Legia Warszawa w Lidze Europy 2011/2012

Czas czytania: 10 m.
5
(1)

Przygodę Polskich drużyn w Lidze Europy rozpoczął Lech Poznań, jak dobrze pamiętamy, wyszedł z grupy, odpadając później w dwumeczu z Bragą. Po tak wspaniałych meczach kibice mieli ochotę na więcej. W sezonie 2010/2011 ligę wygrała Wisła Kraków, która w eliminacjach przegrała swą batalię o Ligę Mistrzów, lecz w Lidze Europy przysparzała nas o zawał serca. Jednak historię zespołu z Krakowa przedstawię Wam innym razem. Dzisiaj chciałem skupić się na warszawskiej Legii, która po zajęciu dopiero trzeciej pozycji w lidze, przebojem wdarła się do europejskich rozgrywek.

Przeczytaj także: „Wojownicy w Lidze Europy – Lech Poznań 2010/2011”

Kto by pomyślał, że Legia, która po ostatnich niepowodzeniach w lidze czy eliminacjach do europejskich pucharów, zaprezentuje się tak dobrze w fazie grupowej Ligi Europy. Ba, już w IV rundzie kwalifikacji zrobiło się o nich głośno, wspaniała gra, dramaturgia, wygrana z wyżej notowanym przeciwnikiem – można powiedzieć, że gdy nie jesteś faworytem, jest lżej. Dodatkową niespodzianką była fenomenalna dyspozycja Miroslava Radovicia – człowieka, który z sezonu na sezon stawał się ważniejszym piłkarzem, a duet który stworzył razem z nowym wówczas napastnikiem Danielem Ljuboją, zostawił swój znak we warszawskim klubie.

Gorący teren w Turcji – Legia Warszawa vs. Gaziantepspor

W III rundzie kwalifikacji Legia trafiła na trudny teren, dosyć wymagającego przeciwnika Gaziantepspor. Pierwszy mecz odbył się na wyjeździe. Przewaga gospodarzy była widoczna od samego początku, wysoki pressing, niezłe operowanie piłką, składne akcje i zagrożenie pod bramką Wojciecha Skaby, który był bardzo dobrze dysponowany w tym spotkaniu. Jednak Legia nie przestraszyła się do końca, Manu razem z Radoviciem starali się konstruować dwójkowe akcje, również młody Michał Kucharczyk pokazywał się dobrej strony. Ljuboja w ataku był osamotniony, pod koniec pierwszej połowy gra się wyrównała, a przerzuty Ariela Borysiuka nareszcie zaczęły trafiać do partnerów. Druga połowa zaczęła się pod dyktando Legii, która atakowała coraz śmielej. Na efekty nie trzeba było długo czekać, po świetnym podaniu w „uliczkę” Ljuboji, drugi z Serbów Miroslav Radović wykorzystał sytuacje sam na sam z bramkarzem. Po kilku atakach gości, mecz w końcowej fazie toczył się w środkowej strefie boiska. Legia po wygranej 1:0, planowała dobrze ustawiać się w Warszawie, aby nie stracić bramki. W takim składzie podopieczni Macieja Skorży rozpoczęli eliminacje:

Skaba – Rzeźniczak, Żewłakow, Komorowski, Wawrzyniak – Borysiuk, Vrdoljak – Manu (81′ Gol), Radović, Kucharczyk (60′ Hubnik) – Ljuboja (90′ Żyro)

Na mecz rewanżowy piłkarze tureckiej drużyny mieli przyjechać ze zdwojoną siłą. Takie wypowiedzi mogliśmy usłyszeć, jednak obietnice tego, że nauczą Legię jak się gra w piłkę, nie sprawdziły się. Sam mecz nie był porywającym widowiskiem. Legioniści próbowali strzelić bramkę w pierwszej połowie, ale zabrakło im szczęścia. W drugiej gra była wyrównana jednak nikt nie skonkretyzował żadnej akcji, więc po dosyć nieciekawym meczu zakończonym 0:0, zaliczka z poprzedniego starcia okazała się wystarczająca do awansu.

