Freddy Adu – The American Dream didn’t come true

Czas czytania: 10 m.
5
(1)

Nikt inny nie ekscytuje się tak bardzo młodymi graczami, wchodzącymi w świat dorosłego sportu, jak Amerykanie. Otoczka, roztaczana nad samą ceremonią draftu (procedurą wyboru zawodników z uniwersytetów czy szkół średnich do lig zawodowych, takich jak NBA, NHL, MLB, NFL, MLS) i gigantyczne zainteresowanie nastoletnimi (przyszłymi) gwiazdami ze strony mediów są za Oceanem na porządku dziennym. Ponad dziesięć lat temu Stany Zjednoczone „żyły” wejściem LeBrona Jamesa do NBA, zaś w ubiegłym roku podobne emocje towarzyszyły debiutowi w tej samej lidze Joela Embiida, nowej nadziei basketu. W kraju, gdzie rządzi koszykówka, baseball, hokej na lodzie czy futbol amerykański, piłka nożna znalazła się na podobnym poziomie zainteresowania tylko raz – w 2004 roku, kiedy swoje pierwsze kroki w Major League Soccer stawiał Freddy Adu, z miejsca ochrzczony złotym dzieckiem futbolu (tego z okrągłą piłką).

Ten artykuł jest częścią cyklu pt.: „Zmarnowane talenty”

Wiza wygrana na loterii

Na świat przyszedł 2 czerwca 1989 roku jako Fredua Koateng Adu. Już po nazwisku można poznać afrykańskie korzenie. Urodził się w Ghanie w miejscowości Tema na południu kraju. Miasto zamieszkałe przez przeszło 150 tys. ludzi, słynące głównie z rybołówstwa, znajduje się w Zatoce Beninu nad samym Oceanem Atlantyckim. To tam Freddy spędził swoje wczesne dzieciństwo, od szóstego roku życia nieustannie grając w piłkę – wielokrotnie z chłopcami starszymi od niego o kilka lat. Jak sam Adu wspomina

Nie było dnia, kiedy nie grałem. Nic więcej poza kopaniem futbolówki i nauką się nie liczyło.

W tym czasie jego rodzice, matka Emelia i ojciec Maxwell, prowadzili lokalny sklep spożywczy. Po ośmiu latach spędzonych w ojczyźnie, Państwo Adu otrzymali Zieloną Kartę w loterii wizowej, zorganizowanej przez ambasadę USA w Ghanie i wraz z dwójką synów (Freddy ma brata o takim samym imieniu – Fredua, zdrobniale Fro) przeprowadzili się do Stanów Zjednoczonych. Zamieszkali na wschodnim wybrzeżu, w miejscowości Potomac w stanie Maryland, niedaleko Waszyngtonu. Rodzinne szczęście nie trwało jednak długo. Ojciec Freddy’ego zostawił żonę i dzieci. W marcu 2004 roku, a więc siedem lat po opuszczeniu Afryki, w wywiadzie dla telewizji CBS Adu przyznał, iż od tamtej pory nie widział się z nim oraz że samemu ojcu najwidoczniej nie zależy na kontakcie z dziećmi. Aby związać koniec z końcem i zapewnić byt sobie oraz swoim synom, Emelia Adu pracowała na dwa etaty, wstając do pracy skoro świt, a wracając z niej późnym wieczorem.

Sam Freddy wielokrotnie podkreślał później, jak wielką rolę w jego karierze i wychowaniu odegrała mama. To ona odrzuciła opiewającą na 750 tys. euro ofertę z Interu po międzynarodowym turnieju do lat 14 we Włoszech, gdzie jej pociecha (w wieku niespełna jedenastu lat) została gwiazdą i najbardziej wartościowym graczem. Uważała, że syn nie jest na sprzedaż, a kolejna przeprowadzka w zupełnie inne pod względem kulturowym miejsce nie byłaby korzystna dla rodziny, w tym Freddy’ego. Zadbała również o jego wykształcenie, motywując syna do wytężonej nauki. To się opłaciło – dzięki świetnym ocenom z wszystkich przedmiotów (i działaniom Amerykańskiej Federacji Piłki Nożnej), ukończył przyspieszony program nauczania w szkole średniej w wieku 15 lat, trzy lata przed czasem. Po podpisaniu swojego pierwszego kontraktu w MLS, w ramach podziękowania, Freddy kupił matce dom, w którym mieszkał razem z nią aż do chwili zmiany klubu.

