Pichichi: od „Małej kaczki” do pięknego łabędzia

Czas czytania: 5 m.
0
(0)

Athletic Club to marka, która kojarzy się z wielkim lokalnym patriotyzmem. Legendy Athleticu są obecne w hiszpańskiej piłce do dziś, bo ich imieniem nazwane zostały indywidualne nagrody. O Trofeo Pichichi walczą najlepsi napastnicy La Liga. Nagroda ma długą tradycję, bo sięga sezonu 1952/53 i jest hołdem dla dawnego napastnika tego baskijskiego klubu.

Pichichi – biogram

  • Pełne imię i nazwisko: Rafael Moreno Aranzadi
  • Data i miejsce urodzenia: 23.05.1892
  • Data i miejsce śmierci: 01.03.1922
  • Wzrost: 154 cm
  • Pozycja: Napastnik

Historia i statystyki kariery

Kariera juniorska

  • Escolapios

Kariera klubowa

  • Athletic Bilbao (1911-1922) 170 występów, 200 bramek

Kariera reprezentacyjna

  • Hiszpania (1920) 5 występów, 1 bramka

Biała chusta

Możemy narzekać, że jego sława opiera się w dużym stopniu na przedwczesnej śmierci. Czy osiągnąłby taki pośmiertny status, gdyby nie odszedł w wieku zaledwie 29 lat? Tego się nigdy nie dowiemy. Jego śmierć zresztą była owiana tajemnicą. Dokładna przyczyna nie jest do dziś znana. Podobno zjadł zepsute ostrygi i śmiertelnie się zatruł. Nie doczekał trzydziestych urodzin. Wówczas już nie grał w piłkę, tylko… biegał po boisku z gwizdkiem, pełniąc rolę arbitra. Znaleźlibyśmy wielu bardziej zasłużonych graczy w Hiszpanii w dawnych czasach, ale to o Pichichim mówi się w każdym sezonie La Liga. To on osiągnął status legendy. Jego także, jako pierwszego w Athletic Club, można nazwać profesjonalnym piłkarzem, ponieważ normalnie zarabiał na futbolu. Trofea też pozostają wieczne i przemawiają na jego korzyść.

Kolczyk w uchu, różnokolorowe buty, idealnie nażelowane, pofarbowane lub przystrzyżone w wymyśle wzory włosy, koszulki rozchodzące się jak świeże bułeczki w sklepiku osiedlowym – zarówno te oryginalne, jak i tanie podróby (koszulki, nie bułki!). Własna firma najwygodniejszych na rynku (podobno) bokserek, zdjęcia wrzucane najnowszym Iphonem na Instagrama, fanpage, mający blisko 20 milionów polubień i unikanie paparazzich, mknąc naprzód swoim Astonem Martinem One-77 z silnikiem V12. Takie życie być może w dzisiejszych czasach wiódłby Rafael w jednej z dzielnic Bilbao (o ile nie skusiłby się na grube pieniądze szejków). Ponad sto lat temu wyróżnić mógł się zaledwie białą chustką na głowie, co umożliwiało rozpoznanie go na boisku w jednej chwili. Był chucherkiem, którego zdmuchnąłby silniejszy wiatr. Należało go szukać właśnie po białej chuście. Miał swój emblemat, symbol, z którego pamiętany jest nawet po wielu latach. No i najlepiej dryblował, był najzwinniejszy.

Zakochany w Athleticu

Paolo Maldini grał tylko dla Milanu, Ryan Giggs dla Manchesteru United, Packie Bonner przez wiele lat strzegł bramki Celtiku, Giacinto Facchetti był symbolem wielkiego Interu. W Polsce też mieliśmy tzw. „one club manów” – Teodora Aniołę w Lechu Poznań, Gerarda Cieślika w Ruchu Chorzów, Władysława Szczepaniaka w Polonii Warszawa. Również Pichichi w seniorskiej karierze dumnie reprezentował tylko jeden klub – Athletic Club. Każdy pasjonat przyodziany w biało-czerwone, pionowe pasy, wyobraża sobie jak Rafael Moreno Aranzadi lub po prostu Pichichi, sto lat temu mijał obrońców.

Aranzadi kochał Bilbao od zawsze. Tutaj się urodził i wychował. Nie wyobrażał sobie życia gdzie indziej. Ludzie mówili, że ma intelektualny potencjał, jednak on nie chciał się kształcić. Nie marzył, żeby pójść w ślady ojca, który był prawnikiem, a z czasem został burmistrzem miasta. Wujek Rafaela (brat matki) był bardzo znanym hiszpańskim filozofem i pisarzem, ale i to do niego nie przemawiało. Do inżynierii też nigdy go nie ciągnęło, choć tym zajmował się jego brat – Raimundo. Charakteryzował go przede wszystkim spryt fizyczny, chociaż po jednym rzucie oka był oceniany z góry. Przez to został na przykład odrzucony ze służby wojskowej.

