Nigeria – mistrz olimpijski z krainy snów

Czas czytania: 9 m.
0
(0)

W 1996 roku miała miejsce setna rocznica pierwszych nowożytnych igrzysk olimpijskich w Atenach. Wydawało się, że impreza przypadająca na jubileusz tego wydarzenia również zostanie przeprowadzona w stolicy Grecji. Stało się inaczej i olimpijczycy walczyli o medale w Atlancie, a w Atenach dopiero w 2004 roku. Sensacyjnym zwycięzcą turnieju olimpijskiego została Nigeria. Do dziś ich historię wspomina się z olbrzymim sentymentem. Celestine Babayaro, Taribo West, Nwankwo Kanu, czy przede wszystkim wyśmienity drybler – Jay-Jay Okocha. To były gwiazdy tamtych igrzysk. 

Poza Atlantą

Na przełomie lipca i sierpnia 1996 roku serce sportowego świata biło w Atlancie. To właśnie tam niezwykły rekord świata w biegu na 200 metrów pobił Michael Johnson. W tym mieście złote krążki zawieszali na szyjach Charles Barkley, Shaquille O’Neal, Scottie Pippen i inni wybitni amerykańscy koszykarze. O medale walczyli też piłkarze, ale ich rywalizacja miała miejsce poza głównym miastem igrzysk.  Po dwóch latach wielki futbol, a właściwie soccer, bo chyba tak powinniśmy napisać w tym przypadku, ponownie zagościł w Stanach Zjednoczonych. W 1994 roku to właśnie w tym kraju odbyły się mistrzostwa świata. Tym razem do USA przyjechali najlepsi przedstawiciele różnych dyscyplin.

Byli także piłkarze, ale… ani razu nie zaprezentowali się w Atlancie. Mecze rozgrywali w Orlando i Miami na Florydzie, w Waszyngtonie i Birmingham w stanie Alabama oraz w miasteczku Athens, odległym od Atalanty o 70 mil. W tym ostatnim odbyły się decydujące spotkania. Mimo że piłkarskie widowiska nie gościły w stolicy igrzysk, frekwencja na nich była znakomita. 32 spotkania obejrzało łącznie 1 364 142 osób. Dało to średnią ponad 40 tysięcy na mecz. Cztery lata wcześniej w Barcelonie olimpijskie zmagania w tej dyscyplinie śledziło z trybun 466 300 widzów, a średnia wyniosła 15 tysięcy.

Piłka nożna w cieniu

Jak zawsze przy okazji IO najwięcej miejsca w mediach, ale też w prywatnych kibicowskich rozmowach poświęca się dyscyplinom innym niż piłka nożna. Nie może to dziwić. Dla lekkoatletów, pływaków czy wioślarzy igrzyska są najważniejszą imprezą w kalendarzu. Piłkarski świat ma inne priorytety. Wcześniej w imprezie tej, jak wiadomo, udział brali jedynie amatorzy. Z czasem zaczęli dołączać zawodowcy. I chociaż mogliśmy co cztery lata podziwiać m.in. gwiazdy NBA, nie zawsze nasze oczy cieszyli najlepsi specjaliści od kopania piłki. Oddajmy głos autorom „Encyklopedii sportów świata”, którzy w 10. tomie wydanego pod redakcją Wojciecha Lipońskiego i Krzysztofa Sawali dzieła tłumaczyli tę sytuację:

Otwarcie się IO dla zawodowców, wprowadzane stopniowo w latach 80. podczas kadencji J.A. Samarancha, spowodowało, że olimpiady z udziałem zawodowych piłkarzy stały się konkurencyjne dla MŚ, czego nie akceptowała FIFA. Spór zażegnano porozumieniem, w myśl którego w IO mogli uczestniczyć zawodnicy do 23 roku życia. W ten sposób piłka nożna na IO stała się rzeczywiście turniejem młodzieżowym.

Na szczęście dla obserwatorów olimpijskich zmagań w piłce nożnej, z czasem odsłonięto furtkę także dla starszych graczy. Po raz pierwszy miało to miejsce właśnie przy okazji opisywanych w tym tekście igrzysk. Autorzy wspomnianej publikacji dodawali:

Od IO 1996 w Atlancie ograniczenie to zniesiono, dopuszczając do gry w każdej drużynie po trzech zawodników w dowolnym wieku.