Wybitny dziewięciolatek

Pierwszy kontakt Adu ze zorganizowanym futbolem miał miejsce w 1998 roku na lokalnym turnieju stanowym w Potomac. Wówczas Freddy po raz pierwszy zachwycił swoją grą wszystkich obserwatorów. Ówczesny szkoleniowiec tutejszej drużyny Potomac Cougars, Arnold Tarzy, później bliski przyjaciel rodziny, był pod ogromnym wrażeniem umiejętności dzieciaka z Ghany.

To, co zobaczyłem, wydawało się nierealne. Prowadzone przeze mnie drużyny nie zwykły przegrywać. Aż do momentu, kiedy zmierzyliśmy się z zespołem Freddy’ego. Wygrali 2:1, on strzelił obie bramki. Nikt nie znalazł na niego recepty. W nocy po tym meczu nie mogłem spać. Miałem w głowie tylko tego chłopaka. Wiedziałem, że muszę go odtąd śledzić.

Tarzy szybko dopiął swego. Po niespełna dwóch dniach od tamtego spotkania, Adu został zawodnikiem Cougars, a w zamian otrzymał m.in. możliwość nauki w The Heights, prywatnej szkole dla chłopców w Potomac bez konieczności płacenia za czesne (tak dla siebie, jak i swojego brata).

Później wszystko w życiu Freddy’ego działo się błyskawicznie: przyspieszone ukończenie szkoły, wspomniany wyjazd z kadrą USA U-14 na turniej do Włoch (w wieku dziesięciu lat) i zdobycie statuetki MVP, a następnie propozycja z Interu. Z jednej strony budził ogromne zainteresowanie swoją osobą, z drugiej każdy kolejny jego sukces i spektakularny występ spotykał się z głosami niezadowolonych rodziców jego boiskowych „rywali”, którzy poddawali w wątpliwość wiek Adu. Nie mogli znieść faktu, że ich pociechy nie potrafią dorównać temu dzieciakowi z Afryki. Stąd Freddy często musiał zmagać się z obelgami i przezwiskami ze strony kibiców drużyny przeciwnej, tak oryginalnych jak np. „Freddy Krueger” (postać z serii horrorów Koszmar z ulicy Wiązów). Zdarzało się również, iż Adu był na boisku permanentnie faulowany i kopany, co miało go zmusić do wcześniejszego opuszczenia boiska.

Jednak mimo młodego wieku, potrafił wytrzymać psychicznie i fizycznie wszelakie przeciwności, bo – jak podkreślają jego trenerzy z tamtych lat – od małego przejawiał ducha walki, chęć współzawodnictwa, rywalizacji, chciał być najlepszy we wszystkim, co robi. Co ciekawe, wobec przybierających na sile oskarżeń o sfałszowanie aktu urodzenia, Sport Illustrated wysłał do Ghany swojego dziennikarza, by w szpitalu, w którym urodził się Freddy, przeprowadził śledztwo badające jego faktyczny wiek. Nie znaleziono jednak żadnych dowodów działających na niekorzyść Adu. Sam piłkarz tak komentował plotki dotyczące jego wieku:

Te zarzuty towarzyszą mi, od kiedy tylko zacząłem grać w piłkę. To boli, bo ludzie starają się wmówić mi, że moja rodzina kłamie, że oszukuje odnośnie mojego wieku. Dlaczego miałbym to robić? Od zawsze grałem przeciwko starszym od siebie. Powtarzam więc: po co miałbym to robić? Wszystkie dokumenty poświadczające mój wiek mam w domu.

Czternastolatek na turnieju siedemnastolatków

Kolejny przełomowy moment dla jego kariery nastąpił w styczniu 2002 roku, kiedy to John Ellinger, ówczesny szkoleniowiec kadry USA do lat 17, zaprosił Freddy’ego do wzięcia udziału w programie szkoleniowym, zorganizowanym przez Amerykańską Federację w Bradenton na Florydzie. Adu przystał na propozycję, zgodę na wyjazd do internatu wyraziła Emelia, i tym sposobem nastolatek spędził blisko dwa lata, podnosząc swoje umiejętności pod okiem najlepszych szkoleniowców w kraju oraz poprzez mecze z profesjonalnymi ekipami z NASL (drugi poziom rozgrywkowy w USA). W tym okresie wystąpił także w Mistrzostwach Świata U17 w Finlandii w sierpniu 2003 roku (mając zaledwie 14 lat), gdzie zdobył w sumie cztery bramki (hat-trick z Koreą Południową i gol przeciwko Sierra Leone), a w grudniu zagrał na mundialu do lat 20.

