Człowieka łatwo jest oceniać po okładce. Szczególnie kogoś takiego, jak Louis van Gaal. Kogoś, kto na pierwszy rzut oka wydaje się być aroganckim, zapatrzonym w siebie gburem, który nie toleruje odmiennego zdania. Trudniej człowiekowi jest zastanowić się, co się za tym kryje. Czy jest to uzewnętrznienie prawdziwego charakteru, czy może to tylko maska. Książka „Louis van Gaal. Liczy się zespół” pozwala odpowiedzieć na to pytanie w przypadku holenderskiego szkoleniowca.
No to jaki jest van Gaal kiedy zdejmuje maskę? Według Maartena Meijera dokładnie taki sam − wyniosły, arogancki, gburowaty. Jeśli na pierwszy rzut oka sądzimy, że pozjadał wszystkie rozumy, to po bliższym poznaniu może pomyślimy, że on po prostu zjadł rozum człowieka, który pozjadał wszystkie rozumy. Van Gaalowi wydaje się, że jest wszechwiedzący, ale trzeba mu przyznać, że… ma rację? Powiedzmy, że ma prawo uważać, że ma rację, przynajmniej w kwestii futbolu. Dlaczego? Ponieważ był cenionym piłkarzem, był trenerem silnych i przeciętnych drużyn, pobierał lekcje trenerki od takich asów jak Michels, Cruyff i Beenhakker, a oprócz tego był też nauczycielem, dzięki czemu opanował w wysokim stopniu umiejętności pedagogiczne. Czy dobry trener potrzebuje czegoś więcej? Oczywiście. Potrzebuje wizji.
Van Gaal tę wizję miał o czym możemy się o tym doskonale przekonać, czytając książkę. Być może to właśnie ona sprawiła, że stał się arogancki. Może z jej powodu nie zawsze dogadywał się z trenerami, ale nie ma się co dziwić, skoro potrafił zapytać trenera, dlaczego ten go nie wystawia, skoro wie, że van Gaal jest najlepszy w drużynie. Być może to właśnie ta wizja sprawiła, że stał się jednym z najlepszych trenerów świata. Książka wyjaśnia jak to się stało, że Holender dotarł na sam szczyt. Opisuje szczegółowo, jak Holender doskonalił swoją pasję w czasie kariery i rozwijał ją po zawieszeniu butów na kołku. Dzięki temu możemy dowiedzieć się ile pracy i samozaparcia potrzeba, by aspirować do miana najlepszego w swoim fachu.
Książka, która ukazała się nakładem wydawnictwa „Galaktyka” bardzo dobrze ukazuje postać dążącego do zbudowania swojej reputacji van Gaala, jednak w pewnym momencie mocno traci na dynamice. Zaczyna zwalniać w momencie, kiedy Holender zostaje menedżerem Bayernu Monachium. Od tego momentu opisy meczów są zbyt dokładne, przesadnie uwypuklone są konferencje prasowe, zupełnie jakby Maarten Meijer przestał się skupiać na tym, co najważniejsze, czyli tym co kształtuje niezwykle oryginalną postać, jaką jest Louis van Gaal. To chyba największy minus książki „Louis van Gaal. Liczy się zespół”.
A kim w ogóle jest ten cały Meijer? Ten ceniony holenderski dziennikarz wydał już kilka książek, które w „Kraju Tulipanów” osiągnęły spory sukces. Najbardziej znane są biografie Dicka Advocaata i Guusa Hiddinka. Jego osoba jest gwarancją na to, że w książce znalazło się znacznie więcej niż możemy przeczytać w mediach, czy zobaczyć w telewizji.
Przykładem mogą być prywatne zwierzenia van Gaala. Holender swego czasu musiał się pogodzić ze śmiercią żony, u której zdiagnozowano raka. Louis opowiedział później o tym w jednym z wywiadów i wyjawił co myśli na temat wiary w Boga.
− W tamtym roku odejście Fernandy było dla mnie ważniejsze niż futbol. I nie kryłem tego. Właśnie w ten sposób staram się żyć. Kiedy zobaczyłem, jak ona cierpi, pomyślałem sobie: To niemożliwe. Bóg przecież także powinien okazywać szacunek. Tak samo jest z wojnami. Gdyby Bóg istniał nie pozwoliłby, żeby tak się działo.
Książkę „Louis van Gaal. Liczy się zespół” można kupić w sklepie Sendsport