Słaba Europa

W 1928 roku mistrzem został broniący tytułu Urugwaj. Wówczas jednak turniej olimpijski cieszył się olbrzymim prestiżem. Pierwsze mistrzostwa świata rozegrano dopiero w 1930 roku, jednak i tak w początkowych latach hierarchia tych turniejów była jasna. Po triumfie reprezentacji z Ameryki Południowej aż do opisywanych igrzysk najcenniejsze medale w rywalizacji piłkarzy zdobywali jedynie przedstawiciele krajów Starego Kontynentu. Pozaeuropejska niemoc została przełamana w Atlancie. W dodatku na podium nie znalazła się ani jedna ekipa z naszego kontynentu. Stało się tak pierwszy raz w historii. Również nigdy wcześniej nie wygrał zespół z Afryki. Pierwsze, historyczne złoto olimpijskie w futbolu dla Czarnego Lądu zdobyła reprezentacja Nigerii. Drużynę do tytułu mistrzowskiego poprowadził holenderski trener Johannes Bonfrere.

Jako piłkarz występował w MVV Maastricht. Selekcjonerem nigeryjskiej kadry został we wrześniu 1995 roku. Szybko jednak odszedł z pracy. Powodem rezygnacji były zaległości w wypłacie. Odszedł w kwietniu 1996, po tym jak Nigeryjczycy z przyczyn politycznych zbojkotowali odbywający się w RPA Puchar Narodów Afryki. Efektem tego było odsunięcie tej reprezentacji od udziału w dwóch kolejnych turniejach o mistrzostwo kontynentu. Ponadto kilkakrotnie zalegano z wypłatą dla szkoleniowca. Bonfrere wrócił jednak po zaledwie pięciu tygodniach i powiedział:

Wróciłem, bo zawodnicy tego chcieli, bo wierzyli we mnie.

Holendrowi odpowiadał ofensywny styl gry. Taki właśnie charakteryzował jego podopiecznych, którzy okazali się najlepsi podczas amerykańskich igrzysk.

Byłem napastnikiem i moim zawodnikom mówię, żeby na boisku także atakowali. Kiedy ma się graczy, którzy potrafią wygrywać pojedynki, to jest to najlepszy styl – mówił Bonfrere.

Faza grupowa

Turniej Nigeryjczycy rozpoczęli od meczu z Węgrami. Na stadionie w Orlando długo utrzymywał się bezbramkowy remis. Dopiero na trzynaście minut przed końcem bramkę zdobył Nwankwo Kanu, który po igrzyskach przeniósł się z Amsterdamu do Mediolanu, zamieniając Ajax na Inter. Był to jedyny gol w tym meczu. Nie przyszło ono łatwo, ale to właśnie tak zaczęła się droga do historycznego sukcesu. W tym samym mieście Nigeryjczycy rozegrali drugi mecz w ramach olimpijskich zmagań. Mierzyli się z Japonią, a spotkanie sędziował człowiek, który stał się później największą gwiazdą wśród piłkarskich arbitrów – Włoch, Pierluigi Collina. O nim jeszcze w tekście napiszemy, ale już przy okazji najważniejszego meczu. Piłkarze z kraju Kwitnącej Wiśni przystępowali do tej rywalizacji w szampańskich nastrojach, bowiem w pierwszej potyczce sprawili dużą niespodziankę. Zdołali pokonać Brazylię – wielkiego faworyta imprezy.

To wysiłek całego zespołu. Przed meczem nie marzyłem nawet o zwycięstwie, remis wydawał się być ogromnym sukcesem – powiedział japoński bramkarz Yoshikatsu Kawaguchi.

Nigeria okazała się jednak mocniejsza. Wprawdzie remis utrzymywał się jeszcze dłużej niż w przypadku jej rywalizacji z Węgrami, ale gole wreszcie padły. W końcówce do japońskiej bramki trafił Tadahiro Akiba, który pokonał własnego bramkarza. W ostatniej minucie rzut karny wykorzystał Jay-Jay Okocha. Zrobił to w zasadzie dwukrotnie. Najpierw posłał piłkę w lewe okienko, ale ponieważ jego koledzy zbyt wcześnie wbiegli w pole karne, jedenastkę należało powtórzyć. Przy kolejnym podejściu „Afrykański Maradona” znów był bezbłędny, tym razem trafiając w prawy górny róg. Wygrana 2:0 sprawiła, że początek turnieju był dla zawodników z Afryki bardzo niemal wymarzony.

Ostatnim grupowym meczem Nigeryjczyków był bój z Brazylią. Afrykanie mieli zapewniony awans do ćwierćfinału. Rywale musieli wygrać, by znaleźć się w najlepszej ósemce. Dzięki bramce zdobytej przez Ronaldo, który później będzie zachwycał wspaniałą grą m.in. w Barcelonie i Realu Madryt i stanie się bohaterem pokolenia, odnieśli zwycięstwo i do fazy pucharowej weszły obie drużyny.