Pod skrzydłami Nike, Pelego i… całego narodu

Poza turniejami rangi mistrzowskiej, rok 2003 przyniósł Freddy’emu dwa sukcesy innego rodzaju. Najpierw w maju, niespełna miesiąc przed swoimi czternastymi urodzinami, podpisał spektakularny kontrakt z Nike na kwotę, bagatela, 1 mln dolarów. Kolejną umową reklamową związał się z Pepsi. W listopadzie zaś D.C. United pozyskało od Dallas Burn prawa do wyboru z numerem pierwszym w drafcie 2004 i stało się jasne, że Adu będzie grał dla klubu z Waszyngtonu. Oficjalnie graczem D.C. został 16 stycznia 2004 roku, a czteroletni kontrakt gwarantował mu 500 tys. dolarów rocznie, co w tamtych czasach czyniło go najlepiej zarabiającym piłkarzem w MLS.

Rozpoczęła się prawdziwa Adumania, potęgowana nową kampanią reklamową Pepsi z udziałem nastolatka i legendy światowej piłki, Pelego. Sama reklama nie jest warta większej uwagi, natomiast zestawienie 14-latka wchodzącego w dorosłą piłkę z zawodnikiem, który w swojej karierze zdobył wszystko, co miał do zdobycia, natychmiast wywołało lawinę porównań. Zresztą sam Pele, poza udzieleniem kilku cennych rad młodemu graczowi (Nie graj z opuszczoną głową, ciesz się piłką, bądź uważny, bo odtąd wszyscy będą patrzyć ci na ręce), nieświadomie nałożył na Adu dodatkową presję, porównując go do Mozarta:

On jest jak ten kompozytor. Mozart zaczynał tworzyć w wieku pięciu lat. Jeśli jesteś dobry, jesteś dobry – po prostu. Wiek nie ma tutaj znaczenia. Bóg obdarzył Freddy’ego darem do grania w piłkę. Jeśli będzie odpowiednio przygotowany mentalnie i fizycznie, nikt go nie zatrzyma.

Z każdym miesiącem i każdą wypowiedzią różnorakich autorytetów czy ekspertów na temat Adu, ciężar, który piłkarz musiał dźwigać na swoich barkach był coraz trudniejszy do utrzymania i opanowania. Media za Oceanem prześcigały się w doniesieniach na jego temat. Pojawiał się on na okładkach pism, a nawet wystąpił w telewizyjnym show znanego komika i prezentera, Davida Lettermana, zasiadając na kanapie m.in. obok gwiazdy kina, Aleca Baldwina. Krótko mówiąc – Adu miał stać się twarzą amerykańskiej piłki nożnej, MLS, tak jak twarzą NBA był (i jest) Michael Jordan. Najlepiej oczekiwania wobec Freddy’ego zobrazował jeden z założycieli Nike, Phil Knight, krótko po podpisaniu umowy sponsorskiej z zawodnikiem:

Michael Jordan, Tiger Woods czy LeBron James zrobili wiele, by zapisać się na kartach historii amerykańskiego sportu. Freddy ma potencjał, by po raz pierwszy wnieść <soccer> do publicznej świadomości. Tutaj, w Stanach Zjednoczonych, piłka nożna nie jest częścią kultury. Do tego celu potrzebuje swojego superbohatera i myślę, że on absolutnie może nim być. Presja jest duża, ale ten dzieciak ma potencjał, by sobie z nią poradzić i to osiągnąć.

Czas debiutu nieuchronnie się zbliżał, a wśród fanów napięcie z nim związane nie malało. Ludzie z niecierpliwością wyczekiwali 3 kwietnia, kiedy D.C. na swoim stadionie miało zainaugurować sezon spotkaniem z San Jose Earthquakes. Tego dnia na trybunach pojawiło się dokładnie 24 603 widzów – niemal 10 tys. więcej, niż wynosiła średnia z poprzedniego sezonu. W kolejnych dwóch miesiącach od pierwszego występu Freddy’ego w Waszyngtonie odnotowano dwudziestoprocentowy wzrost frekwencji w porównaniu z minionym rokiem. Co więcej, na wyjazdowe mecze D.C. United przychodziło średnio po 10 tys. więcej niż na pozostałe spotkania ligowe. To zjawisko nazwano w Stanach nie inaczej jak Freddy Effect. Przeciwko San Jose Adu nie pojawił się w wyjściowej jedenastce. Swoją szansę otrzymał w 61. minucie, meldując się na murawie przy akompaniamencie braw i wrzasków. Po raz pierwszy do siatki trafił w trzeciej kolejce z New York Metrostars, zaś w podstawowym składzie zadebiutował znów przeciwko Earthquakes w piątej serii spotkań. Łącznie w swoim pierwszym sezonie rozegrał 30 spotkań, w których zdobył pięć goli.

