Na początku XXI wieku byliśmy świadkami kilku ciekawych i zaskakujących reform rozgrywek. Działacze PZPN-u właściwie co sezon gmerali przy liczbie drużyn w Ekstraklasie lub zasadach rozgrywania ligi. Ostatnim akordem tamtego okresu było dobranie się do Pucharu Polski w sezonie 2004/2005 i stworzenie z niego tworu na wzór Ligi Mistrzów.
Owa reforma Pucharu Polski miała być odpowiedzią na zarzuty, że nasi ligowcy grają za mało meczów. Skądinąd były one słuszne, bo w latach 2003-2005 w Ekstraklasie rozgrywano zaledwie 26 kolejki. Mądre głowy z PZPN-u wpadły więc na pomysł godny postaci z czeskiej bajki „Sąsiedzi”. Stworzono Puchar Polski z eliminacjami i 32-zespołową fazą grupową. W końcu liczba meczów rozgrywanych przez kluby zwiększała się o sześć, zamierzony cel został osiągnięty, a że większość tych spotkań odbywała się z rywalami słabymi i o żadną stawkę? To szczegół. Jak wyglądały tamte przedziwne rozgrywki?
Fazy eliminacyjne
Na początku zaczynaliśmy od rundy wstępnej. 16 zwycięzców wojewódzkich eliminacji grało ze sobą w ośmiu meczach. To coś na wzór I rundy eliminacji Ligi Mistrzów, gdzie drużyny z Andory czy San Marino mierzą się ze sobą, by i tak odpaść w następnym dwumeczu. Co ciekawe, w tamtym sorcie znalazła się odbudowująca się Lechia Gdańsk, które występowała w ówczesnej III lidze. Biało-Zieloni pokonali wtedy rezerwy Jagiellonii Białystok, a potem w rzutach karnych przegrali ze Szczakowianką Jaworzno walkę o fazę grupową PP.
Kolejna runda to ogromne 42-zespołowe baraże, które, mówiąc kolokwialnie, miały oddzielić ziarno od plew. Ekstraklasowi średniacy pokroju Zagłębia Lubin mogli trafić na amatorów z IV ligi. Wielu niespodzianek jednak nie było. Największymi były zwycięstwa IV-ligowego Skalnika Gracze i Olimpii Sztum, odpowiednio nad Cracovią i Jagiellonią Białystok. Dla tych pierwszych zwycięstwo 2-1 nad Pasami, to najważniejszy moment w historii. Jeśli więc mielibyśmy szukać pozytywów tej reformy, to sukces Skalnika byłby jednym z największych. Innymi drużynami z tak niskiej klasy rozgrywkowej, które doszły do fazy grupowej były: Stal Mielec czy Koszarawa Żywiec (3-0 w barażach z Polarem Wrocław).
Faza grupowa
W fazie grupowej czekało 11 rozstawionych drużyn z Ekstraklasy. Nie sposób nie odnieść wrażenia, że działacze PZPN-u zlitowali się nad najmniejszymi i grupy wylosowali w ten sposób, by odległości pomiędzy miastami nie przekraczały więcej niż 150-200 km. Dlatego więc mieliśmy niepowtarzalną okazję na obejrzenie derbów Mazowsza pomiędzy Mazowszem Grójec, a Świtem Nowy Dwór Mazowiecki, czy zawsze kultowe i zacięte starcia pomiędzy górniczymi klubami – Skalnika Gracze z GKS-em Katowice i Górnikiem Zabrze.
Szczęście w losowaniu miała Wisła Kraków, która trafiła na drużyny z niższych lig i bez problemów wyszła z 18 punktami na koncie i bilansem bramkowym 17-1. Czy podopieczni Wernera Liczki byli zachwyceni z tych sześciu dodatkowych sesji treningowych? Najbardziej gorącym hitem był derbowy dwumecz Górnika Zabrze z GKS-em Katowice. Brak jakiegokolwiek zainteresowania ze strony kibiców widać po frekwencji na meczach fazy grupowej. Na 48 spotkań jedynie cztery (!) oglądało więcej niż 5000 osób (dwa razy mecze Wisły Kraków i dwumecz Legia-Pogoń), a zdarzył się mecz Górnika Polkowice z Kotwicą Kołobrzeg, gdzie na trybunach zasiadło 70 osób (!!).
Zresztą nic w tym dziwnego. Przy takim formacie rozgrywek, pewni awansu ekstraklasowicze wystawiali rezerwy. Najsłabsze drużyny z kolei szybko przestawały się liczyć w walce o awans i robiły za kaczki, do których można było strzelać bez oporu. Dlatego też byliśmy świadkami takich wyników jak 9-2 w meczu Wisły ze Szczakowianką, czy 9-1 GKS-u Bełchatów z Olimpią Sztum. Wyniki pokroju 3-0 lub 4-0 były normalnością.
Negatywnym rekordzistą całej fazy grupowej okazał się Skalnik Gracze. Ich piękny sen zamienił się w koszmar. Klub z Opolszczyzny skończył z zerowym dorobkiem i bilansem bramkowym 4-22. W prawie w każdej grupie znalazła się drużyna z mniej niż trzema punktami na koncie. Taki format rozgrywek sprawił, że niemożliwe było sprawienie jakiejkolwiek niespodzianki.
Z fazy grupowej wyszło 11 klubów występujących w Ekstraklasie, cztery II-ligowe (trzy z nich walczyły o awans do najwyższej klasy rozgrywkowej) i rodzynek w postaci Koszarawy Żywiec. IV-ligowiec trafił do słabej grupy, gdzie pierwsze miejsce było z urzędu zapisane Wiśle Kraków. Koszarawa ograła rywali z niższych lig, awansowała do 1/8 finału, sprawiając tym samym, że ta przedziwna edycja PP została jakkolwiek zapamiętana.
Faza play-off
Cała faza play-off odbywała się w systemie mecz-rewanż, co doszczętnie zabiło jedyny pozytyw PP, czyli nieprzewidywalność. W sezonie 2004/2005 zabrakło tak pięknych historii o maluczkich na salonach. Koszarawa odpadła w 1/8 przegrywając 4-3 z Koroną Kielce, co i tak trzeba uznać za ogromny sukces.
Nie będziemy opisywać tego, co działo się w kolejnych rundach. Od ćwierćfinałów oglądaliśmy oklepane starcia ekstraklasowiczów. W finałowym dwumeczu (kolejna głupota tamtej edycji PP kultywowana jednak przez kilka lat) Dyskobolia Grodzisk Wlkp. wygrała 2-1 z Zagłębiem Lubin. Ponad rok temu pojawiła się informacja jakoby finał ten miał zostać kupiony.
***
Podstawowe zadanie reformy zostało spełnione. Finaliści rozegrali odpowiednio 14 i 15 meczów, przechodząc iście piekielną drogę by tam trafić. Nie przeszkodziło to jednak Dyskobolii w szybkim odpadnięciu z europejskich pucharów. Rok później powrócono do normalnych zasad rozgrywania pucharu. Jednoroczna reforma do dziś pozostaje groteskowym dowodem na to, jak bardzo działacze zapętlili się w próbach naprawy polskiego futbolu.
JAKUB MIEŻEJEWSKI
Zachęcamy do polubienia nas na FACEBOOKU, a także obserwacji na TWITTERZE , INSTAGRAMIE i YOUTUBE.