Rosyjska przeszkoda, nie do przejścia (?) Legia Warszawa vs. Spartak Moskwa

W kolejnej rundzie Legia miała zmierzyć się z faworyzowanym od początku Spartakiem. Nikt chyba nie dawał szans warszawiakom, którzy stawali naprzeciw klubu, dla którego poniekąd rutyną były europejskie puchary. Nikt w Moskwie nie wyobrażał sobie przegranej z wojskowym klubem sportowym. Wiemy, jakie emocje przysparzają nam mecze reprezentacji pomiędzy Polską a Rosją lub Niemcami. W rywalizacji klubowej sprawa ma się całkiem podobnie. Mecz w Warszawie, to była prawdziwa wojna. Na papierze wszystko przemawiało za Spartakiem. Sumy, jakie przewijały się podczas okienek transferowych były nieziemskie jak na polskie warunki. Przed sezonem potrafili wydać 17 mln euro. Na boisku jednak nie było widać tej różnicy, co więcej to piłkarze Legii w pierwszej połowie byli bardziej widoczni na boisku. Mecz zacząć lepiej się nie mógł. W 3 minucie po dośrodkowaniu Manu piłkę otrzymał Rybus, który na raty podawał do Radovicia, a Serb bez problemu umieścił piłkę w siatce Andrija Dykana. Pierwsze zagrożenie pod bramką Legii można odnotować dopiero w 41 minucie, jednak Skaba był na miejscu. W 53 minucie do wyrównania doprowadził Ari. Legionistów remis nie satysfakcjonował, a w 69 minucie fenomenalną asysta popisał się Daniel Ljuboja, który odegrał piętą do Radovicia, a ten bez problemu umieścił piłkę w siatce. Dwie minuty później po nieupilnowaniu Ariego przez Wawrzyniaka, zrobiło się 2:2. Mimo starań Legionistów wynik utrzymał się do końca.

Priorytety na mecz przeciwko niezaliczanej do europejskiej elity Legii trener czerwono-białych Walerij Karpin wyraźnie określił, wypuszczając na boisko w wyjściowym składzie aż czterech napastników: Wellitona, Ariego, Artioma Dziubę i świeżo pozyskanego Emmanuela Emenike. Ale wkrótce okazało się, że goście powinni myśleć nie o tym, jak szybko zapełnić siatkę bramkową rywali piłkami, lecz o tym, by to im nie wypełniono ich siatki – gazeta „Kommiersant

Rewanż zapowiadał się emocjonująco. Tym razem zadanie było podwójnie utrudnione, strzelec dwóch bramek ze Spartakiem Radović, pauzował za kartki. Wszyscy obawiali się, jak poradzi sobie zespół, w którym strzela tylko Miroslav Pierwsze minuty meczu to potwierdziły, druga akcja zawodników z Moskwy przyniosła im bramkę. Kiriłł Kombarow w 10 minucie pokonał debiutującego w bramce Dusana Kuciaka.

Kiedy zobaczyłem go w debiucie, pierwsze wrażenie było: co to za gość? To jakaś pomyłka: za duża bluza, dziwne getry. Lekko się uśmiechnąłem. Po pierwszej połowie wiedziałem już jednak, że to prawdziwy kozak – Maciej Szczęsny o Kuciaku, wypowiedź dla „Przeglądu Sportowego”

Po niespełna 30 minutach Legia przegrywała już 2:0. Po faulu na jednym z braci Kombarowów sędzia podyktował jedenastkę, którą pewnie wykorzystał sam poszkodowany. W tym momencie zaczął się szaleńczy pościg. Dwie minuty później bramkę kontaktową zdobył Michał Kucharczyk, a niecałe 15 minut później strzałem z rzutu wolnego z 30 metrów popisał się Maciej Rybus! Wynik 2:2, wszystko wróciło do punktu wyjścia. Druga połowa to ataki z obu stron, świetna szansę sam na sam z bramkarzem Spartaka miał Ljuboja, jednak nie zdołał jej wykorzystać. Gdy zanosiło się na dogrywkę, w 92 minucie po dośrodkowaniu Jakuba Wawrzyniaka piłkę w bramce po strzale głową umieścił Janusz Gol, który wprawił w zachwyt zdaje się nie tylko fanów Legii, ale wszystkich kibiców z Polski. Tak, w taki sposób Legia dotarła do fazy grupowej Ligi Europy, takim dwumeczem jak najbardziej na nią zasłużyła.