Droga do finału

W ćwierćfinale przeciwnikiem naszych dzisiejszych bohaterów był Meksyk. O awans do najlepszej czwórki zespoły te walczyły na stadionie w Birmingham. Meksykanie wygrali grupę z Ghaną, Koreą Południową i Włochami. Super Orły wygrały bardzo pewnie. Już po dwudziestu minutach prowadzili po strzale sprzed pola karnego wspomnianego Okochy. Do awansu zbliżyli się, kiedy jeden z rywali, Duilio Davino został ukarany czerwoną kartką za zagranie ręką. Grając w osłabieniu, Meksykanie usiłowali wyrównać, ale ich ambitna walka na nic się nie zdała. W końcówce Celestine Babayaro ustalił wynik na 2:0 i dał rodakom przepustkę do półfinału.  Poziom afrykańskiego futbolu chwalił Bebeto, jeden z filarów reprezentacji Brazylii. W ćwierćfinale Canarinhos pokonali Ghanę, ale nie był to dla nich spacerek. W półfinale czekała już Nigeria, więc szykowała się powtórka z grupowej rywalizacji. Oddajmy głos Bebeto, który nie krył zaskoczenia dobrą postawą drużyn z „Czarnego Lądu”:

Nie myślałem, że oni są tacy dobrzy. Następny mecz rozgrywamy z Nigerią i wiemy teraz jak z tą drużyną grać. Powinno być łatwiej niż w eliminacjach. Mamy nadzieję spotkać się w finale z Argentyną i zdobyć złoty medal.

Największe emocje czekały na kibiców w półfinale. Ponownie doszło do walki Nigerii z Brazylią. Był to prawdopodobnie najlepszy mecz igrzysk. Siedem goli, dogrywka i nigeryjska remontada (wówczas to słowo w języku polskim jeszcze nie funkcjonowało) złożyły się na niezapomniany spektakl. Już w 2. minucie Brazylijczycy zdobyli pierwszą bramkę. Flavio Conceicao przymierzył z rzutu wolnego, a piłka odbita od stojącego w murze zawodnika wpadła do bramki. Afrykanie szybko wyrównali. Własnego bramkarza zaskoczył kolejny późniejszy gwiazdor z Kraju Kawy, Roberto Carlos. Remis nie utrzymał się długo. Jeszcze przed przerwą trafiali Bebeto i ponownie Conceicao. Rezultat 3:1 po pierwszej odsłonie nie dawał wielkiej nadziei nigeryjskim piłkarzom.

Jednak futbol to jedna z najpiękniejszych rzeczy na świecie. A takie miano zawdzięcza ogromnej nieprzewidywalności. Trudno w to uwierzyć, ale Nigeryjczycy zdołali się pozbierać i odrobili straty. Na niecałe pół godziny przed końcem mieli prawo podłamać się całkowicie, bowiem Okocha nie wykorzystał rzutu karnego. Okazało się, że nawet to nie było w stanie rozwiać ich marzeń. Viktor Ikpeba strzałem z prawie dwudziestu metrów przywrócił kolegom wiarę w awans do finału.  Ataki zespołu z Afryki były coraz bardziej żywiołowe i przyniosły efekt w samej końcówce. Z bliska piłkę do bramki skierował niezawodny Kanu. Na kibiców zgromadzonych na stadionie w Athens czekała zatem dogrywka. W niej już po czterech minutach znów dał o sobie znać Kanu. Z około szesnastu metrów huknął lewą nogą i wprowadził rodaków w euforię. Po meczu stwierdził z entuzjazmem:

To było absolutnie fantastyczne. To jedna z najwspanialszych chwil w moim życiu. Jesteśmy bardzo, bardzo szczęśliwi. Rezultat nie jest dla nas niespodzianką, bo mamy w Nigerii bardzo dobrych zawodników.

Mario Zagalo, wspomniany już szkoleniowiec Brazylijczyków, także był pod wrażeniem widowiska. Mimo porażki swoich piłkarzy, potrafił docenić to, co tego dnia miało miejsce na boisku w Athens.

To był piękny, nieprawdopodobny mecz. Nigeria do końca nie straciła wiary. Mówiłem już wcześniej, że afrykański futbol kiedyś odniesie wielkie zwycięstwo, ale miałem nadzieję, że nie nastąpi to już teraz – powiedział trener pokonanych.

