od 1975 roku przez następne trzy edycje nie miały stałego gospodarza. Cały turniej był rozgrywany systemem mecz – rewanż, a zwycięzcy trzyzespołowych grup awansowali do półfinałów, skąd rywalizację rozpoczynał obrońca tytułu. Również starcia finałowe były nietypowe; jeden ze znanych ekspertów piłkarskich ostatnio opowiadał o tym systemie, niestety jego błąd polegał na tym, że przypisał go angielskiej Championship. W finale toczyły się dwa spotkania, w których bilans bramkowy był nieistotny – najważniejsza była liczba punktów. Jeśli zespoły miały po jednym zwycięstwie, to rozgrywane było trzecie spotkanie, dopiero jeśli w nim po dogrywce nie było rozstrzygnięcia, brano pod uwagę bilans z poprzednich dwóch spotkań. Podobne zasady obowiązywały również w Copa Libertadores. Najlepszym przykładem był turniej Copa America w 1979 roku, Paragwaj wygrał pierwszy mecz finałowy u siebie z Chile 3-0, w rozegranym tydzień później rewanżu drużyna La Roja po bramce Carlosa Rivasa okazała się lepsza, wygrywając 1-0. Trzeci mecz na neutralnym terenie w Buenos Aires nie przyniósł rozstrzygnięcia, zatem tytuł przypadł reprezentacji Paragwaju, która uzyskała lepszy bilans bramkowy.

Po tych eksperymentach CONMEBOL wrócił do idei organizowania turnieju w jednym państwie, od 1993 roku na turnieju zaczęły pojawiać się zaproszone reprezentacje z innych kontynentów, dopełniając liczbę drużyn biorących udział w turnieju do 12. Jedynym wyjątkiem była rozegrana trzy lata temu Copa America Centenario. W zmaganiach zorganizowanych z okazji stulecia mistrzostw Ameryki Południowej wzięło udział 16 reprezentacji z dwóch federacji piłkarskich: CONMEBOL i CONCACAF, a mecze rozegrano w Stanach Zjednoczonych. Tegoroczny turniej odbędzie się jednak w 12-zespołowym gronie, nie ma planów na powiększenie rozgrywek.

Z biegiem lat zmieniały się formaty piłkarskich rozgrywek, a w momencie, gdy myśleliśmy, że doszliśmy w tym zakresie do perfekcji, pojawiają się nowe, często krytykowane i kontrowersyjne. Z ostateczną oceną należy się wstrzymać do pierwszych turniejów, ale warto pamiętać, jakie zamieszanie budziła ta kwestia w przeszłości. Obyśmy nie mieli do czynienia z powtórką z rozrywki. Niestety tej wątpliwej.

SEBASTIAN MURASZEWSKI

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 0 / 5. Licznik głosów 0

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

Redakcja
Redakcja
Jesteśmy niczym Corinthians — przesiąknięci romantycznym futbolem, który narodził się z czystej pasji i chęci rywalizacji, nie zysku. Kochamy piłkę nożną. To ona wypełnia nasze nozdrza, płuca i wszystkie komórki naszego ciała. To ona definiuje nas takimi, jakimi jesteśmy. Futbol nie jest naszym sposobem na życie. Jest jego częścią. Jeżeli myślisz podobnie, to już znaleźliśmy wspólny język. Istniejemy od 2014 roku.

Więcej tego autora

Najnowsze

Walka w Pucharze Polski, przyjazd finalisty, piłkarskie losy Rafała Kurzawy – reminiscencje po meczu Stali Rzeszów z Pogonią Szczecin

Pierwsza runda Pucharu Polski przyniosła sporo emocji. Jednym z najciekawiej zapowiadających się meczów była rywalizacja pierwszoligowej Stali Rzeszów z występującą w rozgrywkach PKO BP...

„Igrzyska życia i śmierci. Sportowcy w powstaniu warszawskim” – recenzja

Powstanie Warszawskie to czas, gdy wielu Polaków zjednoczyło się w obronie stolicy Polski. O sportowych bohaterach walk zbrojnych przeczytacie poniżej. Autorka Agnieszka Cubała jest pasjonatką historii...

„Nadzieja FC. Futbol, ludzie, polityka”. Nowa książka Anity Werner i Michała Kołodziejczyka

Cztery lata po premierze niezwykle ciepło przyjętej książki „Mecz to pretekst. Futbol, wojna, polityka”, Anita Werner i Michał Kołodziejczyk powracają z nowymi reportażami, w...