George Best o swoim debiucie w United: „Bobby Charlton przed meczem wypijał kropelkę szkockiej”
Nie będzie już piłkarza takiego jak George Best – zawodnika, który czarował nie tylko na boisku, ale i poza nim. Nie bez przyczyny do dziś nazywany jest przez kibiców „Królem Życia”. W swojej autobiografii „Najlepszy” legendarny piłkarz United opowiada o wszystkich swoich przygodach. Przeczytajcie kolejny fragment jego książki, która do polskich księgarni trafi 18 listopada.
Portal Retro Futbol został jednym z patronów medialnych książki. Z tej okazji we współpracy z wydawnictwem SQN przygotowaliśmy dla naszych czytelników specjalny kod rabatowy do wykorzystania na www.labotiga.pl/george-best-najlepszy:
– z kodem RETROBEST rabat -25% (ważny przez miesiąc)
– cena po rabacie: 29,93 zł
– wysyłka od 21 października
O książce:
Autobiografia legendy Manchesteru United napisana trzy lata przed śmiercią.
Był wielbionym przez tłumy Królem Życia. Wlewał w siebie hektolitry alkoholu, bawił się do upadłego niemal każdego wieczoru, częściej od samochodów zmieniał tylko dziewczyny. Ale to nie przeszkadzało mu w ogrywaniu kolejnych obrońców i zdobywaniu kolejnych goli. Do czasu…
Choroba alkoholowa i przeszczep wątroby okazały się wysoką ceną, którą musiał zapłacić za lata chwały. W tej książce George Best zdradza, jak wyglądało jego pełne wielkich sukcesów i jeszcze większych porażek życie.
Zwycięstwo w finale Pucharu Europy, po którym na dwa dni urwał mu się film. Spięcia z Bobbym Charltonem. Pobłażliwe traktowanie przez Matta Busby’ego, randka z aktorką zamiast meczu z Chelsea i „szybki numerek” tuż przed półfinałem Pucharu Anglii.
Nie będzie już takiego piłkarza, nie będzie już nigdy takiej biografii!
Fragment książki:
Nie dostałem od Matta żadnych instrukcji, to by nie było w jego stylu. Nie chciał bowiem wywierać żadnej presji na nowym zawodniku. W szatni nie czułem nerwów, nawet wyskoczyłem z paroma kolegami na herbatkę do kawiarni i wróciłem dopiero piętnaście minut przed pierwszym gwizdkiem. Każdy zawodnik ma swoje zwyczaje przed meczem, w zależności od tego, jak bardzo się denerwuje. Alan Gowling przemierzał szatnię w tę i z powrotem, blednąc coraz bardziej, aż uciekał do łazienki, a my słyszeliśmy, jak wymiotuje. Przez lata spotkałem wielu mu podobnych, aczkolwiek wszyscy wracali do formy, jak tylko wyszli na boisko i dotknęli piłki.
Nobby Stiles inaczej ukazywał nerwy. Wyjmował zęby i wkładał szkła kontaktowe, po czym nieustannie sprawdzał czy jego rzeczy są na miejscu, jakby ktoś miał w nich grzebać. Bobby Charlton też się denerwował i zanim wybiegł na murawę wypijał kropelkę szkockiej.
Odrobina alkoholu w szatni w tamtych czasach nikogo nie dziwiła, zwłaszcza w zimne dni, ale nawyk Bobby’ego był dość zabawny, biorąc pod uwagę, że to ja miałem pić, a on zawsze był czysty. Razem z naszymi rzeczami trzymaliśmy butelkę szkockiej i Jimmy Murphy – numer dwa Matta – też wychylał łyka przed meczem. Podejrzewam, że szef także pił szkocką w swoim biurze, zanim do nas przyszedł. Jeśli chodzi o mnie, to zawsze trzymałem pół tabliczki czekolady w kieszeni i zjadałem ją przed meczem. Poza tym nie miałem żadnych przyzwyczajeń, po prostu się przebierałem i siadałem pod wieszakami, czytając program.
Najcudowniejszą rzeczą pierwszego dnia w drużynie było przemierzanie tunelu i słuchanie, jak okrzyki pięćdziesięciu tysięcy kibiców narastają. W tamtych czasach tunel znajdował się na wysokości linii połowy boiska i włosy na karku autentycznie stanęły mi dęba. Naprzeciw mnie stał Graham Williams, Walijczyk, który nie brał jeńców. Jak na ironię, kiedy dwanaście miesięcy wcześniej debiutowałem w drużynie rezerwowej, w Central League, też stałem naprzeciw niego. Także podczas międzynarodowego debiutu w Swansea miałem go naprzeciw sobie.
Był Stuartem Pearce’em tamtych czasów i powitał mnie w lidze Division One ostrym grzmotnięciem na początku gry, jak to starzy wyjadacze zwykli traktować nowicjuszy.
Szybko się z tego otrząsnąłem i zacząłem z nim trochę pogrywać. Byłem mały, ale zawzięty! Kiedy jest się nowym w drużynie i gra obok takiego Bobby’ego Charltona, wypadałoby okazać mu nieco szacunku i podać czasem piłkę. Ale kiedy tylko piłka dotarła do mnie, nie miałem ochoty się z nią rozstawać, bo w drużynie młodzieżowej prawie cały czas ją miałem przy nodze. Koledzy więc się jej domagali, a ja w tym czasie próbowałem okiwać trzech czy czterech przeciwników, stosując wszystkie te sztuczki przećwiczone na przeciwnikach z drużyny B. Sprzykrzyłem się moim towarzyszom chyba jeszcze przed końcem pierwszej połowy, a przynajmniej Williams zdecydowanie miał mnie dość, bo trzepnął mnie, żebym przestał się popisywać.
Podczas przerwy Matt kazał mi przenieść się na drugie skrzydło, ratując mnie tym samym przed dekapitacją, choć muszę przyznać, że pomimo moich popisów, nie sądzę, żebym grał aż tak dobrze. Jeden jedyny raz byłem pod wrażeniem wszystkiego, co działo się na boisku. Nie byłem zdenerwowany, chodzi o to, że nie wiedziałem czego się spodziewać i niemal całe dziewięćdziesiąt minut aklimatyzowałem się. Gazety następnego dnia wykazały się życzliwością i napisały, że przejawiałem przebłyski talentu i takie tam.
Autor: George Best, Roy Collins
Tytuł oryginału: Blessed. Autobiography
Tłumaczenie: Robert Filipowski
Data wydania: 4 listopada 2015
Cena okładkowa: 39,90 zł
Format: 140 x 205 mm
Liczba stron: 384 tekst 8 zdjęcia
ISBN: 978-83-7924-488-1