Wspaniały finał

W finale czekali Argentyńczycy, którzy w walce o prawo rozgrywania meczu o złoto pokonali Portugalię. Dzień wcześniej nigeryjski sport odniósł ogromny sukces. Mistrzostwo olimpijskie zdobyła bowiem rywalizująca w skoku w dal Chioma Ajunwa. Z futbolem ma ona wiele wspólnego. W przeszłości była piłkarką. Łączyła obie dyscypliny. Występowała nawet w piłkarskiej reprezentacji. W 1992 roku, jako futbolistka, została ukarana czteroletnią dyskwalifikacją za doping. W roku igrzysk w Atlancie powróciła do sportu, ale postawiła już tylko na lekkoatletykę. I wygrała najważniejszą sportową imprezę świata. To był pierwszy w historii złoty medal olimpijski dla Nigerii. Uskrzydleni sukcesem rodaczki piłkarze przystąpili 3 sierpnia do finałowego starcia.

Dwukrotnie musieli odrabiać straty. Najpierw gola dla Argentyny już na samym początku strzelił Claudio Lopez. Wyrównał Babayaro i przed zmianą stron utrzymywał się remis. Najważniejsze wydarzenia miały miejsce w drugiej połowie. Zaczęła się ona lepiej dla zawodników z Ameryki Południowej. Wspomniany już sędzia Pierluigi Collina podyktował dla nich rzut karny, który wzbudził duże kontrowersje. Z jedenastu metrów trafił Hernan Crespo i Argentyńczycy znów prowadzili. Na nieco ponad kwadrans przed końcem Daniel Amokachi odzyskał remis dla graczy z Afryki. Kibice zajmujący miejsca na trybunach stadionu w Athens już szykowali się na dogrywkę, kiedy na minutę przed mającym oznajmić ją gwizdkiem, zwycięstwo Nigerii zapewnił Emmanuel Amunike, który na boisku pojawił się w końcówce. To on okazał się bohaterem. Znów jednak z cienia wyszedł włoski sędzia. Argentyńczycy domagali się  odgwizdania spalonego i chyba mieli rację. Collina wskazał na środek boiska, a zawodnicy z Afryki mogli świętować.

Arbiter z Italii, nawet jeśli popełnił dwa błędy, nie wypaczył wyniku. Po pierwsze obie drużyny strzeliły po golu, który paść nie powinien. Po drugie Nigeria była tego dnia lepsza. Sam mecz mógł się podobać nie tylko ze względu na dramaturgię i nieoczekiwane zakończenie. Wrażenie robiło tempo dyktowane przez obie jedenastki. Zawodnikom nie przeszkadzał nawet panujący wówczas ogromny upał. Nigeria wygrała 3:2 i to na szyjach jej zawodników zawisły najcenniejsze olimpijskie krążki. Ze srebra cieszyli się Argentyńczycy, a po brąz sięgnęli reprezentanci Brazylii. Zupełnie zawiodła Europa. Najlepsza drużyna z tego kontynentu, Portugalia, była dopiero czwarta.

Bonfrere naturalnie cieszył się z sukcesu swoich podopiecznych, a przy tym radował się, że tak bardzo ceniona przez niego ofensywna gra okazała się skuteczna:

To ważna sprawa nie tylko dla Nigerii, ale także dla piłkarskiego świata. Okazało się, że ofensywny futbol może być nie tylko ładny dla oka, ale i zwycięski – powiedział szkoleniowiec.

Radość oczywiście podzielali ci, którzy na sukces zapracowali na boisku. Viktor Ikpeba:

Wygraliśmy nie tylko dla Afryki, ale także dla czarnej rasy.

Największym optymistą okazał się jednak Tijani Babangida. Tuż po olimpijskim finale snuł wspaniałe prognozy dla nigeryjskiej piłki, mówiąc:

Za dwa lata będziemy mistrzami świata.

Przewidywania się nie sprawdziły. Dwa lata później najlepszą reprezentacją globu okazała się Francja, a Nigeria, podobnie jak cała Afryka, do dziś czeka nie tylko na pierwszy mundialowy triumf, ale w ogóle na historyczny medal tej imprezy.Argentyńczycy, co zrozumiałe, musieli czuć się zawiedzeni, ale porażkę przyjęli z honorem. Jeden z nich, Roberto Sensini ocenił:

Oni złapali wiatr w żagle w drugiej połowie. Myślę, że zasłużyli na zwycięstwo, bo grali natchniony futbol.

Późniejsze losy mistrzów

Piłkarscy kibice często lubią po latach weryfikować to, jak potoczyły się kariery zawodników robiących w przeszłości furorę na turniejach młodzieżowych. Zdarza się, że piłkarze, którzy byli w trakcie tych imprez zmiennikami lub w ogóle nie załapywali się na nie, po latach błyszczeli w Lidze Mistrzów, czy w dorosłych reprezentacjach swoich krajów. Zaś ci, którzy zapowiadali się na graczy wybitnych zupełnie przepadali lub zadowalali się grą na niższym poziomie.

