Jego głos zna każdy. Był sprawozdawcą z 12 mundiali, 11 finałów mistrzostw Europy i 18 igrzysk olimpijskich, a jego powiedzenia na stałe weszły do piłkarskiego słownika. Teraz najsłynniejszy polski komentator sportowy w książce „Wita państwa Dariusz Szpakowski” napisanej z Przemysławem Rudzkim dzieli się z czytelnikami wspomnieniami dotyczącymi jego życia i kulisami blisko 50-letniej przygody z radiem i telewizją.
Książka jest dostępna w przedsprzedaży na LaBotiga.pl: https://bit.ly/retro-szpakowski
Fragment książki:
Jak to dzisiaj o dwunastej? Patrzę jeszcze raz na maila i szybko przelatuję wzrokiem jego treść. No nie chce wyjść inaczej. Za godzinę w centrum radiowo-telewizyjnym legenda brazylijskiej piłki, Ronaldo, ma wręczyć mi nagrodę za pracę na dwunastu mundialach. Ten dwunasty właśnie trwa. Jestem w Katarze z ekipą Telewizji Polskiej. Turniej tak mnie pochłonął, że od kilku dni nie zaglądałem do poczty. I teraz mam problem.
Od razu dzwonię do jednego z redakcyjnych kolegów, Marcina Szuby, i pytam, czy mnie tam podrzuci.
– Darek, to duże wydarzenie, może jeszcze zorganizuję kamerę? – słyszę w odpowiedzi.
Wpadamy do sali spóźnieni parę chwil, ale na szczęście okazuje się, że impreza jeszcze nie wystartowała. Szukam swojego miejsca. Nazwiska osiemdziesięciu dwóch zaproszonych dziennikarzy widnieją na karteczkach przymocowanych do siedzeń. Tutaj Argentyna, tam Meksyk, a w tym międzynarodowym towarzystwie ja. Dwanaście mundiali – nie ma wstydu, co?
Przyjeżdża Ronaldo, lekko spóźniony, jak my. Na ekranie odtwarzają wystąpienie szefa FIFA, Gianniego Infantino. Szybkie gratulacje i przejście do konkretów. Zaczynają budować napięcie: najpierw dziennikarze, którzy byli na mistrzostwach osiem razy – to próg wejścia do takiego grona – potem ci, którzy relacjonowali dziewięć turniejów, i tak to rośnie.
Wychodzę na scenę. Ale nie będę na niej ostatni. Są tacy, którzy finały mistrzostw świata, w różnych rolach, relacjonowali trzynaście, czternaście, piętnaście razy. A Enrique Macaya Márquez z Argentyny był na siedemnastu turniejach! Sześćdziesiąt lat pracy przy mundialach – kosmos! Tacy ludzie jak on czy Niemiec Hartmut Scherzer, który był na szesnastu turniejach, albo mający na koncie piętnaście imprez Urugwajczyk Jorge Da Silveira to legendy. Dzięki ich głosom i piórom kibice na całym świecie mogli – szczególnie w czasach, gdy opowieść ważyła dużo więcej niż teraz – widzieć mecze, przeżywać je jak spektakle. Ci dziennikarze w dużym stopniu poświęcili życie pasji. Rozumiem ich doskonale, bo jesteśmy ulepieni z tej samej gliny. Robię sobie pamiątkowe zdjęcie z Da Silveirą. Warto cieszyć się każdą dobrą chwilą – rok później nie będzie go już wśród nas.
(…)
Pamiętam pewnego francuskiego komentatora, który pożegnał się z widownią po meczu z Polską. Zastanawiałem się wtedy, jak to będzie ze mną. Jak poczuć ten moment? Jak sobie z nim poradzić, jak go oswoić? Chciałbym, żeby odejście od komentowania było moją decyzją, nie chcę, by osoby trzecie stawiały mnie pod ścianą. Zawsze miałem w sobie silne przekonanie, że to ja muszę czuć konieczność odejścia. Zbyt wiele razy ktoś próbował decydować o moim życiu, o tym, czy mam uprawiać dalej ten zawód. Zresztą ładnie im kiedyś odpowiedział Andrzej Janisz: „Wszyscy, którzy krytykują Dariusza Szpakowskiego, nigdy nie powinni brać mikrofonu do ręki”.
Mistrzostwa świata to najważniejsza impreza piłkarska na świecie, marzenie każdego, kto zaczyna przygodę z futbolem. Główna futbolowa scena. Ta, na której odbieram statuetkę, nie przykuwa uwagi całego globu, ale dla nas, dziennikarzy prasowych, sprawozdawców radiowych i komentatorów telewizyjnych, jest niezwykle ważna, bo pozwala nam spojrzeć wstecz, podsumować przeszłość. Dotyczy to również mnie. W tamtym momencie jeszcze nie wiem, czy katarski mundial jest ostatnim w mojej karierze zawodowej. Ale nie chcę się tym zajmować. W głowie mam głównie przyjemne obrazy.