Grupa z nadziejami na awans

W wyniku losowania z 26 sierpnia 2011 roku Legia została przydzielona do grupy C, w której znalazło się również PSV Eindhoven – zdecydowany faworyt tej grupy. Mogliśmy również zobaczyć starcia z Izraelskim Hapoelem Tel Awiw oraz Rumuńskim Rapidem Bukareszt.

Legia Warszawa vs. PSV Eindhoven – Philips Stadion

Pierwszy mecz Legia zagrała na wyjeździe w Holandii. Wielkie PSV miało zmierzyć się z Wojskowymi, którzy w czwartkowy wieczór 15 września mieli zadebiutować w fazie grupowej Ligi Europy. Trener Maciej Skorża zaskoczył składem, w pierwszej jedenastce nie zobaczyliśmy Miroslava Radovicia. W myśl „zwycięskiego składu się nie zmienia” Serb usiadł na ławce (nie zagrał w meczu na Łużnikach). Miejsca w bramce Legionistów nie oddał Dusan Kuciak, który od początku meczu starał się uchronić piłkarzy z Warszawy przed utratą bramki. Od początku widoczna była zdecydowana przewaga piłkarzy PSV. W 21 minucie Holendrzy udokumentowali swoją wyższość nad drużyną z Polski, po prostopadłym podaniu Szweda Toivonena, piłkę przeciął Komorowski, dopadł do niej Dries Mertens, który szybkim strzałem pokonał Kuciaka. Pierwsza połowa to słaba gra Legionistów, druga nie była aż tak tragiczna, po wejściu Radovicia, który wniósł trochę ożywienia, jednak bramkarz PSV Przemysław Tytoń nie miał zbyt wiele pracy. Końcówka to bombardowanie bramki Legii, która poległa po nie najlepszej grze, miałem wrażenie, że mogli zrobić więcej, jednak być może podeszli zbyt wielkim szacunkiem do rywala i obawą straty bramki.

Legia Warszawa vs. Hapoel Tel Awiw – Stadion Wojska Polskiego

Przed meczem z Hapoelem, piłkarze Legii chcieli odkuć się po porażce z PSV. Pierwsza połowa należała do gości, którzy nie bali się zaatakować na stadionie Legii Warszawa. Szczególnie podobać mogli się dwaj przedstawiciele izraelskiej drużyny Tamuz i Igiebor. Ten pierwszy wpisał się do protokołu meczowego w 34 minucie, pokonując Kuciaka celnym strzałem głową. Rozczarowanie wśród kibiców, po pierwszej połowie ich ulubieńcy przegrywają. W drugiej części piłkarze się zmobilizowali, ujrzeliśmy zdecydowanie lepszą drużynę niż tą, którą zobaczyliśmy przed przerwą. Można powiedzieć, że Wojskowi grali z „rozmachem” w ataku, konstruując ciekawe i składne akcje. Wyrównującego gola po strzale głową strzelił Daniel Ljuboja w 67 minucie, na kolejną bramkę kibice nie musieli długo czekać. Po faulu w polu karnym na Miroslavie Radoviciu sędzia wskazał na wapno! Do piłki podszedł Marcin Komorowski, który huknął w prawy górny róg bramki. Wynik 2:1 nie utrzymywał się zbyt długo, już 6 minut później po strzale jednego z piłkarzy Hapoelu, Kuciak sparował piłke przed siebie, a piłkę dobił Maaran Al Lala. W 89 minucie stadion oszalał, po podaniu głową Ljuboji, z piłką z niemałym trudem zabrał się Radović, który zrobił w biegu dwa razy zamach, a za trzecim strzelił! Mecz zakończony 3:2 i trzy punkty zostały w Warszawie.