Jeśli chodzi o złotą drużynę Nigerii, szczególną uwagę warto zwrócić na wspomnianego już Nwankwo Kanu. Już wcześniej miał na koncie zdobyte z Ajaksem Puchar i Superpuchar Europy, a także trzy tytuły mistrza Holandii. Po igrzyskach przeniósł się do Interu, z którym sięgnął po Puchar UEFA, ale po spędzonych w Mediolanie trzech latach zawitał do Anglii. Grał tam przez kilkanaście lat. Z największym powodzeniem  w koszulce Arsenalu, w barwach którego cieszył się z krajowego pucharu oraz z dwóch tytułów mistrzowskich. Z kadrą zagrał na trzech turniejach o mistrzostwo świata.

Zadowolony z kariery może być także Celestine Babayaro. Jako zawodnik Chelsea wywalczył mistrzostwo Anglii, Puchar Zdobywców Pucharów i Superpuchar Europy. Ponadto dwa razy triumfował w Pucharze Anglii i Pucharze Ligi Angielskiej. Z reprezentacją zdobył trzy medale Pucharu Narodów Afryki i pojechał na dwa mundiale. Jay-Jay Okocha także zapisał się w pamięci kibiców. Był wicemistrzem Turcji z Fenerbahce oraz wicemistrzem Francji z PSG. Kopał piłkę również na angielskich boiskach, a z reprezentacją zdobył Puchar Narodów Afryki (jeszcze przed igrzyskami w Atlancie) oraz trzykrotnie wziął udział w mistrzostwach świata (w tym raz przed zakończonymi nigeryjskim sukcesem zmaganiami olimpijskimi).

Może i rzeczywiście piłka nożna, dyscyplina numer jeden w wielu krajach świata, wyskakująca z telewizora każdego dnia i kochana przez miliony kibiców, w czasie igrzysk olimpijskich pełni rolę kopciuszka. Ale medal olimpijski, niezależnie od dyscypliny, jest wielkim sukcesem. Polacy także mieli powody do radości, gdy Biało-czerwoni zdobywali złoto w 1972 roku. O monachijskim osiągnięciu drużyny Kazimierza Górskiego mówi się u nas do dziś. Nigeryjczycy też zapisali się w historii i o ich triumfie w Atlancie z pewnością mówić będą całe pokolenia. Cztery lata później afrykańska piłka znów była w blasku olimpijskiego złota, bowiem w Sydney najlepszy okazał się Kamerun. Teraz sympatycy futbolu z tej części świata czekają na medal zdobyty podczas mundialu. Zadanie nie będzie łatwe, ale przecież piłka nożna to dyscyplina kochająca niespodzianki i piękne historie.

GRZEGORZ ZIMNY

  • Cytaty, o ile nie zaznaczono inaczej, pochodzą z artykułu „Czarne złoto” autorstwa Ryszarda Kołtuna, zamieszczonego w roczniku 96-97 „Encyklopedii piłkarskiej FUJI”.

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 0 / 5. Licznik głosów 0

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

Grzegorz Zimny
Grzegorz Zimny
Absolwent pedagogiki na Uniwersytecie Rzeszowskim. Fan historii sportu, ze szczególnym uwzględnieniem piłki nożnej. Pisał teksty dla portalu pubsport.pl. Od 2017 roku autor artykułów na portalu Retro Futbol, gdzie zajmuje się zarówno światową piłką nożną, jak i historiami z lokalnego, podkarpackiego podwórka, najbliższego sercu. Fan muzyki rockowej i książek.

Więcej tego autora

Najnowsze

Piłkarskie losy Radosława Majewskiego – reminiscencje po meczu Stali Rzeszów ze Zniczem Pruszków

W rozegranym 10 listopada 2024 roku meczu 16. kolejki Betclic 1. Ligi Stal Rzeszów podejmowała Znicz Pruszków. Dla obu drużyn było to starcie o...

Nadzieja FC Futbol, ludzie, polityka – recenzja

Książka „Nadzieja FC Futbol, ludzie, polityka” to zapis z kilkunastomiesięcznej podróży Anity Werner i Michała Kołodziejczyka do Tanzanii, Turcji, Rwandy i Brazylii. Futbol jest...

Remanent 5. Pole karne z bliska.

Jerzy Chromik powraca z piątą częścią Remanentu, w którym przenosi czytelników na stadiony z lat 80. i 90. Wówczas autor obserwował zmagania drużyn eksportowych,...