Coraz bardziej celebryta, coraz mniej piłkarz

Z biegiem czasu coraz więcej rzeczy odciągało uwagę nastolatka od futbolu. Jak mówił w wywiadzie dla gol24.pl w marcu ubiegłego roku Piotr Nowak, trener Freddy’ego z czasów D.C. United, na każdym kroku piłkarzowi towarzyszyła jego „świta”, znajomi, doradcy i ludzie dbający o wizerunek. Otoczenie Adu nie pozwalało mu w pełni koncentrować się na piłce. W każdym hotelu, w którym meldowała się drużyna podczas meczów wyjazdowych, na zawodnika czekały setki nastolatek, traktujących go niczym ulubionego piosenkarza, „pełnoprawnego” celebrytę. Aby uniknąć szumu i przepychanek, zespół często musiał wchodzić do hotelu bocznym wejściem, a sam Freddy zostawał zameldowany pod zmienionym nazwiskiem.

Dodatkowo w maju 2005 roku, niespełna 16-letni gracz zaczął spotykać się z rok od siebie młodszą piosenkarką JoJo, mieszkającą wówczas w New Jersey. Wyjazdy towarzyskie rozpraszały jego uwagę i spychały na dalszy plan karierę piłkarską. Także na linii zawodnik-trener dochodziło do spięć. W jednej z późniejszych rozmów dla amerykańskiej telewizji, Freddy wspomina, że w D.C. został ograniczony, nie mógł zaprezentować pełni swojego potencjału przez założenia taktyczne, zamknięcie w określone ramy. To zdusiło w nim kreatywność, umiejętność wychodzenia poza schematy. Narzekał, iż w swojej grze kieruje się instynktem, wybiera rozwiązania intuicyjnie, podczas gdy Nowak „zmuszał go do myślenia przed każdym zagraniem”. Z kolei we wspomnianym wywiadzie polski szkoleniowiec wspomina sytuację, gdy Adu przyszedł do jego asystenta z prośbą, by wystawiać go na pozycji numer „10”. Spotkał się z odmową, na co zareagował prośbą o transfer do Realu Salt Lake City. I w grudniu 2006 trafił do Utah.

Odbijanie się od ścian

W Utah spędził raptem pół roku, gdyż po udanych MŚ do lat 20, w których doprowadził USA do ćwierćfinału rozgrywek, strzelając po drodze hat-tricka w meczu z reprezentacją Polski, trafił do Benfiki. Niestety, Europa szybko zweryfikowała Adu i sprowadziła na ziemię. Tutaj pewnego miejsca w składzie nie mieli ci, którzy najwięcej zarabiali, a ci, którzy byli najlepsi. W Portugalii, mimo łatki talentu, nie miał statusu gwiazdy jak u siebie w kraju. Został sprowadzony nie do zespołu juniorskiego, gdzie mógłby nadrabiać ewentualne (a raczej dość oczywiste) niedostatki piłkarskie. Przyszedł z myślą o grze w pierwszym zespole, na co nie był gotowy – i mentalnie, i taktycznie, i pod względem umiejętności. Rzucono go na bardzo głęboką wodę. Po roku Benfica wysłała go na wypożyczenie do Monaco, gdzie również grał mało. Jego sytuacji nie poprawiły kolejne wypożyczenia do Belenenses, Arisu czy Rizesporu.