Indywidualista i buntownik

Nie przywiązywał wagi do treningów, właściwie to wcale nie trenował, korzystał po prostu z daru od Boga, indywidualnego sprytu i przebiegłości. Szkołę miał gdzieś, tylko ją „odbębniał”. Dla ojca rozpoczął nawet studia prawnicze na Uniwersytecie w Deusto, ale nie zdał żadnego przedmiotu na pierwszym roku. Ojciec naciskał, nie chciał mieć „zakały” w rodzinie, więc znalazł mu pracę w Radzie Miejskiej. Później Rafael został zatrudniony w firmie metalurgicznej braci Merodio. Wolał jednak kopać szmacianą piłkę z kolegami i wracać późno do domu.

Dołączył do Athleticu w 1911 roku, mając 19 lat. Wówczas uzyskał przydomek „Pichichi” z racji swoich mizernych warunków fizycznych. Pichichi, znaczy mała kaczka. Tak to wymyślił jego brat – Raimondo. Rafael szybko awansował do pierwszego zespołu. Najważniejszym trofeum w Hiszpanii był w tamtym czasie Puchar Króla. Brały w nim udział drużyny z całego kraju. Ceniono go ponad wszelkie mistrzostwa regionalne. Finał Copa del Rey w 1913 roku, przeciwko Racing Club de Irun, Aranzadi przegrał, ale szybko im się zrewanżował kilka miesięcy później – strzelając historyczną, pierwszą bramkę na stadionie San Mames, już w 5. minucie.

Utytułowany

Pichichi w wielkim stopniu przyczynił się do zdobycia czterech Pucharów Króla, trzech mistrzostw północy, oraz dwóch Mistrzostw Vizcayan. W finale Copa del Rey 1915 zdobył nawet hat-tricka, a Athletic pokonał Espayol aż 5:0. Znakomita część tych trofeów jest też zasługą angielskiego trenera Billy’ego Barnesa. Szkoleniowiec rozumiał doskonale pozycję Rafaela. Szczególnie że nie minął rok, odkąd sam przestał grać w piłkę. Grał jako skrajny lewy napastnik w drużynie Queens Park Rangers. Skupiał się więc najmocniej na pozycji Pichichiego. Wówczas grano na pięciu, czy nawet sześciu napastników, zupełnie nie dbając o środek pola.

Pichichi grał na tej samej pozycji, co jego trener w przeszłości, stąd bardzo dobrze się rozumieli. Często schodził do środka i pełnił poniekąd rolę mediapunta. Znakomity drybling, zwrotność, dobra gra obiema nogami, i silny strzał – to cechy, które pomagały mu bardzo często kończyć akcję indywidualnie. Pichichi był więc jednocześnie mediapuntą i lisem pola karnego. Teraz trudno to sobie wyobrazić, jednak wtedy proporcje obrońców w stosunku do napastników były jak w piłkarzykach stołowych – atakujący mieli przewagę. Rozegrał 86 oficjalnych meczów i strzelił 80 goli. Pichichi zdobył też srebro olimpijskie w 1920 r., strzelając na turnieju jedną bramkę. Kariera reprezentacyjna jednak nie zdążyła rozkwitnąć, bo licznik zatrzymał się na pięciu spotkaniach.

Pośmiertne odzyskanie statusu legendy

Pod koniec swojego życia (nikt tak wtedy nie przypuszczał) przestał imponować formą. Ikona Pichichiego nie była tak silna, kiedy jeszcze żył. Wówczas był bez żalu krytykowany. Fani zapomnieli o tym, jak dryblował i wygrywał puchary przez wiele lat. Nie rozumieli tego spadku formy. Domagali się tego samego piłkarza, który jeszcze niedawno był piłkarskim czarodziejem. Pichichi tego nie wytrzymał. Szacunek do niego w całym mieście zdecydowanie spadł, a on nie chciał dłużej rozczarowywać. W maju 1921 roku postanowił zostać piłkarskim sędzią. To zabolało fanów jeszcze bardziej niż zawieszenie butów na kołku.

Sędziowski debiut wypadł mu na stadionie… San Mames. Nie pogwizdał długo. W wieku 29 lat zmarł w swoim mieszkaniu na tyfus. Przyczyną było prawdopodobnie zjedzenie nieświeżych ostryg. Pośmiertnie więc – Pichichi znów stał się ulubieńcem i ikoną Bilbao. Wszyscy wymazali z pamięci ostatnie lata jego życia i chcieli pamiętać te wcześniejsze. Dziś legenda jeszcze bardziej urosła. Jest wymieniany naprzemiennie z Telmo Zarrą (także istnieje nagroda nazwana jego imieniem – Trofeo Zarra – przyznawana najlepszemu hiszpańskiemu strzelcowi Primera Division i Segunda Division) jako najwybitniejszy zawodnik w historii baskijskiego klubu. Od 1926 r., czyli cztery lata po śmierci, na cześć snajpera powstało popiersie z brązu, które od tamtego dnia zdobi San Mames.