Uśmiecham się na wspomnienie polskiej euforii na Stadionie Śląskim, gdy dzięki wygranej 3:0 z Norwegią awansowaliśmy do mistrzostw świata po szesnastu latach oczekiwania. To była niesamowita, ogólnonarodowa euforia, a dla mnie coś mistycznego, porównywalnego do zwycięskiego remisu na Wembley, który oglądałem jako młody kibic. Stałem na murawie chorzowskiego giganta, oblany kubłem zimnej wody, do granic przeciągając wejście do głównego wydania Wiadomości, myśląc: „A co mi zrobią?”. Tamtego dnia można było „przewalić” nawet najważniejszy program.
Ale przelatują mi też przed oczami same mundiale: argentyńskie szaleństwo, medal Polski w Hiszpanii, meksykańska fala, jakże różne od siebie turnieje we Włoszech, USA czy Azji. Każda z tych imprez pozostawiła we mnie konkretny ślad, naznaczyła mnie jako komentatora, dała mnóstwo bezcennych doświadczeń.
A przecież tych turniejów nie musiało być aż tak dużo. W 2002 roku, gdy skomentowałem dwa gole stojącego teraz obok mnie Ronaldo w finale z Niemcami w Jokohamie, zaraz po mistrzostwach moje marzenia zawisły na włosku. Czuję, że wszystkie kropki łączą się w całość, że każde z tych zdarzeń z przeszłości było po coś. Ale dziś nie ma to znaczenia. Trzymam w dłoni mój mały Puchar Świata i serce bije mi szybciej.
O książce:
Autobiografia legendy mikrofonu
Głos Dariusza Szpakowskiego gości w domach Polaków od blisko 50 lat. Przez tych kilka dekad skomentował 12 mundiali i 11 mistrzostw Europy oraz 18 igrzysk olimpijskich, a jego słowa stały się ścieżką dźwiękową nadziei i rozczarowań kolejnych pokoleń kibiców. Jako chłopak wychowany na warszawskim Powiślu marzył o rywalizacji na największych sportowych arenach. Trafił tam, choć nie w roli sportowca – został najsłynniejszym komentatorem w historii Polski.
Autobiografia Wita Państwa Dariusz Szpakowski to niesamowita podróż przez czasy chwały i mroku sportu, kręte korytarze radia i telewizji oraz pulsujące emocjami stadiony. Razem z głównym bohaterem przemierzysz świat pełen kontrastów: od powojennej Warszawy po ociekający złotem Katar. Po drodze zajrzysz za kulisy reprezentacji, dotkniesz medali i zobaczysz łzy przegranych. Poznasz z bliska wielkich bohaterów, jak Kazimierz Górski, ale i śliskich działaczy partyjnych czy mistrzów brudnej gry w telewizji.
Jak uratował swoją pierwszą transmisję radiową? Jakie przygody przeżył z Janem Ciszewskim? Kiedy najmocniej wzruszył się na stanowisku komentatorskim i kto chciał go zniszczyć? Po raz pierwszy Dariusz Szpakowski opowiedział swoją historię tak szczerze.
To nie jest zwykła spowiedź. To opowieść o tym, jak zostaje się legendą.
Książkę znajdziecie na stronie: https://bit.ly/retro-szpakowski
Książkę polecają:
Darek jest wyjątkowy, jedyny i niepowtarzalny. Kiedy słyszysz jego głos, od razu wiesz, że gra toczy się o poważną stawkę. Autentyczność i umiejętność budowania emocji – w tym nie ma sobie równych. Lata lecą, a on wciąż nosi w sobie taką pasję, jakby komentował po raz pierwszy w życiu.
Jan Urban
Z redaktorem Szpakowskim od początku złapaliśmy wspólny język. Był jednym z nas, żył z nami i pomagał nam w ciężkim 1982 roku porozmawiać z najbliższymi. Zawsze był prawdziwym kibicem i dobrym kumplem. Darek rozwijał się szybko i od ponad 40 lat jest na piedestale, komentując najważniejsze wydarzenia sportowe. Z ciekawością sięgnąłem po tę książkę.
Zbigniew Boniek
Darek to człowiek wielu talentów, osobowość, wspaniały dziennikarz. Jest wielkim komentatorem. Ale dla mnie przede wszystkim przyjacielem – znamy się od początku naszej drogi zawodowej i nigdy się na nim nie zawiodłem. Długo czekałem na tę autobiografię i cieszę się, że wreszcie opowiedział swoją pasjonującą historię.
Włodzimierz Szaranowicz
To nie jest zwykła autobiografia. To książka o tym, jak zmieniała się Polska, sport i media z narratorem w postaci Dariusza Szpakowskiego. Ta historia powinna zostać zekranizowana. Tylko który aktor oddałby tembr głosu i emocje jej bohatera?
Tomasz Ćwiąkała
„Czy ktoś dorówna Janowi Ciszewskiemu w jego niedoścignionych kreacjach komentatorskich?”– to pytanie zadawał sobie każdy kibic z mojego pokolenia. Na tronie zasiadł Dariusz Szpakowski. Magnetyzujący głos, wciągająca ekspresja, wiedza i własne zdanie, z którym każdy z nas się liczył. Ale za niezwykłym głosem kryje się przecież człowiek. Z jego ambicjami, sukcesami i porażkami. Dzięki tej książce znajdziemy się ze Szpakiem na największych imprezach sportowych świata i przeżyjemy je wspólnie jeszcze raz! Polecam całym sercem!
Cezary Pazura