Ostatecznie w sierpniu 2011 roku, po wygaśnięciu kontraktu z Orłami, Freddy wrócił do Stanów Zjednoczonych, parafując umowę z Philadelphią Union. Dwa miesiące wcześniej po raz ostatni jak dotąd zagrał w barwach narodowych. Zanotował zresztą asystę w finale Gold Cup przeciwko Meksykowi. W Philadelphii występował przez półtora roku, skąd w marcu 2013 trafił w ramach wypożyczenia do brazylijskiej Bahii. Niespełna osiem miesięcy spędzonych w Kraju Kawy przełożyło się na 115 minut na boisku. Po powrocie z Brazylii został wolnym agentem. Nowy klub znalazł dopiero w lipcu 2014, a była nim… serbska Jagodina. Sam piłkarz mówił, iż zdecydował się wrócić do Europy przez pryzmat swoich marzeń. Chciał jeszcze kiedyś poczuć smak Ligi Mistrzów i myślał, że łatwiej będzie mu się odbudować i wypromować nawet w słabszych klubach europejskich niż w MLS, które jego zdaniem nie jest poważane przez szkoleniowców ze Starego Kontynentu. Skończyło się fiaskiem. Bałkańska przygoda Freddy’ego dobiegła końca po niespełna pół roku i 13 rozegranych minutach w krajowym pucharze.

Stamtąd wylądował w jeszcze bardziej zaskakującym miejscu – fińskiej ekstraklasie. Zasilił szeregi zespołu Kuopion Palloseura. Tam przynajmniej zadebiutował w lidze ale sześć występów (w tym jeden pucharowy) i 321 rozegranych minut nie dało efektu w postaci choćby jednej bramki bądź asysty. W połowie 2015 roku powrócił do USA po raz drugi. Zaangażowała go Tampa Bay Rowdies (zespół z zaplecza MLS), gdzie trenerem był znany mu z kadry U-20 Thomas Rongen. Niestety, szkoleniowiec, u którego błyszczał ma MŚ do lat 20 w 2007 roku, końcem sierpnia opuścił stanowisko. Adu w klubie wytrwał do stycznia 2017. Od tego czasu pozostaje bez pracy.

Bezrobocie i Sandecja

Na przełomie stycznia i lutego Freddy przechodził testy w Portland Timbers. Po dwóch tygodniach zespół z zachodniego wybrzeża USA zrezygnował z piłkarza. Spore zamieszanie wywołały informacje polskich mediów z początku marca, z których wynikało, że Amerykanin może przyjechać na okres próbny do Nowego Sącza, a następnie – jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem – podpisze kontakt z Sandecją. Sensacyjnym doniesieniom nie zaprzeczał ani prezes klubu, Andrzej Danek, ani były piłkarz, a obecnie Pełnomocnik Zarządu ds. Sportowych, Arkadiusz Aleksander. Natomiast zaskoczony tymi doniesieniami był szkoleniowiec Biało-Czarnych, Radosław Mroczkowski, którego zdaniem temat Adu nie istniał. Jak było naprawdę, być może nigdy się nie dowiemy. W każdym razie Freddy’ego w Nowym Sączu nie ma. A na dobrą sprawę nie ma tematu Amerykanina nigdzie. W wieku 28 lat świat futbolu go odrzucił, odstawił na bocznicę.

Najmłodszy gracz z profesjonalnym kontraktem w historii lig zawodowych w Stanach Zjednoczonych, najmłodszy debiutant w historii MLS, najmłodszy strzelec gola w historii MLS, najmłodszy debiutant w historii reprezentacji USA… To wszystko największe osiągnięcia w karierze Adu. Z pewnością nie w taki sposób Freddy chciałby zostać zapamiętanym. Zamiast sukcesów klubowych, tytułów z reprezentacją, indywidualnych wyróżnień czy rekordów strzeleckich otrzymujemy raczej statystyczne ciekawostki i flashbacki z początków jego kariery. Niespełnionej kariery. Amerykanin bierze jednak odpowiedzialność za niepowodzenia na swoje barki, choć jednocześnie przyznaje, że wcześniej opinia publiczna położyła na nich zbyt duży, niepotrzebny ciężar.

Nie zamierzam kłamać, to boli. Mam 26 lat (wywiad przeprowadzony początkiem 2016 roku). Przeżyłem w swojej karierze wiele dobrych i złych momentów. Niestety, nie byłem i nie jestem w stanie kontrolować wszystkiego, co mówią ludzie. To nie był mój wybór ani moja decyzja, by być porównywanym do Pelego kiedy przychodziłem do MLS. (…) Biorę na siebie wszystko, co przeszedłem i wszystko, co zaszkodziło mojej karierze, ponieważ nie przeznaczyłem na pewne kwestie wystarczająco dużo czasu. (…) Kiedy myślę nad przeszłością, nad kilkoma minionymi latami, dochodzę do wniosku, że zmarnowałem najlepsze lata mojej kariery, ponieważ zbyt mało czasu poświęciłem sportowi.