Legia Warszawa vs. Rapid Bukareszt – Stadionul National

Po dwóch rozegranych kolejkach nadszedł czas na wyjazd do Rumunii. Około trzech tysięcy kibiców z Polski zasiadło na trybunach w Bukareszcie, dwa razy tyle, co w Eindhoven. Skorża ustawił zespół defensywnie, z Januszem Golem biegającym na dziesiątce. Fani Rapidu od początku wygwizdywali Legię, a kibice z Polski mieli ogromne problemy z wejściem na stadion (próbowano odebrać im flagi, zabierano monety czy klucze do mieszkań). Pierwsza połowa to kilka akcji Wojskowych oraz próby zaatakowania przez Rapid, który próbował od początku być skoncentrowanym w swych działaniach. Po przerwie na stadionie zaczęli pojawiać się kibice Legii, mogliśmy w końcu usłyszeć okrzyki „Legia, Legia Warszawa!”. Od początku Rumuni próbowali przeważać, a Legioniści skupili się na kontratakach. Dopiero w 72 minucie świetnym dośrodkowaniem popisał się Maciej Rybus, a akcję wykończył kto? Radović! Prawdziwe serce i mózg tego zespołu. Dobrze dysponowany Kuciak, nie pozwolił się pokonać i warszawiacy wygrali jednobramkową przewagą. Dobra forma Słowaka w tych meczach była nieoceniona. Chyba nikt nie spodziewał się, że zostanie bramkarzem Legii na lata.

Nie zasłużyliśmy na zwycięstwo, ponieważ na boisku zachowywaliśmy się, jakbyśmy po raz pierwszy grali w międzynarodowych rozgrywkach. Moi piłkarze wyszli na to spotkanie przestraszeni i było to widać w pierwszej połowie, kiedy to zagraliśmy bardzo źle. Po przerwie to się zmieniło, ponieważ mój zespół grał tak, jak powinien od początku. Jednak to rywale zdobyli bramkę po stałym fragmencie gry, choć trzeba przyznać, że goście powinni prowadzić już w pierwszej połowie. Wykazali większe zaufanie do własnych umiejętności – Razvan Lucescu, trener Rapidu

Legia Warszawa vs. Rapid Bukareszt – Stadion Wojska Polskiego

Pierwsze minuty meczu rewanżowego z Rumunami w Warszawie były wyrównane. Pierwsza połowa to ataki piłkarzy Rapidu oraz próby wyprowadzenia kontry przez Legię. Jednak od 25 minuty piłkarze ze stolicy grali w przewadze. Czerwoną kartkę po faulu na Michale Żyro otrzymał Dan Alexa. Powoli widoczna była przewaga polskiego klubu, ale dopiero w drugiej połowie mogliśmy zobaczyć prawdziwy koncert w ich wykonaniu. W 54 minucie uskrzydleni dopingiem 31 tysięcy gardeł Legioniści strzelili pierwsza bramkę. Po słupku Artura Jędrzejczyka, piłkę do bramki mimo asysty dwóch rywali wepchnął Radović, dla którego nie było straconych piłek. Niestety po 10 minutach zespół z Bukaresztu wyrównał. Herea podał do niepilnowanego Teixeiry, a ten umieścił piłkę w siatce. Cztery minuty później po dobrej akcji Macieja Rybusa do pustej bramki piłkę wepchnął … Radović! Rumunii nie potrafili stworzyć żadnej stuprocentowej okazji. Szczęście nie dopisało Januszowi Golowi, który po niespełna 20 minutach musiał zejść po otrzymaniu czerwonej kartki. Wynik meczu ustalili dwaj młodzi i perspektywiczni zawodnicy (jak to dzisiaj brzmi) Rafał Wolski podał do Michała Kucharczyka, który zdobył bramkę. I stało się – Legia uzyskała historyczny awans z grupy, już po 4 meczach mając 9 punktów! W tym samym czasie rozegrany został ciekawy mecz PSV z Hapoelem, w którym padł remis 3:3.