Trofeo Pichichi

Nagroda nazwana jego imieniem jest tą bardziej popularną i rozpowszechnioną. Trafia do najlepszego strzelca każdego sezonu La Liga. Druga, którą wymyślono dopiero w XXI wieku, to Trofeo Zarra – dla najlepszego strzelca, ale pochodzącego z Hiszpanii. Telmo Zarra był innym, legendarnym napastnikiem Athleticu, który siał postrach wśród defensyw na przełomie lat 40. i 50. To on zdobył pierwsze w historii… Trofeo Pichichi. „Marca” jednak symbolicznie uznała za zwycięzców wszystkich piłkarzy, którzy byli najlepszymi strzelcami ligi przed sezonem 1952/53.

To w 1953 roku gazeta „Marca” postawiła Pichichiemu najtrwalszy pomnik, nazywając nagrodę najlepszego strzelca Primera Division jego imieniem, a właściwie przydomkiem. To hołd dla bramkostrzelnego gracza, który paradoksalnie nigdy nie był królem strzelców ligi, bo ta powstała przecież w 1929 roku, a on grał do 1921. Nie miał więc okazji, którą pewnie by wykorzystał. Na setną rocznicę powstania Athleticu został odkryty wielki pomnik Pichichiego wraz z jego małżonką Aveliną Rodriguez. Na głowie posągu nie mogło zabraknąć białej chusty. To przecież stały atrybut Rafaela. Ten „gigante” możemy podziwiać w muzeum Euskal Museoa Bilbao Museo Nasco.

W świątyni San Mames istnieje pewna tradycja. Jeśli drużyna gra na tym stadionie pierwszy raz – to jej kapitan składa kwiaty przy popiersiu Pichichiego, które od 2013 roku, czyli od powstania nowego San Mames, znajduje się przy wyjściu z tunelu. Jeszcze do niedawna Cristiano Ronaldo i Lionel Messi konsekwentnie walczyli o „małą kaczkę”. Argentyńczyk zdobył tę nagrodę aż osiem razy w karierze. Teraz z wielkim prawdopodobieństwem pierwszy raz w życiu sięgnie po nią Robert Lewandowski.

PATRYK IDASIAK

Zachęcamy do polubienia nas na FACEBOOKU, a także obserwacji na TWITTERZE , INSTAGRAMIE i YOUTUBE

Jak bardzo podobał Ci się ten artykuł?

Średnia ocena 0 / 5. Licznik głosów 0

Nikt jeszcze nie ocenił tego artykułu. Bądź pierwszy!

Cieszymy się, że tekst Ci się spodobał

Sprawdź nasze social media - znajdziesz tam codzienną dawkę ciekawostek.

Przykro nam, że ten tekst Ci się nie spodobał

Chcemy, aby nasze teksty były możliwie najlepsze.

Napisz, co moglibyśmy poprawić.

Redakcja
Redakcja
Jesteśmy niczym Corinthians — przesiąknięci romantycznym futbolem, który narodził się z czystej pasji i chęci rywalizacji, nie zysku. Kochamy piłkę nożną. To ona wypełnia nasze nozdrza, płuca i wszystkie komórki naszego ciała. To ona definiuje nas takimi, jakimi jesteśmy. Futbol nie jest naszym sposobem na życie. Jest jego częścią. Jeżeli myślisz podobnie, to już znaleźliśmy wspólny język. Istniejemy od 2014 roku.

Więcej tego autora

Najnowsze

Walka w Pucharze Polski, przyjazd finalisty, piłkarskie losy Rafała Kurzawy – reminiscencje po meczu Stali Rzeszów z Pogonią Szczecin

Pierwsza runda Pucharu Polski przyniosła sporo emocji. Jednym z najciekawiej zapowiadających się meczów była rywalizacja pierwszoligowej Stali Rzeszów z występującą w rozgrywkach PKO BP...

„Igrzyska życia i śmierci. Sportowcy w powstaniu warszawskim” – recenzja

Powstanie Warszawskie to czas, gdy wielu Polaków zjednoczyło się w obronie stolicy Polski. O sportowych bohaterach walk zbrojnych przeczytacie poniżej. Autorka Agnieszka Cubała jest pasjonatką historii...

„Nadzieja FC. Futbol, ludzie, polityka”. Nowa książka Anity Werner i Michała Kołodziejczyka

Cztery lata po premierze niezwykle ciepło przyjętej książki „Mecz to pretekst. Futbol, wojna, polityka”, Anita Werner i Michał Kołodziejczyk powracają z nowymi reportażami, w...