„Mój Boniek” – recenzja

Czas czytania: 3 m.
0
(0)

Każdy z nas ma swojego idola. Dziś oglądamy nie tylko jego boiskowe poczynania, ale i prywatne życie na portalach społecznościowych. Starsze pokolenia nie miały tak łatwo z przekazem środków medialnych, więc przygoda każdego z nich zaczynała się od zwykłego pójścia na stadion. Tak właśnie zaczęła się „przyjaźń” pomiędzy kibicem i Zbigniewem Bońkiem.

[wp-review id=”15928″]

Pozycja, która wyszła nakładem wydawnictwa Fabuła Fraza, jest publikacją nietypową. „Mój Boniek” to subiektywna opowieść o idolu piłkarskim z dzieciństwa, o czym autor wspomina już na samym początku.

„Mój Boniek” nie jest biografią w ścisłym znaczeniu. Nie dlatego opisuję karierę jednego z najwybitniejszych postaci polskiej piłki nożnej, ponieważ myślę, że są tacy, którzy jeszcze jej nie znają. Robię to, by rozliczyć się z dawnym idolem. Jego i swoją przeszłością. Ta książka będzie subiektywna, tak jak subiektywna jest pamięć. Mogę napisać tylko o tym, co sam przeżyłem, mam tylko dwoje świadków – to moje oczy. Dlatego opowiadam o tym. O prawdzie.

Sarzało nie owija w bawełnę, nie mydli nikomu oczu i nie upiera się, ze jest to biografia z prawdziwego zdarzenia. Pewnie wielu z was pomyśli – a co tam, każdy z nas mógłby napisać coś podobnego. Czy to o Kazimierzu Deynie, czy Robercie Lewandowskim. Jeśli wysnuwacie taką opinię, muszę sprowadzić na ziemię. Jacek Sarzało to człowiek, który od najmłodszych lat śledził poczynania Zbigniewa Bońka. Pierwsze spotkanie nastąpiło 20 sierpnia 1975 roku, kiedy „Zibi” zadebiutował w czerwonej koszulce. Było to na stadionie przy ul. Armii Czerwonej (tak dawniej nazywała się ul. Józefa Piłsudskiego).

Młodszy od Bońka o sześć lat bez sześciu dni, siedziałem na trybunach i nawet nie przypuszczałem, że oglądam łódzki debiut jednego z największych graczy w dziejach futbolu.

Tak rozpoczęła się miłość do zawodnika, która przetrwała do dzisiaj. Zbieranie gazet, w których pisało się o Bońku, wyjazdy, które czasem kończyły się nie do końca pozytywnie, śledzenie każdego ruchu. Niestety, „Zibi” na pewno nie wiedział, że ma tak oddanego fana. Najbliższe spotkanie autora publikacji ze swoim idolem nastąpiło w 1975 roku, podczas meczu ze Stalą Mielec. Potrzebni byli chłopcy do podawania piłek, a chyba każdy trampkarz marzy o tym, żeby oglądać spotkanie z wysokości murawy. Nie skończyło się to jednak najlepiej. Nikt nie ucierpiał, ale pewnie żaden z młodzików nie wiedział, że zostanie zmieszany z błotem…

W pewnej chwili piłka po niecelnym strzale mielczan poleciała hen za bramkę Widzewa. Mieliśmy ze Sławkiem najbliżej więc w te pędy po nią pobiegliśmy i jeszcze szybciej wracaliśmy. Ale, niestety, nie zdołaliśmy dostarczyć piłki pilnującemu łódzkiej bramki Stanisławowi Burzyńskiemu. Byliśmy już naprawdę blisko, kiedy zatrzymał nas Boniek, który na tę okazję specjalnie pofatygował się ze środka boiska. I kłusował niemal tak szybko, jak my z nieszczęsną piłką. „Co wy odpierdalacie?! Po chuj się, kurwa, śpieszycie?!” – zapytał zwięźle. I nie czekając na odpowiedź, zabrał nam piłkę, po czym odkopnął dokładnie tam, skąd przed chwilą ją ze Sławkiem przytargaliśmy.

Prawdę mówiąc, cała książka wygląda w ten sposób. Autor posiłkował się również wypowiedziami z innych lektur bądź gazet. Wszystko o Zbigniewie Bońku, jego kariera, konflikty (między innymi jeden rozdział poświęcony jest Mirosławowi Tłokińskiemu, który za „Zibim” nie przepadał). Zaczynając od czasów młodzieńczych, poprzez reprezentację, wielkie mecze, kłopoty, w które potrafił się wpakować, trenerów aż po korupcję. Pozycję kończy rozdział o Twitterze, którego Boniek stał się królem, a kultowe stwierdzenie „gość pierdolnięty” musiało się tutaj znaleźć.

Hołd oddany własnemu idolowi, wiele ciekawych historii napisanych lekkim językiem – wciąga. Jeśli czytaliśmy wcześniej o „Zibim” w innych publikacjach czy Internecie, to nie odczujemy czegoś wyjątkowego. Jeśli jednak to nasza pierwsza lektura na jego temat – wręcz przeciwnie. Pomimo tego, że to nie jest typowa biografia, bo subiektywnie opisana, to trzeba przyznać, że jest najaktualniejszą i najlepszą, jakie do tej pory ukazały się na polskim rynku.

Tę książkę kupisz w księgarni internetowej SENDSPORT. Kliknij tutaj

MARIUSZ ZIĘBA

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 0 / 5. Licznik głosów 0

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

spot_img

Więcej tego autora

Najnowsze

„Przewodnik Kibica MLS 2024” – recenzja

Przewodnik Kibica MLS już po raz czwarty ukazał się wersji drukowanej. Postanowiliśmy go dokładnie przeczytać i sprawdzić, czy warto po niego sięgnąć.

Mário Coluna – Święta Bestia

Mozambik dał światu nie tylko świetnego Eusébio. Z tego afrykańskiego kraju pochodzi też Mário Coluna, który przez lata był motorem napędowym Benfiki i razem ze swoim sławniejszym rodakiem decydował o obliczy drużyny w jej najlepszych czasach. Obaj zapisali też piękną kartę występami w reprezentacji.

Trypolis, Londyn, Perugia, Dubaj – Jehad Muntasser i jego wszystkie ścieżki

Co łączy Arsene’a Wengera, rodzinę Kaddafich i Luciano Gaucciego? Wszystkich na swojej piłkarskiej drodze spotkał Jehad Muntasser, pierwszy człowiek ze świata arabskiego, który zagrał w klubie Premier League. Poznajcie jego historię!