Legia Warszawa vs. PSV Eindhoven – Stadion Wojska Polskiego

Drugi mecz z rzędu na stadionie u siebie. Po trzech wygranych i przegranej tylko 1:0 w Holandii, wszyscy byli optymistycznie nastawieni. Bo dlaczego nie wygrać z PSV u siebie? Skoro jesteśmy w gazie? Jednak fakt, że przed tym meczem obie drużyny miały zapewniony awans, był dodatkową motywacją dla Legionistów, przecież nie mieli nic do stracenia. Mecz zaczął się dobrze. Niezłe sytuacje na początku meczu, co prawda z obu stron, ale z większym impetem usiłowała Legia. Niestety 34 minuta była pechowa dla warszawiaków. Michał Żewłakow tak niefortunnie przeciął piłkę po dośrodkowaniu Manolewa, że ta wpadła do bramki. Po „swojaku” Legia do przerwy przegrywała 0:1. Druga odsłona meczu zaczęła się tak samo, jak końcówka pierwszej – od dominacji PSV. Po faulu Kuciaka na Strootmanie sędzia podyktował karnego dla Holendrów, co więcej Dusan dostał czerwoną kartkę, przez co musiał opuścić boisko. Jego miejsce zajął Wojciech Skaba. Nie zdołał jednak ochronić drużyny przed utratą bramki. Strzelec gola z pierwszego meczu, Dries Mertens podwyższył prowadzenie na 2:0. W 68 minucie po zabójczej kontrze piłkę w siatce umieścił Labyad. Legioniści nie dawali rady na tle PSV, po prostu wyglądali słabiej. Największe zagrożenie w drużynie Wojskowych stwarzał rezerwowy Wolski, jednak nie odmienił losów spotkania, przegrana 0:3.

Legia Warszawa vs. Hapoel Tel Awiw – Bloomfield Stadium

Szkoleniowcy obu klubów postawili na rezerwowych w tym meczu. Wojskowi zaczęli mecz nie najgorzej, jednak brakowało szczęścia przy sytuacjach Dicksona Choto oraz Miroslava Radovicia. Jednak w 33 minucie to Legioniści stracili bramkę. Salim Toama po uderzeniu piłki z rzutu wolnego umieścił ją w siatce, po wyraźnym błędzie Wojciecha Skaby. Po zmianie stron podopieczni Skorży mieli szansę odwrócić losy spotkania po tym, jak czerwoną kartkę ujrzał piłkarz Hapoelu, Gal Shish. Zamiast zdobyć bramkę wyrównującą, goście stracili drugą. Tym razem Skaba nie miał szans przy uderzeniu Avihaya Yadina. W dalszej odsłonie meczu nie potrafili udokumentować przewagi liczebnej na boisku, chociażby golem honorowym. Tym samym Legia okazała się drużyną, która nie remisuje. Po trzech zwycięstwach oraz trzech porażkach Warszawa zawitała w fazie pucharowej Ligi Europy.

L.p.

DrużynaPunktyMeczeWRPBramki
1

PSV Eindhoven

16651013:5
2Legia Warszawa963037:9
3Hapoel Tel Awiw7621310:9
4Rapid Bukareszt36105

5:12

Dwumecz ze Sportingiem

Pierwszy mecz Legioniści zagrali na swoim boisku, jednak sędzia mógł już na początku przerwać spotkanie. Z trybuny zwanej „Żyletą” poleciały kulki śnieżne w kierunku bramkarza Sportingu. Sytuacja się powtarzała, więc słoweński arbiter Matej Jug zagroził przerwaniem meczu. Kibice Legii wzięli sobie do serca ostrzeżenia przekazywane przez spikera na stadionie.

Warszawiacy nie byli w komfortowej sytuacji, zespół opuścił Ariel Borysiuk, a lada dzień odejść do Tereka miał także Maciej Rybus. Widoczny był brak Miroslava Radovicia, który tak świetnie radził sobie jesienią. Także Daniel Ljuboja nie radził sobie najlepiej po miesięcznej przerwie. Mimo nie najlepszej formy Jakub Wawrzyniak w 37 minucie po stałym fragmencie strzelił bramkę. Wynik 1:0 utrzymał się do końca pierwszej połowy. Kwadrans po rozpoczęciu drugiej części spotkania, również po stałym fragmencie piłkę w siatce umieścił Carrico – piłkarz drużyny gości. 11 minut przed końcem gry, idealną piłkę zagrał Rafał Wolski, a okazji nie zmarnował Janusz Gol. Bliżej końcówki meczu, wszyscy ucieszeni świetnym rezultatem popadli w niesmak, Andre Santos świetnym technicznym strzałem pokonał Kuciaka, który był bez szans. Wynik 2:2 utrzymał się do końca.

To będzie bardzo ważne spotkanie. Jesteśmy na nie gotowi. Spodziewam się silnej, grającej z dużym zaangażowaniem Legii. Już w pierwszym meczu piłkarze tego zespołu chcieli prowadzić grę. W rewanżu będą walczyć do końca, bo chcą pokazać, że są w stanie z nami rywalizować – Sá Pinto, trener Sportingu.