Dwa lata wcześniej Adu doszedł do podobnych wniosków, snując refleksje nad przebiegiem swojej sportowej kariery. Zarzucał sobie brak świadomości tego, co powinno cechować prawdziwego sportowca i jakimi kryteriami powinien się on kierować. Nie ustalił hierarchii ważności spraw związanych ze swoim życiem w taki sposób, by wszystko podporządkować piłce i systematycznemu rozwojowi.

Jako 14, 15, 16-latek jesteś bardzo młody, niedojrzały i dajesz się trochę na tym złapać, na tej swojej niedojrzałości… Być może nie trenowałem tak ciężko, jak powinienem. I ta poczucie sprawia mi ból.

Z perspektywy czasu wie również, że decyzja o przejściu na zawodowstwo w wieku niespełna piętnastu lat była błędem, ale postąpił tak z myślą o rodzinie. Nie miał przy sobie ojca, a matka pracowała całymi dniami, by ona i jej dzieci mieli za co żyć. Kiedy pojawiły się oferty kontraktowe, nie mógł ich odrzucić. Zrobił to bardziej dla bliskich, niż dla samego siebie. Historia niepowodzeń Freddy’ego rozpoczęła się więc w USA, natomiast porażki w Europie stanowiły jedynie ich konsekwencje. Zbyt wczesne wejście w dorosłą piłkę, pieniądze, reklamy, wywiady, gigantyczna presja społeczna, podejście do futbolu, brak możliwości spokojnego rozwoju… wszystko to przyczyniło się do tego, że Adu jest obecnie w takim, a nie innym miejscu swojej kariery.

Prawdopodobnie znacznie łatwiej miałby obecnie, kiedy piłka nożna w Stanach znajduje się na zupełnie innym poziomie. Powstały profesjonalne, świetnie zarządzane akademie, rozwinęła się infrastruktura, większa jest także wiedza szkoleniowców, a sama liga przyciąga uznanych graczy z Europy, od których młodzi mogą uczyć się bezpośrednio na treningach. Konkluzję całego wywodu może stanowić krótka, acz bardzo trafna wypowiedź psychologa sportu, z którym Adu współpracował na niwie reprezentacji młodzieżowych, Trevora Moawada:

Myślę, że MLS i generalnie nasz kraj, społeczeństwo, nie było tak naprawdę wówczas gotowe, by zmierzyć się z ciężarem rozwoju talentu Freddy’ego Adu. Dziś jest już na to za późno.

MATEUSZ OPIOŁA

Zachęcamy do polubienia nas na FACEBOOKU, a także obserwacji na TWITTERZE i INSTAGRAMIE.

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 5 / 5. Licznik głosów 1

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

spot_img
Redakcja
Redakcja
Jesteśmy niczym Corinthians — przesiąknięci romantycznym futbolem, który narodził się z czystej pasji i chęci rywalizacji, nie zysku. Kochamy piłkę nożną. To ona wypełnia nasze nozdrza, płuca i wszystkie komórki naszego ciała. To ona definiuje nas takimi, jakimi jesteśmy. Futbol nie jest naszym sposobem na życie. Jest jego częścią. Jeżeli myślisz podobnie, to już znaleźliśmy wspólny język. Istniejemy od 2014 roku.

Więcej tego autora

Najnowsze

“Nie poddawaj się! Lukas Podolski. Dlaczego talent to zaledwie początek” – recenzja

Autobiografie piłkarzy, którzy jeszcze nie zakończyli jeszcze kariery, budzą kontrowersje. Nie można bowiem w takiej książce stworzyć pełnego obrazu danej osoby. Jednym z takich...

Resovia vs. Stal – reminiscencje po derbach Rzeszowa

12 kwietnia 2024 roku Retro Futbol gościło na wyjątkowym wydarzeniu. Były nim 92. derby Rzeszowa rozegrane w ramach 27. kolejki Fortuna 1. Ligi. Całe...

„Przewodnik Kibica MLS 2024” – recenzja

Przewodnik Kibica MLS już po raz czwarty ukazał się wersji drukowanej. Postanowiliśmy go dokładnie przeczytać i sprawdzić, czy warto po niego sięgnąć.