Aby trafić w kolejnej rundzie na Manchester City, trzeba było wygrać z drużyną Sportingu w Lizbonie. Pierwsza połowa nie jest warta dłuższego opisu, drużyny spisywały się dosyć pasywnie, a największe zagrożenie wśród warszawskiej obrony siał Matias Fernandez. Po przerwie przez dłuższy okres czasu można było zobaczyć piłkarskie „szachy”. Dopiero po wejściu Kucharczyka oraz Wolskiego coś na boisku zaczęło się dziać. W 70 minucie Marcin Komorowski zagroził bramce Sportingu po strzale głową. W 85 minucie gola strzelił Fernadez, po ładnym uderzeniu z rzutu wolnego. Na tablicy świetlnej w Lizbonie, wynik do samego końca nie uległ zmianie. Po tym dwumeczu można było odczuć niedosyt. W pierwszym starciu po lepszej grze tylko remis, w drugim po wyrównanym boju przegrana. Jednak nie zawsze gra ładna dla oka się liczy, a bramki, których Sporting miał więcej.

Podsumowanie:

Faza grupowa w wykonaniu ekipy Macieja Skorży była sinusoidalna, przy lepszych przeciwnikach, Legia mogła spokojnie znaleźć się poza fazą pucharową Ligi Europy. Dwie wygrane z Rapidem oraz szczęśliwe zwycięstwo z Hapoelem dały awans. W meczach z PSV nie było już tak różowo, mimo widocznych chęci, zabrakło umiejętności.

Wielkimi plusami tej drużyny była tytułowa „Serbska ofensywa”. Z przyjemnością oglądało się Miroslava Radovicia, który idealnie trafił z formą w tym sezonie. Egzekutor, mózg, serce, płuca. Był kimś więcej niż tylko uzupełnieniem składu. Wiodąca postać, ikona – tak można dzisiaj określać „Rado”. Z przyjemnością oglądałem technikę użytkową Daniela Ljuboji. Jego sposób zastawiania się, zmysł do gry kombinacyjnej to coś niesamowitego. Ciesze się, że przez pewien okres mogliśmy oglądać tak świetnego zawodnika na polskich boiskach.

Dusan Kuciak to jedno z odkryć Macieja Skorży. Nikt nie myślał, że bramkarz wchodzący za dobrze dysponowanego Wojciecha Skabe, który był niekwestionowanym numerem jeden, w pewnym momencie wygryzie go z bramki. Dusan ma swoją klasę, którą przez lata udowadnia na boiskach. Człowiek, który potrafi przebiec pół boiska, aby zrugać swoich partnerów z defensywy, to prawdziwa skała w bramce Legionistów.

Dobrze spisujący się w ofensywie młodzi zawodnicy, także robili bardzo dobre wrażenie. Rafał Wolski, który czarował swoją techniką, Kucharczyk szalejący na skrzydle. Nawet Janusz Gol, który przyszedł z GKSu Bełchatów potrafił zagrać dobre mecze, dzisiaj dobrze radzi sobie w rosyjskim Amkarze Perm. Niezłe zawody w środku pola rozgrywał również Ariel Borysiuk, który dzięki dobrej grze przeniósł się na boiska Bundesligi. Dośrodkowania z rzutów różnych oraz wolnych Macieja Rybusa, także były nieocenione.

MARIUSZ ZIĘBA

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 5 / 5. Licznik głosów 1

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

Więcej tego autora

Najnowsze

Piłkarskie losy Radosława Majewskiego – reminiscencje po meczu Stali Rzeszów ze Zniczem Pruszków

W rozegranym 10 listopada 2024 roku meczu 16. kolejki Betclic 1. Ligi Stal Rzeszów podejmowała Znicz Pruszków. Dla obu drużyn było to starcie o...

Nadzieja FC Futbol, ludzie, polityka – recenzja

Książka „Nadzieja FC Futbol, ludzie, polityka” to zapis z kilkunastomiesięcznej podróży Anity Werner i Michała Kołodziejczyka do Tanzanii, Turcji, Rwandy i Brazylii. Futbol jest...

Remanent 5. Pole karne z bliska.

Jerzy Chromik powraca z piątą częścią Remanentu, w którym przenosi czytelników na stadiony z lat 80. i 90. Wówczas autor obserwował zmagania drużyn eksportowych,...